Jestem właśnie świeżo po wchłonięciu nowej porcji wiedzy i to nie od byle kogo, bo od samej Dr Ewy Dąbrowskiej, której wielu ludzi zawdzięcza zdrowie, a nawet życie.
Wykład Dr Dąbrowskiej jest już dostępny na witrynie Akademii.
Tymczasem chcę się z Wami podzielić pochodzącymi z wykładu informacjami odnośnie dbania o florę bakteryjną naszych jelit.
To, że zamieszkują w nich w całkowitej harmonii różne bakterie to już każdy wie. Będziecie jednak zdziwieni ile ich w sobie nosimy: u przeciętnego człowieka masa wszystkich bakterii w jelicie grubym to 1,5 kg!
U człowieka zdrowego 85% flory jelita grubego powinny stanowić pałeczki kwasu mlekowego. A tacy chorzy np. na gościec mają ich tylko 15%. To jak oni mają być zdrowi?
Są też ludzie, u których przewagę stanowi co innego, np. candida albicans.
Czy jest więc naturalny sposób by przywrócić utraconą równowagę flory bakteryjnej jelit?
Okazuje się, że sposób jest prosty jak drut. Jak zwykle z pomocą przychodzi nam Matka Natura, która wszystko dla nas pięknie przemyślała, a jedyne co musimy zrobić to stosować się do jej praw, bo kiedy te prawa łamiemy, to niestety płacimy wysoką cenę, a jest nią nasze zdrowie.
Matka Natura nie przewidziała przecież, że nadejdą czasy gdy zamiast pokarmem żywym czyli bioaktywnym człowiek będzie masowo opychać się kajzerkami, ciastami na białej mące, białym ryżem, makaronami, pizzami, kebabami, słodyczami, czipsami i popijać to wszystko napojami słodzonymi sacharozą przemocą wyciągniętą z buraków lub trzciny.
Zrobiliśmy głupie rzeczy i mamy za swoje: globalną epidemię chorób, których by nie było gdybyśmy tylko byli uprzejmi szanować odwieczne prawa Matki Natury. Szacunek to taka rzecz, która obowiązuje wzajemnie, nie działa w jedną stronę.
A odwieczne prawa Matki Natury są takie, że w naszym jelicie grubym mają rządzić laktobakterie, bo to one stoją na straży naszej odporności czyli krótko mówiąc naszego zdrowia.
Bo odporność JEST synonimem zdrowia. Jesteś odporny – żadne choróbsko się Ciebie nie ima, fagocyty robią swoje, a Ty po prostu robisz to, po co się pojawiłeś na tej pięknej planecie czyli cieszysz się życiem.
Cudowna perspektywa, przyznasz?
Twój wybór. Możesz dalej wkładać do swojego wnętrza nic nie warte lub wręcz szkodzące mu substancje tylko po to, by prędzej czy później wylądować w „troskliwych” objęciach tzw. służby zdrowia, a możesz też pójść śladem Normana Walkera, któremu dawano 4 tygodnie życia (marskość wątroby), a on nie dość, że przekornie żył 116 lat, to jeszcze w 103-cim roku życia napisał książkę o tym jak to zrobić, by być przewlekle zdrowym („Życiodajne sałatki”).
Niektórzy mówią, że żył ponoć tylko 99 lat, ale to i tak oszałamiający wiek jak na kogoś, kto za 4 tygodnie miał umrzeć.
Ale miało być o probiotykach. Co to są te probiotyki to wie mniej więcej każdy, kto przechodził jakąkolwiek kurację antybiotykami w swoim życiu.
Gdy trafiliśmy na mądrego lekarza osłonowo dostawaliśmy od niego probiotyki. Nazwa probiotyk pochodzi od greckiego pro bios – dla życia.
A nazwa antybiotyk co będzie w takim razie oznaczać? Hmm… no właśnie. Bez komentarza.
Oczywiście są sytuacje w których nie ma innej drogi leczenia, ale kiedy się godzimy na włożenie do naszego wnętrza antybiotyku ZANIM wyczerpiemy inne możliwości, to tak naprawdę działamy nie pro bios tylko anti bios. I to warto wiedzieć. I zapamiętać.
Przez wiele wieków ludzie żywili się naturalnie: jedli samodzielnie upieczony chleb na zakwasie, pili fermentowane napoje mleczne (np. kefir), kisili na zimę warzywa bo nie było lodówek. Jednym słowem dostarczali sobie na co dzień mnóstwa laktobakterii.
W 1908 r. rosyjski mikrobiolog Ilija Miecznikow otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za badania nad odpornością, to właśnie on odkrył proces fagocytozy oraz badał jaki wpływ na ten proces mają laktobakterie obecne w jelitach człowieka (niewielkie ich ilości mamy również w jamie ustnej: na języku i podniebieniu).
Przez pewien czas Miecznikow pracował z Pasteurem, ale podobnie jak Bechampsowi – szczęścia mu to w życiu nie przyniosło.
Miecznikow w swoich pracach wskazywał, że bakterie fermentacji mlekowej nie tylko podnoszą odporność i przedłużają życie – jak to się dzieje np. u Bułgarów tradycyjnie żywiących się maślanką i kiszonkami – ale też mogą być stosowane jako metoda bakteryjnej terapii zastępczej.
Jak nietrudno zgadnąć został kurcgalopkiem w podskokach z takimi twierdzeniami odstawiony do lamusa (jak Bechamps), ponieważ akurat Pasteur został okrzyknięty najjaśniejszą gwiazdą nauk biologicznych, a triumf był przewidziany dla antybiotyków i chemioterapeutyków na których wielki przemysł może dobrze zarobić.
W przeciwieństwie do maślanki i kiszonych ogórków, co zrozumiałe. 😉
No więc mamy już od ponad stu lat na tej planecie erę ślepej wiary w antybiotykoterapię oraz w chemioterapię, dzieci już w przedszkolu wiedzą kim był Pasteur, zaś o tym kto to taki Miecznikow czy Bechamps pies z kulawą nogą nie pamięta, bo i po co.
Oczywiście obowiązkowo boimy się panicznie każdego rodzaju bakterii, które są przyczyną zła wszelkiego. Taka moda, takie czasy.
W domach z przerażeniem wszystko sterylizujemy, na wszystko lejemy „zabijający bakterie na śmierć” Domestos, jak również z byle czym lecimy do lekarza, wychodząc z gabinetu z receptą na antybiotyk lub jakieś inne chemiczne paskudztwo, bo przecież żaden szanujący się lekarz nie przepisze pacjentowi kefiru i soku z kiszonej kapusty.
A szkoda, bo w wielu wypadkach powinien!
Zaraz bowiem wyliczę co takiego dla nas robią laktobakterie – doprawdy szczęka opada 😉
Miecznikow pisał proroczo w jednym z pism: „Czytelnik, który posiada małą wiedzę w tej dziedzinie, może być zdziwiony moimi zaleceniami, aby spożywać duże ilości bakterii ponieważ ogólnie panuje przekonanie, że są one szkodliwe. Ta opinia jest błędna. Istnieje wiele dobroczynnych bakterii, wśród których pałeczki kwasu mlekowego zajmują poczesne miejsce.”
Większość ludzi jest innego zdania – takie przekonanie wynosimy ze szkoły i z domu. Inni z kolei są zwyczajnie niedoinformowani, za co płacą cenę własnym zdrowiem.
Dr Dąbrowska na swoim wykładzie przedstawiła korzyści jakie ludzki organizm odnosi ze spożywania pokarmów bogatych w laktobakterie. Ta lista jest imponująca.
Ale skąd w ogóle bierze się niedobór laktobakterii u współczesnych społeczeństw? Dr Dąbrowska wskazuje następujące przyczyny:
– rafinowane cukry, biała mąka, słodycze
– dieta z małą ilością błonnika i prebiotyków (stanowiących pożywkę dla laktobakterii)
– antybiotyki i sterydy (niszczą florę jelit)
– chlorowana woda
– fluorowe pasty do zębów
– używki: kawa, alkohol, papierosy
– szczepienia, promienie rtg
Czyli z jednej strony niedobory dietetyczne (błonnik!), a z drugiej codzienny dopływ toksyn rozmaitego rodzaju.
Nie wystarczy niestety od czasu do czasu zjeść kubeczek słodzonego cukrem sklepowego „jogurtu owocowego” z dwutygodniowym terminem ważności czy kilka plasterków kiszonego ogórka, a nawet dodatkowe dwie łyżki surówki z kiszonej kapusty raz czy dwa w miesiącu nie wystarczą, aby mieć 1,5 kg bakterii w jelicie grubym, z czego 85% „dobrych”.
Należy po prostu zmienić cały styl życia na naturalny i sprzyjający zdrowiu.
Probiotyk musi mieć też bowiem pożywkę czyli prebiotyk. Jest to taka substancja, która sama w sobie nie ma tych „dobrych” bakterii, nie jest ani kiszonką ani kefirem, ale za to stanowi dla tych bakterii pożywkę gdy już je mamy w organizmie, stymulując ich namnażanie.
Nasze „dobre” bakterie też potrzebują odpowiedniego papu. 🙂
Jako organizmy żywe odmawiają one konsumpcji wszelkiego martwego jedzenia: nie gustują w bułeczkach ani ciasteczkach, gardzą mięsem, pizzą i płatkami Nestle. Jak mawiał Ferdek Kiepski – życie karmi się życiem.
Albert Einstein z kolei powiedział: szaleństwem jest robić to co wszyscy i oczekiwać innych rezultatów. Większość z tego co jada przeciętny Polak prebiotykiem nie jest.
Nie są prebiotykiem ani kajzerki, ani makaron, nie są nim też ciastka, ani nie są nim kiełbaski czy homogenizowany dosładzany cukrem serek.
To co w takim razie jest? Wszystko co zawiera błonnik, inulinę, fruktooligosacharydy. Wymieńmy kilka najpopularniejszych produktów:
– czosnek, por, cebula
– pomidory, banany, aloes, szparagi, cykoria
– siemię lniane
– owies, jęczmień, rośliny strączkowe
– miód
– mleko matki
– olej z wątroby rekina (alkiloglicerole)
Zamiast wypłukującej z nas magnez i pozbawiającej zdrowia nasze jelita kawy sięgnijmy więc po pełną inuliny (i magnezu!) zbożówkę, a zamiast obezwładniającego nasz system immunologiczny cukru dodajmy (ale nie do gorącej!) miodu – wyjdzie nam to jedynie na zdrowie.
Z opcją dodatkowej porcji antyoksydantów w postaci cynamonu powstaje boski napój, do którego żadna kawa się nawet nie umywa (ani zdrowotnie, ani smakowo).
Zamiast wypłukiwać magnez – dostarcza go. Zamiast nam niszczyć jelita – wzmacnia dobrą jelitową florę bakteryjną. Zamiast osłabiać nasz system immunologiczny – czyni go silniejszym. Rewelacja!
Przy okazji mamy wyjaśniony fenomen, iż u małych dzieci karmionych mlekiem matki stolec nie ma przykrego zapachu jak to ma miejsce u dorosłych (szczególnie mięsożernych) – po prostu w jelitach takiego dziecka panuje równowaga flory bakteryjnej.
Również dieta warzywno-owocowa powoduje ten sam skutek: znika przykry zapach stolca, flora jelit dzięki codziennemu dostarczaniu kiszonek i błonnika będącego pożywką dla bakterii wraca do równowagi. I dzieje się to niezwykle szybko na tej diecie: tydzień, maksymalnie dwa.
Skąd masz wiedzieć, że masz niedobór laktobakterii w jelicie grubym?
Jeśli cierpisz na jakąkolwiek chorobę przewlekłą i stale zażywasz leki, to masz zaburzoną florę jelitową niemal jak w banku. Ponadto warto obserwować organizm, bo objawy zaburzonej flory bakteryjnej w jelitach niekoniecznie mają charakter związany z trawieniem (wzdęcia, gazy, zaparcia itd.). Często przyjmują inną postać:
– rozmaite niedobory (niedokrwistość czyli anemia, hipowitaminozy czyli brak witamin), zaburzenia nie tylko trawienia ale i wchłaniania. Pamiętaj, że jesteś nie tym co jesz, ale głównie tym co wchłaniasz;
– wzrost histaminy – reakcje alergiczne;
– obniżona odporność (podatność na rozmaite infekcje, chroniczne zmęczenie).
Jeśli obserwujesz jakiekolwiek sygnały tego typu ze strony organizmu, to biegiem sięgnij po pokarmy pełne laktobakterii i włącz je do swojej CODZIENNEJ diety.
Nie raz w tygodniu, nie „kiedy mi się przypomni”, ani „kiedy mi się zachce”. Tylko codziennie:
– warzywa kiszone (kapusta biała i czerwona, ogórki, oliwki, papryka, cukinia, buraki ale również naturalnie fermentowany ocet jabłkowy) albo
– fermentowane produkty sojowe (tempeh, miso, fermentowany sos sojowy) albo
– fermentowane produkty mleczne (kefir, maślanka, jogurt).
Do tej listy dodałabym jeszcze rejuvelac czyli fermentowany naturalnie napój ze świeżych kiełków. Innym przykładem napoju fermentowanego jest modna ostatnio kombucha – fermentowana z dodatkiem cukru herbata.
Nasze swojskie domowe kiszonki są jednak bardziej godne polecenia, nie ma w nich grama cukru, my nasze kiszonki fermentujemy z dodatkiem niewielkich ilości kamiennej soli.
Można też w razie biedy sięgnąć po gotowe preparaty (Lakcid, Trilac, Colon C, Actimel itp.). Są one bardzo dobre po terapiach antybiotykami kiedy florę bakteryjną trzeba odbudować stosunkowo szybko.
Jednak i w tym przypadku należy pamiętać o prebiotykach, czyli dostarczaniu pożywki tym bakteriom, jednym słowem o właściwej diecie.
Probiotyk z prebiotykiem tworzą razem synbiotyk, obydwa działającą synergicznie. Samo łykanie kapsułek nie będzie tak efektywne.
Grasujące w naszym przewodzie pokarmowym bakterie kwasu mlekowego (probiotyczne – żywe) nie mają czasu się nudzić.
Tryliony naszych najlepszych przyjaciół, o których istnieniu na co dzień zapominamy, mają mnóstwo pracy i zadań do wykonania każdego dnia.
Zobaczmy co takiego dla nas robią (nawet jak śpimy):
1. Poprawiają samopoczucie, redukują stres: wytwarzają witaminy z grupy B (biotynę, B3, B5, B6, B12, kwas foliowy) oraz witaminę K. Pokarm naturalne fermentowany jest ponadto dużo bogatszy w witaminę C niż ten sam niefermentowany.
2. Poprawiają trawienie – produkują np. laktazę, enzym trawiący cukier mlekowy, to dlatego osoby uczulone na mleko mogą pić je w postaci sfermentowanej.
3. Redukują alergie i egzemy.
4. Poprawiają odtruwanie wątroby (z udziałem kwasu mlekowego, jabłkowego, glukoronowego), to dlatego alkoholicy pożądają np. kiszonych ogórków czy innych pokarmów fermentowanych.
5. Mają zdolności immunorekonstrukcyjne (zwiększają odporność na infekcje, na raka jelit itd.).
6. Hamują toksemię – zmniejszając przechodzenie toksyn z jelit do krwi dzięki uszczelnianiu barier jelitowych w zespole przeciekających jelit, przy czym na dolegliwość taką cierpi większość ludzi nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
A wystarczy prosty domowy test, jak mówi dr Ewa Dąbrowska: po zjedzeniu buraków zabarwiony mocz wskazuje na nieszczelność barier jelitowych. Dzieje się tak dlatego, że antocyjany (silne barwniki buraka) przy nieszczelnych barierach jelitowych przedostają się do krwi, nerki natomiast nie mają enzymów jak wątroba i nie są w stanie odbarwić antocyjanów, które u zdrowego człowieka powinny posłusznie powędrować do wątroby i tam zostać rozłożone.
Stąd mocz przy nieszczelnych barierach jelitowych jest wybarwiony po buraczkach na różowo, u alergików czasem nawet na czerwono. Farbowanie moczu po buraczkach ustępuje już po tygodniu diety warzywno-owocowej, kiedy bariery jelitowe ulegają wzmocnieniu, a flora bakteryjna jelit wraca do równowagi.
7. Zwiększają fagocytozę leukocytów.
8. Zwiększają produkcję interferonu, interleukin, immunoglobuliny A.
9. Mają własności antyrakowe – hamują bakterie zamieniające azotany w azotyny (przeazotowana kapusta nie jest wcale rakotwórcza gdy jest kiszona!).
10. Zwiększają przyswajalność minerałów (żelazo, wapń i nasz „wewnętrzny lekarz” – cynk), pamiętasz, że jesteś tym, co przyswajasz? Nie tym co jesz, ale co przyswajasz. Dzięki utrzymaniu kwasowości jelita chronią przed anemią, osteoporozą, osłabieniem odporności.
11. Mają właściwości antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybicze. Produkują antybakteryjne kwasy (mlekowy, mrówkowy, bursztynowy, octowy), które niszczą bakterie, wirusy i grzyby, w tym nieszczęsną Candida albicans, przywracają równowagę flory po antybiotykach, poprawiają funkcję jelit, usuwanie odpadów, zapobiegają biegunkom.
Dr Dąbrowska opowiada podczas wykładu o pewnej pacjentce cierpiącej od lat na drożdżycę dróg rodnych. Nic jej nie pomagało, żadne leczenie, bardzo cierpiała, lecz kompletnie nic jej nie pomogło, żaden lek, lekarze byli bezsilni. I jaki był sposób: codziennie piła szklankę wody z kiszonych w domu ogórków, czyli pełną dobrych bakterii i… wyleczyła tą „nieuleczalną” drożdżycę.
Nawet jak mamy grypę czy przeziębienie, to jedzmy kiszonki, pijmy wodę z ogórków lub z kapusty kiszonej! Teoria Miecznikowa jak najbardziej jak widać się sprawdza.
12. Leczą chorobę wrzodową żołądka – wstrzymując rozwój Helicobacter pylorii.
13. Regulują hormony płciowe, zwiększają płodność.
14. Produkują glukozaminy poprawiające jakość kolagenu i płynu stawowego (czyli m.in hamują „trzeszczenie” w stawach jak również redukują zmarszczki i zapobiegają ich namnażaniu – taki botoks i to dosłownie za psie grosze drogie panie, bo w końcu ile kosztują kiszone ogórki, kapucha czy kilo buraków na zakwas?).
15. Zapobiegają miażdżycy – obniżają „zły” cholesterol LDL oraz regulują ciśnienie krwi.
Taka długaśna lista! Olbrzymie, niewyobrażalne wręcz korzyści – gwarancja pełni zdrowia i długowieczności i to wszystko dosłownie za grosze.
Jednak aby wyhodować sobie 1,5 kg flory bakteryjnej o prawidłowym składzie w jelitach trzeba to wszystko wiedzieć!
A ludzie nie wiedzą – nawet lekarze nie wiedzą, a nawet jak być może wiedzą, to wolą przepisywać chemikalia, znajdź mi lekarza rodzinnego czy innego, który zamiast anty-biotyku (anti bios) doradzi przy infekcji pro-biotyk (pro bios) maślankę i sok z kapusty.
No przecież to tylko Ferdek Kiepski mawiał: „Życie karmi się życiem”, poważnemu lekarzowi nie uchodzi takich rzeczy, nawet przez gardło mu nie przejdą, nie po to kończył tyle lat ekskluzywnych (i dla większości śmiertelników całkowicie niezrozumiałych) studiów, aby teraz kazać pacjentowi żreć kiszone ogórki i popijać je kefirem przy akompaniamencie sałatki z cykorii!
Zresztą większość pacjentów wyszłaby zapewne z gabinetu takiego lekarza śmiertelnie obrażona.
Mieli nadzieję od mądrego pana w białym kitlu otrzymać receptę na magiczną, szalenie nowoczesną substancję o długiej i skomplikowanej nazwie, a ten tutaj o kiszonej kapuście… i to ma być leczenie??
Tak! Dr Dąbrowska wyjaśnia, że w istocie to JEST leczenie. I zapobieganie też.
Czas nazwać rzeczy po imieniu: zdrowie zaczyna się w jelitach.
Jeden z moich ulubionych mentorów, life coach i mówca Steven Covey zwykł mawiać: „jeżeli nadal będziemy robić to co robimy, to nadal będziemy mieć to co mamy”. Święte słowa.
Trawestując mojego mentora powiem tak: jeżeli nadal będziemy jeść to co jemy, to nadal będziemy się czuć tak samo podle.
Będą nam chrupać stawy, będziemy cierpieć na niedobory witamin czy na anemię, na brak witalności, będzie nam się ekspresowo starzeć nieustająco trądzikowa skóra i będzie nam towarzyszyć apatia i niemoc…
My tymczasem, całkiem spokojnie wypijając trzecią kawę – będziemy siedzieć i dumać skąd u licha to wszystko, nie mogąc wyjść ze zdziwienia czemuż to znowu kolejny raz w tym roku chwyciła nas infekcja, skoro i tak przecież odżywiamy się lepiej niż połowa Polaków i nawet przestaliśmy jadać w McDonalds.
A odpowiedź jest tuż pod nosem: probiotyki! Naturalnie fermentowana żywność. Wielki dar od Matki Natury, aby utrzymać nas długie lata w perfekcyjnym zdrowiu i witalności.
Nigdy nie zapominajcie o codziennej porcji naturalnych probiotyków i prebiotyków!
Zdrowie rodzi się w jelitach! 🙂
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Kasia G napisał(a):
Jak zwykle świetny artykuł 🙂
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Kasiu! Pozdrawiam serdecznie 🙂
ROMAN napisał(a):
Wszystko pieknie ale jak teraz jedzenie to GMO warzywa ,owoce nawet UE zatwierdza GMO i mowi ze to nie GMO bo jest w jakims stopniu nieszkodliwe ehh
UK47 napisał(a):
Dlaczego piszą wciągle o złym cholesterolu przecież już odtrąbiono ze holesterol jest tylko jeden jest on nie tylko zdrowy ale i niezbędny .?..
Marlena napisał(a):
Jest jeden, ale ma wiele twarzy i niestety nie jest to tak, że im mamy go więcej oznacza to, że tym jesteśmy zdrowsi, a to z tego powodu, że jest on między innymi również molekułą naprawczą, co oznacza, że im więcej go masz tym więcej jest u Ciebie najwidoczniej do naprawy – tak w mocnym uproszczeniu. Nadmiar cholesterolu jak każdy nadmiar (choćby i najbardziej niezbędnej nam zasadniczo substancji) stanowi dla organizmu obciążenie i toksynę wewnątrzustrojową.
Iza napisał(a):
chyba się powtarzam ale I love AW, kocham też temat probiotyków, też już go kiedyś poruszałam na moim blogu. Jak zwykle Marlena podkreśla meritum sprawy, problem zagrzybienia jest tak powszechny a nikt nie zdaje sobie z niego sprawy. Pozdrawiam ciepło 🙂
Marlena napisał(a):
Dzięki, Izo, pozdrawiam gorąco wzajemnie! 🙂
Anita napisał(a):
przecież ogórki czy kapusta kiszona jest tak pyszna, że nie sposób jej nie jeść! obawiam sie jednak, że przeciętny Polak po przeczytaniu tego artykułu albo pomyśli, że robi się z niego głupka, albo co najwyżej przy najbliższych zakupach kupi ogórki czy kapustę ale …kwaszoną : ( niestety w supermarketach prawie tylko takie są :< ewentualnie ogórki kiszone ale pasteryzowane : (
Marlena napisał(a):
Anitko, dlatego najlepiej kisić w domu, zawsze wiesz co jesz. Oprócz kilkunastu minut poświęconych na przygotowanie warzyw i wody nie musimy robić NIC! Dosłownie nic 🙂
Niestety przeciętny Polak woli spędzić te kilkanaście minut siedząc z tyłkiem przed telewizorem zamiast poświęcić je na przygotowanie domowego kiszonego jadła. 🙁
mira napisał(a):
Ja już zakisiłam i mam własne. A kefir też robię sama z wiejskiego mleka.
Właśnie barszczyk czerwony ( warzywa z ogródka od kolegi) podbity kefirkiem zjadłam. Rejuvelac się już robi, dzięki tobie Marlenko 🙂 Z kawą zbożową mi tak do końca nie wychodzi, ale prawdziwa czarną gotuję z kardamonem i imbirem, potem cynamon i stevia. Siemię zmielone do soku jabłkowego wsypuję i mam napój Bogów…To już duże kroki do przodu.Pozdrawiam wszystkich pragnących być przewlekle zdrowymi.
Jacek napisał(a):
Przy kapuście i ogórkach pomijane są pestycydy używane do ich produkcji. A znam się na tym.
Kapusta – owady, które ciężko wytępić, nawet na jesieni gąsienice..
Ogórki – choroby – doprowadzają do zniszczenia plantacji.
Do tego jeszcze nawozy – dolistne + różne stymulanty.
Opryski co kilka dni, a na drugi dzień zrywanie !!!
Uświadamiania tego, promocji produktów ekologicznych i stworzenie kontrolingu tego BRAK !!!
Marlena napisał(a):
Nawozy nie są jakoś szczególnie szkodliwe ani dla roślin, ani dla człowieka: to są minerały (N, P, K, chyba że używa się nawozu naturalnego o dużo bogatszym składzie, np. humus lub obornik). Jeśli jednak nawet trafimy na warzywa przeazotowane, to proces kiszenia to usuwa – kiszona przeazotowana kapusta czy ogórki tracą swą szkodliwość. Mówiła o tym dr Dąbrowska na wykładzie: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Pestycydy (te najczęściej dzisiaj używane, fosforoorganiczne) są substancjami, które ulegają hydrolizie w wysokim pH, tutaj podałam sposób jak się ich pozbyć: https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Właściciele sklepu ze zdrową żywnością w którym się zaopatruję mają też swoje warzywa z działki niepryskane w sprzedaży. Popytaj u siebie, może też uda ci się kupić? Warto też dogadywać się z działkowcami i szukać wśród znajomych. Niektóre eko warzywa i owoce możesz też kupić w Lidlu, a do ich sprzedaży wkrótce przymierza się sieć Biedronka.
stonoga napisał(a):
Jeśli mozna, poprosze o link do tego 3h wykladu dr Dąbrowskiej. Mądrego czlowieka mozna sluchac i 10h :).
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Oj, to prawda 🙂
Link do części I: https://www.youtube.com/watch?v=VFN3dU81lGg
Link do części II: https://www.youtube.com/watch?v=xt-FnTy9ATY
stonoga napisał(a):
Super, wielkie dzięki. Słuchałam już dr na żywo i wypadła bardzo charyzmatycznie i przekonująco. Teraz posłucham jej na prywatnej audiencji u siebie w domu:). Dzięki!
AniaM napisał(a):
Super artykuł, przypominacz bardzo ważnych rzeczy. Tylko ten olej z wątroby rekina bym wyrzuciła. Przy takim wyborze produktów roślinnych nie ma potrzeby grzebać rekinom w wątrobach 😉
Marlena napisał(a):
Zgadza się, ale po prostu podaję wiernie to co na wykładzie usłyszałam. Przynajmniej jak ktoś będzie pytał o olej z wątroby rekina na taką czy inną przypadłość (bo ktoś coś gdzieś słyszał o nim, więc „czy mi pomoże” na tamto czy na siamto itd…), to wiem już o co chodzi i że można śmiało zastąpić go innymi swojskimi produktami.
molooko napisał(a):
Ode mnie taki przepis na który kiedyś wpadłem i sam musze wypróbować:
„Należny pociąć kapustę włożyć do blendera zalać woda destylowaną, oczyszczoną (nie z kranu lub ze studni) do 2/3 pojemności blendera i zmiksować, przelać do dzbana lub jakiegoś innego najlepiej szklanego naczynia, przykryć i pozostawić na 3 dni w temp. pokojowej. Po trzech dniach soczek jest gotowy,odcedzić farfocle, sok schować do lodówki, pic 1/2 szklanki soku rozrobionego z taka sama ilością wody 2-3xdziennie. Jak napój będzie się kończył powtórzyć procedurę od początku z tym wyjątkiem ze tym razem należny dodać pól szklanki ze starego soku do nowego dzbana i tym sposobem soczek będzie gotowy w 24h.
Każda porcja mikstury zawiera KILKA BILIONÓW BAKTERII , które oczyszcza nasz przewód pokarmowy z niechcianych grzybów i chorobotwórczych patogenów. Napój należny pić w dawkach 2-3 szklanki na dzień do momentu kiedy stolec zacznie się unosić na wodzie i straci zapach później dawkę można obniżyć do 1 szklanki dziennie.”
Marlena napisał(a):
Nie jestem pewna, czy na sterylnie czystej destylowanej wodzie, bez soli a więc i bez mikroelementów zawartych w soli (do kiszenia dajemy takiej kamiennej z mikroelementami, na zwykłej rafinowanej soli kuchennej kiszonki nie wychodzą) cokolwiek idzie ukisić, nie próbowałam nigdy. A poza tym co to znaczy „odcedzić farfocle”, to nie są farfocle tylko pełnowartościowa kapusta. 😛
molooko napisał(a):
Mikroelementów w soli tyle co kot napłakał 😛 Poza tym to nie mój przepis tylko znaleziony ;d To dla ludzi, którym nie chce się kisić kapusty albo nie lubią jej smaku 🙂
Elik napisał(a):
Dziękuję za ciekawe informacje na temat probiotyków. Część tego o czym tutaj czytałam była mi znana, ale nie wszystko. To fajnie poszerzyć nieco swoją wiedzę i to w tak przystępnym tekście. Jeszcze raz dziękuję. 🙂
Gosia napisał(a):
Dziekuje bardzo za ten cudowny, wiele wyjasniajacy artykul. Uratowaliscie mi zycie 😉
Marlena napisał(a):
Zdrowiej szybko, Gosiu! 🙂
Monika napisał(a):
Witam,
ja z koleżanką byłam na diecie dr Dąbrowskiej przez 4 tygodnie. no i niestety nie było tak rewelacyjnie, jak to jest w opisach. Nie wiedzieć czemu trawienie mamy dużo gorsze niż miałyśmy, wzdęcia, gazy, bóle brzucha. zaznaczam, że nie jadamy ani białych mąk ani nawet glutenu. Oczyszczająca dieta niestety nie przywróciła nam równowagi w jelitach. Z opisu wszystko zawsze wygląda pięknie…
Pozdrawiam
Monika i Małgosia
Marlena napisał(a):
Być może popełniłyście jakieś błędy, na Waszym miejscu zwróciłabym się bezpośrednio do Dr Dąbrowskiej przedstawiając szczegółowy jadłospis, zapewne wskazałaby co było nie tak.
3qm napisał(a):
Moje drogie Panie. Trzeba jeść tłuszcze zwierzęce. Człowiek to nie roślina, w jego wnętrzu nie ma roślin. Mięso z warzywami trzeba jeść. Dieta owocowo-warzywna??? Przecież owoce to sama fruktoza. Bez przesady. W dobrej diecie musi być mięso! Flora bakteryjna jest bardzo ważna, to fakt! Przy samych owocach i warzywach można dorobić się chorób.
Marlena napisał(a):
Wręcz przeciwnie – nie jest konieczne jedzenie ani zwierzęcych zwłok ani pochodzącego z nich tłuszczu. Tacy na przykład adwentyści nie jedzą i dożywają setki bez trzymanki, o czym pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-dozyc-setki-w-pieknym-stylu-lekcje-dlugowiecznosci-z-niebieskich-stref/
Znane mi protokoły lecznicze oparte są na warzywach i owocach, ale nie znam żadnego opartego na mięsie. Wiele osób jest przy tym tak silnie uzależnionych od mięsa, że do ostatniego tchu będzie broniło rzekomej „konieczności” jego spożywania. Ten nałóg nie różni się niczym od alkoholizmu, narkomanii i nikotynizmu. O czym nie wiemy dopóki nie rzucimy (choćby eksperymentalnie, na parę tygodni). Jeśli zaś myślisz, że „owoce to sama fruktoza” to nie wiesz nic na temat owoców. Taki tryb myślenia kosztuje rocznie ponad 5 milionów przedwczesnych zgonów rocznie – tych ludzi mogło uratować jedzenie owoców. Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/sposob-na-nadcisnienie-oraz-choroby-serca-i-ukladu-krazenia/
EwciaZet napisał(a):
Wiem, że pytanie zostało zadane 2 lata temu, ale może ktoś dziś też szuka jakiejś odpowiedzi… Dietę oczyszczającą wg wskazówek dr Dąbrowskiej przeszłam raz 10 lat temu, zaczynałam razem z dwoma koleżankami, do końca 6-tygodniowego postu dotrwałam tylko ja, moje współ-motywatorki odpadły, bowiem zaczęło dziać się „coś” nie tak – potworny spadek odporności, grypa, dreszcze itp. Ale… obie dziewczyny w trakcie owej diety popijały „zdrowe” (jak im się wtedy wydawało „kubusie”, które są zacukrzone. Niestety, tzw. post Daniela jest super rygorystyczny i nie ma tu miejsca na „dyspensy”!!! Wspaniałe rezultaty tej diety odczuwam do dziś – wyregulowały mi się cykle miesiączkowe, nigdy już nie miałam tak potwornych bólów miesiączkowych jak przed dietą. Niestety, muszę się przyznać, nie byłam wtedy gotowa na kontynuowanie tego „dobra”, którego wówczas doświadczyłam… Teraz karmię piersią więc nie wolno mi tego postu uskuteczniać, ale staram się trzymać zasad zdrowego żywienia. Dziękuję serdecznie Autorce tej strony – Marlenko, jesteś wielka! 🙂
Aleksandra napisał(a):
Witam czytelników
zgadzam się z większością, chciałabym zaznaczyć tylko parę swoich uwag…
Przyczyn jest wiele, najbardziej istotne to te wymienione, ale również : nieregularne odżywianie się, zbyt duża ilość stresu oraz zbyt mała ilość płynów w diecie (mam na myśli wodę mineralną, zieloną herbatę itp). Większość ludzi ma dziś problem z jelitami jednak znaczna część z tych pacjentów bagatelizuje objawy, kupując espumisan – zabójcę jelit (środek powierzchniowoczynny, czyli innymi słowy mydło !). Poza tym polacy są niestety lekomanami, dziecko ma katar dostaje antybiotyk (który nie działa na wirusy, jest w 80% bezpodstawny!) niszcząc w ten sposób mikloflorę, nie uzupełniając jej latami, rodzice skazują swoje dzieci na problem jelit wrażliwych. Mając IBS należy uzupełnić mikloflorę, jak ? Otoż wprowadzamy do diety probiotyki. Wyłączamy z diety produkty dające ferment. w jelitach- owoce fermentujące takie jak jabłka, warzywa wzdymające takie jak kalafior, brokuly, cebula, groch, fasola… ***Kiszonki takie jak kapusta czy ogórki owszem, jednak nie kiedy już pojawił sie problem, po spożyciu takich produktów w 90% pacjent czuje się gorzej. Spożywamy owoce sezonowe, dojrzałe biologiczne, nie chemiczne importowane owoce egzotyczne, one nie mają żadnej wartości ! Ponad to… mitem jest, że w trakcie problemu należy spożywać jedynie mąkę razową- przeciwnie, oczyszczoną ! Ona nie daje fermentu w jelitach. Nasi przodkowie tylko taką jedli i o dziwo byli zdrowsi niż my dzisiaj ! Kawę pić można, jeśli jest to kawa parzona a nie rozpuszczalna, ponad to nie powinna być z mlekiem. Biała kawa jest bardzo ciężkostrawna i nie powinna być spożywana przez osoby borykające się z problemem związanym z ukł. pokarmowym. Jest to kolejny mit panujący od pokoleń…
Na koniec jedna uwaga, ponieważ zaczynamy popadać w obsesję na temat candidia i grzybicy! Bakterie candidia wyst. naturalnie w jelitach, są nieporządane w zbyt dużej ilości. Jednak nie należy brać leków antygrzyb. tylko probiotyki !!!! Dopóki u pacjenta nie wyst. zielony stolec, nic nie świadczy o grzybicy. Badaniem, jedynym w Polsce, stwierdzającym czy pacjent ma czy nie ma grzybicy jest badanie kyber myk i kyber status, nie posiew w przychodni publicznej…
Podsumowując… po przeczytaniu tego artykułu, gratuluję ! Jest jednym z lepszych, jakie czytalalam w internecie. Parę moich uwag proszę potraktować jako uzupełnienie inf.
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Aleksandro, co do antybiotyków to się zgadzam, jednak masz absolutnie nieścisłe informacje odnośnie diety Dr Dąbrowskiej. To nie jest dieta jedynie dla osób zdrowych, wręcz przeciwnie – jest to dieta lecznicza. Nie jest przejawem tzw. mody na oczyszczanie i nie jedynie oczyszczaniu służy (choć robi to z powodzeniem). Ta dieta leczy i to skutecznie leczy poprzez zupełnie inny mechanizm niż samo „oczyszczanie”.
Pomimo iż nazywamy ją potocznie „Dietą Dr Dąbrowskiej” to nie jest w sumie dieta tylko post. Bardziej zorientowani wiedzą, że jest to post Daniela, opisany w Piśmie Świętym. Post nie jest wymysłem samej pani doktor, jedyne co zrobiła to głęboko przebadała mechanizm postu, a następnie post Daniela zaadoptowała do naszych współczesnych, polskich warunków.
Odnośnie jelit zniszczonych takimi czy innym czynnikami to Twoje zalecenia będą dobre dla tych, którzy z chorobą typu ZDJ jako tako chcą funkcjonować… do końca życia. Dla tych, którzy nie chcą – polecam post Daniela: po potężnych biegunkach (niestety należy je przejść, bo organizm musi zniszczony nabłonek wyrzucić), w ciągu 36 godzin tworzy się w jelitach nowy, zdrowy nabłonek. I to pani doktor przebadała i udokumentowała, podaje to w swoich „kejsach” (przypadkach klinicznych), mówi o tym na wykładach i opisuje w swoich książkach.
Lucyna Gołda napisał(a):
Candida Albicans bardzo się ucieszy jak zjemy sobie
Pysznego miodu 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli masz przerost Candidy to najpierw zbuduj prawidłową florę bakteryjną, a potem dopiero sięgaj po miód. Prebiotyków jest sporo – jest w czym wybierać. 😉
aga napisał(a):
Mam podobne odczucia jak Monika. Co prawda nie byłam na diecie dr Dąbrowskiej, ale od 2 lat na wegetarianizmie, a ostatnio weganizmie z przewagą surowych warzyw i owoców, soków, szejków(staram się jeść warzywa, owoce ekologiczne), cukier jeżeli już do czegoś używam, zastąpiłam ksylitolem, praktycznie zero soli(raczej gomasio), wcześniej próbowałam też makrobiotyki i nie zmieniło się kompletnie nic, jak miałam problemy z jelitami(wzdęcia, gazy – nie będę owijać w bawełnę – cuchnące gazy) tak mam. Nie wspomnę o tym, że mowy nie ma o jedzeniu kiszonek, ponieważ wówczas mój brzuch przybiera rozmiary brzucha kobiety w 6-7 msc. ciąży i jest to bardzo dla mnie uciążliwe. Wcześniej będąc na tzw. „normalnym” pożywieniu nie odżywiałam się fast foodami, 1-2 razy w tyg. jadałam mięso, jadłam chudo, czasami pozwalałam sobie na słodkości. Ale jeszcze raz podkreślę na produktach super foods, absolutnie nie jest mi lepiej. A ostatnio nawet gorzej, ponieważ pojawiły się jakieś dziwne objawy neurologiczne – podejrzewam ostry niedobór B12(jestem w trakcie badań), co wskazywałoby na to, że jednak człowiekowi niewielka ilość zdrowego mięsa jest potrzebna, podkreślam zdrowego, nie z masowej hodowli karmionej paszą GMO i mączką mięsno-kostną. Popełniłam duży błąd nie suplementując B12. I niestety to złe samopoczucie spowodowało, że póki co zarzuciłam zamiar oczyszczania organizmu sokami warzywno-owocowymi(to już chyba ostatnia deska ratunku). No może zauważyłam jeden plus, bardzo, ale to bardzo rzadko boli mnie głowa(może raz na pół roku), a dawniej miewałam dość częste bóle głowy podchodzące pod migrenę.
Marlena napisał(a):
Problem polega na tym, że ludzie myślą, iż przejście na wegetarianizm, weganizm czy witarianizm jest synonimem przewlekłego zdrowia oraz szczęścia wszelakiego. A tak nie jest. Przy każdym rodzaju żywienia ludzie popełniają błędy. Jeśli mają JAKIEKOLWIEK problemy jelitowe to popełniają je jak w banku. Bo w genach każdy człowiek, który rodzi się zdrowy, ma zapisane zdrowie. W tym zdrowe trawienie. Ludzie zdrowi (mający czysty i prawidłowo zarządzany system) nie mają cuchnącego niczego (żadna wydzielina ciała: gazy, kupa, mocz, krew miesięczna, pot, sperma). Organizm zdrowy i czysty z kiszonki się bardzo ucieszy, zamiast reagować wzdęciem. Są na tej planecie ludy nie jedzące mięsa (wcale lub od wielkiego święta), nie suplementujące B12 i pomimo to długowieczne. Ale oni jedzą kiszonki właśnie. Abchazowie, Hunzowie, mieszkańcy Vilcabamba w Peru…
Jeśli nie możesz doprowadzić ustroju do ładu i porządku żywieniem – zrób to postem. Post jak stwierdza Dr Dąbrowska przywraca równowagę na poziomie genowym i nie ma możliwości abyśmy po prawidłowo przeprowadzonym poście mogli mieć w ustroju czegoś za dużo albo czegoś za mało. Wszystko wraca do normy, ponieważ wszystko jest jako norma w naszych genach już zapisane od urodzenia. Jeśli oczywiście urodziliśmy się zdrowi. Więc nieważne czy masz zaparcia czy biegunki – w genach masz zapisane prawidłowe trawienie. Nieważne czy masz niskie czy wysokie ciśnienie – w genach masz zapisane jakie masz mieć prawidłowe. I tak dalej. Wszystko jest zapisane jak na twardym dysku komputera. Tylko że często jest tak, że Matka Natura odtwarza swój program, a my jej w pewnym wieku dokładamy do pieca, zaczynamy grać swoją muzyczkę bo taka nam się bardziej podoba i wtedy niestety powstaje dysonans. Rąbiemy gniewnie w nasz komputer farmaceutykami, czasem włączamy program naprawczy w postaci weganizmu czy witarianizmu, a tu nic – system się wiesza i już. W tej sytuacji jedynie RESTART jest sposobem aby przywrócić prawidłowe funkcjonowanie całej maszynerii. I takim restartem dla naszego biologicznego systemu jest właśnie post. Coś co nazywamy „dietą Dr Dąbrowskiej” lub „dietą warzywno-owocową” jest de facto rodzajem postu.
zofia napisał(a):
zapisane w genach to inaczej mowiac charakter czlowieka.Zadna zmiana odzywiania nam nie pomoze jak nie zmienimy swojego sposobu myslenia….Jedynie glodowka moze pomoc, bo glodujac czlowiek staje sie bardziej pokorny,lagodny,inaczej mowiac jest blizszy Bogu. Nastepuje nie tylko oczyszczenie organizmu, ale przede wszystkim oczyszczenie duszy..oczyszczenie umyslu…
Kajsaki napisał(a):
Pani Ago! wedlug TCM spozywanie surowych owocow i sokow owocowych na dluzsza mete powoduje oslabienie sledziony.Problemy ,jakie pani opisuje wskazuja na oslabienie tego organu.By ja wzmocnic oprocz ziol powinno wrocic sie do spozywania pokarmow gotowanych.Pomocne jest spozywanie na sniadanie zup.Owoce surowe owszem ale najlepiej miedzy 9-11 godz.rano.
Ania napisał(a):
Proszę pomyśleć o wyłączeniu glutenu z diety i obserwacji swojego ciała. Jeśli, zdarzają się Pani często wzdęcia po spożyciu pokarmów, można podejrzewać zespół nadwrażliwego jelita.
Aneta napisał(a):
Moga sie okreslic jako wegetarianka/weganka, ale od czasu do czasu (max. 2 x w miesiacu) zjem sledzia, makrele, szprote i ryby slodkowodne. Sa miesiace jednak, ze jestem tslko weganka. Ostatnio -okres postu przed wielkanoca. Od kilku lat nie jem produktow mlecznych. Wyjatek -2 -3 x w roku chlodnik na prawdziwym kwasnym mleku. Nie spozywam pszenicy, bialego ryzu, cukru. Unikam jajek- skusze sie tylko na zoltko kilka razy w roku. Mieso zwierzece jadlam ostatnio 20lat temu. Nie suplementuje witaminy B12. Wyniki badan na jej stezenie w surowicy sa zawsze w normie, wrecz nawet w polowie normy do gory. Przy racjonalnym odzywianiu nawet wsrod wegetarian nie powinno zabraknac witaminy B12.
heterka napisał(a):
Wszystko pięknie, ale weźcie pod uwagę coś jeszcze. Jeżeli macie mocno zanieczyszczony organizm, to sama dieta doktor Dąbrowskiej może nie wystarczyć. Ciało owszem, potrafi się fantastycznie oczyścić na tym poście, czego i ja doświadczyłam siedem lat temu. Efekt był przefantastyczny, chociaż mój post trwał zaledwie trzy tygodnie, ale jak rok temu zrobiłam go ponownie i też trzytygodniowy, to już żadnej poprawy nie odnotowałam, co było dla mnie niezrozumiałe. Wytrwale szukałam przyczyny i dopiero kilka miesięcy temu wzbogaciłam swoją wiedzę o książki Tombaka i jak zastosowałam oczyszczanie według jego zaleceń to wszystko się odwróciło o 180 stopni. Dla tych, którzy nie są w temacie, chodzi głównie o lewatywy, później o odbudowywanie flory czosnkiem itd – jest tego siedem punktów. W moim przypadku nie było tak spektakularnych efektów, jak to obiecywał pan Tombak, ale zauważyłam, że po prostu potrzebuję więcej czasu, niż ten podstawowy miesiąc, jaki on zaleca. Dlatego warto szukać pomocy dla swojego organizmu z różnych źródeł i obserwować swój organizm, jego reakcje i edukować się na każdym kroku, a nie tylko krytykować jeden sposób na wyjście z przykrych dolegliwości. Bo pani doktor Dąbrowska ma rację we wszystkim, co proponuje, tylko czasami trzeba się wspomóc dodatkowymi sposobami, jeżeli przez kilkanaście lat bezkarnie zaśmiecaliśmy swoje ciało.
P.S. Ten blog – mistrzostwo świata, wiedza zgromadzona w pigułce. Sporo już wiedziałam, ale jest kilka spraw i faktów, o które zawsze chętnie się wzbogacę. Dziękuję Marleno, że chce Ci się go prowadzić.
Marlena napisał(a):
Należy zwrócić uwagę na jedną rzecz: nie sztuka zrobić sobie 3 tygodnie postu warzywno-owocowego raz na 6-7 lat i uważać, że to już samo w sobie uchroni nas od zła wszelkiego i wydłuży nam życie. Pani dr Dąbrowska bardzo jasno zastrzega, że po odbyciu postu należy nie tylko przejść na zdrowe odżywianie (zero śmieci, produktów cukrzonych, przetworzonych itd.) ale też pamiętać trzeba o tzw. „przypominajkach”. Post jednym słowem jest najlepszym, najstarszym, najtańszym i najbardziej skutecznym lekarstwem „na wszystko” na tej planecie, pod warunkiem regularnego stosowania i zdrowego wegetariańskiego lub „prawie-wegetariańskiego” (bo z rzadkim udziałem ryb) odżywiania się naturalnymi, całościowymi (nieprzetworzonymi) pokarmami pomiędzy postami oraz oczywiście generalnie higieniczny tryb życia (spokój ducha, sen, odpoczynek itd). I wtedy żaden Tombak nie będzie nam potrzebny 😉
aga napisał(a):
Być może i masz rację, ale w tym momencie, w którym jestem nie mogę sobie pozwolić na kolejny eksperyment na własnym organizmie w postaci diety warzywno-owocowej lub sokowej. Jak już będę zdiagnozowana i dojdę do siebie to tak jak napisałam w poprzednim komentarzu dieta sokowa czy warzywno-owocowa to moja ostatnia nadzieja. Myślę, że przy tym wszystkim ogromną rolę odgrywa to co siedzi nam w głowie czyli nasza psyche, to jak radzimy sobie z codziennością czyli ciągłym stresem, natłokiem przede wszystkim złych informacji, ogólnym chaosem.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, psyche ma wielki wpływ na nas. Może nie zaszkodziłoby zrobić sobie też test na nietolerancje pokarmowe? On kosztuje coś koło 350 zł, można go zrobić nawet samemu w domu. Przy czym nietolerancja to nie jest to samo co alergia. Bo widzisz to nie jest wcale tak, że nawet takie niewinne i dobroczynne warzywa i owoce wszystkie osoby po równo dobrze tolerują. Można np. nie tolerować psiankowatych (papryka, pomidory, bakłażany, jagody Goji), nawet marchwi czy ziemniaków można nie tolerować. Tzn. nam smakuje ale nasz ustrój się buntuje. Wytwarza kompleksy immunologiczne czyli połączenie obcych białek (dostających się do krwiobiegu poprzez rozszczelnione bariery jelitowe) z przeciwciałem, a my mamy objawy z którymi się męczymy: bóle głowy, katary, infekcje, kołatania serca, astma, nudności, zaparcia, wzdęcia, egzemy, bóle stawów, łysienie, zmęczenie, niskie ciśnienie, tycie itd.
Lucyna Gołda napisał(a):
Grzyb Candida żywi się każdym cukrem i nie widziałam
Diety przeciwgrzybiczej gdzie polecano miód!!!!!!!
Zastanowić się można tylko nad stewia!!!!
Uwaga na rynku pojawiło się dużo produktów ze stewią ale rownież z dodatkiem. słodzików.
Marlena napisał(a):
Lucyno, to nie jest artykuł o tym jak leczyć Candidę. Przeczytaj proszę uważnie jeszcze raz cały artykuł. Jest on o znaczeniu prawidłowej flory bakteryjnej jelit. Candida nie jest przecież jedyną formą nierównowagi flory bakteryjnej, choć jest z pewnością jedną z bardziej znanych bo wszędzie jej pełno ostatnio w mediach. Miód w przeciwieństwie do białego cukru nie zawiera jednak czystej sacharozy. Ma działanie antybakteryjne i prebiotyczne. Oligosacharydy zawarte w miodzie wykazują szereg korzystnych właściwości prebiotycznych. Ich pozytywne oddziaływanie na organizm polega na selektywnej stymulacji wzrostu pałeczek mlekowych, głównie z rodzaju Lactobacillus i Bifidobacterium bytujących w jelicie grubym człowieka. Zatem nie stawiajmy miodu na równi z „każdym cukrem”. To raz. A dwa – tak jak wspomniałam odpowiadając na Twój poprzedni komentarz – jest mnóstwo innych prebiotyków, niekoniecznie zaraz musisz opychać się miodem mając Candidę. Do słodzenia można używać antybakteryjnie działający ksylitol lub listki stewii.
noname napisał(a):
Lucyno.. ogarnij sie. Poczytaj troche. Miod nie powoduje wzrostu grzybow w organizmie, nie jest dla nich pozywieniem!
Aga napisał(a):
Witam! Mam pytanie odnośnie inuliny. Czy należy albo czy można spożywać inulinę w formie proszku codziennie jako dodatek do napojów, jako dodatek do sosów, zup, naleśników itp.?
Pozdrawiam serdecznie.
P.S. Czy mogę prosić o przepis na ciasteczka owsiane? Z góry dziękuję.
Marlena napisał(a):
Ago, inulinę dostaniesz w sklepie ze zdrową żywnością i jak najbardziej można ją dodawać do jogurtu, napojów itd. Ciasteczka owsiane będą 🙂
Asia napisał(a):
Jak zwykle dobra robota:)
Pozdrawiam
P.S. Dzisiaj przyszedł chlorek magnezu sześciowodny i olej kokosowy. Zabieram sie za produkcję pasty do zębów i oliwy magnezowej i cieszę się przy tym ogromnie:)
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Asiu i pozdrawiam wzajemnie serdecznie! 🙂
Kasia napisał(a):
Witaj Marleno,
nawet nie masz pojęcia jak ucieszył mnie ten artykuł. Dlaczego? Ponieważ dwie godziny temu zamówiłam kamionkę do kiszenia. Robiłam to z ciężkim sercem, bo taka powyżej dwudziestu litrów to już też niemały wydatek. Ale teraz po przeczytaniu artykułu (rewelacyjnego jak wszystkie!) nie mam najmniejszych wątpliwości, że zrobiłam dobrze.
Chciałam tylko zapytać czy do kiszenia kapusty mogę użyć soli himalajskiej?
A jeśli chodzi o fermentowane produkty mleczne to czy zwykłe zsiadłe mleko też ma takie wartości?
Pozdrawiam gorąco 🙂
Marlena napisał(a):
Kasiu ja do kiszenia używam soli kamiennej. Nie wiem czy by wyszło z himalajską, nigdy nie próbowałam. Może któryś z czytelników podpowie?
Kasia napisał(a):
A taką sól kamienną dostanę w jakimś supermarkecie czy raczej w sklepach ze zdrową żywnością lub w internecie? Bo powiem szczerze dopiero dzięki twojej stronie zwróciłam uwagę na zwykłą sól, którą do tej pory używałam 🙁 antyzbrylacze itd.
Marlena napisał(a):
Kasiu w marketach dostaniesz i pisze na niej „do przetworów”. I w zdrowej żywności też może ją mają, ja kupuję ją w supermarkecie albo w pobliskim spożywczaku.
Aneta napisał(a):
ostatnio do kapusty miałam akurat tylko sól himalajską i udała się wyśmienicie…
Agnieszka napisał(a):
Bardzo dziękuję za tak pożyteczne informacje. Mam pytanie odnośnie soku z kiszonych ogórków. Narobiłam w tym roku całą masę słoików więc i soku mam pod dostatkiem.
Zastanawiam się czy mogę go dawać dzieciom do picia? Bo trochę się martwię tą solą.
Pozdrawiam,
Marlena napisał(a):
Większość dzieci uwielbia sok z ogórków i kiszonej kapusty. Jeśli solanka nie była robiona za mocna (ja robię łyżka soli na litr wody) to można śmiało dać. Pewnie w wędlinach i innych przetworzonych rzeczach tej soli jest tyle samo jak nie więcej.
OlaGS napisał(a):
Witaj Marleno! Oczywiście znowu z przyjemnością czytałam. Potrzebna mi taka pozytywna baza. Dr. D poznałam i byłam na Jej wykładach. Budujące. Zrobiłam msc. Te.u kiszonki. Ale mam problemy, więc moze mi pomozesz. Ogórki wyszły, ale pojedyncze nie miały tej charakterystycznej kwasowosci i miękły, a woda stała się biaława-nie przezroczysta.. Warzywa mieszane tez wyszły, ale na nich tak jak na ogórkach po wierzchu wody pojawił sie taki biały kozuszek. Czy tak ma być?
A słoiki z czosnkiem kiszonym…po wierzchu plywała normalna pleśń… zalamka..tyle pracy..no izebyczosnek-tak bakteriobojczy splesnial?… Moze to to ze nie wyparzylam sloikow?… pozdrawiam. Bede wwdzieczna za odp.
Marlena napisał(a):
Olu, najpierw wiadomo – umyć, przy myciu zwracać uwagę aby dokładnie wypłukać resztki płynu do naczyń, a potem KONIECZNIE wyparzyć. Bo tam nie ma być innych bakterii jak tylko te z procesu fermentacji. Inaczej może zacząć nam gnić. Delikatny biały kożuszek jest ok, również lekki nalot na samych ogórkach, ale ciemna pleśń ani mętny śmierdzący śluz już nie bardzo. Zapach ma być swoisty, kiszonkowy.
OlaGS napisał(a):
Dziękuję. Dziwi mnie tez ze w jednym słoju wiekszosc ogorkow ukiszona, a parę jakby nie.. A sloiki juz zawsze wyparzę 🙂 Ale nie piszesz czy to normalne ze woda w ogorkavh zmetniala- nie byla przejrzysta..
Poza tym – znalazłam Rolnika „czosnek marynowany w occie JABŁKOWYM”. Jak myslisz, czy skoro na jabłkowym to zdrowy? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Na jabłkowym zdrowy, na spirytusowym nie. U mnie czasem też woda lekko mętnieje, szczególnie w dolnych partiach, bo tam najwięcej osadu opada, ale kiszą się raczej równomiernie. Jak naleję sobie takiej wody z ogórków do szklaneczki to jest leciutko mętnawa, nie jest przejrzysta całkowicie (coś jak woda z sokiem cytryny tak wygląda, czyli nie całkowicie przezroczysta jak woda, tylko leciuteńko mętnawa).
OlaGS napisał(a):
A czy ma znaczenie czy sol kamienna jest do kiszonek jodowana czy nie? Bo uzywalam niejodowanej. Ponoć tak lepiej. 🙂
Marlena napisał(a):
Olu ja kupuję kamienną z oznaczeniem „do przetworów”, one zdaje się nie są jodowane (ale na 100% nie powiem bo wywaliłam woreczek od niej, jak będę kupować następny razem to zwrócę uwagę).
Magda napisał(a):
Witam, chciałam tylko powiedzieć (napisać), że bardzo lubię i często czytam Twojego bloga 🙂 Jedna z najbardziej rzetelnych i ciekawych stron na temat żywienia i zdrowia jakie spotkałam. Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Bardzo dziękuję, Magdo i pozdrawiam serdecznie wzajemnie! 🙂
ktoś napisał(a):
pani marleno chciałbym zobaczyc pani rozmowe na temat diety z dr kwaśniewskim który propaguje jedzenie tylko miecha i to tlustego podaje dowody na uleczenie wielu pacjentow zchorob potencjalnie neuleczalnych zupelnie jak pani dabrowska a co zatym idzie pani ,a przeciez skład diet kwasnewskiego i dabrowskiej sa maxymalnie mozlwie skrajne wiec jak to jest kto ma racje ? czy czlowiek jest z natury zwierzeciem roslinozernym wszytkozernym czy miesozernym i wjakich proporcjach ?
Marlena napisał(a):
Kwaśniewski nie wymyślił koła – dieta niskowęglowodanowa/wysokotłuszczowa była stosowana już ponad 150 lat temu jako terapia na cukrzycę i otyłość. Fenomen tego typu diet (Kwaśniewski, Atkins, Paleo itp.) polega na odstawieniu najbardziej degenerujących nasze zdrowie przetworzonych przemysłowo pokarmów: wypieków z białej mąki, słodyczy, ciastek, czipsów, napojów gazowanych itp. czyli nie jemy białej mąki i cukru, jemy za to tłuszcze, mięso i trochę warzyw. Należy zwrócić uwagę, że jest to pokarm o niskim indeksie glikemicznym, co sprzyja odwracaniu chorób spowodowanych przekarmieniem pokarmami wysokoglikemicznymi, powodującymi wyrzuty insuliny z trzustki: otyłość, nadciśnienie, miażdżyca itd. Natomiast taka dieta nie jest postem leczniczym! U Dąbrowskiej mamy mechanizmy postu leczniczego, „zjadanie” przez organizm własnych niepotrzebnych złogów (głównie białkowych, ale nie tylko) – guzów, zwłóknień, narośli, przerostów i innych zwyrodnień drogą autofagii, przywrócenie szczelności barier jelitowych i prawidłowej flory bakteryjnej, niesamowite wzmocnienie systemu odpornościowego, ochronę antynowotworową w postaci olbrzymiego ładunku witamin, minerałów i enzymów czy antyoksydantów (niestety nie znajdziemy ich w mięsie czy tłuszczach zwierzęcych), wyrzucanie z organizmu wielkiej ilości nagromadzonych toksyn (zarówno tych dostarczonych z zewnątrz jak i tych będących produktami naszej własnej przemiany materii) czyli ta dieta (w zasadzie słowo to jest błędne, bo jest to post, a nie „dieta”) robi dla nas rozmaite rzeczy, których żadne Paleo, żaden Kwaśniewski czy inny Atkins nie zrobi.
Mam do dzisiaj na półce książkę „Żywienie optymalne” Kwaśniewskiego – z czasów gdy próbowałam miliona diet, aby poczuć się lepiej. Książka obiecywała złote góry i dałam się skusić. Solidnie się przygotowałam, codziennie skrupulatnie ważyłam, wyliczałam i notowałam co jem. Wytrzymałam tak może 3 lub 4 tygodnie, bez żadnych spektakularnych efektów zdrowotnych (nie licząc negatywnych w postaci zaparcia). Natomiast po pierwszym-drugim tygodniu postu Daniela cofnęły mi się niemal wszystkie dolegliwości i do dzisiaj poziom odporności, witalności, jasności umysłu i energii życiowej jest wielokrotnie większy, w zasadzie lepszy niż jak miałam 20 lat.
Ktoś mógłby powiedzieć, że być może to kwestia indywidualna, że jednemu pomaga Dąbrowska, a innemu Kwaśniewski. Czyżby? Zwróćmy uwagę na jedną zasadniczą sprawę: po zakończeniu postu Daniela przechodzi się na tzw. pełnowartościowe żywienie, gdzie białek zwierzęcych jest maluteńko (jakaś ryba, symboliczne ilości jogurtu), włączamy już np. chleb na zakwasie, rośliny strączkowe, wszystkie dowolne owoce i pełnoziarniste zboża, a jednak choroby i dolegliwości nie wracają, a nabyta podczas postu energia i witalność nas nie opuszcza. Czy to zatem węglowodany są źródłem chorób i zła wszelkiego, jak twierdzi Kwaśniewski?
O ile sposób żywienia w/g Dąbrowskiej (sam post jak i późniejsze pełnowartościowe odżywianie) jest rzeczą sprawdzoną na minionych pokoleniach długowiecznych ludów na tej planecie, o tyle żywienie się w/g Kwaśniewskiego nie jest. Nie znam żadnego długowiecznego ludu, który siedziałby z kalkulatorem w ręku wyliczając stosunek białka : tłuszcze : węglowodany. Nie sądzę aby było zamiarem Stwórcy gdy tworzył dla nas pokarm, byśmy spędzali czas dany nam na tej planecie na robieniu wyliczeń przed włożeniem każdego kęsa do ust. Bardzo wiele osób odeszło od diety Kwaśniewskiego z jeszcze innego powodu niż nużące wyliczenia – po prostu się po niej kiepsko czuły i/lub nie były w stanie dłużej opychać się tymi mdlącymi tłustościami, smażeninami, górą jajek itd. Innym z kolei mogła pomóc – tak jak wspomniałam jest w użyciu od 150 lat, natomiast mechanizm tej diety prozdrowotny na dłuższą metę wcale nie jest, z tego prostego powodu iż nie są tu obecne mechanizmy postu: oczyszczenia ze śmieci i przywrócenia porządku w organizmie na poziomie genowym.
Masa napisał(a):
Bardzo dużo fachowo opisanej wiedzy. Niestety w moim przypadku do sportowego trybu życia okazyjnie dochodzi alkohol kawa i papierosy. Będę musiał częściej sięgać po maślankę i ograniczyć imprezki 😉
krzych napisał(a):
Nie wiem czemu dieta dr Kwaśniewskiego jest tak demonizowana.
Mój teść dzięki niej wyszedł z czerniaka skóry. Nie tak odległa sprawa, bo zaledwie sprzed roku. Mój dziadek który nie żałował sobie tłustych rzeczy, włącznie ze smalcem, dożył 95 lat w pełni sił fizycznych i umysłowych. Tylko jest jeden wspólny mianownik dla dwóch przykładów które podałem – żywnosć pochodziła prosto od rolnika. Tak, że radzę się rzetelnie zapoznać z książkami, blogami poświęconym żywieniu optymalnemu i dopiero pózniej krytykować. Wg mnie, ci co podważają pracę dr Kwaśniewskiego który kilkadziesiąt lat leczył tym modelem żywienia z ogromnym sukcesem, narażają się na śmieszność.
Proszę dla przykładu zapoznać się z poniższym artykułem:
Niesamowita metamorfoza Marka K
https://www.optymalni.poznan.pl/nasze-historie/niesamowita-historia-marka-k.html
I posłuchać tej wspaniałej lekarki:
Zdrowe jajko – Jadwiga Kempisty – 25.02.2013
https://www.youtube.com/watch?v=UHLH-CP4ZSM
Zdrowe żywienie – mleko – Jadwiga Kempisty – 8.04.2013
https://www.youtube.com/watch?v=_LeBy8VqdAI
Zdrowe masło – Jadwiga Kempisty – 25.02.2013
https://www.youtube.com/watch?v=tIOb5A-EYKg
PS
Mam nadzieję, że mój komentarz się ukażę, jeśli na poważnie szukamy ścieżek do prawdziwego zdrowia .
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Daleka jestem od demonizowania. 😉 Podkreślam jedynie istotę rzeczy: dieta Kwaśniewskiego NIE JEST POSTEM LECZNICZYM, w związku z czym nie uzyskuje się tych samych efektów, choć z pozoru może to tak wyglądać. Mechanizmy prowadzące do cofania się chorób lub spadku masy ciała są odmienne. Lista chorób i degeneracji, które leczy post jest nieskończona (jeśliśmy się urodzili zdrowi), lista chorób leczonych dietą tłuszczową jest zbliżona, ale jest niestety skończona i więcej się nie wyciśnie niż to możliwe. Ponadto aby utrzymać ten stan należy odżywiać się tłuszczem w sposób ciągły już do końca życia, w przypadku postu wystarczy powtórzyć od czasu do czasu (niekoniecznie pełen cykl, organizm regeneruje się już nawet przy cyklach krótkich, a nawet przy tzw. intermittent fasting, post 24 godzinny od jednej kolacji do drugiej, np. raz w tygodniu) przeplatając okresy postu z okresami pełnowartościowego żywienia opartego na darach natury.
Warto (bez demonizowania) spojrzeć prawdzie w oczy i zwrócić uwagę na następujące sprawy:
1. NIE jest prawdą to co głosi Kwaśniewski, że „dieta pastwiskowa” (czyli to co Dr Dąbrowska określa jak pełnowartościowe żywienie stosowane po zakończeniu postu: dużo jarzyn i owoców, pełne ziarno, orzechy, rośliny strączkowe, naturalne nierafinowane i nieutwardzane tłuszcze roślinne wyciskane na zimno, minimalne ilości pokarmów odzwierzęcych, głównie ryby) prowadzi do chorób. W zdrowym i czystym organizmie pozwala utrzymać odzyskane poprzez post zdrowie aż do końca życia. Już za samo takie pogardliwe określenie jak „dieta pastwiskowa” można zastanowić się skąd u niego taki poziom negatywizmu: ludzie w pełni zdrowi i oczyszczeni z toksyn są radośni i pozytywni. 🙂 Serio! Ponadto oprócz osobowości samego Dra Kwaśniewskiego (moim zdaniem szlachetny i uczciwy lekarz nie musi posuwać się do kpiarstwa jeśli ma na swoje twierdzenia wykonane przez siebie badania, Dąbrowska tego nie robi i nie musi), jest wiele innych rzeczy, które każą się zastanowić nad słusznością wyboru tej diety: zalecanie/dopuszczanie przyjmowania do organizmu toksyn w postaci syntetycznych słodzików, pełnej transizomerów margaryny, kawy czy… alkoholu. Ludzie po odbyciu postu nie potrzebują kawy bo energia ich rozsadza od momentu otwarcia rano oczu, jak również chęć na alkohol (a nawet fajki) oczyszczonemu z toksyn człowiekowi naturalnie i bezpowrotnie mija: pacjenci Dr Dąbrowskiej chorzy na porfirię, na podstawie których pisała doktorat z immunologii byli niektórzy nałogowymi alkoholikami, po odbyciu postu Daniela już nie są, rzucili też palenie. Zdrowemu człowiekowi nie przynoszą korzyści ŻADNE neurotoksyny: ani te zawarte w używkach, ani te zawarte w mięsie, ani te z alkoholu, ani te zawarte w nabiale, ani białe trucizny (biały cukier, biała mąka). U Kwaśniewskiego odstawia się tylko jeden rodzaj neurotoksyn (te ostatnie) i oczywiście chwała mu za to, ale co z pozostałymi?
2. NIE jest prawdą to co głosi Kwaśniewski, że węglowodany są źródłem chorób, że rośliny mają białko „niskiej jakości”, że ryby i warzywa dla własnego dobra należy ograniczać (skąd w takim razie czerpać niezbędne nam substancje jak kwas foliowy czy Omega-3 tego już pan doktor nie wyjaśnia), bo gdyby tak było, to wszyscy (w tym ja sama), którzy odżywiają się w/g wskazań np. Dr Dąbrowskiej (i jej podobnych klinicystów jak Ornish, Campbell, Esselstyn), byliby niemrawi, otępiali, niedożywieni, słabi i chorowici. Ale nie są. Są okazami zdrowia i witalności! Kwaśniewski podchodząc z pogardą do innego sposobu żywienia niż ten promowany przez niego najwyraźniej nie zbadał tematu jak również nie wystawia o sobie dobrego świadectwa.
3. A co sądzi on na temat postu? Cytat z jego książki:
1) „każde ilościowe ograniczenie pożywienia znacznie przyspiesza starzenie organizmu, szczególnie naczyń tętniczych” (czyżby? niech to powie pacjentom Dąbrowskiej, pewnie umarliby ze śmiechu…).
2) „u otyłych leczonych dietą zawierającą 1200-1500 kcal i obciążonych wysiłkiem zmętnienie surowicy (przetłuszczenie) wzrastało jeszcze bardziej po leczeniu odchudzającym” (Kwaśniewski nie widzi/nie zna różnicy pomiędzy postem, gdzie wyłączamy fizjologicznie ośrodek głodu w podwzgórzu podażą pokarmu nie przekraczającą 800kcal, a odchudzaniem z dietą 1200-1500 gdzie ludzie chodzą źli, głodni i jedyne czego mogą się nabawić to niedoborów i efektu jo-jo).
3) „diety niskokaloryczne nie są skuteczne w leczeniu otyłości” (post nie jest „dietą niskokaloryczną” tylko postem. Niskokaloryczny on jest przy okazji jedynie.)
4) „diety niskotłuszczowe powodują wzrost ilości lipidów, depresję i ogólne osłabienie” (jest wręcz odwrotnie: odkąd żywię się niskotłuszczowo czyli w/g Dąbrowskiej, Esselstyna, Ornisha i Campbella, nie mam już żadnej z tych rzeczy 😉 ponadto prace na pacjentach Dra Esselstyna i Dra Ornisha opublikowane w Lancecie i Science są dowodem na to, że nie jestem jakimś zmutowanym wyjątkiem. Natomiast na wysokotłuszczowej/wysokomięsnej diecie praktycznie pozbawionej ochronnych fitochemikaliów, które dla nas Stwórca umieścił JEDYNIE w obśmianych przez Kwaśniewskiego warzywkach depresja jest bardzo możliwa, nowotwór niestety też)
5) „leczenie otyłości głodówką jest zupełnie nieskuteczne. Wynik odległy – całkowite niepowodzenie” (wręcz przeciwnie: każdy kto prawidłowo pości- fizjologicznie chudnie, wystarczy zapoznać się z badaniami Dąbrowskiej i innych specjalistów od postu: Dr Kinga Wiśniewska-Roszkowska, Dr Joel Fuhrman, Dr Nikołajew i inni, wszyscy są lekarzami klinicznymi, na co dzień odchudzają otyłych chorych postem i to już na stałe, bez jo-jo, chyba że powrócą oni do jedzenia przetworzonych pokarmów).
6) „głodówki powodują zobojętnienie, obniżenie poczucia moralności, obniżenie sprawności intelektualnej, postawy aspołeczne i egoistyczne. Odstąpienie od głodówki daje poprawę otępienia umysłowego” (tutaj już po prostu brakuje mi słów… z tego co wiem wśród czytelników tego bloga są osoby, które podobnie jak ja były na poście warzywno-owocowym, jeśli któryś z nich podczas postu zaczął kraść, puszczać się, mówić od rzeczy lub jeszcze coś z tych spraw, o których pisze Kwaśniewski to będę wdzięczna za sygnał, napiszę wtedy osobny wpis na ten temat. Mnie to nie spotkało, wręcz przeciwnie – post Daniela powoduje u mnie głęboki wzrost jasności i lekkości umysłu oraz radości życia i pogody ducha, ale może jestem jakimś wyjątkowym mutantem, któremu post nie jest w stanie złamać ani sprawności umysłowej ani morale?).
7) „na podstawie badań izotopowych wykazano, że głodówka, leki moczopędne, przetwory tarczycy powodują ubytek wody i chudej masy ciała z niewielkim lub żadnym ubytkiem tłuszczu” (na poście tracimy zarówno wodę, obrzęki, jak i tłuszcz, ale ten ostatni dopiero w momencie gdy ustrój przechodzi na odżywianie wewnętrzne).
Źródło tych twierdzeń: książka „Dieta Optymalna” Jan Kwaśniewski, str. 167-168, wyd. II z 1997r. – takie mam w domu.
Jak widać lekarz ten nie ma niestety pełnej i kompletnej wiedzy na temat żywienia, nie odróżnia też diety niskokalorycznej od postu, dla niego wszystko jest „głodówką”, nie zna mechanizmów postu, nie ma jak się wydaje na ten temat żadnej wiedzy. Wypowiada się na temat czegoś, o czym pojęcie ma zgoła mgliste, albo też – czy ja wiem? – wiedzieć to on doskonale wie wszystko, ale nagina swoją wypowiedź aby potwierdzić jako jedynie słuszną i jedynie zdrową „swoją” dietę. Otóż nie – ani ona nie jest sposobem jedynym ani nie jest najzdrowszym. Piszesz, że Twój dziadek itd.. to wszystko pięknie, ale inni ludzie nie mają konstrukcji genetycznej Twojego dziadka i mogą mieć mniej szczęścia i zwyczajnie nie dożyć w dzisiejszym pełnym toksyn środowisku tych 95 lat.
Natomiast mechanizm postu my mamy wbudowany w nasze DNA jako mechanizm naprawczy i regeneracyjny i działa on bez względu na konstrukcję genową danej osoby, ponieważ naprawia wszystkie geny jakie swoim złym trybem życia zepsuliśmy i uruchamia wszystkie enzymy jakie nam się zablokowały. My mamy w genach zapisane wszystko, nie tylko kolor oczu i włosów ale także nasze zdrowie czyli takie dane jak: jakie mamy mieć prawidłowe ciśnienie, jaką wagę, ile cholesterolu itd. Post jest jak reset dla zmęczonego pracą „komputera” jakim jest nasz ustrój. Jest obecny w każdym kręgu kulturowym i stosowany od tysięcy lat na całej planecie. Odsądzanie postu od czci i wiary nie świadczy dobrze o tym lekarzu i nie wzbudza zaufania. Ja rozumiem, że każda pliszka swój ogonek chwali, ale w tym wypadku Kwaśniewski posunął się moim zdaniem odrobinę za daleko 😉
aga napisał(a):
Uważam, że dieta-post i zalecenia żywienowie dr Dąbrowskiej mają ręce i nogi, ale… jak w dzisiejszych czasach jeść ryby skoro kumulują tyle toksyn szczególnie rtęci, nie mówiąc już o takich zdarzeniach jak Fukushima?
Marlena napisał(a):
Nie trzeba koniecznie jeść ryb, ja np. ich nie jadam częściej niż kilka razy w roku, najczęściej na święta albo jak jadę nad morze. Kwasy tłuszczowe Omega-3 są w siemieniu lnianym i tłoczonym z niego oleju budwigowym. Zawiera ono ALA (prekursor dla pozostałych kwasów DHA i EPA, zawartych w rybach), organizm człowieka (zdrowego, który przeszedł post) przy współudziale enzymu (delta-6-saturazy) oraz minerałów przetworzy prekursor w odpowiednią, potrzebną mu aktualnie ilość DHA i EPA – podobnie jak robi to organizm ryby. Działanie enzymu u większości ludzi jest zaburzone jednak często wysokim spożyciem kwasów Omega-6 oraz insuliną, więc ktoś żywiący się przetworzonymi pokarmami, smażonymi, słodkimi, o wysokim Indeksie Glikemicznym ma ten enzym zablokowany. Post odblokowuje wszystkie zablokowane dotychczas enzymy, dlatego zamiast ryb można spożywać np. siemię lub olej lniany.
Izabela Julia napisał(a):
Jak zwykle rzeczowe i precyzyjne wyjasnienie Marlenko…do tego jeszcze mocno dyskusyjne jest szukanie Omegi 3 w rybach po obrobce termicznej.Pomijajac fakt silnego na ten moment obciazenia metalami i innymi dziwnymi dodatkami miesa rybiego,jesli nie pozyskuje sie go z odlowow naturalnych,z czystych dzikich miejsc,co z kolei staje sie juz dla mnie coraz bardziej dyskusyjne ze wzgledow poprostu etycznych.Fakt ze sama jeszcze ,ale juz bardzo rzadko pozwalam sobie na ten luksus,jak np podczas wakacji.ale wowczas ma to wymiar niemalze odswietny.swiadomy i pelen szacunku:)Pozdrawiam Marlenko i po raz kolejny wielkie dzieki ze jestes:)
aga napisał(a):
Ok, ok, ale dr Dąbrowska w okresach bez postu zaleca jedzenie niewielkiej ilości ryb i mięsa, i zapewne nie chodzi to o omega(które tak jak piszesz można uzyskać z siemienia lnianego), ale o komplet pełnowartościowych aminokwasów i B12, które są człowiekowi do życia niezbędne, a których mimo wszystko białko roślinne w pełni nie jest w stanie dostarczyć.
Marlena napisał(a):
Zero mięsa, jedynie ryby raz czy dwa razy w tygodniu, bardzo niewielkie ilości produktów odzwierzęcych (jogurtu, masła, twarożku domowego, czasem jajko), produkty kiszone (tam też jest B12), rośliny strączkowe (taka np. ciecierzyca ma pełen komplet aminokwasów i to w ilości nie ustępującej kurczakowi), również siemię ma wszystkie osiem aminokwasów egzogennych. Ja ponieważ ryby nie wszystkie za bardzo lubię (a i jak słusznie stwierdziłaś w ich ciałach są metale ciężkie) jadam zamiast nich codziennie siemię i stosuję olej lniany budwigowy.
aga napisał(a):
Nie mogę się zgodzić z tym, iż tylko i wyłącznie pokarm roślinny jest wartościowy dla człowieka. Znam osobiście ludzi, którzy po 7-10 i więcej latach wegetarianizmu czy weganizmu wrócili do jedzenia ryb i mięsa, bo organizm się domagał lub pojawiły się problemy zdrowotne. Sama jestem żywym przykładem, iż przy kiepskiej wchłanialności po 2 latach na wege można nabawić się poważnych problemów zdrowotnych. Aby odżywiać się tylko i wyłącznie pokarmem roślinnym trzeba mieć organizm w bardzo dobrym stanie i należy ciągle być czujnym(badania wykonywać regularnie co pół roku – chociaż to też nie jest gwarancją, robiłam badania 5 miesięcy temu i wszystko było w najlepszym porządku i nie tylko badania, ale i ogólne samopoczucie, a nagle po 4 msc. pojawił się poważny problem zdrowotny). Po osobistych doświadczeniach uważam, iż do wszystkiego należy podchodzić z dużym rozsądkiem i dużą ostrożnością, rozsądny, dbający o siebie człowiek to nie królik doświadczalny. Internet jest bardziej chłonny niż papier i wszystko przyjmie. W ciągu najbliższych 5 lat człowiek wytworzy taką ilość informacji(to już nie tera, ale peta-, eksa-, zetta i jottabajty) jaka powstała od początku jego istnienia na tej przepięknej planecie.
Marlena napisał(a):
Ago, nie ma dwóch takich samych ludzi na tej planecie: to co jest dobre dla innych może nie być z różnych względów dobre dla nas. Są ludzie wracający do pokarmów odzwierzęcych i są tacy, którzy nie mają takiej potrzeby i długie lata żyją zdrowi tylko na diecie roślinnej. To nie jest tak, że pokarmy odzwierzęce są same w sobie złe dla nas, jednak należy wiedzieć ile, co, w jakich proporcjach itd. Kiedyś mięso, biały chleb albo cukier były na święta. Dzisiaj większość ludzi ma codziennie święta. Kiedyś w wielki post się autentycznie pościło, dzisiaj kto to robi? Kiedyś zwierząt nie karmiono przemysłowymi paszami, nie szprycowano wędlin chemikaliami i nie było mleka UHT, a dzisiaj jak jest? Dlatego nie chodzi o to, że pokarmy odzwierzęce są złe – one po prostu są gorszej jakości niż dawniej jak też i większość z ludzi zatraciło rozum, robiąc sobie codziennie święta. Przechodzą na „bezmięsność” w takiej czy innej formie i też jest coś nie tak – jelita zniszczone długoletnim stosowaniem diety przetworzonej nie są w stanie sobie poradzić. Więc wracają do mięsa myśląc, że to tu jest pies pogrzebany, bo „mięso daje siłę” no i to B12… Ale z mięsem czy bez mięsa można robić błędy. W każdej diecie można robić błędy. Powszechnie witarianizm jest gwarancją szczupłej sylwetki. Ale i tu czyhają zasadzki: witariańskie ciasta i desery oparte na olbrzymiej ilości orzechów, nerkowców, migdałów, daktyli i już waga idzie w górę. Niestrawności i wzdęcia, bo się kiszonek nie jada i nie ma się flory dobrej w jelitach… A miało być tak pięknie, prawda? Więc to nie jest tak, że jakiś pokarm jest dla nas z góry dobry lub zły, że jakaś dieta jest z góry wspaniała lub do kitu.
Marta G. napisał(a):
Hej 🙂
Mój ojciec przez 50 lat pali i pije bardzo dużo od ponad 10 lat, ale kocha też kiszonki. Codziennie je kapuste kiszoną, domowe ogóreczki, kefiry czy maślanki. Cieszy sie dobrym zdrowiem przynajmniej jesli chodzi o trzewia. Jest żywym przykładem tego, jak dobroczynny wpływ mają na nasze jelita te produkty. Ja nie lubię kapusty, od dziecka, ale wmuszam w siebie, bo jest zdrowa 🙂
kowalus napisał(a):
Ja mam takie pytanie (na wstępie) – jak chorobowo różni się nasza sytuacja od ludzi żyjących w zeszłych dziesięcioleciach czy stuleciach? Czy i ich czasów nie możnaby określić jako „globalną epidemię chorób”?
Marlena napisał(a):
W dawnych czasach żniwo zbierały choroby z niedożywienia, brudu i braku higieny czyli głównie zakaźne. Dzisiaj zbierają żniwo choroby z przekarmienia i przepełnienia toksynami wszelkiego typu. Zamiast epidemii dżumy czy ospy wietrznej mamy więc epidemię chorób serca, raka, cukrzycy (to są 3 najczęstsze statystycznie przyczyny zgonów obecnie).
kowalus napisał(a):
ja robię nalewki zdrowotne (dzika róża, czarny bez, jarzębina, malina). Ciekaw jestem Two zdanie o nalewkach… 🙂
Marlena napisał(a):
Nie jestem pewna czy nalewki są takie zdrowotne – zawierają alkohol, który jest toksyną dla ludzkiego ustroju. Zdrowy i czysty system momentalnie negatywnie reaguje nawet na małe dawki alkoholu. Alkohol rozszczelnia też bariery jelitowe. To chyba nie jest najlepszy sposób na czerpanie z natury tego co najlepsze.
hajduczek napisał(a):
Marleno, to prawda, co piszesz, że alkohol jest toksyną dla ludzkiego ustroju, ale z kolei łatwo „wyciąga” on z surowców roślinnych (i nie tylko – patrz kit pszczeli) to, co najlepsze. Wielu naturalnych substancji leczniczych nie moglibyśmy w ogóle przyjąć, gdyby nie wyciągi alkoholowe. Herbatki ziołowe są świetne, ale wrzątek czy gotowanie nie wyciągnie wszystkich zdrowotnych substancji z zielonych orzechów włoskich, sosnowych szyszek czy propolisu. Myślę, że jednak rzecz cała w umiarkowanym spożyciu. Przecież przeważnie zdrowotne wyciągi alkoholowe przyjmujemy w kroplach, a co najwyżej może to być mały kieliszek! Ja robię rozmaite wspaniałe nalewki, ale ich nie nadużywam. W mojej spiżarni znalezienie 10-letniej nalewki nie jest niczym dziwnym. A jaki to ma smak – poezja!
Marlena napisał(a):
Zgadza się, w kropelkach gdzie mamy silne ekstrakty z substancji aktywnych to co innego niż łyknąć sobie kieliszek najtańszej czystej „dla zdrowotności”.
kowalus napisał(a):
Cięzko mi polemizować, bo tematem się tylko interesuje na swoim dość podstawowym poziomie. Ale nawet pisma typu „Natura i Ty”, „Ludowe receptury”, „Zdrowie” itp (jest ich sporo, często do kupienia w kioskach prasowych umiejscowionych w budynkach przychodni i szpitali) bardzo często opisują receptury nalewkowe zarówno do konsumpcji na wzmocnienie i leczenie organizmu jak i do nacierania na skórę przy stłuczeniach, stanach zapalnych itd. Surowcem są zarówno owoce (np. głóg, malina, imbir, dzika róża, korzenne, jarzębina) jak również szeroka gama ziół (mięta, babka, szałwia, rozmaryn). Oczywiście sposobem dawkowania jest np zaledwie jeden mały kieliszek (taki do nalewek) dziennie, bądź mniejsze porcje kilka razy dziennie – jako zastrzyk witamin, enzymów i minerałów, które alkohol wyciąga z owoców/ziół i konserwuje.
Tak jak się czyta różne źródła, to nalewki stosowano z powodzeniem od stuuuuuuleci, szczególnie Polska ma tu duże tradycje.
Ja robię już drugi rok, piję jesienią/zimą kieliszeczek dziennie. Wydaje mi się, że taka forma witamin/minerałów/enzymów jest lepsza i mniej (ze względu na alkohol mimo wszystko) szkodliwa niż zchemizowane tabletki witaminowe z apteki (complex itp)…. Hm….
Marlena napisał(a):
Nalewki stosowane jako krople są ok. Ilość alkoholu jest śladowa, a związki aktywne na jakich nam zależy przewyższą szkody wyrządzone przez kilka kropel alkoholu. Natomiast „kieliszeczek” to już nie są krople. Moim zdaniem lepiej wypić sok z tych owoców niż nalewkę, lepiej np. wycisnąć z winogron sok niż zrobić z nich wino i cieszyć się ileż to wchłaniamy antyoksydantów w tym winie. Owszem, mamy antyoksydanty, ale mamy też alkohol. I to już nie w ilości odmierzanej kroplomierzem 😉
kowalus napisał(a):
kurcze, muszę to przemyśleć.
Gdzie mogę poczytać o szkodliwości alkoholu w źródłach może bardziej wiarygodnych niż pudelkowy onet czy wp?
Marlena napisał(a):
Najlepiej skorzystać w tym celu z wyszukiwarki google.pl wpisując np. „wpływ alkoholu etylowego na organizm człowieka”.
Zosia napisał(a):
Alkohol zakwasza i naraża nas na rozwój bakterii i grzybów odpowiedzialnych za raka.
halcia211 napisał(a):
Witam,
mam prośbę do Pani – bardzo proszę podać mi adres stron bądz strony gdzie kupuje Pani : chlorek magnezu, kwas L-askorbinowy i sodę oczyszczoną , chciałabym zakupić te produkty z pewnego zródła.
Dietę warzywno owocową przechodzę już trzeci rok (po 6 tygodni), stosuję 1 raz w miesiącu po 1 tydzień „przypominajki” i powiem tylko tyle: to działa. Normuje się dosłownie wszystko: ciśnienie, sen, wydalanie, trawienie, poprawia się wzrok, cera, ustają bóle kręgosłupa, uspokajają się nadwrażliwe jelita, wzrasta odporność – przez te 3 lata nie byłam ani razu przeziębiona mimo sporej ilości chorych osób dookoła. Wysypiam się i wstaję wypoczęta, sama, bez budzika. Piękny spadek wagi (15 kg) jest dodatkowym bonusem, a energia wręcz mnie rozsadza, wcale się nie męczę. Jest tylko jeden warunek – trzeba się dokładnie trzymać wytycznych – tego co wolno jeść i pić a nie tak jak niektórzy dietujący – cały tydzień dietują , potem zjedzą coś nie dozwolonego i znów dietują. I tak tak wkoło Macieju. Przerywa się w ten sposób odżywianie wewnętrzne i można zrobić krzywdę swojemu organizmowi, a wszystkim dookoła wmawiają , że dieta jest nie skuteczna. Ja od 3 lat kiszę co roku 80 kg kapusty (w tej chwili mam zakiszone 2 kamienne gary, za tydzień przełożę ją do słoików), kiszę również po 20 kg kapusty z buraczkami (coś pysznego), kiszę kapustę po staropolsku ( kapusta, marchew, por, jabłko, papryka, seler, cebula, kminek, sól, zielę ang., liść laurowy. nasiona kopru), Od zawsze kiszę ponad 100 słoików ogórków, Od 3 lat kiszę też 2 razy w miesiącu barszcz z buraczków i codziennie wypijam 1 szklankę – jest przepyszny i działa cuda dla jelit. Używam też oleju rydzowego tłoczonego na zimno – to prawdziwy cud natury
dziękuję i pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Halciu namiary wysłałam na maila. Odnoście postnej diety to zgadza się – ludzie nie trzymają postu a potem winią wszystko inne tylko nie siebie. Post to jest post. Na rozkosze podniebienia przyjdzie czas PO poście, nie można zjeść ciastko i mieć ciastko. Ja również odzyskałam zdrowie dzięki metodzie pani doktor Dąbrowskiej i potwierdzam – TO DZIAŁA! Jestem pełna podziwu dla zdolności regeneracyjnych ludzkiego organizmu o jakich miałam okazję na swojej własnej skórze się przekonać i uważam, że trzeba samemu tego doświadczyć aby uwierzyć. 🙂
elka napisał(a):
Mogłabym prosić o przepis na kiszoną kapustę z buraczkami i kiszoną kapustę po staropolsku. Co roku kiszę kapustę z marchwią i ogórki ale takiej wersji kapusty jeszcze nie jadłam i jestem bardzo ciekawa smaku.
Marleno prowadzisz bardzo inspirujący blog, bardzo dużo cennej wiedzy w jednym miejscu, za co bardzo dziękuję.
Beata napisał(a):
Od dłuższego casu borykam się z nawracajcymi infekcjami dróg rodnych….teraz już wiem, jak do tego podejść :)) Jutro z rana lecę po ogóry kiszone i kapustę. Na zdrowie!!!
dziekue za artykuł!!!!!!
halcia211 napisał(a):
Witam wszystkich
Podaję przepisy, według których robię przetwory od wielu lat:
Kapusta kiszona:
50 kg kapusty szatkowanej
80 dkg soli kamiennej
5 kg startej na Kaśce marchwi
(można dać : kminek, liść laurowy, nasiona kopru)
Nakładać warstwę kapusty, posypać garścią soli, marchwią itd, ubijać długo, aż puści sok i dać następną warstwę kapusty, soli, marchwi itd. Jak jest za dużo soku to odlać go do garnka, i na końcu zalać nim ubitą kapustę. Zostawić jakieś 10 cm luzu od góry gara, bo podczas fermentacji kapusta się podniesie – żeby nie wykipiała. Codziennie przebijać ją zaostrzonym kijkiem do dna gara aby nie śmierdziała i nie była gorzka od gazów. Po 14 dniach przełożyć ją do słoików bardzo mocno w nich ubijając i na koniec do pełna zalać sokiem, kapusta sobie jeszcze dokiśnie w słoikach
Kapusta kiszona z buraczkami:
Tak samo jak wyżej tylko na 10 kg kapusty daję 4 kg surowych startych na „ Kaśce”(wiórki) buraczków
Kapusta kiszona po staropolsku:
1 kg białej kapusty, 50 dag marchwi, 25 dag selera, 25 dag cebuli, 25 dag pora, 2 jabłka, 3 papryki czerwone , łyżeczka kminku, kilka jagód jałowca, 3 łyżki soli. Marchewkę i seler zetrzeć na tarce jarzynowej, cebulę, paprykę oraz pora pokroić w paski. Jabłka obrać, wypestkować i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Wszystkie składniki połączyć, dodać przyprawy. Dalej jak w przepisie na kapustę kiszoną
Zakwas buraczany:
3 kg buraczków podłużnych,
2 duże główki czosnku
4 kromki razowego chleba na zakwasie obwiązać gazą
5 łyżek soli kamiennej,
Około 9 litrów przegotowanej zimnej wody z solą
Buraczki ścieram na plasterki, układam w wiaderku emaliowanym nie poobijanym przesypując czosnkiem ( nie obieram, tylko kroję całą główkę w plastry), wkładam chleb obwiązany gazą, zalewam wodą. Nie przykrywam.
Mieszam codziennie drewnianą łyżką, zbieram pianę
Chleb wyciągam po 3 dniach
Po następnych 2 dniach ( w sumie 5 dni) barszcz cedzę przez sitko i wlewam do butelek. Trzymam w lodówce. Piję codziennie 1 szklankę barszczu na zimno lub podgrzany (nie zagotowany) z majerankiem
Mięso Bez Pieczenia
Jest to przepis na schab, szynkę, łopatkę, filet z indyka bez pieczenia. Smak super! Cała receptura podana jest na 2 kg kawałek mięsa ( w całości), ale z tej porcji zalewy robiłam 2 kg karkówki i 2 kg schabu (czyli 4 kg mięsa) i wyszło idealnie.
Oto przepis:
2 kg mięsa
2 litry wody
1/3- 1/2 szklanki soli
1 łyżka cukru
1/2 płaskiej łyżeczki pieprzu czarnego
1/2 płaskiej łyżeczki pieprzu ziołowego
5 ząbków czosnku (dużych)
2 łyżki majonezu
3 łyżki ostrej musztardy (najlepsza „rosyjska”)
Inne przyprawy: Liść laurowy, ziele angielskie, kolendra, lub inne według swojego uznania
WIECZOREM w dużym garnku wymieszać wodę ze wszystkimi przyprawami i majonezem. Majonez rozbić trzepaczką na małe kuleczki, natomiast
czosnek pokroić w kawałki. Całość zagotować i ostudzić.
Do całkowicie zimnej zalewy dodać kawał mięsa.
Doprowadzić do wrzenia i pogotować….. 5 minut. Przykryty pokrywką garnek z mięsem pozostawić na całą noc.
RANO znów doprowadzić do wrzenia i gotować mięso następne i ostatnie 5 minut.
Przykrywamy pokrywką garnek. Kiedy zalewa zupełnie wystygnie, wyjmujemy mięso i …… gotowe.
Można w czasie ” leżakowania ” w zalewie mięso obracać, ale nie jest to konieczne, bo i tak wychodzi super!!!
SMACZNEGO!!!
Od kiedy znalazłam przepis na tę wędlinę bardzo często ją przygotowuję, smakuje wyśmienicie, jest krucha, soczysta, można ją spokojnie nawet ponad tydzień w lodowce trzymać, bo jest bez całej chemii którą dodają przy produkcji i która powoduje że wędliny staja się śliskie po 2 dniach w lodówce. Ponieważ gotowana, to i zdrowsza od wszystkich kupnych. Część można zamrozić. Odmrożona jest równie dobra. Przepis poszedł do ludzi i wszędzie cieszy się wielkim uznaniem.
Majonez własnego pomysłu:
1 l oleju
½ łyżeczki cukru pudru
1 łyżka musztardy
1 żółtko (z jajka sparzonego wrzątkiem)
2 łyżki octu ( najlepiej jabłkowy, ale niekoniecznie) sól, pieprz
mleko
wrząca woda
dokładnie utrzeć mikserem żółtko z cukrem i musztardą, wlewać olej, ubijać mikserem na najwyższych obrotach, na koniec dodać sól, pieprz, ocet , ubić, dodać 2 chlusty ( około 2 łyżki stołowe) mleka (ja daję zimne prosto z lodówki) i na koniec 3 – 4 chlusty wrzątku prosto z czajnika. Chwilę ubijać, włożyć na 2 godz. do lodówki (najlepiej na noc). Robi się ten majonez szybciej niż pisze, jest aksamitny, pyszny,zawsze się udaje i nie boli po nim żołądek, może stać w lodówce w słoiku do dwóch tygodni.
Kapusty kiszę co roku 80 kg, do tego 20 kg z buraczkami i 20 kg staropolskiej. Robię również własny przecier pomidorowy z ponad 100 kg pomidorów , wegetę z ponad 50 kg warzyw ( suszę startą marchew, pietruszkę, seler, por, natkę z pietruszki, selera, i lubczyk. Mieszam , daję do słoików i gotowe. Bez soli) Robię sama mieszanki przyprawowe jak również powidła z węgierek w czekoladzie i bez czekolady, musy owocowe, ogórki kiszone, co tylko można zapakować w słoki to pakuję. Wczoraj zrobiłam własnoręcznie zebrane grzyby w sosie paprykowym. W tym roku zrobiłam suszone pomidory w oleju z ponad 100 kg pomidorów , ponad 50 kg węgierek ususzyłam, teraz będę suszyć jabłka i gruszki – będzie zdrowa przekąska zamiast słodyczy. Robię do słoików leczo (95 słoików 0.9 l), pikantny sos paprykowy też ponad 100 słoiczków, ponad 100 słoiczków soku z czarnego bzu, latem robiłam miód z mniszka, prawdziwy miód 30 słoików mamy własny. Robię do słoików mus z dyni też ponad 100 słoiczków . W tym roku po raz pierwszy zrobiłam do słoików mus z patisonów, cukinii, kabaczka i dyni – pychota. Syn się śmieje że u nas to już jest taśma produkcyjna jak w fabryce. Praktycznie do jesieni codziennie coś przerabiam. O nalewkach nie wspomnę (Toskańska z zielonych orzechów , malinowa, wiśniowa, truskawkowa, sosnowa, z aronii, aktualnie ratafia tutti frutti czeka do grudnia na przefiltrowanie) . Sama robię sobie cukier waniliowy z prawdziwej wanilii, esencję waniliową, majonez- pyszny, aksamitny, błyskawicznie się go robi i zawsze się udaje. Co dwa dni wyciskam soki z marchwi, jabłek, selera naciowego, natki pietruszki do tego sok z cytryny. Co tylko jestem w stanie robię sama, np. pyszne mięso bez pieczenia . Większość znajomych puka się w głowę widząc moje zapasy – niech się śmieją . Mówią : na co ci tyle tego, po co wiecznie przy tych garach stoisz, przecież za parę groszy można kupić gotowe bez roboty. I siedzą przed telewizorem wcinając chipsy i pijąc piwsko. Niech się trują chemią lenie jedne. Każdemu według życzenia. Już sobie dałam spokój, bo wcześniej próbowałam namawiać znajomych do robienia własnych przetworów, do zmiany nawyków żywieniowych – udało mi się tylko z 2 osobami – robią przetwory, starają się odżywiać zdrowo – reszta patrzy na mnie jak na osobę z lekkim kuku.
Marlena napisał(a):
Halciu dziękuję, jeśli miałabym coś podpowiedzieć to aby unikać jak ognia cukru, a mięso brać tylko hodowane naturalnie u rolnika, prawidłowo karmione itd. Do majonezu polecam bogaty w Omega-3 olej lniany budwigowy (do kupienia w sklepie ze zdrową żywnością), wychodzi pyszny majonez i do tego super zdrowy. Unikajcie rafinowanych olejów!
Anna napisał(a):
Jestem pelna podziwu dla Pani Halci klaniam sie I szkoda,ze nie mieszkam w pobliżu ,bo byłabym Pani klientka.
Staropolski napisał(a):
halcia211, czy mógłbym liczyć na zakup części Twoich wspaniałych przetworów? 🙂
Flippi napisał(a):
Marleno,
dołączam się do wszystkich podziękowań za Twoją stronę, gdzie zbierasz cenną wiedzę. Dzięki Tobie piekę chleb na zakwasie (a po nieudanym debiucie kilka lat temu myślałam, że nigdy mi się to nie uda). Dziękuję też za linki do wykładu Dr Dąbrowskiej – obejrzałam, siedząc na nudnym, sobotnim dyżurze w pracy. Nawet mój mąż wyraził zainteresowanie jej dietą 😉 Wprowadzam coraz więcej zmian do trybu życia (przede wszystkim świeżo wyciskane soki). Teraz chcę zaopatrzyć się w chlorek magnezu i kwas L-askorbinowy – czy mogłabyś mnie również podesłać linki do miejsca, gdzie je nabywasz? Będę Ci bardzo wdzięczna 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Marlena napisał(a):
To ja bardzo dziękuję, Flippi, za odwiedzenie mojej witryny 🙂 namiary wysyłam na maila.
kowalus napisał(a):
kiedy mozemy spodziewac sie linku do wykladu?
Marlena napisał(a):
Już jest, zapraszam: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Korattli napisał(a):
Witam, mam pytanie:
stosując post wg dr Dąbrowskiej, można wprowadzić suplementację algi spiruliny i chlorelli oraz trawy pszenicznej/ jęczmiennej ?
Czy spożywanie łyżki siemienia lnianego oraz ostropestu będzie wskazane, czy lepiej będzie zrezygnować z ww produktów?
Pokłony za super skarbnicę wiedzy, dziękuję i pozdrawiam. 🙂
Marlena napisał(a):
Korattli, podczas postu warzywno-owocowego nie jemy niczego spoza listy dozwolonych pokarmów. Nie spożywamy suplementów, nie jemy nasion.
Ewcia napisał(a):
Dzięki serdeczne za kopalnię wiedzy, Pani Marleno i cierpliwość do oponentów 🙂 Mam pytanie: zdiagnozowano u mnie hashimoto, a przy takiej chorobie nie należy jeść warzyw i owoców, które mają tiomocznik. A kapusta, niestety, go ma. Może po ukiszeniu go traci?! Uwielbiam kiszoną kapustę…
Marlena napisał(a):
Ewciu, nie wiem czy go traci, wiem tylko, że zaburzenia zwanego „Hashimoto” można się na zawsze pozbyć w ciągu kilku tygodni za pomocą postu Daniela. Polecam artykuł na ten temat: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Ewcia napisał(a):
DZIĘKUJĘ CI PIĘKNIE! Wczoraj spędziłam pół dnia na oglądaniu wykładów dr Dąbrowskiej, wgryzałam się w temat i już jestem nieco mądrzejsza 🙂 Przechodzę na dietę od jutra, leki na niedoczynność odstawiłam we wrześniu- po tygodniu brania- bo nic nie zmieniły, a od 2 miesięcy jestem na czymś co sobie sama wymyśliłam- bez glutenu, bez mięsa, bez cukru, prawie bez nabiału- tylko kozi serek około 5dkg dziennie, jajko raz na tydzień:) Schudłam 5kg, więc jestem szczęśliwa. Najbardziej dokuczają mi zawroty głowy (to z ich powodu poszłam do lekarza), ale psychicznie czuję się świetnie, zamierzam pokazać wszystkim endokrynologom jak się leczy!!! Jeszcze raz dziękuję, Twoja stronka jest od jakiegoś czasu moją codzienną radością. Wszystkiego naj!
Marlena napisał(a):
Ewciu przy schorzeniach autoimmunologicznych pani doktor zaleca właśnie po odbyciu postu wyłączyć gluten i nabiał. Zatem trop podjęłaś bardzo dobry i tak trzymaj. Nie piszę „życzę zdrowia”, ja po prostu WIEM, że będziesz zdrowa, bo innego wyjścia tutaj natura nie przewidziała 🙂 Pozdrowionka i serdeczności ślę wzajemnie!
Artur napisał(a):
Cześć!
Mam 2 pytania:
Po pierwsze nie zgadza mi się jedna rzecz. Do tej pory były tutaj publikowane rzeczy typowo wegańskie. Zacząłem się interesować tematem sam i póki co wynika jednoznacznie, że to (mądra!) dieta wegańska jest najbliższa naturze i zdrowiu. Wrzucane były filmiki promujące np. food matters i forks over knives a w artykule poruszono sprawę kefirów, maślanek itp. Dlaczego?
Marlena napisał(a):
Patrząc na długowieczne ludy nie ma jednak powodu sądzić, że niewielkie ilości fermentowanego naturalnego mleka skracają życie. Jeśli jesteś weganinem to oczywiście wybieraj tylko roślinne źródła probiotyków. Oba są zdrowe, a roślinne nie mają ograniczeń w spożywanych ilościach. Można je jadać do woli.
zaanka napisał(a):
Woooow, DZIĘKI serdeczne za Twojego bloga. Co do oliwek są polecane / wskazane Bardzo je lubię, jakie kupować żeby miało sens się nimi zajadać (dosłownie :)).
Prześlij mi także adresy gdzie można bezpiecznie kupić chlorek magnezu, kwas L-askorbinowy i sodę oczyszczoną. Może jeszcze jakiego oleju kokosowego używasz? czy jest to organiczny? a oliwa z oliwek, która do sałatek ? Z góry dziękuję!
oanna napisał(a):
Świetny blog. Sporo wiem, teraz jeszcze więcej. Znajoma odżywia się w/g zaleceń dr.Dąbrowskiej już trzeci rok. Rewelacyjne efekty. Proszę o adres, gdzie zakupić chlorek magnezu, kwas L-askorbinowy i sodę oczyszczoną. Miło, że coraz więcej ludzi interesuje się swoim zdrowiem. Polecam sodę zamiast dezodorantu i pasty do zębów+olejek miętowy. Pozdrawiam Panią Marlenę i wszystkich, którzy chcą żyć w zdrowiu.
vida napisał(a):
Ten blog to kopalnia wiedzy! Istny zawrót głowy – powolutku postaram się wdrożyć w życie cenne wskazówki – dzięki , że się nimi dzielisz !
Marlena napisał(a):
Wysłałam na maila, dziękuję za słowa uznania i pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie! 🙂
Elka napisał(a):
Ja czytam artykuły i jestem zainteresowana zdrowym stylem życia.
Dziękuję za cenne wskazówki. Twój blog to jak dobry drogowskaz, który pokazuje drogę w kierunku zdrowia.
jolecka napisał(a):
Marleno, co myślisz o włączeniu do diety inuliny z cykorii? Ostatnio spotkałam się z ofertą sprzedaży 100g za 5,99zł.
Marlena napisał(a):
Jestem za tym by jeść cykorię w oryginale 😉
bratek napisał(a):
Co za genialne miejsce!
Jest pani kopalnią wiedzy. Trudno oderwać się od artykułów. Dzieki pani wprowadzam kolejne zmiany do sposobu odżywiania się. Co prawda soki świeżo wyciskane pijemy już od jakiegoś czasu ale czuję , że to za mało.
Niestey mieszkając za granicą nie mamy dostępu do tanich warzyw (tutaj cały rok mały koszyczek pomidorów kosztuje około 5 zł), więc kiszenie odpada. Ale w miarę możliwości zaadoptuję pomysły znalezione stronie. Wielkie brawa dla enztuzjazmu z jakim blog jest tworzony!
Ja także proszę o namiary kupna chlorku magnezu, kwasu L-askorbinowego i sody oczyszczonej. Zaoszczędzi mi to czasu , który mogę przeznaczyć na zgłębianie pani bloga 🙂
Pozdrawiam serdecznie i życzę więcej kontrowersyjnych w mniemaniu przeciętnego Kowalskiego artykułów.
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, że moje artykuły są dla Ciebie użyteczne, bratku! 🙂 A chlorek, kwas i sodę zakupisz tutaj.
Kris napisał(a):
Pani doktór Ewa od lat leczy naszą rodzinę. Jest świetna!
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno a czy znany jest Pani temat Efektywnych mikroorganizmów od pewnego czasu używam w domu jako środków do sprzątania ale też do picia.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Do ogródka mój mąż je używał. I tyle je znam 😉
0
gabi napisał(a):
Witaj Marlena, od dwóch dni sledzę Twój blog od deski do deski. Myślę, że jeszcze spędzę tu trochę czasu.Podziwiam Cie za konsekwencję w pisaniu. Posty są naprawdę interesujące. Nie wiem tylko jak to wszystko wprowadzę w życie.Ale jestem na dobrej drodze. Wczoraj był świeży sok, dzisiaj zielony szejk,nawet mąż wypił. Czytając ten post przypomniało mi się pewne zdarzenie z zeszłego tygodnia.Miałam małe problemy z żoładkiem i pierwszy raz w życiu sięgnęłam do lodówki po wodę z kiszonych z ogórków. Nigdy tego nie robiłam, zawsze te wodę wylewałam, sama nie wiem czemu. (co za marnotrastwo}.Myślę że to natura upomniała się o to czego potrzebowała. Pozdrawiam Cię cieplutko i dzięki…
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Gabi i pozdrawiam serdecznie wzajemnie! 🙂
kalkunia napisał(a):
co Pani myśli o kefirze wodnym na przykład zamiast jedzenia kiszonek?:)
Marlena napisał(a):
Myślę, że laktobakterie najlepiej czerpać ze źródeł innych niż pokarmy odzwierzęce.
hajduczek napisał(a):
Marlenko, ale kefir wodny nie jest pokarmem odzwierzęcym. To produkt wegański! Też jestem ciekawa, czy może pozytywnie wpływać na naszą florę bakteryjną – przecież to produkt fermentacji…
Marlena napisał(a):
A! Wodny! 😉 No tak, zagapiłam się. Wodny kefir jest OK, ale ja bardziej lubię kwas chlebowy lub podpiwek – jak już jesteśmy w tematach domowo fermentowanych napojów „gazowanych”.
Ola napisał(a):
Marleno! Natchniona Twoim blogiem i postem dr Dąbrowskiej codziennie jem coś kiszonego. Ale nie o tym, tylko o pewnej kiszonce, którą zrobiłam w czwartek: rzodkiewki, rzodkiew biała i rzepa – wszystko w jednolitą kostkę, dodatki takie, jak do ogórków kiszonych, zalewa i PYSZNE wyszło. Mam nadzieję, że i ta kiszonka przyczyni się do mojej drogi ku zdrowiu. Jutro nastawiam kolejną porcję :). Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Kisić można tak naprawdę niemal wszystko 🙂
hajduczek napisał(a):
O tak, kisić można wszystko! Ja tydzień przed Wielkanocą sporządziłam koreańską kiszonkę „kimchi”, tylko w wersji europejskiej, czyli relatywnie łagodnej. Po tygodniu już można było to jeść, ale naprawdę smaczna jest ta potrawa teraz. Najlepiej smakuje z ryżem gotowanym bez soli, najlepiej brązowym (choć Azjaci uznają ponoć taki za niejadalny, jadają biały).
Mnie smakuje, uważam, że warto spróbować. Podstawą jest kapusta pekińska, oprócz tego świeży imbir, sporo czosnku, marchewka, jabłko, biała rzodkiew, por, dymka, dobry sos sojowy i oczywiście sproszkowana chili i solanka. Samo zdrowie!
Monika napisał(a):
Marleno, chciałam zapytać czy przeciekające jelita to to samo co uchyłki w jelitach. Takoweż zdiagnozowano u mnie w kolonoskopii. Po wypiciu zakwasu buraczanego rzeczywiscie mocz ma zabarwienie co najmniej różowe. Zastanawiam sie wiec, czy to nie to samo? Bo mnie lekarz powiedział, ze na uchyłki nie ma rady, jak juz powstaną, to juz nic nie da sie zrobić…. Zamierzam przeprowadzic post warzywny, czy on moze pomóc (wbrew temu co powiedział lekarz)? bede wdzieczna za odp.
Marlena napisał(a):
Moniko, to nie jest to samo. Przeciekające jelito to jelito w którym bariery są nieszczelne, zaś uchyłki to takie jakby bąbelki wybrzuszone, które są spowodowane najczęściej brakiem błonnika w diecie. Akurat czytam „Fasting And Eating For Health” dra Fuhrmana i on tam pisze, że z jego praktyki lekarskiej wynika, iż jego pacjenci, którzy przeszli na post pozbyli się diverticulosis czyli uchyłków właśnie. On stosował post wodny (po opieką lekarza wtedy koniecznie), ale warzywny myślę, że może też pomóc (dostarcza dużo błonnika + probiotyków). Warto spróbować, jeśli nie masz żadnych przeciwwskazań (ciąża, karmienie itd.). Co Cię nie zabije to Cię wzmocni 🙂
ulina napisał(a):
Witaj Marleno! Dziękuję za wspaniałego blo! stał się on moją biblią i wstąpiłam do grona Twoich adoratoròw. Chapeau bas. Kiedyś pisałaś w jakim komentarzu o testach na nietolerancje pokarmowe. Chciałabym taki wykonać. Pisałaś, że można go wykonać samemu. Wielka prośba o polecenie mi jakiegoś wiarygodnego. Dokonałam właśnie u Ciebie zakupòw ale nie masz ofercie testów. Moze je kiedyś wdrozysz. Pozdrawi najserdeczniej i będę wdzięczna za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Test nosi nazwę Food Detective i po wpisaniu w wyszukiwarkę tej nazwy trafisz na stronę producenta gdzie można go zakupić.
ulina napisał(a):
Dzięki piękne pani Marleno kochana! Pozdrowionka
Marcin napisał(a):
Marleno, wspaniały blog! Niedawno na niego trafiłem, ale mam pytanie. Czy kapusta kiszona i kwaszona to to samo? Bo nigdzie nie mogę dostać kapusty kiszonej tylko jedynie kwaszoną.
Marlena napisał(a):
Niestety nie znam się na tym, należałoby zapytać producentów kiszonek i kwaszonek czy jest różnica w procesie produkcyjnym czy też nazwy są używane zamiennie (obydwie formy w języku polskim są bowiem poprawne i powszechnie używane). Najlepiej kisić/kwasić w domu. Robi się samo i za parę dni wiemy co jemy 🙂
Marcin napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. 🙂 Jeszcze sam nie kisiłem, nie wiem, jak to się robi. Ale poszukam czegoś na necie i spróbuję. 😉
Ola napisał(a):
Marleno – mam pytanie, czy może raczej chcę się upewnić. Czy przechowywanie domowej kiszonej kapusty w lodówce nie szkodzi tym bakteriom kwasu mlekowego? Nie mam żadnego chłodnego pomieszczenia, w kuchni zaczyna być coraz cieplej… .
Marlena napisał(a):
Po zakiszeniu kapusty można ją jak najbardziej przechowywać w lodówce.
ula napisał(a):
Świetny artykuł! A przy okazji polecam też jogurt i kefir (oczywiście nie ten przetworzony, ze sztucznymi dodatkami, tylko naturalny i własnej roboty). Można kupić sobie saszetkę z żywymi kulturami bakterii jogurtowych, taki zaczyn. Tylko trzeba uważać na źródło pochodzenia mleka oraz tych bakterii, żeby nie były modyfikowane, czy UHT. My kupiliśmy książkę „Leczenie żywieniem”Dr Jadwigi Kempisty, na temat m.in probiotyków i terapii jogurtowej oraz saszetkę z jogurtem, który ona rekomenduje na tej stronie: https://www.probioeko.pl/. Efekty takiej prostej kuracji bardzo mile nas zaskoczyły. Polecam bardzo, zwłaszcza, że te jogurty można robić też na wegańskim mleku.
Marlena napisał(a):
Ja załatwiłam sprawę dużo taniej, tzn. kupiłam w Lidlu jogurt Bio (biały) za niecałe 2 zeta i dodałam do mleka łyżkę tego jogurtu i się pięknie zakisiło.
hajduczek napisał(a):
Ula i Marlena – ja też. Od lat robię jogurt, rozmnażając ten zwykły sklepowy probiotyczny (oczywiście – zawsze wnikliwie czytam etykiety), zaszczepiając nim mleko. Pasteryzowane lub nie, zależnie od możliwości nabywczych. A do produkcji kefiru zaprzęgam grzybek tybetański, jest świetny i działa też na mleka roślinne, ale ja nie bardzo lubię taki roślinny kefirek. Gdyby ktoś potrzebował grzybka, to chętnie się podzielę, bo rośnie nieustannie, wciąż go przybywa. Nie wiem już, co z nim robić! Obdarowałam wszystkich chętnych krewnych i znajomych, nadmiar na razie zamrażam, ale grzybków wciąż przybywa, a mnie żal to-to wyrzucić…
stop nwo napisał(a):
Do mleka uht?
Marlena napisał(a):
A broń mnie Pani Boże i wszyscy święci 🙂 Mleko UHT nie jest mlekiem, ma tak zmienioną strukturę molekularną, że już nie jest mlekiem. Mleko to ciecz, która wypływa z cyca, a nie z kartonu 😉
stop nwo napisał(a):
To ja nie wiem, Marlena, skąd Ty bierzesz te wszystkie fajne składniki, normalnego mleka, maślanki czy jogurtu takiego, co by się na zaszczepienie bakterii probiotycznych nadał, to ja jeszcze w markecie żadnym nie widział, a do rolnika chodzić tak po mleko to trochę dalej niż do stonki 😛 A też mi nie po drodze np. z tymi saszetkami specjalnymi po 30 zł do robienia jogurtów wg przepisu Kempisty.
Marlena napisał(a):
Mleko naturalne, nieprzetworzone tzw. prosto od krowy niestety w żadnym markecie nie ma racji bytu z uwagi na ekhm… „przepisy sanitarne”, natomiast mleko takie dostaniesz w mlekomacie. Wejdź proszę na https://www.mlekomaty.org/ i zlokalizuj najbliższy mlekomat. Cena za litr 3 zeta, automat sprzedaje też butelki (do wyboru plastikowe lub szklane). A jogurt pisałam jaki biorę: biały jogurt Bio kupuję w Lidlu.
ala napisał(a):
Od malego dzieciaka uwielbialam wypijac wode z ogorkow i naprawde zadko kiedy chorowalam podczas gdy moja siostra przechodzila wieczne infekcje , czasem az jej zazdroscilam, ze nie musi chodzic do szkoly. dzis mam 39 lat i dalej spijam ten pyszny napoj az dzieciaki krzycza , ze znow ogorki wyschna hihi a co tam niech krzycza a ja do dzis zadko przechodze infekcje.
Sylwia napisał(a):
Dziś jestem w 3 dniu postu – mam candidę na 3 poziomie z 4ech w teście na nietolerancję pokarmową, mam też dosyć dużą anemię (jak już gdzieś kiedyś pisałam) oraz mega niedobór żelaza – wydaje mi się, że dopóki nie uszczelnię jelit i nie pozbędę się choć części grzybka to i anemii się nie pozbędę bo podobno utrudnia wchłanianie witamin (ale to tylko gdzieś przeczytałam – jeśli źle myślę to mnie poprawcie 🙂 ) i w związku z tym mam pytanie:
– ile kapusty kiszonej dziennie powinno się jeść? Kupuję kapustę kiszoną bio – w jednej jest tylko kapusta i marchewka plus przyprawy typu kminek a w drugiej dodatkowo chrzan 🙂 gdzieś czytałam, że powinno się ok 300gr dziennie jeść ale dodatkowo piję po 100ml dziennie nierozcieńczonego soku z kapusty kiszonej lub ogórków kiszonych (więcej się boję bo już i po tym najczęściej mam hmmm rewolucję jelitową 😉 ) ale też z buteleczki kupuję firmy biofood czy jakoś tak – bez zbędnych dodatków; chcę także dołaczyć sok z kiszonych buraków ale też nie wiem, ile dziennie powinnam go pić i czy mogę na ciepło np z toną majeranku (który uwielbiam z barszczykiem 🙂 )?
– czy dodatkowo na poście dr Dąbrowskiej mogę brać probiotyk (oczywiście wegetariański) – przy ostatniej diecie od dietetyczki dostałam Dicoflor czy jest to zupełnie zakazane?
– oraz ostatnie pytanie – ile dziennie powinno się jeść przy takim stanie grzybka czosnku (jem też przynajmniej 2 i więcej surowych pomidorów oraz kilka przetworzonych – np na pomidorówkę lub z czosnkiem właśnie – nawet nie wiedziałam, że pomidor może służyć jako prebiotyk 🙂 )?
Przepraszam za tak długą wypowiedź ale chciałabym post zrobić jak najdokładniej 🙂
Aha i czy ocet winny bio lub balsamiczny (piszę tu np o łyżce dziennie do sosu) można na diecie czy nie? Bo już różne komentarze czytałam i sama nie wiem, jabłkowy wiem, że można ale ile dziennie (np ile łyżek, łyżeczek)?
z góry dziękuję za pomoc 🙂 Sylwia
Marlena napisał(a):
Sylwio, zgadza się: nie jesteś tym co jesz, lecz tym co wchłaniasz. Kiszonek i czosnku jedz ile chcesz, soki kiszone też ile możesz tyle wypij (ale nie na raz, lepiej częściej małe porcje). Na ciepło buraczany kwas jako barszczyk jak najbardziej, ale podgrzewamy go tylko leciutko (tak do temperatury ciała) aby nie zniszczyć naszych cennych przyjaciół – laktobakterii. W sumie dodatkowy probiotyk nie wiem czy jest niezbędny jeśli jada się/pije się kiszonki 2-3 razy dziennie. W takiej porcyjce soczku jest o wiele więcej dobrych bakterii niż w tym marnym aptecznym Dicoflorze 😉 A ocet naturalnie fermentowany (winny, jabłkowy itd.) jak najbardziej do podprawiania surówek może być. A ile to nie wiem – tak do smaku po prostu 🙂
Sylwia napisał(a):
Marlenko – ślicznie Ci dziękuję za odpowiedź 🙂
To jeszcze do octu mam pytanie – czy balsamiczny też można? Na bazarku bio jest taki, który jest lany bezpośrednio z beczki, 10letni i to jest zdaje się okres jego naturalnego „dojrzewania” – ale już ten ocet jak każdy zapewne wie, jest z winogron i zastanawiało mnie, czy np łyżeczka dodana do sosu będzie złym pomysłem czy nie 🙂 Nie chciałabym na siłę czegoś tam dodawać i nadwyrężać diety, bo skoro mogę odmówić sobie konkretnych rzeczy to i jedna w tą czy w tamtą nie zaszkodzi tylko z tymi octami jest tak, że każdy dodaje ciut inną nutkę do sałatki 🙂
I mam jeszcze jedno pytanie bo troszkę mnie to nurtuje – nie liczę kcal ale głównie zjadam surowe warzywa i kiszonki oczywiście, czasami jakąś zupkę, żeby „przemycić” tonę natki pietruszki np w pomidorowej czy koperku w kalafiorowej 🙂 ale wiem, że czasami jem bardzo bardzo mało i już więcej nie daję rady – i teraz tak – jeśli teraz zjadam np 400kcal to czy jak potem wejdę na ZO i dołożę olej czy kasze czy bardziej kaloryczne owoce to czy z miejsca ze względu na zbyt duży dowóz kcal w porównaniu z postem waga momentalnie nie skoczy w górę? Czy raczej ilość kcal przyjmowana na poście pod kątem potem przytycia (przy odpowiednim oczywiście jedzeniu na ZO) nie ma tutaj znaczenia i nawet jeśli tylko jadłoby się te 400kcal to potem nie przybierze się od razu na ZO niepotrzebnych kilogramów?
Jeszcze raz ślicznie dziękuję za odpowiedź i czekam na kolejną cenną radę 🙂
Aha i czy na poście można brać chlorellę (do tej pory brałam 2 kapsułki (wegańskie) dziennie – jedno, że na dodatkowe odtrucie a po drugie coś tam dietetyk mówiła, że związanego z moją anemią ale nie pamiętam o co dokładnie chodziło)
pozdrawiam 🙂 Sylwia
Marlena napisał(a):
Sylwio, gdy pościmy to nie przyjmujemy żadnych suplementów. Nie wiem czy ocet balsamiczny można. Na pewno można sok z cytryny i ocet jabłkowy. Wagę sam organizm reguluje, doczytaj szczegóły w książkach pani doktor.
Patrycja napisał(a):
Pani Marleno, na Pani stronę trafiłam dopiero kilka dni temu a już przeczytałam większość artykułów. Strona jest wspaniała! Czy mogłaby Pani napisać coś więcej o takim jogurcie naturalnym własnej produkcji. Mam cały zapas jogurtów bio z lidla w lodówce i mleko prosto od krowy od dziadka. Co dalej? Jak wygląda procedura?
Marlena napisał(a):
Bardzo prosto: podgrzewamy mleko (sprawdzamy koniuszkiem małego palca temperaturę, ma być ciepłe ale nie parzyć), dodajemy jogurt i owijamy w gazety i kocyk jak kaszę albo ryż. Na drugi dzień jest gotowy i wstawiamy do lodówki.
monika napisał(a):
Bardzo fajna strona.Sledze od paru dni.Mam nadzieje ze uda mi sie dostosowac do rad ktore pani podaje,bo bardzo mnie przekonuja 🙂 dzieki
grazyna napisał(a):
Marlenko, pod Twoim wpływem zaczelam zdrowe odżywianie i np. zakisialam kapustkę, powkladalam do sloiczkow tak na 3/4 wysokości, posolilam, zalalam woda, na gorze ta kapusta zaczyna się robic brazowa, nie wiesz czasem dlaczego? puszcza mało sokow, na gorze jest sucha i brazowa, nie za ladnie pachnie, i teraz nie wiem czy to jesc czy nie, bo smak ma dziwny…
grazyna napisał(a):
zastanawiam się czy to nie wina soli himalajskiej, ktorej uzylam do kiszenia. może jednak trzeba kisic na kamiennej?
Ksenia napisał(a):
Dzien dobry 🙂
Pisze do Pani, bo niestety wypadlo, ze musze wziac antybiotyk 🙁 dopiero kilka dni temu skonczylam diete oczyszczajaca – 10 dni na warzywach, ale okazalo sie, ze implant zebowy, ktory zrobilam w zeszlym roku zostaje odrzucony przez organizm i jest duza infekcja, nawet w kosci. Bronilam sie przed tym antybiotykiem kilka dni, mialam nadzieje, ze moze organizm sam jakos sobie poradzi, jest delikatnie lepiej, ale wczoraj w nocy juz zdecydowalam wziac antybiotyk. No i jak zwykle do Akademii Witalnosci z rana zagladam zeby sprawdzic jak sie ratowac przed tym spustoszeniem antybiotykowym…. (w zeszlym roku musialam wziac 6 serii antybiotykow prawie w ciagu i wiem jak mnie to wykonczylo…).
Kiszonki w takim razie…ja niestety mam kwaszona kapuste i kiszone ogorki (choc kto to tam wie…) ze sklepu, czy to w ogole pomoze? czy lepiej cos innego?
Mam zakwas buraczany, sama zrobilam, wiec to pewne.
Pani Marlenko a czy sok z bialej kapusty tez moze pomoc? Mam wyciskarke, to moglabym pic duzo… Mam tez swoj chleb na zakwasie. No i soki wyciskane pije codziennie (marchew, jablko, burak, seler, zielone liscie) czy to tez bedzie jakos wspomagalo ochrone?
Pozdrawiam x
Marlena napisał(a):
Jak najbardziej – wszystko to wzmacnia system immunologiczny. Lepsze kiszonki sklepowe niż żadne 🙂
Darek napisał(a):
Czesc 🙂
Marlena, czy prebiotyki po obrobce termicznej zachowuja takie same wlasciwosci jak spozyte w stanie surowym?
Czy w przypadku wyniszczonej flory (alergia, czeste infekcje) dobrym pomyslem bedzie dodatkowo dodawanie 1-3g inuliny w proszku do kazdego posilku?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Najpierw zadbać trzeba o probiotyki (kolonie laktobakterii), a prebiotyki są jedynie pożywką dla nich. Same prebiotyki to ciut za mało 😉
Darek napisał(a):
Czytalem, czytalem 😉
Od 3 tygodni pije sok z kiszonej kapusty.
Kilka razy dziennie w mniejszych porcjach.
I czuje jej moc.Trawienie sie juz troche poprawilo, cera wygladzila, odczuwalny przyplyw energii.
ps. Dzieki za art,
I jak z ta obróbka termiczna i inulina?
ula napisał(a):
Marleno, mam pytanie czy pasteryzacja ( mam tu na myśli kiszenie ogórków na zimę ) zabija cenne bakterie ? Czy nalezy pastreyzowac czy nie ?
Marlena napisał(a):
Kiszonych nie musisz pasteryzować.
marzena napisał(a):
Marlenko, co myślisz o używaniu grzybków tybetańskich ?
Marlena napisał(a):
Ziarna kefirowe to sposób na wyprodukowanie domowym sposobem napoju probiotycznego. Ważne przy tym jest moim zdaniem aby w miarę możności używać mleka naturalnego, a nie sklepowego, które zostało poddane działaniu wysokiej temperatury. Osobiście wolę roślinne kiszonki, z różnych względów.
Kasia napisał(a):
Czy jest gdzieś na stronie przepis na ogórki kiszone? Bo gdzieś tu kiedyś przeczytałam, że nie wskazane jest zalewanie ogórków wrzątkiem a wszędzie są przepisy gdzie się je zalewa wrzątkiem… Więc jak to kisić? Włożyć wszystko do słoika, zalać zimną wodą z solą i co dalej?
Marlena napisał(a):
Kasiu generalnie ogórki kisi się bardzo podobnie jak kapustę. Ja zalewam solanką już przestudzoną, zależy mi bowiem aby nie niszczyć cennych związków wysoką temperaturą. Wrzucam do słoja ogóry, daję przyprawy (koper, czosnek, chrzan) i zalewam solanką (ale nigdy nie wrzącą).
Kasia napisał(a):
„Wrzucam do słoja ogóry, daję przyprawy (koper, czosnek, chrzan) i zalewam solanką (ale nigdy nie wrzącą).”
I co dalej? Zakręcam słoik i chowam? Bez pasteryzowania, prawda?
Marlena napisał(a):
No jak tak robię: zakręcam słoik i odstawiam na parę dni. Podczas gdy ja robię swoje rzeczy natura dla mnie robi pyszne probiotyczne jedzonko. 🙂 Już po dwóch dniach można wcinać małosolne jak jest ciepło.
inka napisał(a):
Pani Marleno, od kiedy natrafiłam na Pani stronę, nie mogę się od niej oderwać. Chciałabym zmienić swoje nawyki żywieniowe, swoje życie. Mam 3 letniego synka i męża;) chciałabym żeby synek wzrastał uświadomiony w jakim świecie żyje. Ja nie miałam takiej możliwości, moje nawyki są bardzo podobne, do tych, które opisuje Pani w zakładce na przywitanie.. Dopiero teraz, mając 28 lat otwieram oczy, budzę się i nie dowierzam. Jest tyle błędnych myśli, złych przyzwyczajeń, ogrom pułapek na nasze zdrowie. Sama mam cellulit, którego chętnie bym się pozbyła;)
żeby zmienić swoje nawyki, trzeba najpierw zrozumieć, że są złe i poznać inne wyjścia. Każdy Pani artykuł jest napisany z troską, by czytelnik wszystko mógł zrozumieć i ogarnąć. Dziękuję. Zazwyczaj przesyłam pozdrowienia i życzę zdrowia, cóż więc życzyć osobie przewlekle zdrowej;) samych szczęśliwych okoliczności!! wszystkiego dobrego!. Stronka dodana do ulubionych i rozesłana do znajomych!
Kris napisał(a):
Witam,
artykuły na swietnym ja zwykłe poziomie – gratuluję stylu i polotu! Oboje z żoną jestesmy po poscie Dawida 40 dni. Jednak problem mamy z naszym synem – dokładniej z Jego dietą – Ma on niespełna 3 lata, praktycznie od urodzenia problemy jelitowe, był do 10 karmiony naturalnie niestety nie uchroniło Go to od alergii i nietolerancji pokarmowych. Ze wzgledu na bardzo silną reakcje na białka krowie po okresie karmienia piersią był na Nutramigenie, sukcesywnie miał wprowadzane pokarmy stałe. Od ok. 2 roku do teraz po odstawieniu Nutramigenu jest jak nam się wydawało na zdrowej, nieprzetworzonej diecie, z przewagą produktów roslinnych. Ze smakiem jada: migdały, awokado, siemię lniane, jabłka, gruszki, rodzynki, mango, banany, quinoa, kasza jaglana, gryczana, ziemniaki, kurczaka, zółtko jajka, olej lniany, olej kokosowy, sałatę, jarmuż,… generalnie dużo warzyw, trochę owoców, mięsa, ryb, staramy się wybierać produkty organiczne. Z diety całkowicie włączone ma przetwory mleczne oraz gluten, cukier ograniczny do minimum. Zachowanie Małego, relacje społeczne, zabawy, rozwój mowy wydają się iść w dobrym kierunku – w wieku 1,5 roku były podejrzenia AUTYZMU. Dieta wydaje się służy synowi: od dłuższego czasu ma regularnie uformowane kupy, jedynie co nam nie daje spokoju to zmiany skórne typu zaczerwienienie pod kolanem, sucha zrogowaciała skóra na łokciu.
To skłoniło nas do zrobienia badania IMUPRO100
Wczoraj odebraliśmy wyniko – pozwolę sobie wkleić opis:
W teście IMUPRO100 zaobserwowano wysoką liczbę reakcji na składniki pokarmowe pochodzenia roślinnego. Istnieje podejrzenie, że jest to spowodowane niespecyficzną odpowiedzią organizmu na niektóre białka strukturalne wchodzące w skład glikoprotein obecnych u większości roślin.
Przeciwciała skierowane przeciw tym glikoproteinom w większości przypadków nie powodują objawów, jednak ich poziom utrzymuje się w związku z ciągłym kontaktem z produktami roślinnymi.
W tym przypadku zaleca się unikanie wszystkich pokarmów pochodzenia roślinnego spożywanych regularnie (częściej niż dwa razy w tygodniu) i wywołujących reakcję w teście przez okres opisany w zaleceniach indywidualnych, natomiast pokarmy roślinne spożywane nieregularnie, a wywołujące reakcję alergiczną można stopniowo wprowadzać do diety przy jednoczesnej obserwacji reakcji organizmu.
Szczególną uwagę należy zwrócić na zboża, mleko i produkty mleczne, nasiona i orzechy oraz jajo – w ich przypadku należy zastosować pełną dietę eliminacyjną.
Z całej listy tylko 28 produktów oznaczone jest jako bezpieczne:
Ananas, Czarniak, Indyk, Oregano, Rozmaryn, Wieprzowina, Banan, Czosnek, Jagnięcina, Pieczarka, Sałata głowiasta, Wołowina, Bazylia, Gałka muszkatołowa, Karmazyn, Pieprz czarny, Tuńczyk, Ziarno kakaowca, Cukier trzcinowy, Guar guma zagęstnik (E412), Kura, kurczak, Pietruszka, Tymianek, Cynamon, Herbata z mięty pieprzowej, Łosoś, Rak, Wanilia.
Czy z tych składników da się ułożyć jaką sensowną diete dla 3 latka? A może warto spróbować programu GAPS – miał ktoś do czynienie z nią. Z góry wielkie dzięki za wszelkie pomysły i opinie
Marlena napisał(a):
Nic nie piszesz w jaki sposób dbacie o florę jelit Waszego malucha, a to jest kluczowe. Sprawdź też małemu poziom witaminy D. Na florę jelit ma wpływ na przykład:
– sposób w jaki dziecko przychodzi na świat (cesarka pozbawia malucha zaczerpnięcia flory z pochwy matki, dlatego takie dzieci mają uboższą florę jelitową niż dzieci urodzone siłami natury)
– sposób karmienia w pierwszych miesiącach życia (naturalny pokarm z piersi matki jest lepszy dla prawidłowej flory niż mleka w proszku sztuczne)
– dostające się do ustroju ksenobiotyki: rozmaite lekarstwa (głównie antybiotyki) i szczepionki
– po wprowadzeniu pokarmów stałych podawanie maluchowi produktów zawierających dodany cukier (nie tylko słodycze ale też różne sklepowe soczki, lody, jogurciki czy tym podobne „dziecięce” produkty, obficie dosmaczane cukrem, a nawet leki i suplementy typu „syropy witaminowe” itd.) jak również barwniki, konserwanty, emulgatory itd.
Pamiętajmy też, że zdrowe dzieci rodzą się z matek mających czysty i wolny od toksyn organizm. Dlatego o poście Daniela warto zawsze pomyśleć przed ciążą.
Kris napisał(a):
Dzięki Marleno za odpowiedz, jak najbardziej się z tobą zgadzam odnośnie flory jelitowej – jestem na 100% pewien że problemem jest nieszczelność jelit, staramy się Małemu zapewnić probiotyki (do sałatki kiszony ogórek), 3 kapsułki Bio-Kult probiotyków dość regularnie dziennie, przez 3 miesiące robiliśmy Mu kurację wysokimi dawkami probiotyków 11 szczepowego custom probiotics w ilości ok. 250miliardów /dzień, ale jak widać po wynikach IMUPRO100 nie do końca to działa – dalej składniki pokarmowe przekraczają barierę jelit i są powodem nietolerancji. Nasz maluch ma dietę bardzo podobną do tego co proponuje Dr. J. Fuhrman w książce „zdrowe dzieciaki” jak pisałem wyżej w min 90% opartą na roślinach, zdrowych olejach, owocach, warzywach. Poziom witaminy D nasz Maluch ma na świetnym poziomie 85.14 ng/ml (swoją drogą dzięki za Twój artykuł – dzięki niemu od pewnego czasu suplementujemy witaminę D – co dziennie rano dostaje koktajl: napar z czystka, łyżeczka miodu, kilka miligram witaminy C, czasem sok z Aronii, B kompleks w dość sporej ilości, kropelkę witaminy D).
Mały urodził się naturalnie, był karmiony naturalnie do 10 miesiąca, antybiotyki przyjął 1 raz w życiu gdzieś w okolicy pierwszych urodzin, szczepionki niestety przyjął wszystkie – nad czym bardzo ubolewam, generalnie na cukier staramy się uważać – świadomie nie podajemy mu, pewnie nie raz się zetknął z nim w jakiś produktach ale generalnie mamy świadomość jego destruktywnego działania. Dziecko na tle swoich rówieśników prawie w ogóle nie choruje, jest pogodne, przyjaźnie nastawione.
Mamy świadomość że problemy skórne są odzwierciedleniem procesów zachodzących w organizmie stąd mam przypuszczenia graniczące z pewnością że coś niedobrego dzieje się w jelitach,… Jak myślisz dalej spróbować zostać przy tej diecie może dołączyć sok z kapusty? mimo przeciwwskazań wynikających z testu IMUPRO100 czy może pójść zupełnie inną drogą nakreśloną przez książkę dr Natashy Campbell-McBride „Zespół psychologiczno-jelitowy GAPS. Naturalne metody leczenia autyzmu, ADHD/ADD, dysleksji, dyspraksji, depresji i schizofrenii.” ??? To co mają wspólnego oboje autorzy to niechęć do produktów przetworzonych (tu pełna zgoda) ale program dojścia do zdrowych jelit jest diametralnie różny,…
Marlena napisał(a):
W kiszonym soku z kapusty czy ogórków jest wielokrotnie więcej laktobakterii niż w najdroższych nawet probiotykach, nie zaszkodzi spróbować – pamiętając, że proces odbudowy zniszczonej flory nie jest niestety szybki (za to zniszczyć ją można migiem) i trzeba uzbroić się w cierpliwość. Dopóki nie nastąpi poprawa to chyba trzymałabym się tych dozwolonych bezpiecznych 28 produktów + suplementy (witaminy, kwasy Omega-3, probiotyki), a co do minerałów to warto też może właśnie zrobić test włosów małemu (tzw. analiza pierwiastkowa włosów) i zobaczyć czy tam wszystko w normie jest (tylko nie wiem czy małym dzieciom robią, zapytaj).
Asia napisał(a):
A może to pasożyty?
axe napisał(a):
A tak swoją drogą, skoro już mówię o mikroflorze jelit:
Probiotyki są przereklamowane
Jest pewien problem, kiedy chodzi o przyjmowanie probiotyków
w formie suplementów diety oraz w formie pożywienia zawierającego
pożyteczne bakterie – typu jogurty, kefiry i inne. Na czym ów problem
polega?
Posłuchaj, wyjaśnię. Zasadniczo dietetycy i lekarze polecają probiotyki
w kapsułkach lub proszku bądź w formie jogurtu. Jednak
z badań klinicznych wiadomo, że do 99% pożytecznych bakterii – a
w wielu przypadkach nawet do 99,9% – nie może bezpiecznie przejść
przez żołądek i dotrzeć do dwunastnicy i jelit, czyli tam, gdzie są potrzebne.
Dlaczego? Bo żołądek zabija prawie wszystkie rodzaje bakterii.
Taki jest jego cel. W żołądku panuje niskie pH i obecne są enzymy.
Niskie pH i enzymy tworzą środowisko, w którym bakterie giną. Jak
wspomniałem – ginie ich prawie sto procent.
I na tym polega problem suplementów z probiotykami oraz pożywieniem,
które zawiera pożyteczne bakterie. Spośród 12 najpopularniejszych
szczepów bakterii, tylko szczep Lactobacillus Faecalis jest
w stanie przejść przez żołądek i zasiedlić jelita, tym samym optymalizując
lekko ich mikroflorę. Użyłem słowa lekko, bo jeden szczep bakterii
to za mało. Jelita, dla optymalnej mikroflory potrzebują minimum
kilku (najlepiej 6-8) gatunków pożytecznych bakterii.
Zatem wynika z tego, że dobre bakterie obecne w pożywieniu i
suplementach mają krytycznie niski wskaźnik przeżycia. To z kolei
oznacza, że są praktycznie nieskuteczne. Co za tym idzie – osoba, która
wydaje (strzelam) 100 złotych na opakowanie probiotyków,
wszystkie te moniaki wyrzuca w błoto. A potem zastanawia się, co poszło
nie tak, bo po efektach ani widu, ani słychu. A potem poddaje się,
bo coś, co miało działać, znów nie działa. A potem, aj, rodzi się frustracja
i rozczarowanie. I nadzieja na lepsze jutro tonie jak kamień
wrzucony do wody.
Marlena napisał(a):
Powoływanie się na „badania kliniczne” bez podania źródeł powinno wzbudzać naszą czujność. Nie znalazłam takowych, natomiast znalazłam mówiące o tym, że wręcz przeciwnie, pewne szczepy laktobakterii w pewnych warunkach śmiało przeżywają kąpiel w gastrycznych kwasach: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1151822/
To nie jest tak do końca, że WSZYSTKIE mikroorganizmy giną w żołądku. Wszak żołądek jest również zamieszkiwany przez różne typy bakterii, które są odporne na działanie kwasów żołądkowych. Tak to Matka Natura umyśliła. Czy „dobre” bakterie zostaną zabite gdy je połkniemy? To zależy w jakiej formie zostaną przyjęte. Jeśli zwyczajnie weźmiemy do gęby kapsułkę z probiotykiem, to przypuszczalnie nie za dużo się z niej po kąpieli w kwaśnej treści żołądka ostanie i efekty będą nieco mizerne, a uzupełnianie flory tym sposobem będzie dosyć mozolne. Jednak w przypadku POKARMÓW probiotycznych jest już nieco inaczej. Zawarte w nich inne składniki buforują treść kwaśną, a wtedy dużo więcej „dobrych” bakterii opuszcza żołądek i dostaje się do jelita gdzie pH jest już wyższe i mniej dla nich groźne. Dlatego właśnie NAJLEPSZYM lekarstwem będzie zawsze nasze pożywienie – tak jak mówił Hipokrates. Przykro mi, ale nie chce być inaczej 🙂
axe napisał(a):
Odpisałas dokłsadne to samo co napisałem mi chodzi o to co sprzedaja w aptekach a z żoładkiem tak jak napisałem tylko szczep Lactobacillus Faecalis jest
w stanie przejść przez żołądek i zasiedlić jelita, tym samym optymalizując
lekko ich mikroflorę.Zgadzam sie z tym że wazywa i owoce fermentujace wytważaja baktrie priobiotyczne ale też nie mozemy zapomniec o dostarczniu wtaminy c bez niej dobre bakterie gina w jelicie.
Marlena napisał(a):
Lactobacillus Faecalis: a czy w rodzinie Lactobacillaceae jest takowy w ogóle? Lepiej sprawdź to 😉
Lactobacillus to rodzaj w obrębie rodziny Lactobacillaceae (pałeczka kwasu mlekowego). Dla człowieka mają znaczenie gatunki Lactobacillus acidophilus: to one tworzą florę w jelitach oraz kobiecej pochwie jako te tak zwane „dobre” czy też „przyjazne bakterie”, przy okazji produkując też dla nas rozmaite witaminy np. niacynę, kwas foliowy czy witaminę B6.
Przypuszczalnie autor cytowanego przez Ciebie tekstu pomylił z Enterococcus faecalis czyli enterokokami, bakteriami paciorkowca kałowego (stanowią ok. 1 % flory jelit u ludzi zdrowych).
W warzywach kiszonych zawartość witaminy C jest wielokrotnie wyższa niż w tych samych niekiszonych. Produkują ją (zgadnij co?) bakterie. Matka Natura robi dla nas jednym słowem wszystko, aby nasze pożywienie stało się dla nas naszym lekarstwem, tak jak to powiedział Hipokrates. 🙂
Magda napisał(a):
Witam,
artykuły super, ale Norman Walker żył 99 lat.
Źródło:
https://en.wikipedia.org/wiki/Norman_W._Walker
Marlena napisał(a):
Magdo, różne źródła podają rozmaicie. Jedna moja dobra rada: miej oczy, uszy i serce otwarte i nie traktuj NIGDY Wikipedii jako wyroczni, OK? To jest medium bardzo (nawet nie wiesz JAK bardzo!) poddane ostrej cenzurze, dokładnie tak jak to było w Polsce za komuny: znajdziesz tam TYLKO i wyłącznie to co masz oficjalnie znaleźć, reszta jest milczeniem, jest obśmiana lub w ogóle z biegiem czasu usunięta (ciekawie jest śledzić jak z Wikipedii w tajemniczy sposób „znikają” takie osobowości jak na przykład Amit Goswami czy David R. Hawkins, których biografie wcześniej były normalnie widoczne publicznie).
Poza tym szczerze polecam czytanie moich artykułów ze zrozumieniem. Cytuję fragment w którym napisałam przecież jak wiek Walkera interpretują inne źródła:
„Niektórzy mówią, że żył ponoć tylko 99 lat, ale to i tak oszałamiający wiek jak na kogoś, kto za 4 tygodnie miał umrzeć.”
Iwa napisał(a):
Witam i ciesze sie ze tyle ludzi interesuje sie zdrowym natyralnym jedzeniem i leczeniem sie z roznych problemow zdrowotnych .j a mam prpblem z natury psychicznej mam takie doly ze czasem nie wiem co mam poczac czy moge prosic o taki prosty sposob na tego dola byc moze to depresja mialam juz przepisane antydepresanty ale sie ich boje pozdrawiam i z gory dziekuje
Marlena napisał(a):
Iwonko, napisałam Tobie na maila, sprawdź skrzynkę 🙂
Kasia J. napisał(a):
Skarbnico wiedzy Ty nasza jak zwykle proszę o pomoc. Tym razem w sprawie męża. Zdiagnozowano mu HP a ja znalazłam tyle sprzecznych info na ten temat że głowa mnie już boli. Ratuj co on powinien jeść.
Kasia J. napisał(a):
Helicobacter pylorii. A może jest ktoś kto miał to i może coś powiedzieć na temat diety. Podobno brokuły działają w tym przypadku cuda. Przydały by się jakieś wiarygodne źródło wiedzy. Bo dieta którą dostał od Pani Doktor nie bardzo mi pasuje.
Marlena napisał(a):
Na pewno dieta antyzapalna i przywracająca odporność organizmu. HP to bakterie normalnie mieszkające sobie u nas i nie czyniące krzywdy dopóki komórki układu odpornościowego są w stanie nad nimi panować. Gdy nie są to mamy problem. Więc skupić się należy na wzmacnianiu tego co potrafi kontrolować te małe stworzonka, a tym czymś jest nasz układ odpornościowy. Warzywa krzyżowe doskonale się sprawdzają w walce z HP.
Plombinka napisał(a):
Dobry wieczór, a ja dziś trafiłam u Dr. Younga na zupełne zaprzeczenie teorii działania probiotyków. Napisz proszę, co o tym sądzisz? https://cudph.pl/najlepszy-probiotyk-to-brak-probiotyku-o-probiotykach-antybiotykach-i-enzymach/
Marlena napisał(a):
Może to kwestia kiepskiego tłumaczenia z angielskiego, ale z tego co rozumiem pan Young chciałby bardzo mieć kompletnie sterylne i pozbawione bakterii jelita? Muszę go zmartwić: Matka Natura przewidziała dla nas obfitą mikroflorę w tym miejscu, więc zaklinanie rzeczywistości jest po prostu głupie (aczkolwiek jako takie jedzenie przewagi pokarmów zasadotwórczych sama stosuję i polecam, bo działa).
Kasia J. napisał(a):
Chciałam oznajmić: kobiety jedzcie kiszonki !!!! Nie ma lepszego sposobu na walkę z kobiecymi dolegliwościami. Jestem żywym przykładem, od zawsze walka z wiatrakami wiecznie zapalenia i inne cuda, odkąd poznałam akademię wsuwam kiszonki dziennie(w różnej postaci soki, zakwasy, ogórki, surówki itp) mój lekarz na ostatniej kontroli powiedział że tak dobrze nigdy u mnie nie było. A miałam przepisywane nawet tabletki prawie za 100zł. Dodatkowo ostaniom moją infekcję typu przeziębienie miałam jak dobrze pamiętam w marcu… AKADEMIO dziękuję.
Marlena napisał(a):
Kasiu, ja dodam jeszcze (bo nie wiem ile masz lat, ale ja mam kalendarzowo 48, więc wiem co mówię) – kiszonki ROZPRASOWUJĄ (dosłownie!) zmarszczki na buźce. Odejmują po regularnym stosowaniu co najmniej dyszkę z gębulki. Tak mi meldują znajomi, którzy mnie barrrrdzo dawno nie widzieli: nie poznał(a)bym Cię na ulicy, tak młodo wyglądasz. Więc dziewczyny wywalcie te różne dziwne kremidła i inne obiecanki-cacanki przemysłu kosmetycznego, tylko biegiem do kuchni buraczki, ogórasy i kapustkę na kiszenie nastawiać. I wcinać codziennie, idąc za moim i Kasi przykładem. To jest najlepszy detoks, najskuteczniejszy anti-aging krem na zmarszczki i najbezpieczniejszy (bo nie sposób przedawkować) środek immunomodulujący w jednym. Czy wspomniałam już że najtańszy? 😉
A któż nie chciałby być piękny, zdrowy i bogaty? 🙂
Beata napisał(a):
Witam ponownie 🙂 Jestem na diecie owocowo-warzywnej prawie 6 tyg.,natomiast mój syn 2 tygodnie,Zastanawiam się co robię źle skoro nadal mamy nieszczelne bariery jelitowe(mocz po zjedzeniu buraków jest różowy).Codziennie jemy ogórki kiszone i co drugi dzień kapustę kiszoną.Jemy tylko produkty z listy Pani Doktor Dąbrowskiej.Dodatkowo brokuły(nie wiem czy można ,bo nie znajdują się na liście?)Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Beato nie wiem, generalnie budowanie bogatej flory jelit zajmuje trochę czasu, ponadto najlepiej jadać kiszonki zrobione w domu, te kupne mogą nie mieć tylu laktobakterii.
Beata napisał(a):
Kiszonki robię sama lub kupuję na bazarze ze zdrową żywnością.Pani Marleno,czy nie orientuje się Pani czy są jakieś opracowania naukowe,jakieś materiały mówiące o wpływie żywności,nietolerancji pokarmowych na białkomocz,krwiomocz(lekarze dopatrują się kłębuszkowego zapalenia nerek),ale nie ma typowych objawów,prócz tych dwóch wymienionych powyżej.Szukam w internecie i nic nie znajduję.Stosuję dietę,białkomocz synowi zmalał lecz nadal jest za wysoki.A dziś lekarka(nefrolog) powiedziała mi ,że żywność nie ma żadnego wpływu na białkomocz.Że niższe wydalanie białka łączy się tylko z tym ,że mniej go dostarcza do organizmu będąc na poście owocowo-warzywnym.I że białko wzrośnie gdy zacznie jeść „normalnie”.Wierzę ,że Doktor Dąbrowska ma rację ,że wiele zależy od tego co jemy,chociaż nie widzę na razie spodziewanych zmian.Okazało się ,że syn ma nietolerancje na wiele produktów(test zrobiłam za radą P.Dąbrowskiej.Pokazałam test nefrologowi,a ten stwierdził,żeby nie brać tego poważnie ,bo nie ma żadnych objawów alergii u syna(jest wysoki,dobre wyniki krwi itd…)Sama nie wiem ,gdzie szukać pomocy.Lekarze po prostu czekają aż choroba nerek się rozwinie i wtedy wprowadzą leki i zastosują biopsję.Proszę o radę jeśli to możliwe.
Marlena napisał(a):
Beato, oczywiście że będzie miał nietolerancję na wiele pokarmów przy nieszczelnych jelitach. Na wykładzie dr Dąbrowska o tym mówiła. Medycyna akademicka wychodzi z założenia że „można jeść wszystko” oraz że „jedzenie nie ma na nic wpływu”. Czyżby? Wystarczy spojrzeć na przepełnione przychodnie, szpitale i hospicja oraz na apteki rosnące jedna po drugiej jak grzyby po deszczu. W historii mojego miasta nie przypominam sobie sytuacji w której mielibyśmy tyle aptek, niemal na każdym rogu wyrasta jakaś. Szpitale nie nadążają, dostawiają łóżka na korytarzu. Dopchać się do specjalisty graniczy z cudem. I co, nadal to co wkładamy do wnętrza swojego ciała jest bez znaczenia? Widocznie choroby roznoszą ludziom kosmici jak ci śpią 😉 A potem idziesz do lekarza a on mówi „nie wiemy skąd się wzięła choroba, idiopatyczna jest”. Przykro mi bardzo, ale ten wszechświat jest cały zbudowany na prawie przyczyny i skutku, a to że alopaci „nie znają” przyczyny to nie znaczy iż ona nie istnieje. Problem w tym, że umówili się (takiej „medycyny” ich nauczono), iż jak coś pochodzi od stylu życia (np. diety itd.) to niech się nazywa „nieznaną przyczyną” i co najwyżej będziemy łagodzić objawy, bo niczego nie świadomy pacjent tak łatwo stylu życia nie zmieni, a wsadzić mu do gęby tabletkę to takie proste i szybkie rozwiązanie i od razu czuć ulgę. Ano czuć, tylko że nic się nie zmienia – przyczyna nie tylko zostaje ale i się nawarstwia z czasem. O tym też dr Dąbrowska na wykładzie mówiła.
Nefrolog nie widzi alergii i nie zobaczy. Nietolerancja pokarmowa to nie jest sensu stricte alergia, może latami nie dawać symptomów jakich normalnie po alergii się byśmy spodziewali. Nie ma kaszlu, pokrzywki czy wyprysków. Ale ustrój produkuje przeciwciała bo non stop mu się jakiś „obcy na pokładzie” pojawia. Bardzo często mamy nietolerancję pokarmów, które pasjami uwielbiamy. A oprócz konwencjonalnych badań warto mikroskopowo zbadać żywą kroplę krwi w ciemnym polu. Można czasem bardzo ciekawe zobaczyć 😉 Tych badań oczywiście w przychodni nie robią, bo medycyna alopatyczna ich postanowiła na wszelki wypadek nie uznawać.
Po zakończeniu postu już nigdy nie warto „jeść normalnie” jeśli chcemy być zdrowi. Przechodzimy na etap drugi opisany w książkach pani doktor i tam już zostajemy do końca życia, od czasu do czasu powtarzając post. Wskazane jest wprowadzenie na stałe jednego postnego dnia w tygodniu przez cały rok. Poluzować sobie można jedynie dwa razy w roku na święta (co nie znaczy że mamy się wtedy obżerać martwotą i cukrem bez opamiętania). Ale do starego stylu życia i przetworzonej diety jak wrócisz to i Twoje dolegliwości wracają – zgodnie z prawem przyczyny i skutku. Mnie tam nie brakuje już „normalnego” jedzenia i nie tęsknię do niego, a wręcz mnie obrzydza – to jest siła postu. Z powrotem zaczyna się czuć wszystkie smaki, a widok i zapach ochłapów w mięsnym sklepie przyprawia o mdłości. Zaczynają smakować warzywa! I wyczuwa się momentalnie jak coś ma chemię w środku. I przestaje smakować to stare jedzenie, te napoje gazowane, te smażone potrawy itd., całe to zwyrodniałe jedzenie którego nie stworzyła natura, a człowiek.
Beata napisał(a):
Dzięki Marleno 🙂 Pisząc „normalne „jedzenie ,miałam na myśli dietę jaką proponuje Doktor Dąbrowska,bo do pseudo jedzenia już nigdy nie wrócimy.Wprawdzie u mnie cola,chipsy,tłuste potrawy były rzadkością,ale było mnóstwo mąki pszennej.Obejrzałam tak jak radziłaś wykład ,stosuję zasady zdrowego żywienia i mam nadzieję ,że wszystko się unormuje.Na pewno będę stałą czytelniczka Twojego bloga.Pozdrawiam 🙂
Beata napisał(a):
Wyczytałam,że osoby z nietolerancją drożdży nie mogą jeść kiszonych ogórków i kiszonej kapusty.Więc jeśli syn ma nietolerancję drożdży i zajada się kiszonkami to chyba nie zbudujemy szczelnych jelit ? 🙁 Jest jakiś inny naturalny sposób?Produktów zbożowych ,mleka i ryżu również jeść nie może.
Marlena napisał(a):
Beato, z tego co się orientuję, to kiszenie nie polega na fermentacji drożdżowej, tylko mlekowej https://pl.wikipedia.org/wiki/Kiszenie. Dlatego w kiszonkach są laktobakterie. Można uciec się do aptecznych probiotyków, ale nie są tak skuteczne w działaniu jak naturalne kiszonki, nawet te drogie preparaty z bogatym składem.
Hewitt napisał(a):
Marlena@
” I dzieje się to niezwykle szybko na tej diecie: tydzień, maksymalnie dwa.”
„Beato nie wiem, generalnie budowanie bogatej mikroflory jelit zajmuje trochę czasu”
WTF?!
I nie wydaje mi się, żeby dieta wysoko węglowodanowa sprzyjała w pozbywaniu się „złych” bakterii.
Marlena napisał(a):
Hewitt, chyba czegoś nie zrozumiałeś: przykry zapach stolca znika podczas postu Daniela bardzo szybko, nie ma sprzeczności w tym co napisałam. Po warzywach nie śmierdzi ani kupa, ani gazy, ani pot, ani sperma, ani krew miesięczna, ani żadna ludzka wydzielina. Wszystko robi się praktycznie bezwonne. Wiem to nie tylko z teorii (tego co mówi i pisze dr Dąbrowska) ale i z własnego doświadczenia oraz osób mi bliskich. Beata natomiast pytała o jelita przeciekające, ja nie napisałam nigdzie że przeciekające jelita znikną każdemu w tydzień lub dwa. Odbudowa mikroflory i uszczelnienie jelit może trwać u niektórych ludzi nawet całe miesiące. Choć może trwać stosunkowo krótko, jeśli uszkodzenia nie są wielkie: mnie się zdarzyło po świątecznym obżarstwie zauważyć po buraczkach różowy mocz, ale bardzo szybko sprawa wróciła do normy kiedy poszły w ruch pokarmy fermentowane po świętach. Generalnie jestem zdrowa, jelita mam szczelne, ale jak nadużyję swojego ciała to i mnie kara spotka za kulinarne grzechy. Tutaj bata nie ma 😉 Wydaje mi się ogólnie rzecz biorąc, że wszystko zależy od stopnia uszkodzeń i aktualnego stanu zdrowia i zadbania.
Odnośnie Twoich wątpliwości co do spożywania węglowodanów, to musisz wiedzieć jedno: zdrowy człowiek nie ma najmniejszego problemu z trawieniem węglowodanów. I owszem – węglowodanami leczymy (a jakże!) nadszarpnięte zdrowie, w tym również (tak, tak!) Candidę, skaranie dzisiejszych czasów.
Poczytaj sobie historię Ullenki, która siebie i swoje dzieci leczyła m.in. z kandydozy (i związanych z nią powikłań typu AZS u córeczki) jedzeniem surowych warzyw i owoców. I to ile owoców! Kilkanaście kg dziennie szło na całą rodzinę, a głównie banany i arbuzy (ups, czy to nie rezerwuar tych okropnych węgli, cukrów itd.?) https://www.dehappy5.com/2014/10/what-the-fruit-is-candida-exposing-untold-truth/
I dzisiaj zobacz jak córka wyglądała, a jak wygląda dzięki tym owocom i sałatom: https://www.dehappy5.com/2014/09/eczema-allergy-really-curable/ zjedź na sam dół tekstu, tam jest fotka porównawcza. Najmłodszy syn najszybciej wyzdrowiał, ale też i najkrócej żywił się pseudojedzeniem jakie jadła cała rodzina wcześniej. Nie pomogła tej rodzinie ani dieta GAPS, nie pomogła wysokotłuszczowa dieta „low-carb” niskowęglowodanowa, nie pomagały rosołki i inne popierdułki. Jeśli dodam do tego, że średni syn miał zdiagnozowany autyzm i dopiero po tych surowych owocach zaczął być zdecydowanie bardziej kontaktowy, to wyobraź sobie co potrafią zrobić dla człowieka węglowodany i cukry. Ale nie te ze sklepu TYLKO TE Z DRZEWA! A to spora różnica, bo jak byśmy wszystko jedli zawsze tak jak natura chciała czyli tylko z drzew i krzewów i tego co nam Matka Ziemia w swej hojności rodzi, to lekarze by nie mieli co robić, a apteki by się musiały pozamykać. Więc węglowodan węglowodanowi nie jest równy ani cukier cukrowi.
Te bakterie o których piszesz „złe” – nie są wcale takie złe, skoro normalnie bytują w nas nie robiąc nam krzywdy. Bakterie w jelitach nie są złe, wszystkie są dobre i czemuś u nas służą, to tylko ludzie są źli. Dla samych siebie są źli! To tylko my naszą głupotą i żarciem nieodpowiednich rzeczy doprowadzamy do tego, że niektóre bakterie robią się „złe” bo nagle robi ich się więcej niż powinno i zaczynają dominować, a przyroda lubi równowagę. I za brak stosowania się do jej reguł (których nie przeskoczymy choćbyśmy pękli) niestety prędzej czy później należy ponieść karę. Więc nie ma co zwalać na węglowodany czy na bakterie, jak się urodziłeś zdrowy to masz dane wszystko na tej planecie aby zdrowym być cały czas. I wolną wolę masz daną aby dokonywać wyborów: przeciwko naturze albo zgodnych z jej regułami.
Beata napisał(a):
Zastanawiam się nad wspomnianym przez Ciebie badaniem żywej kropli krwi…na ile są one wiarygodne?Podobno wykonują je osoby do tego celu przeszkolone…na ile można im wierzyć?W jaki sposób mogę wykorzystać dane z takiego badania?Czy takie badanie w innych krajach jest badaniem powszechnym,czy również należy do medycyny niekonwencjonalnej?
Marlena napisał(a):
Nie, tak jak napisałam wcześniej medycyna akademicka nie uznaje tego badania. Ponieważ metoda nie jest uznana przez konwencjonalną medycynę, więc konwencjonalni lekarze jej nie stosują, a nawet więcej – uważają za „znachorstwo”. To doprawdy zastanawiające czemu bronią się tak przed uznaniem tego badania rękami i nogami, zamiast uznać je jako przydatne choćby pomocniczo? Rzecz jasna konwencjonalne badania krwi dużo mogą nam powiedzieć o stanie zdrowia, ale i badanie żywej krwi dostarcza sporo danych, więc czemu od razu wyrzucać je do kubła jako „znachorstwo” tego nie wiadomo. Na czym polega badanie i co można zobaczyć pod mikroskopem we krwi? Jest na ten temat sporo artykułów, np. tu albo tu.
Hewitt napisał(a):
W porządku, nigdzie nie napisałem ze kupa itp śmierdzą na tej diecie 🙂 prawdopodobnie masz racje, takie rzeczy bardzo szybko opuszczają organizm.
Oczywiście, nie napisałaś, że znikną „każdemu”. Napisałaś po prostu, że problemy znikną po „tygodniu max dwóch” ALE bez dokładnego grona odbiorców, w poście do Beaty dopowiedziałaś, że z tych dwóch tygodni mogą się zrobić długie miesiące, stąd moje zainteresowanie skąd takie skrajności, ale mniejsza z tym, wyjaśniłaś o co Ci chodzi.
„Węglowodany zdrowemu człowiekowi nie szkodzą” jak najbardziej się zgodzę, jednak mówimy tu cały czas o osobie z przerostem złej flory, czyli o osobie można powiedzieć chorej.
Wydaje mi się, że najrozsądniejszym wyjściem było by:
1. zrezygnowanie z cukrów – po to żeby nie dostarczać bakteriom pożywienia
2. dostarczanie błonnika, ale nie pochodzenia typowo węglowodanowego, tylko: słonecznik, siemię lniane, orzechy, dynia itp. Po to, żeby „dobre” bakterie mogły się odżywiać, rozmnażać i produkować z błonnika witaminy nie dostarczając jednocześnie pożywienia dla „złych”.
Nie krytykuje oczywiście Twojej metody, bo jeśli ta powyżej nie poskutkuje u mnie to Twoja jest następna w kolejce, ale póki co ta z ograniczeniem węglowodanów wydaje mi się bardziej logiczna.
Rozumiem, że na twojej diecie mięso odpada, a co z jajami? są dopuszczalne? jak by nie było to jajecznica nie jest jakimś mega przetworzonym produktem (czas smażenia 2 minuty?)
Marlena napisał(a):
Hewitt nie czytałeś linków do historii Ullenki i jej rodziny, mam wrażenie. Dałam je dlatego, że spożywanie cukrów (ale tych zawartych w owocach, bo oni jedli owoce całymi kilogramami i tylko to, nic innego) wyleczyło ich z przerostu Candidy. W artykule Ullenka wyjaśnia na czym fenomen polega: karmisz candidę węglami, głównie cukrami (kilogramy owoców), a ona sobie tak zwyczajnie wtedy zdycha. A Ty wracasz do zdrowia. Czemu tak się dzieje? Bo ona jest od trawienia węgli i po wykonaniu swojej roboty zdycha. A jak jej węgli/cukrów nie dasz za dużo to niby zdycha, ale tylko pozornie, bo tworzy formy przetrwalnikowe.
Niestety Ullenka prowadzi bloga po angielsku, ale można włączyć translatora i się połapać z grubsza o co chodzi.
Iza napisał(a):
Marleno, jesteś niesamowita! Dzięki, że swoją cenną wiedzą dzielisz się z nami, przewlekle chorymi.
Czytając twój tekst, zjadłam talerzyk kiszonej kapusty. 😉 Tak na dobry początek.
Hewitt napisał(a):
Marlena@
Aha, więc jeśli cukry są obojętne dla tych bakterii, a ona i tak zdycha, to rozumiem że białka i tłuszcze przyczyniają się do jej rozrostu albo przeszkadzają w pozbyciu się jej, tak?
Marlena napisał(a):
Tak, to tłuszcz jest winowajcą, bo nie pozwala temu drobnoustrojowi wykonać swojej pracy. Gdyby nie dostarczać tłuszczu to candida po prostu umiera po wykonaniu swojej pracy czyli pożarciu cukrów, taki jest jej cykl życiowy. Przeczytaj proszę artykuł do którego wcześniej zalinkowałam https://www.dehappy5.com/2014/10/what-the-fruit-is-candida-exposing-untold-truth/ zwracając uwagę na to co powiedział dr Graham. To tłumaczy dlaczego ta rodzina pozbyła się kandydozy poprzez spożywanie surowych owoców bogatych w cukry, ale ubogich w tłuszcze.
matata napisał(a):
Witam,
pytanie odnośnie probiotyków z kapusty kiszonej. W trakcie kiszenia jak gdzieś przeczytałem w kapuście wytwarza się histamina, jak wiadomo histamina w nadmiarze w organizmie, jeśli nie jest odpowiednio neutralizowana (rozkładana) powoduje reakcje alergiczne jak na przykład swędzenie skóry.
I teraz z drugiej strony histamina do organizmu dostaje się do organizmu poprzez nieszczelne jelita, brak odpowiednich suplementów, magnez, witamina c, które wpływają na wytwarzanie DAO itp. Po ostatnim dwudniowym przyjmowaniu wody z kiszonej kapusty (3 szklanki dziennie) podczas dzisiejszego biegania pojawiło się swędzenie takie jak miałem po spożyciu orzeszków ziemnych, czyli reakcja alergiczna.
Więc moje pytanie jest takie z racji tego że robi się błędne koło, jak uzupełnić bakterie w organiźmie, uszczelnić jelita skoro przyjmowanie probiotyku powoduje reakcję alergiczną, jest jakiś inny sposób na tak efektywne podawania bakterii.
Z racji tego że wyczytałem że histamina wydziela przy kapuście, ogórkach oraz innych produktach poddawanych działaniu bakterii boję się trochę jakiegoś wstrząsu anafilaktycznego i zagrożenia życia przy dalszym przyjmowaniu kiszonek? Z drugiej strony widzę już poprawę po tych dwóch dniach przyjmowania, że ciężko będzie mi z tego zrezygnować
Marlena napisał(a):
Jest sposób: przyjmować najlepszy antyhistaminik na tej planecie jakim jest witamina C. Bierz tyle aby działało, jeśli weźmiesz jej za mało nie zadziała. Kiszonki z tego co mi wiadomo jeszcze nikogo nie zabiły, chyba że ciężki gar z kiszoną kapuchą spadł komuś kiedyś z dużej wysokości na głowę 😉
matata napisał(a):
Dziękuje, takiej prostej odpowiedzi oczekiwałem 😉
jeśli chodzi o gar kapusty to się zgodzę (tez tak myślałem) chociaż jak zaczyna wszystko masakrycznie swędzieć i człowiek czuje, że prawie mdleje, to przyznam się szczerze trochę obaw o zdrowie jest. Stąd moje pytanie, bo mi do śmiechu wtedy nie było ;p
Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam 🙂
Hewitt napisał(a):
Ciekawa teoria z tym tłuszczem, zobaczymy jak to będzie u mnie wyglądać. Jak myślisz, ile może mi zająć przestawienie się z low carb na low fat? 🙂
I jeszcze takie małe pytanko, co myślisz o płatkach kukurydzianych? np od Nestle: 98,5% to grys kukurydziany
Marlena napisał(a):
Nie wiem, ja nie używam tak silnie przetworzonych produktów, stronię też od roślin, które mogą nie być wolne od GMO (soja i kukurydza na pierwszym planie).
Karolina napisał(a):
Witam. Marleno, dziękuję za wspaniałą i inspirującą stronę. Mam pytanie odnośnie prebiotyków. Czy płatki owsiane i mąkę owsianą też do nich można zaliczyć? Czy chodzi tu o owies jako trawę, a nie ziarno.
Iza napisał(a):
Marlenko,
według starych metod mam jak się karmi piersią to nie można spożywać kiszonek i owoców pestkowych. Co o tym myślisz?
Marlena napisał(a):
Dobrze, że o tym nie wiedziałam karmiąc moje dzieci (urodzone wiosną) i jedząc tony ulubionych sezonowych owoców podczas laktacji. Kiszonki też bo je lubię, a latem przy tzw. sezonie ogórkowym nie mogę się nigdy powstrzymać by nie nastawić małosolnych 🙂
Jedyne czego unikałam to pokarmy wzdymające typu fasola aby dzieci nie miały kolek. Podobno miałam też unikać czosnku bo mleko może mieć odpychający zapach, jednak moje dzieci były chyba jakieś nietutejsze, bo za każdym razem po zjedzeniu przeze mnie czegoś co miało w sobie czosnek ciągnęły cyca z jeszcze większym upodobaniem niż bez czosnku. Więc myślę, że to są bardzo indywidualne sprawy.
aniafilipa napisał(a):
Witam jestem podwójną mamą czytającą twój blog z zapartym tchem. Od jakiegoś czasu nie jem glutenu -problemy z wzdęciami, cukru i nabiału oprócz biojogurtów, niestety jem wiele mięsa i jaj. Chcę poprawić swą dietę,ale na razie karmię. Nie wiem więc od czego zacząć, co mogę jeść by poprawić zdrowie i samopoczucie. Jem prawie codziennie kiszonki, kaszę jaglaną i gryczaną, sporo warzyw, orzechów i nasion. Boję się jednak, że dostarczam za mało wapnia i witamin – białe plamy na paznokciach. Będę wdzięczna za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Jeśli nie wiesz od czego zacząć polecam specjalnie stworzoną zakładkę „Dla nowicjuszy”: https://akademiawitalnosci.pl/dla-nowicjuszy/
Alex napisał(a):
Bardzo cienie sobie Pani artykuły i ogromną wiedzę, czerpię z nich wiele, nie ze wszystkim się zgadzam, ale większość tych rzeczy stosuję, bardzo wiele spraw jeśli chodzi o zachowanie zdrowia jest uniwersalnych.
Chciałabym tylko zwrócić Pani uwagę na jedną rzecz – każdy artykuł zaczyna się bardzo dużym wstępem, pisze Pani, że już przechodzi do rzeczy, po czym następują kolejne dwa akapity wstępu oraz w każdym artykule znajduje się zdanie w stylu: „Twój wybór. Możesz dalej wkładać do swojego wnętrza nic nie warte lub wręcz szkodzące mu substancje tylko po to, by prędzej czy później wylądować w „troskliwych” objęciach tzw. służby zdrowia…”
Ok, wiemy, dotarło do nas, żywimy się śmieciami, ale może nie wszyscy i może w ramach przestrogi wystarczy powiedzieć: nie należy jeść rafinowanych cukrów, wysoko przetworzonych pokarmów itp. Chodzi mi o ton i to ciągłe straszenie, napominanie, patronizowanie. Jakoś mnie to razi.
Nie piszę tego złośliwie, po prostu dużo lepiej czytałoby mi się Pani artykuły, gdyby tego nie w nich nie było, a chciałabym czytać je regularnie, bo jest w nich zawarta ogromna i cenna wiedza.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Zwróć uwagę, że oprócz Ciebie jest jeszcze mnóstwo innych osób, niektóre przychodzą na tę witrynę po raz pierwszy i być może nie mogą się jeszcze pochwalić tym, że „wiedzą, że jedzą śmieci”.
I z całym szacunkiem – nie mam zamiaru przepraszać Cię za mój styl pisania. Taki już mam. Pogódź się proszę z tym (bez urazy!) 🙂
Witryna Akademii Witalności jest blogiem osobistym, nie powstała po to, by się podobać każdemu, ani po to aby się każdy z nią zgadzał, ani po to by kogoś tu czymś straszyć. Tutaj obowiązku czytania nie ma, obowiązku podobania się też nie ma, niech każdy czyta co chce i odbiera to jak mu się podoba. Niech się zżyma, naburmusza, złości lub zaciska gniewnie piąstki. Byle tylko przestał jadać śmieci, a zamiast tego zaczął jeść (i pić) zdrowe jarzyny i owoce. 😉
Weronika napisał(a):
Tylko tych „szanujących się lekarzy” to trochę pani wyolbrzymia, niepotrzebnie obrażając tych, którym naprawdę szacunek się należy. Kto to słyszał, żeby lekarz rodzinny zalecił probiotyk? Ano ja słyszałam!!! Gdy poszłam po poradę, bo wydawało mi się, że mam odporność niską, co chwilę infekcje, czy to oddechowe czy inne. Lekarz mi na to zalecił jeść kiszonki! Niewiarygodne? A jednak, lekarze nie są tacy głupi, jak się powszechnie uważa…
Marlena napisał(a):
Weroniko, masz sporo szczęścia (którego mnie niestety zabrakło) – trzymaj się takiego rodzinnego, bo to bardzo mądry lekarz! 🙂
Julka napisał(a):
Witam. Z tymi probiotykami to fajne i sama je chętnie stosuje, tylko zastanawiam sie dlaczego jest tak że jak zaczęłam pić codziennie pół szklanki wody z kiszonych domowym sposobem ogórków i zjadać kapustę kiszoną to po kilku tygodniach dostała strasznych zaparć, których nigdy nie miałam. Przeciez to powinno zadziałać ew odwrotnie, ale nie obstrukcyjnie?
Marlena napisał(a):
Oczywiście że kiszonki nie powodują zaparć, tylko wręcz odwrotnie: kiszonki są znanym domowym domowym sposobem na ich pozbycie się. Tak więc przyczyna Twoich zaparć leży gdzie indziej: stres, błędy dietetyczne itp. Jeśli problem nie ustąpi skonsultuj z lekarzem.
Julka napisał(a):
No właśnie nie, sprawdzałam 3 razy, za każdym razem to samo sie powtarza… 🙁
Marlena napisał(a):
Nie wiem co może być przyczyną tak dziwnego zachowania się Twojego przewodu pokarmowego, tak jak wspomniałam skonsultuj sprawę z lekarzem, być może taka anomalia jest oznaką czegoś poważniejszego. Tradycyjnie kiszonki były od pokoleń używane jako sposób właśnie przy zaparciach na ich pozbycie się, a nie odwrotnie, więc doprawdy nie umiem wyjaśnić Twojego fenomenu – nie jestem lekarzem. Musisz się zbadać dokładniej i będziesz wiedziała czy i co jest nie tak.
Jadwiga napisał(a):
Ale niektóre panie dodają do kiszenia rownież ocet (niestety), to może to jest przyczyną problemów?
shanti napisał(a):
to ile gr dziennie wypadałoby jeść tej kapusty kiszonej tudzież innych warzyw ukiszonych?
Marlena napisał(a):
Nawet jedna porcja dziennie ale jadana systematycznie pozwoli po kilku tygodniach poczuć różnicę w samopoczuciu i odporności. Porcja to mniej więcej tyle ile zmieścisz w stulonych dłoniach.
Ela napisał(a):
Popieram całkowicie, od zdrowych jelit zaczyna się zdrowe życie. Niestety wiele osób po antybiotykoterapii nie ma o tym pojęcia i przewlekle choruje. U dzieci pojawiają się astmy i alergie. A rozwiązanie jest tak proste, że powinno być na pierwszym miejscu u każdego, kto chce się nazywać lekarzem. Przy okazji również od jakiegoś czasu jestem pod ogromnym wrażeniem wykładów dr Dąbrowskiej. Zrozumiałam dlaczego, każda religia zaleca posty. Po nich zdarzają się przecież cuda, odpowiedzmy sobie na pytanie dlaczego słuchając tych wykładów… 🙂 Pozdrawiam i polecam mój artykuł o antybiotykach
ateista napisał(a):
Gdy czytam te wszystkie komentarze, to mam tylko jedną myśl. Umrzecie zdrowsi 🙂
Marlena napisał(a):
Nieważne jak kto umrze, ważne jak żyje. Jakość życia się liczy i czerpanie z niego radości jak najdłużej. Tak jak jakość samochodu którym jeździsz lub ubrania jakie nosisz. Dobrej jakości i prawidłowo konserwowane ubranie posłuży dłużej prezentując się przy tym znacznie lepiej od kiepskiego i nadużywanego, samochody z lat 50-tych czy 60-tych w większości wylądowały na złomowisku, ale są pewne egzemplarze vintage, które są tak zadbane i dobrej jakości, że do dziś cieszą oko, kosztując przy tym fortunę – czasem więcej niż nowoczesne auta z salonu. Ktoś o takie auto dbał, podczas gdy inni właściciele swoje egzemplarze stosunkowo szybko zajeździli na śmierć 😉
Jeśli tego nie potrafisz pojąć to Twoja strata, nie nasza 🙂
Kasia napisał(a):
Bardzo fajny artykuł. Czy mogłabyś napisać, co sądzisz o innych metodach doprowadzania jelita do porządku? Chodzi mi głównie o hydrokolonoskopię. Co sądzisz o tym sposobie?
Marlena napisał(a):
Nic nie sądzę, ponieważ nie miałam przyjemności stosować tego wynalazku,.
katka napisał(a):
Marleno, jaką kawę zbożową kupujesz?
Taki skład kawy jest odpowiedni: prażone i zmielone żyto, cykoria, jęczmień i burak cukrowy?
Czy taką kawę można pić codziennie czy raczej od czasu do czasu?
Marlena napisał(a):
Tak jest dobra. Najczęściej pijam Kujawiankę albo Inkę, czasem Anatola. Ja na zbożówkę mam takie loty – np. przez parę dni pijam codziennie i mi smakuje jak nie wiem co, a potem długo długo nie piję i nie odczuwam braku.
zaanka1 napisał(a):
Marleno, czy inulinę w proszku mogę podawać 3 letniej córce W jakich ilościach? Gdzieś czytałam że odżywia tez te zły bakterie Czy to prawda
Marlena napisał(a):
Podaj jej lepiej warzywa – nie będziesz miała dylematu czy nie zaszkodzą.
Hubert napisał(a):
Staję przed pytaniem: co jeśli nie kiszonki? Jak zasiedlić jelita, jeśli układ pokarmowy na produkty fermentowane, nawet w niewielkich ilościach, reaguje intensywnymi gazami? Czy można przyjmować probiotyki w formie suplementu, sproszkowane? Nie wiem jak to ugryźć, trochę patowa sytuacja.
Arleta napisał(a):
Czesc 🙂 mam taki problem z brzuchem. Pol roku temu urodzilam córke, w czasie ciazy urósl mi tylko brzuch. Do tej pory nie moge sie go pozbyc, jest wystajacy. Jem duzo warzyw, owoców, nie jem miesa, ani zadnych cukrów (slodyczy). Czy mam jeszcze szanse na plaski brzuch? Co powinnam zrobic? Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Może poćwiczyć trochę?
tomasz napisał(a):
Moja żona jest w ciąży i badania wykazały u niej toksoplazmozę. Czy brać antybiotyk, czy jest jakieś lepsze, naturalne lekarstwo?
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że takie sprawy należałoby najprędzej uzgodnić z lekarzem, ale z pewnością w przypadku ciąży i dodatkowo infekcji zapotrzebowanie ustroju na witaminy wzrasta (np. na witaminę C na pewno).
Agata napisał(a):
Dzień dobry. Znalazłam w Sieci informację o kiszonej pokrzywie(kisi się ją tak samo jak ogórki) i skrzypie – o nim tylko wzmiankę, bez podania przepisu, jak powinno się go ukisić. Czy Pani próbowała/ słyszała kisić świeże zioła? Pozdrawiam, Agata.
Marlena napisał(a):
Nie, pokrzywy ani skrzypu jeszcze nie kisiłam.
Natalia napisał(a):
Dzień dobry Marleno,
Czy zachowana albo raczej przywrócona równowaga flory bakteryjnej w jelitach pomaga w alergiach wziewnych (pyłki traw, drzew itp. ) ?
Mam już tak nasilona objawy alergiczne, ale wzbraniam się od kupienia leków, które tylko hamują objawy.
Przeprowadzka w czystszy region Polski na razie nie chodzi w grę, choć i nawet ludzie mieszkający nad morzem czy w górach z mikroklimatem skarżą się na alergie. W tamtym roku musiałam być na L4, bo przez silne zapalenie zatok i gardła nie mogłam normalnie funkcjonować, teraz zaczyna się to samo… ;(
Marlena napisał(a):
Prawidłowa flora jelitowa to klucz do prawidłowej pracy systemu odpornościowego. Nierównowaga flory jelitowej w niczym nie pomaga, więc masz już odpowiedź 🙂
Alergicy potrzebują ponadto dużo więcej antyutleniaczy niż niealergicy. Z reguły okazuje się, że brakuje im witaminy C, E oraz A. Regularne przyjmowanie witaminy C jak podaje na swojej witrynie dr Saul https://www.doctoryourself.com/allergies_2.html potrafi rozgonić ataki alergii szybko i skutecznie (dawki małe ale częste w ciągu dnia, przyjmowane do nasycenia).
Justyna napisał(a):
Witaj Marleno,
Nie pierwszy raz już to pisze, ale będę to powtarzać za każdym razem, kiedy będę coś komentować na Twojej stronce: JESTEŚ NIESAMOWITA i NIEZASTĄPIONA,dziękuję za KAŻDE TWOJE SŁOWO na tej witrynie!!! dzięki Tobie dostrzegłam jaką krzywdę robię dzieciom i że mają problemy zdrowotne, powoli dochodzę jakie.
Poszłam za Twoimi sugestiami i zrobiłam badanie żywej kropli krwi oraz test na nietolerancje pokarmowe (na początku podejrzewałam pasożyty). 5- letniej córce wyszło, że ma bardzo silną nietolerancję mleka i jajek, ma spore zakwaszenie (jak na jej wiek) i niedobory witamin i minerałów (to się domyślałam, ponieważ już trzy razy miała opryszczkę). Teraz nie je mleka i zniknęły zaparcia, z którymi miała problem od 2 roku życia.
2-letniemu synkowi wyszło dużo nietolerancji pokarmowych: mleko, gluten, jajka, migdały, czosnek (uwielbiał go jeść, a ja się cieszyłam, że takie małe dziecko może go lubieć, a tu mu szkodzi zamiast pomagać 🙁 ), grzybica. Potem w domu zrobiłam mu test buraczkowy i sikał na różowo, więc potwierdziłam,że ma nieszczelne jelitka.
8 miesięcznemu synkowi wyszło, że jest zakwaszony, ma sporo niedoborów i delikatną grzybicę.
Jestem w pełni świadoma, że to ja będąc w obydwóch ciążach w krótkim okresie czasu i nie odżywiając się najlepiej (choć wtedy wydawało mi się, że odżywiam się bardzo dobrze), przekazałam dzieciom grzybicę ( sama ją też mam). Zaraz po urodzeniu obydwaj mieli pleśniawki, podleczyłam je starymi sposobami ( soda oczyszczona, gencjana ), około pół roku mieli nawroty tych pleśniawek starszy dostał od lekarza Flumycon (pleśniawki zniknęły), młodszemu znów dałam (gancjane (też zniknęła). Różnica jest taka, że starszego karmiłam tylko 7 miesięcy i potem mleko modyfikowane NAN, a młodszego cały czas karmię. Tam gdzie byłam na badaniach zalecili mi dietę eliminującą wszelki cukier i węglowodany. Starszy syn jest już na diecie bezmlecznej, bezglutenowej, bezcukrowej i unikamy produktów na które ma nietolerancję, ale jeszcze nie wszystkie, ponieważ najgorszy problem mam z czosnkiem, gdyż w diecie eliminującej są zalecenia, żeby usunąć na okres 6 miesięcy nie tylko czosnek, ale też cebulę, por i szyczypiorek, a to prawie zawsze stosowałam , żeby nadać smak potrawom i nie wiem jak to na razie ominąć, bo dzieci się bardzo buntują na takie nijakie potrawy 🙁 Córka ( która jest zakwaszona) ciągle prosi o kanapki ( sama piekę chleb), nie bardzo chce pić soki, nad koktajlami też marudzi. Starszy synek też ciągle chodzi głodny, ale odkąd jest na diecie dużo mniej się budzi w nocy i woła jeść, a tak było praktycznie codziennie, a teraz jest dużo mniej. Chciałabym spróbować z tą dietą Ullenki, bo moje dzieci uwielbiają owoce (nie wyobrażam sobie jak miałabym wprowadzić dietę bez bananów, jabłek itp.) , tylko mój angielski jest słaby, tłumaczyłam sobie jej wpisy, ale nie jestem wszystkiego pewna . Rozmawiam z wieloma osobami, czytam wiele for i wiem jaki duży problem jest zagrzybieniem . Droga Marleno może znajdziesz czas i motywację do napisania artykułu o tym nagminnym ludzkim problemie, ale bagatelizowanym przez lekarzy i często niedostrzeganym przez nas samych ( do pewnego czasu): KANDYDOZY ? Twoje wpisy zawsze są mega wartościowe i pełne cennej wiedzy, że wiem, że nigdzie indziej takiej nie znajdę. A myślę, że bardzo dużo osób z tego skorzysta. W związku z tym bardzo bym prosiła o taki wpis. Rozważ to 🙂
Aha mam też pytanie odnośnie diety młodszego syna, czy gdy będzie na tej diecie 801010, mogę dalej karmić piersią (chciałabym nawet do 2 lat)?
Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Myślę, że przypadek Ullenki jest godny uwagi, udało jej się zdrowotnie doprowadzić do porządku trójkę swoich chorowitych dzieci, z czego najstarsza córka była bodaj najgorzej zatruta i chora (ale i średni też – zaburzenia autystyczne). Cała rodzina miała zakwaszenie, candidę i inne „atrakcje”.
Nie wykluczam, że opiszę jej inspirującą historię. 🙂
Justyna napisał(a):
Zapomniałam dodać, że starszy syn, który ma najwięcej dolegliwości, odkąd przeszedł wirus ospy wietrzenej (miał 10 miesięcy ) zaczęły się różne problemy: chropowata i sucha skóra, ciągle wzdęcia, kupa śmierdząca kwasem i często niestrawiona, bardzo często się budził w nocy. Na początku myślałam, że jak to u niemowlaków idą ząbki, ale gdy wyszły a problemy nie zniknęły to zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam co, aż do teraz. Wiem co mu dolega, więc już połowa sukcesu 🙂
Aha i jeszcze jedno pytanie czy podczas tej diety 801010 można jeść miód ?
Marlena napisał(a):
Z tego co się orientuję jada się tylko świeże owoce i warzywa.
ankaa napisał(a):
Spotkałam się ze stwierdzeniem biologa, że jedzenie kiszonek nie dostarcza bakterii mlekowych do jelit, gdyż giną one w żołądku tak jak inne, szkodliwe dla nas bakterie. Jednym sposobem, aby dostarczyć je do jelit jest branie tabletek z apteki, które mają osłonkę i pozwolą im przetrwać. czy jedzenie kiszonek ma sens? jak to jest?
Marlena napisał(a):
Najwidoczniej biolog nie był na bieżąco z najnowszymi doniesieniami jako że w kiszonkach (oczywiście nie przemysłowo lecz domowych kiszonych i niepasteryzowanych) znajduje się wielokrotnie więcej laktobakterii (oraz ich różnorodność jeśli chodzi o szczepy jest większa) niż w aptecznych probiotykach, co przekłada się na ich biodostępność. Porcja zaledwie 50 g domowej kiszonki jest równa zawartości około 100 kapsułek z aptecznym probiotykiem. Dlatego kiedy kiszonka dostanie się do naszego wnętrza to owszem, część laktobakterii zginie w wyniku działania kwasów żołądkowych, ale znakomita większość przeżyje i dotrze tam, gdzie ma dotrzeć. I dlatego kiszonki działają zawsze, a apteczne probiotyki tylko czasami. Tak jak powiedział Hipokrates: niech pożywienie będzie twoim lekarstwem! 🙂
leśna napisał(a):
Witam, zaczytuję się w Pani blogu od zeszłego roku i mnóstwo rzeczy wprowadziłam do swojego życia. Dzisiaj jednak jestem pierwszy raz w prawdziwej potrzebie. Tydzień temu przeprowadzonomi operację resekcji jelita po wykryciu guza, ktory na szczeście okazał sie nie być nowotworem 🙂 Zaropiały uchyłek.
Ale nie o to chodzi. Chcę zacząć moje jelita traktować od nowa: w szpitalu kompletny brak informacji nt diety – Lekkostrawna dla medycyny akademickiej oznacza białe pieczywo, makarony, gotowanie mięsa itp. Właściwie „jem” 4 dzień. Tzn w pierwszym była tylko woda, w drugim tylko kleik, w trzecim w porze obiadowej dotarłam do diety płynnej – co okazało się być zmiksowaną zupą szpitalną z (niestety) mięsem. I od razu jelita się zbuntowały okropnym bólem i rozwolnieniem. Następnie wróciłam do domu i od razu ugotowałam świeże warzywa z ryżem i szczyptą soli (chociaż w zaleceniach piszą aby soli nie używać) i zjadłam ze smakiem oraz bez powikłań.
Bardzo wolno muszę dochodzić do diety stałej bo nie chcę aby zespolenie jelita się rozerwało. Nadmieniam jeszcze, że styl życia prowadziłam w miare aktywny, jestem szczupła, mięso jadałam okazyjnie albo wcale, piłam soki,rano wodę z cytryną, uwielbiam owoce w każdej postaci, owsianki. Miałam zdignozowane wcześniej jelito nadwrażliwe, więc wszystkie moje błędy żywieniowe były od razu weryfikowane. Najtrudniej było mi się pozbyć nałogu picia kawy ale teraz już nie piję i nie chciałabym do tego wracać.
Już dochodzę do sedna: na razie boję się pić wodę z cytyną , żeby nie porażnić „świeżych” jelit. Nie wiem czy, mogę zjeść surowe potarte jabłko, czy raczej ugotować kompot i zmiksować. Czy mogę wprowadzać błonnik (piłam szklankę zmielonych nasion babki płeszik, jajowatej, pestek dyni, ostropest plamisty, wiesiołek), jakie wogóle owoce można jeść w tej pierwszej fazie?
Jak urozmaicić sobie te zmiksowane zupki?
Czy na razie suplementować się pre i probiotykami z apteki – dopóki nie będę mogła jeść kiszonek?
Po prostu, cytując: „jak żyć Pani Marleno – jak żyć?”
Za każdą odpowiedź, serdecznie dziękuję i pozdrawiam słonecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Myślę, że powinnaś jadać to, co nie przysparza kłopotów. Na początku gotowane i papkowate jak dla niemowląt, a surowe dopiero potem jak już dojdą jelita trochę do siebie. Jako pierwsze surowe spróbuj zrobić sobie jakiś miksowany koktajl, a w postaci stałej dopiero potem. Błonnik i tak jakiś zjadasz jeśli jesz warzywa (nawet gotowane w zupce, aczkolwiek to nie to samo co błonnik z surowego). Probiotyki myślę, że nie zaszkodzą a mogą pomóc, najlepiej by było zawartość kapsułki wsypać do przestudzonej zupy, wymieszać i tak spożyć (samą kapsułkę można sobie darować i nie obciążać nią niepotrzebnie przewodu pokarmowego).
Zbadaj też sobie poziom witaminy D we krwi, wbrew pozorom stan naszych jelit (uchyłki, guzki itd.) jest również silnie zależny od tej witaminy. Być może potrzebujesz uzupełnić jej niedobory.
leśna napisał(a):
Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź, Wczoraj udało mi się wprowadzić pół surowego banana do szejku z jaglanki i gotowanego jabłka bez skórki. i hurraaa!
bez bólu jelit. Wszystkim znajomym polecam Twojego bloga i sklep. Dziękuję za link – pomimo gorączkowych przeszukań internetu – nie trafiłam na nią wcześniej.
Pozdrawiam słonecznie, Leśna
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę i życzę rychłego powrotu do pełni zdrowia! <3
asia napisał(a):
Witam serdecznie
Marleno, pochłaniam Twój blog jak jeszcze nic innego w życiu. Kocham Cię za to, że mnie obudziłaś i że jesteś 😉 takiej motywacji, to ja nigdy w zyciu jeszcze nie miałam. Zawsze walczyłam ze sobą i swoimi pokusami i zawsze był stres, a po kilku dniach lektury Twojego bloga, jestem mega spokojna i odrzuciłam śmieciowe żarcie natychmiast, w jednym dniu. I wcale mi go nie brakuje… nawet psychicznie. Dla mnie to cud!!!
Mam prośbę – czy mogłabyś napisać krok po kroku jak zrobić kapustę kiszoną. Mam kapustę, która czeka na ukiszenie, ale nie mogłam znaleźć Twojego przepisu. W komentarzach jedna osoba podała przepis, ale napisałaś, ze Ci się nie podoba. Czy mogłabyś w wolnej chwili podać swój. Kupiłam sól himalajską. Nada się? Jeśli już gdzieś jest przepis, to przepraszam za przeoczenie, ale szukam pospiesznie, aby jak najszybciej zrobić ten sok.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Przepisy na domowe kiszonki są tutaj, Asiu: https://akademiawitalnosci.pl/tag/domowe-kiszonki/
Dr Mirosław Mastej napisał(a):
Przeczytałem artykuł, komentarze do połowy, bo już nie są „trawialne”. Napisano w artykule, że ŻADEN lekarz nie zaleci kiszonki jako lekarstwa. Otóż nieprawda, ja zalecam (a jakoś tak wyszło, że jestem lekarzem, i to ponoć wg pacjentów całkiem skutecznym). Od lat stosuję probiotyki naturalne. Jak ktoś nie lubi to innych sposobów, w tym na przywrócenie mikrobionu jest jeszcze kilka. Natomiast jak na tak porządny blog/serwis proponuję większą precyzję: od lat 70. w biologii wydzielono królestwo grzybów z królestwa roślin, rośliny to flora, a grzyby to funga (fauna to zwierzęta). Zatem jak mówicie mikroflora to popełniacie błąd ( a biologi ato zmieniła jakieś 50 lat temu, wiem wiem potocznie tak się mówi i tak w podstawówce uczyli, no a w ogóle to grzyby nie chodzą i dlatego są roślinami itd.). No, ale w jelitach jest fizjologicznie flora i funga, czyli mikroorganizmy czyli tzw. mikrobion. Candida albicans, ale też inne gatunki candidy (rzadko) to funga. Lactobacillus, Bifidobacteriu to flora… Przywracajcie mikrobion a nie tylko mikroflorę jelitową. Całkowite wybicie candida (aczkolwiek prawie niemożliwe) jest szkodliwe, główny problem z utrzymaniem mikrobionu jest dominacja bakterii żywiących się białkiem (aminokwasami), w sytuacji kiedy latami jada się za dużo mięsa (w sensie białka, bo tłuszcze się tutaj nie liczą). Aminokwasy zawierają w sobie grupę azotową i bakteria (grzyb) musiałby umieć coś z nią zrobić. Niestety lactobacillus, bifidobacterium nie lubią aminokwasów, dlatego taka żywność jest super pożywką dla bakterii w sumie niefizjologicznych, z czasem dominujących i wygryzających te „nasze dobre poczciwe”… Lacto i Bifido dobrze trawią cukry proste (fruktozę, glukozę, galaktozę), czy cukier mlekowy (dwucukier zbudowany z glukozy i galaktozy). Z kolei te „mięsne”, a jest ich około 600 gatunków jakie są w stanie żyć w jelitach człowieka nie lubią cukrów (ale z kolei candida uwielbia każdy cukier z wyżej wymienionych). Z tego powodu proszę popatrzeć na to co zjadamy jak na POŻYWKĘ dla mikrobionu (flory i fungi), można to zwać prebiotykiem, ale to na to samo wychodzi. I dlatego sposób odżywiania polecany przez dr Dąbrowską (i całą masę podobnych lekarzy np. w USA, Niemczech, Rosji, Bałkanach) oparty na dominacji warzyw (UWAGA!: nie owoców – ludzie to często mylą, nawet wytyczne naukowe stawiają znak równości owoce-warzywa) jest właściwy. Warzywa z reguły zawierają mniej cukrów (prostych, złożonych) mogących być pożywką dla mikrobionu niż owoce. Dodatkowo, i to jest mocno sprawdzone, wiele osób nie wchłania fruktozy (cukru owocowego) w jelicie cienkim, gdyż ma niedobór GLUT-5 białka transportującego fruktozę ze jelita do wnętrza komórki nabłonka jelita cienkiego. Stopień niedoboru jest różny u każdego z nas, ale zawsze po zjedzeniu dużej ilości fruktozy (powyżej możliwości transporterów GLUT-5) jakaś jej część dociera do jelita grubego i tam staje się znowu superpożywką dla tych mikro, które LEPIEJ „trawią” fruktozę, a do takich niestety NIE NALEŻY nasz dobry Lactobacillus (on woli glukozę, galaktozę). Fruktozę zaś preferuje candida. Ponieważ owoce zawierają z reguły dużo więcej fruktozy niż warzywa to tak po prostu się dzieje. Pozdrawiam i jedzcie kiszone (nie kwaszone, nie pasteryzowane i nie marynowane), a jak się nie da to ajran, albo zrobić samemu jogurt (same bakterie trawią mleko), albo kefir (i bakterie i grzyby trawią mleko). Skąd wziąć te mikro? A to inny temat, ale można. Jest wiele źródeł.
Marlena napisał(a):
Dobrze, nie będziemy mówić „mikroflora” ale Pan, panie doktorze, przestanie uporczywie używać słowa „mikrobion” zamiast mikrobiom (bez urazy). https://pl.wikipedia.org/wiki/Mikrobiom
No i wypadałoby (ponownie – bez urazy), aby lekarz posługiwał się większą precyzją: co to znaczy „wiele osób nie wchłania fruktozy (cukru owocowego) w jelicie cienkim, gdyż ma niedobór GLUT-5”? Jak wiele, statystycznie co drugi, co piąty, co setny? W jakich populacjach? I skąd to się bierze, u kogo występuje (grupy ryzyka). To jest bardzo ważne, takie szczegóły. Bo jak nie to się ludziska wystraszą i nie będą jeść owoców (nawet takich o stwierdzonych własnościach prozdrowotnych) – „bo fruktoza”. Tymczasem to czego najbardziej potrzebuje ludzkość to jak się wydaje są owoce: ponad 4,9 miliona istot ludzkich żegna się z życiem każdego roku, a antidotum na to mogły być dla nich wcale nie leki czy szczepionki lecz… owoce. Tak wynika z badań GBD (Global Burden of Disease), pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/sposob-na-nadcisnienie-oraz-choroby-serca-i-ukladu-krazenia/.
Nie znam ponadto ani jednego badania, które wskazywałoby na to, że spożywanie całych świeżych owoców może wpływać negatywnie na ludzkie zdrowie (w odniesieniu do ludzi zdrowych ma się rozumieć). Natomiast antyowocowa propaganda przyczynia się rocznie do przedwczesnej śmierci prawie 5 milionów istnień ludzkich.
maria napisał(a):
Mnie nikt nie przekona, że owoce są złe, choćby nawet tytułował się najwyższymi tytułami i orderami świata. Wszystkie dary natury są dla nas idealne. Trochę pokory lekarzu…
Marlena napisał(a):
Dokładnie tak: natura nie dała nam owoców po to aby nas nimi truć, tylko aby nas nimi odżywiać 🙂
Ula napisał(a):
Czy ksylitol zabija bakterie probiotyczne, jeśli ma działanie przeciwbakeryjne?
Czy jeśli piję czystek to uśmiercam probiotyki, które dostarczyłam.
Ostatnio na ulotce jednego z probiotyków zauważyłam informację, by nie stosować preparatów o działaniu przeciwbakteryjnym i teraz ciągle się nad tym zastanawiam.
Będę bardzo wdzięczna za opinię.
Marlena napisał(a):
Z tego co mi wiadomo, to ani poliole ani herbatka z czystka nie mają negatywnego wpływu na mikrobiom jelitowy.
Ola napisał(a):
Witam. Świetny blog! Zainspirowana wpisem o probiotykach postanowiłam połykać sobie trochę tych z apteki (soku z kapusty jeszcze nie zdążyłam zrobić). Po tygodniu pojawiły się zaparcia oraz wzdęcia. Zaczęłam szukać w internecie i trafiłam na informację o „small intestinal bacterial overgrowth”. W objawach jest podane właśnie pogorszenie po probiotykach i poprawa po antybiotykach. U mnie to by się zgadzało. Czy coś Marleno mogłabyś mi poradzić w takiej sytuacji? Już mam mętlik w głowie.
Marlena napisał(a):
Idź do lekarza, jeśli zdiagnozuje u Ciebie SIBO to znaczy, że je masz, a jeśli nie to musi być inna przyczyna zaparć a nie laktobakterie.
Ola napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Jeżeli by lekarz potwierdził moje podejrzenia, to raczej przepisze tonę lekarstw. Wolałabym kurację bardziej naturalną. A raczej po prostu sposób odżywiania, ponieważ dolegliwości nie są jakieś drastyczne i też nie jestem jeszcze gotowa ani fizycznie, ani psychicznie, ani czasowo na wielkie zmiany. Spróbuję jednak popić sok z kapusty kiszonej. Zobaczymy czy od naturalnego probiotyku będzie lepiej czy gorzej. Odezwę się jak będę mogła już coś stwierdzić.
Sebastian napisał(a):
Witaj Marleno
Mam pewne zapytanie lub tez prosbe o porade i bylbym bardzo wdzieczny gdybys powiedziala co o tym sadzisz otoz ponad 2 lata bralem IPP wiec przy tym zaczalem brac Multilac co bardzo mi pomagalo i uspokojilo troche moje jelita bo przy tych lekach wariowaly.Ale od jakiegos czasu zauwazylem powstawanie jakby zaparc po czym odstawilem IPP(jakos sie udalo) jednak problem nie zniknal zauwazylem tez ze wlasnie po multilacu jakby bylo gorzej j.zastoj w jelitach gdy zaczalem brac SanProbi(ponoc przy IBS zalecane )troche lepiej nadomiar zaczalem tez pic sok z marchewki i ogolnie jem duzo warzyw po zapoznaniu wlasnie z twoja strona.Ale po marchewce jakby problem sie nasilal.Gdy zrobilem posiew kalu wyszlo candida-nieliczne,stwierdzono obfita flore fizjologiczna
czy to znaczy ze jest za duzo dobrych bakteri i to przez to?Ze zbyt dlugo go biore?Czy nalezalo by zmienic synbiotyk czy tez probiotyk?Czy tez odstawic ?Czy marchewka w duzych ilosciach moze szkodzic?bo natknalem sie na takie publikacje.Pije ogolnie 2 szklanki soku dziennie mniej wiecej (bo strasznie mi sei wzrok przez te 2 lata pogorszyl i licze ze moze pomoze choc nie wiem,rowniez tez za zlagodzenie jakis stanow zapalnych niezanego pochodzenia) oraz troche w surowkach marchewki czy to za duzo bo juz sam nie wiem co o tym myslec.Licze bardzo na twoja odpowiedz z gory dziekuje
Pozdrawiam
Sebastian
Marlena napisał(a):
Obfita flora jelita grubego to dobrze, a nie źle. Wszystko może szkodzić w zbyt dużych ilościach, ale 2 szklanki soku i jedna surówka nie są tą ilością, która mogłaby Cię zabić: w razie wątpliwości zawsze możesz skonsultować to z lekarzem. Zaparcia mogą wynikać też ze słabego nawodnienia organizmu lub diety ubogiej w błonnik.
Sebastian napisał(a):
Wlasnie problem ze jem bardzo duzo surowych rzeczy,kasz i pieczywo ciemne dlatego nie wiem skad moga powstawac zaparcia jakis paradoks.Jedyny minus to zycie w dosc duzym pospiechu i czesty pospiech przy jedzeniu ale staram sie dobrze przegryzac wszystko co jem wiec nie wiem a jesli chodzi o wode wypijam ok 2l wody dziennie nie liczac herbat(i tak ich za duzo nie pije) czy sokow no ale coz.Dziekuje za odpowiedz
Pozdrawiam
Iza napisał(a):
Marleno,
od pół roku podaję codziennie synowi probiotyk w kapsułce. Czy może to mieć skutki uboczne? Często chorował, a odkąd podaję to jest dużo lepiej. Czasem tylko narzeka na ból brzucha i nie wiem czy to może być od probiotyku czy raczej inna musi być tego przyczyna.
Marlena napisał(a):
Skutki uboczne bogatszej flory bakteryjnej jelit to lepsze zdrowie. Z bólami brzucha najlepiej poradzić się lekarza, skoro nie wiadomo co to jest.
Agata napisał(a):
Rewelacyjnie napisane! Wlasnie pozeram czwartego kiszonego ogorka. Do tego pajda wlasnego chleba na zakwasie z maki orkiszowej posmarowanego swojskim smalcem (ale smalcu to juz chyba nie pochwalisz:( Pozdrawiam i dziekuje w imieniu rzeszy czytelnikow.
Marlena napisał(a):
Smalec ma tak mało witamin i minerałów, że ciężko nazwać go pożywieniem (niczego wielce pożywnego tam nie ma). Nie pochwalam nadużywania (nie używania, ale NADużywania) czystego tłuszczu w ogóle, nawet gdyby to miała być „zdrowa oliwa” (już korzystniej zjeść oliwki).
Lech napisał(a):
Czym można się wspomóc przy SM. Mam tą chorobę 18 lat która ciągle postępuje /bez rzutów/. Mam 62 lata. Odżywiam się tak jak radzisz już 4 lata, a wcześniej kilka lat na Kwaśniewskim – ale żadnych skutków. Hm Lech
Marlena napisał(a):
Być może przydatny będzie dla Ciebie ten artykuł: https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-4-stwardnienie-rozsiane-dr-frederick-r-klenner/
Ewa napisał(a):
Marleno,
Jeśli probiotyki należy zażywać w trakcie posiłków, to jak to pogodzić kiedy chcę zjeść np. gorącą zupę? Mogę przyjąć probiotyk po jakimś krótkim czasie (mniej więcej ile minut?) po zjedzeniu i to będzie równie skuteczne?
I ile czasu po zażyciu probiotyków aptecznych można napić się np. gorącej herbatki trawiennej?
Pozdrawiam ciepło 🙂
Marlena napisał(a):
Probiotyków raczej nie należy brać kiedy jemy coś mega gorącego. Ponadto gorące posiłki i napoje sprzyjają rakowi żołądka. Ciepłe jest OK, ale nie gorące, że parzy.
Ewa napisał(a):
Marleno, rozumiem, za gorące miałam na myśli nie parzące, a przyjemnie rozgrzewające 😉 (jestem zmarzluchem).
W takim razie zmodyfikuję pytanie: Jaki zakres temperatur jest bezpieczny dla probiotyków? I ile czasowego odstępu zrobić pomiędzy (zarówno przed jak i po) przyjęciem probiotyku a „przyjemnie rozgrzewającym” posiłkiem lub napojem, żeby nie zniszczyć efektywności probiotyku?
Pozdrawiam „przyjemnie rozgrzewająco” 😉
Marlena napisał(a):
Tutaj najważniejsze to nie brać go równocześnie z czymś gorącym. A odstęp – nie wiem, jakiś rozsądny odstęp i tyle. 🙂
Może jakąś wskazówką może być pewne badanie wykonane parę lat temu: wykazało ono, że największe szanse na przeżycie miały bakterie podane 30 minut przed posiłkiem lub w czasie posiłku (pacjenci w badaniu jedli płatki owsiane z mlekiem). Spożycie probiotyku 30 minut po posiłku skutkowało w dużym stopniu wyniszczeniem kultur dobrych bakterii.
No i bierzmy przykład z naszych przodków: źródłem laktobakterii były dla nich kiszonki jak kapusta, buraki czy ogórki, nie mieli probiotyków ani związanych z tym rozterek. 🙂