Jestem właśnie świeżo po wchłonięciu nowej porcji wiedzy i to nie od byle kogo, bo od samej Dr Ewy Dąbrowskiej, której wielu ludzi zawdzięcza zdrowie, a nawet życie.

Wykład Dr Dąbrowskiej  jest już dostępny na witrynie Akademii.

Tymczasem chcę się z Wami podzielić pochodzącymi z wykładu informacjami  odnośnie dbania o florę bakteryjną naszych jelit.

To, że zamieszkują w nich w całkowitej harmonii różne bakterie to już każdy wie. Będziecie jednak zdziwieni ile ich w sobie nosimy: u przeciętnego człowieka masa wszystkich bakterii w jelicie grubym to 1,5 kg!

U człowieka zdrowego 85% flory jelita grubego powinny stanowić pałeczki kwasu mlekowego. A tacy chorzy np. na gościec mają ich tylko 15%. To jak oni mają być zdrowi?

Są też ludzie, u których przewagę stanowi co innego,  np. candida albicans.

Czy jest więc naturalny sposób by przywrócić utraconą równowagę flory bakteryjnej jelit?

Okazuje się, że sposób jest prosty jak drut. Jak zwykle z pomocą przychodzi nam Matka Natura, która wszystko dla nas pięknie przemyślała, a jedyne co musimy zrobić to stosować się do jej praw, bo kiedy te prawa łamiemy, to niestety płacimy wysoką cenę, a jest nią nasze zdrowie.

Matka Natura nie przewidziała przecież, że nadejdą czasy gdy zamiast pokarmem żywym czyli bioaktywnym człowiek będzie masowo opychać się kajzerkami, ciastami na białej mące, białym ryżem, makaronami, pizzami, kebabami, słodyczami, czipsami i popijać to wszystko napojami słodzonymi sacharozą przemocą wyciągniętą z buraków lub trzciny.

Zrobiliśmy głupie rzeczy i mamy za swoje: globalną epidemię chorób, których by nie było gdybyśmy tylko byli uprzejmi szanować odwieczne prawa Matki Natury. Szacunek to taka rzecz, która obowiązuje wzajemnie, nie działa w jedną stronę.

A odwieczne prawa Matki Natury są takie, że w naszym jelicie grubym mają rządzić laktobakterie, bo to one stoją na straży naszej odporności czyli krótko mówiąc naszego zdrowia.

Bo odporność JEST synonimem zdrowia. Jesteś odporny – żadne choróbsko się Ciebie nie ima, fagocyty robią swoje, a Ty po prostu robisz to, po co się pojawiłeś na tej pięknej planecie czyli cieszysz się życiem.

Cudowna perspektywa, przyznasz?

Twój wybór. Możesz dalej wkładać do swojego wnętrza nic nie warte lub wręcz szkodzące mu substancje tylko po to, by prędzej czy później wylądować w „troskliwych” objęciach tzw. służby zdrowia, a możesz też pójść śladem Normana Walkera, któremu dawano 4 tygodnie życia (marskość wątroby), a on nie dość, że przekornie żył 116 lat, to jeszcze w 103-cim roku życia napisał książkę o tym jak to zrobić, by być przewlekle zdrowym („Życiodajne sałatki”).

Niektórzy mówią, że żył ponoć tylko 99 lat, ale to i tak oszałamiający wiek jak na kogoś, kto za 4 tygodnie miał umrzeć.

Ale miało być o probiotykach. Co to są te probiotyki to wie mniej więcej każdy, kto przechodził jakąkolwiek kurację antybiotykami w swoim życiu.

Gdy trafiliśmy na mądrego lekarza osłonowo dostawaliśmy od niego probiotyki. Nazwa probiotyk pochodzi od greckiego pro biosdla życia.

A nazwa antybiotyk co będzie w takim razie oznaczać? Hmm… no właśnie. Bez komentarza.

Oczywiście są sytuacje w których nie ma innej drogi leczenia, ale kiedy się godzimy na włożenie do naszego wnętrza antybiotyku ZANIM wyczerpiemy inne możliwości, to tak naprawdę działamy nie pro bios tylko anti bios. I to warto wiedzieć. I zapamiętać.

Lactobacillus-Acidophilus

Przez wiele wieków ludzie żywili się naturalnie: jedli samodzielnie upieczony chleb na zakwasie, pili fermentowane napoje mleczne (np. kefir), kisili na zimę warzywa bo nie było lodówek. Jednym słowem dostarczali sobie na co dzień mnóstwa laktobakterii.

W 1908 r. rosyjski mikrobiolog Ilija Miecznikow otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za badania nad odpornością, to właśnie on odkrył proces fagocytozy oraz badał jaki wpływ na ten proces mają laktobakterie obecne w jelitach człowieka (niewielkie ich ilości mamy również w jamie ustnej: na języku i podniebieniu).

Przez pewien czas Miecznikow pracował z Pasteurem, ale podobnie jak Bechampsowi – szczęścia mu to w życiu nie przyniosło.

Miecznikow w swoich pracach wskazywał, że bakterie fermentacji mlekowej nie tylko podnoszą odporność i przedłużają życie – jak to się dzieje np. u Bułgarów tradycyjnie żywiących się maślanką i kiszonkami – ale też mogą być stosowane jako metoda bakteryjnej terapii zastępczej.

Jak nietrudno zgadnąć został kurcgalopkiem w podskokach z takimi twierdzeniami odstawiony do lamusa  (jak Bechamps), ponieważ akurat Pasteur został okrzyknięty najjaśniejszą gwiazdą nauk biologicznych, a triumf był przewidziany dla antybiotyków i chemioterapeutyków na których wielki przemysł może dobrze zarobić.

W przeciwieństwie do maślanki i kiszonych ogórków, co zrozumiałe. 😉

ogorki

No więc mamy już od ponad stu lat na tej planecie erę ślepej wiary w antybiotykoterapię oraz w chemioterapię, dzieci już w przedszkolu wiedzą kim był Pasteur, zaś o tym kto to taki Miecznikow czy Bechamps pies z kulawą nogą nie pamięta, bo i po co.

Oczywiście obowiązkowo boimy się panicznie każdego rodzaju bakterii, które są przyczyną zła wszelkiego. Taka moda, takie czasy.

W domach z przerażeniem wszystko sterylizujemy, na wszystko lejemy „zabijający bakterie na śmierć” Domestos, jak również z byle czym lecimy do lekarza, wychodząc z gabinetu z receptą na antybiotyk lub jakieś inne chemiczne paskudztwo, bo przecież żaden szanujący się lekarz nie przepisze pacjentowi kefiru i soku z kiszonej kapusty.

A szkoda, bo w wielu wypadkach powinien!

Zaraz bowiem wyliczę co takiego dla nas robią laktobakterie – doprawdy szczęka opada 😉

Miecznikow pisał proroczo w jednym z pism: „Czytelnik, który posiada małą wiedzę w tej dziedzinie, może być zdziwiony moimi zaleceniami, aby spożywać duże ilości bakterii ponieważ ogólnie panuje przekonanie, że są one szkodliwe. Ta opinia jest błędna. Istnieje wiele dobroczynnych bakterii, wśród których pałeczki kwasu mlekowego zajmują poczesne miejsce.”

Większość ludzi jest innego zdania – takie przekonanie wynosimy ze szkoły i z domu. Inni z kolei są zwyczajnie niedoinformowani, za co płacą cenę własnym zdrowiem.

Dr Dąbrowska na swoim wykładzie przedstawiła korzyści jakie ludzki organizm odnosi ze spożywania pokarmów bogatych w laktobakterie. Ta lista jest imponująca.

Ale skąd w ogóle bierze się niedobór laktobakterii u współczesnych społeczeństw? Dr Dąbrowska wskazuje następujące przyczyny:

– rafinowane cukry, biała mąka, słodycze

– dieta z małą ilością błonnika i prebiotyków (stanowiących pożywkę dla laktobakterii)

– antybiotyki i sterydy (niszczą florę jelit)

– chlorowana woda

– fluorowe pasty do zębów

– używki: kawa, alkohol, papierosy

– szczepienia, promienie rtg

Czyli z jednej strony niedobory dietetyczne (błonnik!), a z drugiej codzienny dopływ toksyn rozmaitego rodzaju.

kawa

Nie wystarczy niestety od czasu do czasu zjeść kubeczek słodzonego cukrem sklepowego „jogurtu owocowego” z dwutygodniowym terminem ważności czy kilka plasterków kiszonego ogórka, a nawet dodatkowe dwie łyżki surówki z kiszonej kapusty raz czy dwa w miesiącu nie wystarczą, aby mieć 1,5 kg bakterii w jelicie grubym, z czego 85% „dobrych”.

Należy po prostu zmienić cały styl życia na naturalny i sprzyjający zdrowiu.

Probiotyk musi mieć też bowiem pożywkę czyli prebiotyk. Jest to taka substancja, która sama w sobie nie ma tych „dobrych” bakterii, nie jest ani kiszonką ani kefirem, ale za to stanowi dla tych bakterii pożywkę gdy już je mamy w organizmie, stymulując ich namnażanie.

Nasze „dobre” bakterie też potrzebują odpowiedniego papu. 🙂

Jako organizmy żywe odmawiają one konsumpcji wszelkiego martwego jedzenia: nie gustują w bułeczkach ani ciasteczkach, gardzą mięsem, pizzą i płatkami Nestle. Jak mawiał Ferdek Kiepski – życie karmi się życiem.

ferdek

Albert Einstein z kolei powiedział: szaleństwem jest robić to co wszyscy i oczekiwać innych rezultatów. Większość z tego co jada przeciętny Polak prebiotykiem nie jest.

Nie są prebiotykiem ani kajzerki, ani makaron, nie są nim też ciastka, ani nie są nim kiełbaski czy homogenizowany dosładzany cukrem serek.

To co w takim razie jest? Wszystko co zawiera błonnik, inulinę, fruktooligosacharydy. Wymieńmy kilka najpopularniejszych produktów:

– czosnek, por, cebula

– pomidory, banany, aloes, szparagi, cykoria

– siemię lniane

– owies, jęczmień, rośliny strączkowe

– miód

– mleko matki

– olej z wątroby rekina (alkiloglicerole)

Zamiast wypłukującej z nas magnez i pozbawiającej zdrowia nasze jelita kawy sięgnijmy więc po pełną inuliny (i magnezu!) zbożówkę, a zamiast obezwładniającego nasz system immunologiczny cukru dodajmy (ale nie do gorącej!) miodu – wyjdzie nam to jedynie na zdrowie.

Z opcją dodatkowej porcji antyoksydantów w postaci cynamonu powstaje boski napój, do którego żadna kawa się nawet nie umywa (ani zdrowotnie, ani smakowo).

Zamiast wypłukiwać magnez – dostarcza go. Zamiast nam niszczyć jelita – wzmacnia dobrą jelitową florę bakteryjną. Zamiast osłabiać nasz system immunologiczny – czyni go silniejszym. Rewelacja!

Przy okazji mamy wyjaśniony fenomen, iż u małych dzieci karmionych mlekiem matki stolec nie ma przykrego zapachu jak to ma miejsce u dorosłych (szczególnie mięsożernych) – po prostu w jelitach takiego dziecka panuje równowaga flory bakteryjnej.

Również dieta warzywno-owocowa powoduje ten sam skutek: znika przykry zapach stolca, flora jelit dzięki codziennemu dostarczaniu kiszonek i błonnika będącego pożywką dla bakterii wraca do równowagi. I dzieje się to niezwykle szybko na tej diecie: tydzień, maksymalnie dwa.

Skąd masz wiedzieć, że masz niedobór laktobakterii w jelicie grubym?

Jeśli cierpisz na jakąkolwiek chorobę przewlekłą i stale zażywasz leki, to masz zaburzoną florę jelitową niemal jak w banku. Ponadto warto obserwować organizm, bo objawy zaburzonej flory bakteryjnej w jelitach niekoniecznie mają charakter związany z trawieniem (wzdęcia, gazy, zaparcia itd.). Często przyjmują inną postać:

– rozmaite niedobory (niedokrwistość czyli anemia, hipowitaminozy czyli brak witamin), zaburzenia nie tylko trawienia ale i wchłaniania. Pamiętaj, że jesteś nie tym co jesz, ale głównie tym co wchłaniasz;

– wzrost histaminy – reakcje alergiczne;

obniżona odporność (podatność na rozmaite infekcje, chroniczne zmęczenie).

Jeśli obserwujesz jakiekolwiek sygnały tego typu ze strony organizmu, to biegiem sięgnij po pokarmy pełne laktobakterii i włącz je do swojej CODZIENNEJ diety.

Nie raz w tygodniu, nie „kiedy mi się przypomni”, ani „kiedy mi się zachce”. Tylko codziennie:

– warzywa kiszone (kapusta biała i czerwona, ogórki, oliwki, papryka, cukinia, buraki ale również naturalnie fermentowany ocet jabłkowy) albo

– fermentowane produkty sojowe (tempeh, miso, fermentowany sos sojowy) albo

– fermentowane produkty mleczne (kefir, maślanka, jogurt).

Do tej listy dodałabym jeszcze rejuvelac czyli fermentowany naturalnie napój ze świeżych kiełków. Innym przykładem napoju fermentowanego jest modna ostatnio kombucha – fermentowana z dodatkiem cukru herbata.

Nasze swojskie domowe kiszonki są jednak bardziej godne polecenia, nie ma w nich grama cukru, my nasze kiszonki fermentujemy z dodatkiem niewielkich ilości kamiennej soli.

Można też w razie biedy sięgnąć po gotowe preparaty (Lakcid, Trilac, Colon C, Actimel itp.). Są one bardzo dobre po terapiach antybiotykami kiedy florę bakteryjną trzeba odbudować stosunkowo szybko.

Jednak i w tym przypadku należy pamiętać o prebiotykach, czyli dostarczaniu pożywki tym bakteriom, jednym słowem o właściwej diecie.

Probiotyk z prebiotykiem tworzą razem synbiotyk, obydwa działającą synergicznie. Samo łykanie kapsułek nie będzie tak efektywne.

Grasujące w naszym przewodzie pokarmowym bakterie kwasu mlekowego (probiotyczne – żywe) nie mają czasu się nudzić.

Tryliony naszych najlepszych przyjaciół, o których istnieniu na co dzień zapominamy, mają mnóstwo pracy i zadań do wykonania każdego dnia.

Zobaczmy co takiego dla nas robią (nawet jak śpimy):

1. Poprawiają samopoczucie, redukują stres: wytwarzają witaminy z grupy B (biotynę, B3, B5, B6, B12, kwas foliowy) oraz witaminę K. Pokarm naturalne fermentowany jest ponadto dużo bogatszy w witaminę C niż ten sam niefermentowany.

2. Poprawiają trawienie – produkują np. laktazę, enzym trawiący cukier mlekowy, to dlatego osoby uczulone na mleko mogą pić je w postaci sfermentowanej.

3. Redukują alergie i egzemy.

4. Poprawiają odtruwanie wątroby (z udziałem kwasu mlekowego, jabłkowego, glukoronowego), to dlatego alkoholicy pożądają np. kiszonych ogórków czy innych pokarmów fermentowanych.

5. Mają zdolności immunorekonstrukcyjne (zwiększają odporność na infekcje, na raka jelit itd.).

6. Hamują toksemię – zmniejszając przechodzenie toksyn z jelit do krwi dzięki uszczelnianiu barier jelitowych w zespole przeciekających jelit, przy czym na dolegliwość taką cierpi większość ludzi nie zdając sobie nawet z tego sprawy.

A wystarczy prosty domowy test, jak mówi dr Ewa Dąbrowska: po zjedzeniu buraków zabarwiony mocz wskazuje na nieszczelność barier jelitowych. Dzieje się tak dlatego, że antocyjany (silne barwniki buraka) przy nieszczelnych barierach jelitowych przedostają się do krwi, nerki natomiast nie mają enzymów jak wątroba i nie są w stanie odbarwić antocyjanów, które u zdrowego człowieka powinny posłusznie powędrować do wątroby i tam zostać rozłożone.

Stąd mocz przy nieszczelnych barierach jelitowych jest wybarwiony po buraczkach na różowo, u alergików czasem nawet na czerwono. Farbowanie moczu po buraczkach ustępuje już po tygodniu diety warzywno-owocowej, kiedy bariery jelitowe ulegają wzmocnieniu, a flora bakteryjna jelit wraca do równowagi.

7. Zwiększają fagocytozę leukocytów.

8. Zwiększają produkcję interferonu, interleukin, immunoglobuliny A.

9. Mają własności antyrakowe – hamują bakterie zamieniające azotany w azotyny (przeazotowana kapusta nie jest wcale rakotwórcza gdy jest kiszona!).

10. Zwiększają przyswajalność minerałów (żelazo, wapń i nasz „wewnętrzny lekarz” – cynk), pamiętasz, że jesteś tym, co przyswajasz? Nie tym co jesz, ale co przyswajasz.  Dzięki utrzymaniu kwasowości jelita chronią przed anemią, osteoporozą, osłabieniem odporności.

11. Mają właściwości antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybicze. Produkują antybakteryjne kwasy (mlekowy, mrówkowy, bursztynowy, octowy), które niszczą bakterie, wirusy i grzyby, w tym nieszczęsną Candida albicans, przywracają równowagę flory po antybiotykach, poprawiają funkcję jelit, usuwanie odpadów, zapobiegają biegunkom.

Dr Dąbrowska opowiada podczas wykładu o pewnej pacjentce cierpiącej od lat na drożdżycę dróg rodnych. Nic  jej nie pomagało, żadne leczenie, bardzo cierpiała, lecz kompletnie nic jej nie pomogło, żaden lek, lekarze byli bezsilni. I  jaki był sposób: codziennie piła szklankę wody z kiszonych w domu ogórków, czyli pełną dobrych bakterii i… wyleczyła tą „nieuleczalną” drożdżycę.

Nawet jak mamy grypę czy przeziębienie, to jedzmy kiszonki, pijmy wodę z ogórków lub z kapusty kiszonej! Teoria Miecznikowa jak najbardziej jak widać się sprawdza.

12. Leczą chorobę wrzodową żołądka – wstrzymując rozwój Helicobacter pylorii.

13. Regulują hormony płciowe, zwiększają płodność.

14. Produkują glukozaminy poprawiające jakość kolagenu i płynu stawowego (czyli m.in hamują „trzeszczenie” w stawach jak również redukują zmarszczki i zapobiegają ich namnażaniu – taki botoks i to dosłownie za psie grosze drogie panie, bo w końcu ile kosztują kiszone ogórki, kapucha czy kilo buraków na zakwas?).

15. Zapobiegają miażdżycy – obniżają „zły” cholesterol LDL oraz regulują ciśnienie krwi.

Taka długaśna lista! Olbrzymie, niewyobrażalne wręcz korzyści – gwarancja pełni zdrowia i długowieczności i to wszystko dosłownie za grosze.

Jednak aby wyhodować sobie 1,5 kg flory bakteryjnej o prawidłowym składzie w jelitach trzeba to wszystko wiedzieć!

A ludzie nie wiedzą – nawet lekarze nie wiedzą, a nawet jak być może wiedzą, to wolą przepisywać chemikalia, znajdź mi lekarza rodzinnego czy innego, który zamiast anty-biotyku (anti bios) doradzi przy infekcji pro-biotyk (pro bios) maślankę i sok z kapusty.

No przecież to tylko Ferdek Kiepski mawiał:  „Życie karmi się życiem”, poważnemu lekarzowi nie uchodzi takich rzeczy, nawet przez gardło mu nie przejdą, nie po to kończył tyle lat ekskluzywnych (i dla większości śmiertelników całkowicie niezrozumiałych) studiów, aby teraz kazać pacjentowi żreć kiszone ogórki i popijać je kefirem przy akompaniamencie sałatki z cykorii!

Zresztą większość pacjentów wyszłaby zapewne z gabinetu takiego lekarza śmiertelnie obrażona.

Mieli nadzieję od mądrego pana w białym kitlu otrzymać receptę na magiczną, szalenie nowoczesną substancję o długiej i skomplikowanej nazwie, a ten tutaj o kiszonej kapuście… i to ma być leczenie??

 

kapusta

Tak! Dr Dąbrowska wyjaśnia, że w istocie to JEST leczenie. I zapobieganie też.

Czas nazwać rzeczy po imieniu: zdrowie zaczyna się w jelitach.

Jeden z moich ulubionych mentorów, life coach i mówca Steven Covey zwykł mawiać: „jeżeli nadal będziemy robić to co robimy, to nadal będziemy mieć to co mamy”. Święte słowa.

Trawestując mojego mentora powiem tak: jeżeli nadal będziemy jeść to co jemy, to nadal będziemy się czuć tak samo podle.

Będą nam chrupać stawy, będziemy cierpieć na niedobory witamin czy na anemię, na brak witalności, będzie nam się ekspresowo  starzeć nieustająco trądzikowa skóra i będzie nam towarzyszyć apatia i niemoc…

My tymczasem, całkiem spokojnie wypijając trzecią kawę – będziemy siedzieć i dumać skąd u licha to wszystko, nie mogąc wyjść ze zdziwienia czemuż to znowu kolejny raz w tym roku chwyciła nas infekcja, skoro i tak przecież odżywiamy się lepiej niż połowa Polaków i nawet przestaliśmy jadać w McDonalds.

A odpowiedź jest tuż pod nosem: probiotyki! Naturalnie fermentowana żywność. Wielki dar od Matki Natury, aby utrzymać nas długie lata w perfekcyjnym zdrowiu i witalności.

Nigdy nie zapominajcie o codziennej porcji naturalnych probiotyków i prebiotyków!

Zdrowie rodzi się w jelitach! 🙂