Każdy z nas wie choćby ze szkoły jak ważna dla zdrowia jest równowaga kwasowo-zasadowa. Uczyliśmy się o tym, że generalnie mięso, nabiał, słodycze i produkty zbożowe są kwasotwórcze, a warzywa i owoce zasadotwórcze.
I że musimy jeść warzywa i owoce dla zdrowotności.:)
Co z tą wiedzą potem robimy? Ano nic! Jednym uchem wleciało, drugim wyleciało. Zakuć, zdać, zapomnieć. Jemy i tak głównie to co nam smakuje, a nie to czego akurat nasz organizm potrzebuje od nas dostać.
W większości są to niestety produkty kwasotwórcze: zbożowe, mięsne, nabiałowe i na deser oczywiście nie może zabraknąć słodyczy i kawki, a czasem i drinka z czymś mocniejszym „dla zdrowotności”.
Warzywa? Jak już to jedynie w roli skromnej przystawki do obiadu, ewentualnie listek sałaty dla dekoracji. Owoce? Najczęściej w postaci sklepowych pasteryzowanych soków albo gotowych produktów „o smaku” (na przykład truskawkowym): lody, syropy, napoje, nadziewane czekoladki, słodkie „owocowe” serki czy jogurciki…
I tak latka mijają, a my czujemy się i wyglądamy coraz gorzej. Zmęczenie, brak energii, cellulit, ciemne kręgi pod oczami, nadwaga, rozdrażnienie, zmniejszenie jasności umysłu, wieczne niedospanie, bóle stawów, infekcje…
To pewnie starość, tak musi być.
Idziemy do lekarza, a ten mówi nam to samo: to wiek, to geny, taka nasza uroda, niektórzy tak mają, czasem tak po prostu się zdarza, cóż zrobić, trzeba nauczyć się z tym żyć. I tym podobne banialuki.
A co tak naprawdę jest przyczyną?
Przyczyną jest to, że powoli, systematycznie, posiłek po posiłku dopuszczaliśmy się zbrodni na naszym posiadanym w jedynym egzemplarzu organizmie.
Żarliśmy słodko, mięsnie, nabiałowo i kawowo (lub coca-colowo, albo jedno i drugie). Najczęściej też za dużo. I to wcale nie tego jedzenia, które dostarcza do naszego systemu potrzebnych mu do przemian biochemicznych składników.
Na polskich stołach króluje jedzenie przetworzone, jak nie przemysłowo to domowo. Mój nie był wyjątkiem. Chleb zwykły albo kajzerki, margaryna (bo masło podobno szkodzi), dżem, wędlina, ser albo jajka (człowiek potrzebuje dużo białka) – to na śniadanie. Plasterek ogórka czy pomidora na kanapce – żeby nie było. Bo warzywa muszą być.
Na obiad zupa na mięsie zabielana śmietaną, smażone mięso (bo mięso daje siłę): mielony czy inny schabowy (w piątek wyjątkowo ryba) z tradycyjnymi ziemniakami z wody (wszystko co najlepsze czyli skórka wylądowało w śmieciach, a reszta przeniknęła do odlanej do zlewu wody po gotowaniu) albo frytki.
Czasem gulasz z (białym) makaronem. Albo smażone naleśniki z białej mąki z nadzieniem z twarogu lub jakieś pulpeciki z (białym) ryżem. Szczypta koperku na ziemniakach i porcyjka surówki na przystawkę, żeby nie było. Bo warzywa muszą być. Tak całkiem bez warzyw to niezdrowo.
Po obiedzie chce się coś słodkiego. Więc deserek. No i kawa, bo jakaś taka senność ogarnia człowieka…
Jak to mówią, jak Polak głodny to zły, a jak się naje to śpi. Więc żeby nie spać to kawka koniecznie, bo jakoś do wieczora trzeba dociągnąć i spać nie wypada. Tu nie Włochy czy Hiszpania, sjesta u nas nie jest zwyczajem narodowym.
Kolacja – menu zbliżone do śniadaniowego, czasem coś na ciepło. I tak dzień za dniem, posiłek za posiłkiem, kawka za kawką.
Takie menu znajdziemy nie tylko w wielu polskich domach, ale też w szpitalach, restauracjach, placówkach opiekuńczych, na koloniach oraz w szkolnych i pracowniczych stołówkach. Po prostu wszędzie. Obraz nędzy i rozpaczy. Zakwaszająca plaga!
Nie wiem jak w więzieniu, ale w szpitalu to już na pewno nawet i tego marniutkiego plasterka pomidorka lub listeczka sałaty Ci nie dodadzą. Bo w polskich szpitalach pomimo, iż wszyscy obywatele pracujący miast i wsi płacą przez całe życie bardzo wysokie i do tego przymusowe „składki” na tak zwane „ubezpieczenie zdrowotne” to pacjentów żywi się tak:
(źródło: gazeta.pl, fotki nadesłane przez czytelników)
Więc jak nie chcesz tam trafić to lepiej zadbać o siebie zawczasu. Przy czym przez długie lata nic się szczególnego nie dzieje. Organizm jest bowiem zaprojektowany na utrzymanie nas za wszelką cenę przy życiu, nawet gdy robimy rzeczy głupie i szkodliwe.
Ma on wbudowany przemyślany bardzo inteligentnie cały system buforujący nasze zakwaszające poczynania i wydalający nadmiar kwasów. Służą mu do tego zarówno bufory we krwi jak i drogi oddechowe (przez płuca wydalany jest zakwaszający dwutlenek węgla) czy przeznaczone do tego organy (nerki, skóra).
Generalnie cała nasza życiowa maszyneria to jedna wielka fabryka kwasów, nasz organizm non stop produkuje kwaśne metabolity. Z wiekiem więc powinniśmy coraz większą dbałość wykazywać o to co wkładamy do środka i jak żyjemy.
Bo gdy wyrośniemy z lat młodzieńczych to oprócz ubogiego w składniki odżywcze jedzenia dochodzą nam jeszcze pozadietetyczne zakwaszacze jak stres, niedosypianie i nieruchawy tryb życia (czyli niedotlenienie).
Jeśli zaś z jakąś dolegliwością zgłosimy się do lekarza, to dostaniemy na nasze symptomy jakiś farmaceutyk, z których ani jeden alkalizujący nie jest. Wręcz przeciwnie – wszystkie leki zakwaszają dodatkowo.
I tak pomalutku ani się nie obejrzeliśmy – jesteśmy w błędnym kole. Nie wiemy dlaczego ustrój odmawia posłuszeństwa, leki pomagają na krótko, nie wiemy też jak z tego wyleźć. A bardzo chcemy czuć się w końcu dobrze! Najczęściej do głowy nam nie przyjdzie, że zwyczajnie jesteśmy zakwaszeni.
Ale co to w sumie znaczy „być zakwaszonym”?
W naszym ciele Matka Natura wszystko drobiazgowo przemyślała. W jednym miejscu jesteśmy bardzo alkaliczni, a w innym bardzo kwaśni i tak musi być. To nie jest tak, że organizm jest w całości kwaśny albo w całości alkaliczny. Wszystko jest idealnie zaprojektowane aby sprzyjać życiu i to zdrowemu życiu.
Przedziały zdrowe są bardzo wąskie. Ciało funkcjonuje prawidłowo jedynie w tych wąskich fizjologicznych przedziałach pH i nawet niewielkie odchylenia stanowią ryzyko dla zdrowia. Na przykład:
– skóra ma kwaśne (3,5-5,5) pH w celu ochrony przed bakteriami
– kobieca pochwa ma dzięki odpowiedniej florze bakteryjnej kwaśne pH (4,-0-4,7) w celu obrony przed infekcjami
– męskie nasienie na odwrót, ma zasadowe pH (7,8-8,2) w celu obrony przed kwasowością pochwy 😉
– krew tętnicza ma zasadowe pH (7,35-7,45) ale krew żylna już mniej zasadowe z uwagi na mniejszą zawartość tlenu, a większą dwutlenku węgla (7,32-7,42)
– sok żołądkowy ma pH 1-2,5 bardzo niskie. To pierwsza linia obrony przed mogącymi dostać się do środka drogą doustną bakteriami. To dzięki niemu małe dzieci mogą bezkarnie brać do ust upaćkaną brudem zabawkę, a nawet jeść ziemię.
– wątroba ma neutralne pH 7, choć wydzielana przez nią żółć z kolei jest zasadowa (pH 7,4-8,8). Jama ustna ma neutralne lub lekko zasadowe (dzięki ślinie) pH dzięki czemu nasze szkliwo na zębach jest chronione. To dlatego gdy bierzemy do ust coś kwaskowatego następuje natychmiastowy wyrzut alkalizującej śliny do jamy ustnej.
– w jelitach panuje kwaśne pH (5-6,9 w zależności od miejsca) co zapobiega namnażaniu się szkodliwych patogenów, a umożliwia pracę dobrym bakteriom, które dla nas produkują różniste dobre rzeczy: witaminy z grupy B, witaminę K oraz hormon szczęścia, serotoninę.
– mocz jest najczęściej poddany zmianom pH a jego kwasowość zależy w dużej mierze od naszej diety i stylu życia. Może wahać się od pH 4 (bardzo kwaśny) do pH 8-9 (bardzo zasadowy). Takie skrajne wartości nie są zdrowe. Fizjologiczne pH moczu u zdrowo odżywiającego się człowieka powinno wynosić pomiędzy 6,5-7,5.
Wartości poniżej 6,5 mogą wskazywać na błędy w diecie (np. dieta wysokobiałkowa, za mało warzyw, za dużo słodyczy), przewlekłą chorobę degeneracyjną lub autoimmunologiczną. Natomiast wyższe pH niż to zdrowe może być np. oznaką katabolizmu spowodowanego traumą (urazem, operacją chirurgiczną) lub choroby nerek i wynika często z podwyższonej ilości silnie zasadowego amoniaku w moczu. Taki mocz ma też specyficzny, nieprzyjemny zapach.
Na co jeszcze wskazuje pH moczu? Określa zasoby naszych pierwiastków zasadotwórczych, nasze buforujące zasoby alkalizujących i aktywujących enzymy minerałów np. magnezu, wapnia, potasu, cynku itd. Otóż jak wiemy ze szkoły do pierwiastków zasadotwórczych należą: magnez, potas, sód, wapń, tlen. A z mikroelementów np. żelazo, chrom, selen, cez, german, rubid, bor, cynk.
Natomiast pierwiastki kwasotwórcze to chlor, siarka, i mikroelementy takie jak np. fluor, brom, jod (czyli halogeny), miedź, fosfor, krzem. Dlatego np. cytryny czy zakwas buraczany choć kwaśne w smaku to alkalizują ustrój: mają w składzie bardzo dużo pierwiastków zasadotwórczych. Mięso, ryby, nabiał, zboża, jajka mają z kolei mało w sobie pierwiastków zasadotwórczych, a więcej kwasotwórczych (np. siarki).
Cukier stołowy nie zawiera żadnych składników mineralnych, ale do jego zmetabolizowania ustrój potrzebuje tych zasadotwórczych i pobierze je najpierw z miejsc, z których może to zrobić bez większej szkody dla funkcjonowania całości systemu (np. zęby, potem kości, potem mięśnie).
To nie tak do końca prawda, że cukier niszczy zęby tylko poprzez kontakt z nim w jamie ustnej. On potrafi to zrobić doskonale również działając „od środka”. Taka gadzina podstępna. Jeśli mogę zasugerować co należy najpierw wyrzucić z diety aby być zdrowym, to bez wątpliwości na pierwszym miejscu postawię właśnie cukier.
Na drugim białą mąkę, która robi dokładnie to samo – sama nie ma odpowiedniego ładunku minerałów, ale kradnie ją z naszych organów, aby zostać zmetabolizowana.
Jeśli nie spożywasz śmieci czyli nie wpuszczasz do środka złodziei, to Twoje ustrojowe zasoby alkalizujących pierwiastków są wystarczające, a ich nadmiar jest wydalany właśnie wraz z moczem, dzięki czemu pH moczu pozostaje w zdrowym przedziale 6,5-7,5.
Jeśli natomiast cierpisz na deficyt tych zasadotwórczych pierwiastków, to pH moczu będzie bardziej kwasowe, a Twoje komórki stają się nieszczęśliwe – procesy biochemiczne mogą nie przebiegać prawidłowo, organizm wkłada coraz więcej wysiłku by utrzymać homeostazę, sygnalizując Ci jednocześnie rozmaitymi sposobami swoje coraz bardziej rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Dosyć łatwo jednak dostarczyć jonów tych potrzebnych zasadotwórczych pierwiastków po prostu zmieniając dietę na bardziej alkaliczną, pełną świeżych warzyw i owoców obfitujących w pierwiastki zasadotwórcze. Wystarczy kilka-kilkanaście dni wysokowarzywnej diety, aby pomiar zbliżył się do zdrowego przedziału, a zasoby alkalizujących pierwiastków w ustroju osiągnęły optymalny poziom.
Dr Rusell Jaffe zaleca aby początkowo ustalić menu składające się w 80% z pokarmów alkalizujących i 20% pokarmów zakwaszających aby zoptymalizować swoje rezerwy alkaliczne, a minimum 60% alkalizujących aby ten stan potem utrzymać.
Niestety nie będziemy w stanie osiągnąć tego stosując tradycyjny sposób odżywiania się, ze zbożami, mięsem i nabiałem będącymi w przewadze na naszym talerzu. Proporcje należy dokładnie rzecz biorąc odwrócić: na przykład wielka micha kolorowej smakowitej sałatki z odrobiną sera feta czy też zamiennie malutką kromeczką pełnoziarnistego chleba jako dodatek.
A nie kajzerka z wędliną lub żółtym serem i plasterkiem ogórka czy listeczkiem sałaty dla ozdoby. Rozumiemy się?
Ktoś pytał mnie w listach czy nie wystarczy w celu odkwaszenia łykać specjalne zasadowe proszki albo nawet pić sodę. Nie polecam regularnego picia roztworu sody oczyszczonej w celu zalkalizowania ustroju: w ten sposób czynimy szkodę dla naszego kwasu żołądkowego neutralizując go, a jego kwaśne pH jest nam niezbędne dla zdrowia.
Ponadto dostarczymy sobie z minerałów zasadotwórczych jedynie jednego czyli sodu, a mamy sobie dostarczyć całe ich bogactwo jakim nas Matka Natura obdarzyła.
Nawet proszki zasadowe są w porównaniu z warzywami kiepskim źródłem tych minerałów, a ich skład (szczególnie tych tańszych) czasem woła o pomstę do nieba (np. dodane syntetyczne słodziki, rozmaite wypełniacze i inne śmieci).
Zatem nie ma wyjścia jak polubić dary Matki Natury czyli warzywa i owoce oraz umiarkowany ruch na świeżym powietrzu aby się porządnie i trwale odkwasić odzyskując na stałe zdrowie i witalność.
To najtańsze wyjście i najskuteczniejsze. Tu nie ma dróg na skróty. Alternatywnie zawsze można wybrać wyjście dużo droższe i dużo mniej skuteczne, czyli polubić wizyty lekarskie, łykanie farmaceutyków przejściowo likwidujących symptomy kosztem skutków ubocznych, kolejne pobyty w szpitalach i podłe, coraz podlejsze samopoczucie przez resztę Twojego życia.
Pamiętaj, że zawsze masz wybór.
Jak mierzyć pH moczu?
Można zrobić to w laboratorium (a od czasu do czasu nawet trzeba, bo tylko tam zbadają nam oprócz pH również inne ważne parametry, a nie tylko samo pH). Badanie laboratoryjne jest dokładniejsze i domowym sposobem nie uda nam się takiego profesjonalnego badania całkowicie zastąpić.
Podobnie jak do badania pH krwi służy gazometria i nie będziemy w stanie wykonać jej domowym sposobem. Nic nie zastąpi też mikroskopowego badania żywej kropli krwi, które pokaże nam stan metaboliczny naszego ustroju i zachwiania homeostazy. Pewnych rzeczy po prostu nie zrobimy w domu.
Orientacyjnie jednak można (tanio, szybko i wygodnie) badać samodzielnie pH moczu w domowym zaciszu, aby mieć swój stan zakwaszenia (a co za tym idzie rezerw alkalicznych pierwiastków) na bieżąco pod kontrolą. Najłatwiej użyć do tego pasków wskaźnikowych czyli lakmusowych.
Występują one w sprzedaży w różnych przedziałach i mają różną dokładność. Dla naszych celów dobre będą paski w przedziale 5,5-7 (dla początkujących) albo 6,4-8 (dla już wstępnie odkwaszonych) z dokładnością co 0,2-0,3 stopnia. Tak zwane paski uniwersalne (skala 0-14 z dokładnością 1 stopnia) nie bardzo się nadają, ponieważ odczyt nie będzie wystarczająco dokładny.
Należy trzymać się następujących reguł:
1. Pomiar musi nastąpić tuż po przebudzeniu (zanim jeszcze cokolwiek wypijesz czy zjesz), po minimum sześciogodzinnym wypoczynku.
2. Podstawiamy papierek na 1-2 sekundy pod środkowy strumień moczu (czyli nie na samym początku czy na samym końcu). Ewentualnie można nabrać środkowy mocz do kubeczka czy pojemniczka i zanurzyć w nim papierek wskaźnikowy, a następnie dokonać odczytu. Jak kto woli.
3. Papierek w miejscu zetknięcia z palcami będzie miał kwasowy odczyn. Pamiętaj więc aby nie dotykać palcami tej akurat końcówki papierka, którą będziesz potem dokonywać pomiaru, ponieważ może to zafałszować wyniki (skóra ma kwasowe pH).
4. Nie trzeba czekać aż papierek wyschnie. Odczyt robić można po ok. 2 minutach, nawet gdy papierek jest jeszcze mokry, porównując ze skalą kolorów widniejącą na opakowaniu.
5. Jednorazowy czy wykonywany nieregularnie pomiar nic nam nie powie, a nawet wprowadzi w błąd. Najlepiej prowadzić co najmniej przez tydzień (a najlepiej dwa) dziennik zdrowia, zapisując wyniki porannych pomiarów wraz z dodatkowymi zapisami dotyczącymi menu, stresu, ruchu itd. i wyliczyć tygodniową średnią. Już po tygodniu alkalizującej diety zauważyć można poprawę samopoczucia. A to mobilizuje do nieustawania w dalszych staraniach na nowej, alkalicznej drodze życia 🙂
A co jeśli nie ma się dostępu do pasków lakmusowych?
Pozostaje nam szkolna metoda jaką może co poniektórzy pamiętają z lekcji chemii: metoda kapuściana. Nie będzie ani tak wygodna ani tak dokładna jak użycie paska wskaźnikowego, jednak da nam jakąś orientację. A to już coś 😉
Potrzebna nam będzie czerwona kapusta, pół niewielkiej główki. Musimy ją posiekać aby następnie wyciągnąć z niej barwnik. Pokrojoną kapustę wrzucamy więc do blendera, dodajemy nieco wody i miksujemy albo też wrzucamy do garnka z bardzo małą ilością wody i jakiś czas gotujemy, aż wypuści barwnik.
Zabarwiony intensywnie od czerwonej kapusty odcedzony płyn można albo użyć od razu jako płynu wskaźnikowego np. wlewamy go do toalety i robimy siusiu, a on zmienia kolor na niebieski czy nawet błękitny jeśli jesteśmy zdrowi – szczególną frajdę mają z tego eksperymentu dzieci.
Można też zrobić z niego papierki wskaźnikowe: kartki papieru (zwykły A4 taki do drukarki) zanurzamy w płynie z kapusty, trzymamy dosłownie momencik aż złapią barwnik, po czym delikatnie wyjmujemy je szczypcami kuchennymi (np. takimi do sałatek) by nie ubrudzić sobie palców i klamerkami przypinamy do sznurka na bieliznę by je wysuszyć, a gdy już są suche tniemy na paski.
Można też takich wysuszonych kartek użyć do zabawy z dziećmi: robimy miseczki np. z octem, sokiem z cytryny, mydłem w płynie, roztworem sody itd. a następnie patyczkami higienicznymi lub pędzelkiem malujemy na papierze wzory w różnych kolorach.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki papier pod wpływem kontaktu z cieczami o różnym pH będzie zmieniał kolor na różowy, fioletowy, niebieski lub zielonkawo-żółtawy.
Samodzielna kontrola pH moczu tak jak wspomniałam nie jest tak dokładna jak ta wykonana w laboratorium, jednak dzięki niej mamy przynajmniej orientacyjne pojęcie o stanie naszego systemu i jesteśmy w stanie odpowiednio na czas z wyprzedzeniem reagować.
Niestety w aptekach ani nawet w większości sklepów zdrowotnych „takich rzeczy” nie sprzedają w tym kraju (a szkoda, bo w innych krajach można je nabyć bez przeszkód). Pozostaje zakup przez internet.
Paski wskaźnikowe pH są dostępne w sklepiku Akademii, ponieważ wiele osób się o nie pytało: jakich ja używam, gdzie je kupić, jakie przedziały są dobre itd.
https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/papierki-wskaznikowe-do-badania-ph-moczu-120-sztuk
Papierki dra Jacobsa ze skalą 5,4-7,4 i z dokładnością pomiaru co 0,1 stopnia są miarodajne w domowych warunkach, do tego dołączona jest też wygodna drukowana skala do nanoszenia wyników oraz dokładna instrukcja obsługi z cennymi poradami dra Jacobsa.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Concorde napisał(a):
Kiedy mój śp. dziadek był w szpitalu na śniadanie dawali kromkę chleba z jakimś serkiem topionym. Skład tego serka miał chyba pół kilometra długości, jakby zapisać w jednej linijce. 😛
mira napisał(a):
Marlenko. Jesteś niesamowita.Brawo.
Elzbieta Gieniec napisał(a):
Trafilam na pani bloga niedawno ,bedac juz troche w temacie zdrowej zywnosci ,organicznych kosmetykow itp. Jestem wzruszona i pelna podziwu dla Pani ,tego nie da sie nawet opisac ,dzieli sie Pani z nami swoja niesamowita wiedza ,nie zadajac niczego w zamian ,tacy ludzie sie po prostu nie zdarzaja. Dlatego zwykle slowo dziekuje !!!po prostu nie wystarcza . Mieszkam od 15 lat w USA ,tutaj wszystko jest sztuczne ,od jedzenia po zwykle opakowania ,naturalne produkty sa ale bardzo drogie i nie kazdy sobie moze na nie pozwolic,dlatego skorzystam z wszystkich Pani porad i bede stala czytelniczka i jeszcze raz bardzo dziekuje.
IA napisał(a):
I pomyśleć, że dieta serwowana w szkołach a nawet – o zgrozo – w przedszkolach, o zlobkach nie wspominając, jest podobna do tej Twojej starej zakwaszającej organizm
… Trzeba by rozpowszechnić Twojego bloga w placówkach oświatowych i tzw . zakładach opieki zdrowotnej. ..
Plombinka napisał(a):
https://kobieta.onet.pl/dziecko/zywienie/zupy-w-proszku-mrozonki-oto-co-jedza-dzieci-w-przedszkolach/gdl62
Iza napisał(a):
Dziękuję Ci, Marleno. Jesteś bardzo mądra.
Hm, nie jest łatwo wprowadzać zmiany w diecie i życiu w ogóle, skoro przez wiele lat nawykło się do czegoś, ale będę się starać. Dla siebie.
Lenus napisał(a):
Wyobraz sobie droga komentatorko ze Pani Marlenka wcale taka madra nie jest. Niestety. Artykuly przekopiowywane sa z innych witryn a Pani Marlenka nie rozumie kompletnie z tego, co czytam na czym polega roznica miedzy zakwaszeniem organizmu a zakwaszeniem zoladka. Gdyby Pani Marlenka byla faktycznie (madra), jak to okreslilas Izo to wyjasnilaby w tym art. roznice o ktorej pisze, no ale mam nadzieje ze moj wpis zmobilizuje Pania Marlenke d wysilku w staraniach dojscia do procesow bio-chemicznych w organizmie i nie bedzie pisala a raczej przekopiowywala wiecej glupot. No chyba ze celem jest kasa a nie wiedza. Wtedy nie licze na poglebianie wiedzy przez „madrą” Panią Marlenke….
Marlena napisał(a):
Witaj, drogi hejterze! Trochę szacunku proszę, bo jesteś w moim domu 😉
Czy jestem mądra czy głupia to kwestia gustu. Różnicę między kwasowością żołądka a zjawiskiem określanym jako „zakwaszenie organizmu” znam, ale ten art nie był o badaniu stopnia kwasowości żołądka.
Natomiast jedną rzecz sobie wyjaśnijmy: ani jeden z moich artykułów nie jest znikąd przekopiowany, wszystkie są od A do Z pisane samodzielnie – ta witryna jest moim blogiem osobistym.
Aha, masz bana (to chyba oczywiste? wiesz za co, prawda?). Wróć tutaj gdy już nauczysz się prowadzić dyskusje kulturalnie, merytorycznie i bez obrażania innych (czy to mnie czy kogokolwiek). Na razie – cóż, żegnam. W moim domu dla chamstwa i prostactwa nie przewiduję miejsca.
Anna napisał(a):
„Cukier nie zawiera żadnych pierwiastków” – trochę się uśmiałam :DDDD Ale rozumiem,ze to był skrot myślowy :DDDDDDDDD
V. napisał(a):
Strasznie ciężko jest zmienić całe swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, nawet wiedząc jak zgubny mają na nas wpływ. Od pewnego czasu czuję się uzależniona od jedzenia i jest to fatalnie uczucie. Próbowałam dwukrotnie rozpocząć post Daniela, za pierwszym razem wytrzymałam prawie trzy dni, ale byłam strasznie osłabiona i nasilił się we mnie smutek (pojawił się min. płacz, trudny do ukojenia). Ktoś też przez to przechodził? Powinno z czasem minąć? Kiedy pojawia się poprawa samopoczucia i zwiększenie energii? Dopiero gdy post się zakończy? Może ktoś ma jakieś pokrzepiające słowo, dla osoby która całym sercem pragnie poprawy zdrowia, a jednocześnie czuje jak głęboko siedzi w życiu w którym nie było tych informacji i wciąż nieustannie powtarza schemat?
Pani Marleno, dziękuję za kolejny wartościowy artykuł. Te słowa i rzeczowe informacje tu zawarte zawsze rozbudzają we mnie chęć do zmian.
Beata napisał(a):
Droga V,
post Daniela przechodzę obecnie drugi raz. Pierwszy był latem (4 tyg.), drugi zaczęłam teraz niecałe dwa tygodnie temu. Co mogę powiedzieć z własnego doświadczenia – najgorsze dla mnie jest pierwsze 4-5 dni. Wtedy czuję osłabienie, ból głowy, rozbicie… ale 6-7 dzień w obu moich postach był przełomowy, wtedy zaczynam się lepiej czuć, przybywa energii i radości 🙂 Czuję się jakbym od zawsze jadła tylko warzywka 🙂 Wiem, że ludzie różnie post przechodzą i nie każdy ma tak jak ja. Dużo zależy od pozytywnego nastawienia, bo jeśli zaczynamy jeść warzywa, a po głowie chodzi nam gdzieś kotlet i czujemy się źle że nie możemy go zjeść, to jest ciężko 😉
Ja wierzę, że każdy jeśli tylko ma odpowiednią motywację może taki post przejść, Ty również. Ogólnie post Daniela latem jest łatwiejszy, bo jest większy wybór warzyw, ale teraz zimą doceniam prostotę gotowania – jakiś bigos, barszcz ukraiński (bez strączkowych), czy zupy krem, a do pochrupania w międzyczasie jakaś marchewka, jabłko, czy kiszona kapusta. No i powtórzę to jeszcze raz – bardzo ważne jest pozytywne myślenie, bo jeśli jemy warzywka z myślą, że robimy coś dobrego dla swojego organizmu to wtedy wszystko jest spójne i łatwe 🙂
Jeszcze jedna myśl przyszła mi do głowy. Nie wiem jaki jest Twój obecnie sposób odżywiania – czy jesz już zdrowo: bez białej mąki, cukru, przetworzonej żywności? Bo jeśli nie, to może stąd wynikać te nagłe rozdrażnienie u Ciebie… może warto najpierw przestawić się na zdrowe odżywianie – dużo warzyw, owoce, kasze, brązowy ryż, soczewice, strączkowe, dobre jajka ze wsi, dobre oleje (np.lniany), pestki, nasiona, ew. indyk czasem czy ryba. To już wyjdzie organizmowi na zdrowie i jak tak z miesiąc go odżywisz, to potem taki post Daniela, będzie Ci łatwiej przejść po prostu?
Inka napisał(a):
Droga V,
Pierwsze trzy-cztery dni są najtrudniejsze, potem jest lepiej. Z moich doświadczeń:
– jestem osobą wierzącą i pewnie bym nie wytrwała w poście zaplanowanych 5 tygodni gdyby nie fakt, że ofiarowałam post Bogu w pewnej intencji
– jeszcze przed postem starałam się jeść jak najwięcej warzyw, a mniej mięsa, nabiału, mąki i cukru. Myślę, że dzięki temu sam początek postu nie był aż ta zły jak mógłby być
– niby dozwolone są jabłka, ale jak jadłam więcej niż jedno dziennie to wracało uczucie głodu, więc jabłek nie polecam
– pierwsze 3 dni często biegałam do toalety, Ty jesteś rozbita wewnętrznie – widocznie każdy ma jakiś „słaby” punkt i u każdego może to działać inaczej. Dr Dąbrowska pisze o tym obniżeniu nastroju, więc innym to też się zdarza. Powodzenia!
Flippi napisał(a):
Droga V.,
jestem właśnie w trakcie postu Daniela (7. dzień) i doskonale Cię rozumiem. Dla mnie najcięższe na razie były dni 4. i 5. – tak, jak piszesz: smutek, strach, płacz z byle powodu, ogólne rozbicie, bóle w różnych miejscach ciała. Do tego bezsenność, a w chwilach krótkiego snu koszmary… Trzeba to przeczekać. Od 6. dnia jest lepiej, a dziś czuję się świetnie – i psychicznie, i fizycznie 🙂 Odwagi! Organizm się oczyszcza, to musi potrwać. Pomyśl – te parę dni to i tak ekspres w porównaniu z latami zatruwania go.
Dziękuję Marlenie za inspirację i pracę włożoną w tę stronę. A Bogu za wszystko 🙂
V. napisał(a):
Bardzo Wam dziękuję za te słowa i podzielenie się swoim doświadczeniem!
Odżywiam się niestety na pół zdrowo czyli są zielone soki, surówki, owoce, orzechy, zdrowe oleje, ale też niestety słodycze, kawa, chleb, czasem przemysłowy nabiał, także na pewno może to być reakcja na odstawienie tych rzeczy. Przyznaję jednak, że najbardziej odczuwam brak słodkich owoców. W momencie gdy przerywałam post i zjadałam np. banana, momentalnie czułam polepszenie samopoczucia i podnosił mi się poziom energii. Brakuje cukru, glukozy? Czy to nie jest niebezpieczne? Trochę się czuję jak narkoman gdy odstawiam te wszystkie niezdrowe i zakazane rzeczy. Chcę się od tego jedzenia uwolnić raz na zawsze. Wierzę, że początki są najtrudniejsze.
Spróbuję jeszcze raz jutro, wiem że mój organizm potrzebuje tego wytchnienia. Chcę wreszcie pójść drogą ku zdrowiu i lepszemu samopoczuciu. Najgorzej jest mi wytrwać wieczorem, gdy jest cała rodzina odżywiająca się „normalnie” i postaram się wychodzić w tym czasie na mszę. Pragnę powrócić do Pana Boga.
Jeśli wytrwam to będzie to Wasza zasługa! 🙂 Chciałabym chociaż dać sobie tydzień.
Beata napisał(a):
Droga V,
wiesz, mi bardzo dużo na początku dało odstawienie cukru. To była pierwsza rzecz z jaką się pożegnałam 🙂 Na początku tylko go ograniczyłam do minimum, była to spowodowane chęcią polepszenia swojego zdrowia. 'Polepszenia’, nie 'zdrowia’ a to duża różnica 😀
Pełną świadomość uzyskiwałam krok po kroku, zaczęło się od audycji w radiu o Candidzie (polecam odsłuchać: https://www.polskieradio.pl/9/306/Artykul/264046,Bledne-kolo-depresyjnogrzybiczne), tu artykuły na różnych stronach internetowych, no i w końcu trafiłam na Akademię Witalności 😀 I przekonałam się, że cukier to samo zło. Nic nie daje dla mojego organizmu, a tylko mi szkodzi. Co z tego, że smaczny i kojarzy się dobrze? Poczytaj tu na blogu Akademii wszystkie artykuły o cukrze, zobacz co on powoduje. Poczytaj o Candidzie. Może to Cię uświadomi jak wielkie jest zagrożenie. I uwierz mi, to prawda że cukier jest jak narkotyk – ciągnie do niego po odstawieniu przez jakiś czas, ale jak przejdziesz to, to wtedy jest już tylko wspaniale 🙂 Nie chce się nic a nic słodkiego. Dla mnie teraz nawet większość jabłek jest za słodka, wybieram tylko te kwaśne 😉 Miód jest za słodki. Zjedzony na święta kawałeczek ciasta jest za słodki… Smaki się bardzo wyostrzają po odstawieniu cukru, pewnie dlatego to wszystko 🙂
Myślę, że bardzo ważna jest świadomość. Jeśli człowiek wie, że dana rzecz mu nie służy, jest w stanie powstrzymać się od wszystkiego 🙂 Przechodząc obok cukierni – piękne zapachy prawda? Ale ja wtedy myślę – przecież tam jest ten nieszczęsny cukier, biała mąka, jakieś spulchniacze… co z tego dobrego będzie miał mój organizm? Co go odżywi? NIC 🙂 I już mi przechodzi 😀
Ja mam swój cel – chcę pozbyć się choroby. Nie czekaj droga V, aż u Ciebie też złe odżywianie objawi się jakąś chorobą… Ja biorę odpowiedzialność za swoje zdrowie, we własne ręce 🙂 Polecam zrobić to samo 😉
santorini2000 napisał(a):
Może odpowiem odrobinkę „obok tematu”, ale niech tam…
Otóż ja w swoim życiu nie sięgałam po takie „narzędzia” jak posty, które bardzo źle znoszę (musze jadać mało, ale często). Ale w pewnym momencie życia stwierdziłam, że chyba zabrnęłam w ślepy zaułek, bo jadałam już najmniejsze w swoim życiu porcje, a nadal tyłam. Różne parametry zdrowia wskazywały na to, że mam do czynienia z syndromem metabolicznym i jestem – być może – na dobrej drodze do cukrzycy… Na to mogłam pozwolić…
Zamierzałam sięgnąć po wypróbowaną przez siebie wiele lat wcześniej dietę South Beach, jednak w międzyczasie wzbogaciłam swoją wiedzę o to, jak bardzo ważne są w naszej diecie tłuszcze i – z różnych względów – zaczęłam stosować olej lniany oraz olej kokosowy w swojej diecie i nie chciałam z tego rezygnować. Szukałam więc i czytałam dalej . W efekcie tych poszukiwań natknęłam się na dietę niskowęglowodanową (nową), która łączyła w sobie zalety diety South Beach, ale z uwzględnieniem zdrowych tłuszczów. To było to, czego szukałam!
Oczywiście, zaczęłam się stosować do zaleceń tej diety, a właściwie należałoby powiedzieć, że zmieniłam swój sposób odżywiania (chociaż nierestrykcyjnie…).
Jakie były efekty? Jeszcze zanim zaczęłam stosować tę dietę zauważyłam znaczący spadek wagi (wpływ tłuszczów?). To raz.
Po jej wdrożeniu zauważyłam natomiast:
1/ dalszy spadek i utrzymywanie się osiągniętej wagi (w moim przypadku chodziło o utratę ok. 10 kg, straciłam 11 i ten wynik utrzymuje się już od dobrego roku, co w moim wieku uważa się na ogół za nieosiągalne…),
2/ spadek i normalizacja ciśnienia,
3/ unormowanię się poziomu cukru we krwi,
4/ powrót uczucia sytości po posiłku (którego wcześniej od dawna nie doświadczałam),
5/ zanik zwyczaju zaglądania do lodówki między posiłkami (w ogóle nie mam już takiej potrzeby 🙂 ),
6/ po pewnym czasie stosowania się do nowych zasad odżywiania – zmniejszenie zjadanych porcji (w sposób naturalny, a nie w efekcie świadomie zrealizowanego zamysłu),
7/ radykalna poprawa metabolizmu, z którym wcześniej miałam ogromne i nieustające problemy (problemy jelitowe, jak gigantyczne wzdęcia, zgaga, refluks, 3-4-tygodniowe problemy „toaletowe”, bóle brzucha i żołądka, i nie pamiętam już, co tam jeszcze…),
8/ ogólna poprawa samopoczucia (w tym – brak uczucia zmęczenia, znużenia i senności po posiłkach),
9/ ogólne zwiększenie siły i energii (chętnie i bez problemu wsiadam teraz niemal codziennie na rower, pomimo wieku).
Jeśli zatem post wydaje sie być czymś tak niesłychanie trudnym do wykonania, to proponowałabym nie „katować się” na siłę (bo może organizm sobie tego „nie życzy”), ale spróbować innego sposobu na zrzucenie zbędnych kilogramów. Zachęcam do wypróbowania wspomnianej przeze mnie diety.
Na koniec wspomnę jeszcze, że – na razie nieśmiało – zaczyna się chyba generalny „odwrót” od dotychczasowej piramidy żywienia, która wpędziła ludzkość niemal całego świata w epidemię otyłości, cukrzycy, chorób sercowo-naczyniowych i nowotworów, zwanych chorobami cywilizacyjnymi. Pierwszym krajem, który oficjalnie zerwał z dogmatem diety niskotłuszczowej na rzecz diety niskowęglowodanowej (a więc wysokobiałkowej i wysokotłuszczowej) jest Szwecja.
Marlena napisał(a):
To nie jest tak, że węglowodany są złe. Węglowodany (warzywa, owoce, strączki) są zarąbiste pod warunkiem, że ma się przewód pokarmowy w nienagannym stanie. Tłuszcze też nie są złe (te naturalnie zawarte w darach natury rzecz jasna). Jak już cokolwiek jest złe tylko się o tym oficjalnie nie mówi to… białko. Większość chorób ma swoje korzenie w przebiałczeniu. Dzisiejsze społeczeństwa mają tak uporczywie codziennie wbijane do głów, że białko jest dobre (i że jak coś ma dużo białka to na pewno jest odżywcze i dobre), że są notorycznie przebiałczeni. I chorzy, w coraz młodszym wieku.
santorini2000 napisał(a):
Ponieważ piszesz, że największy problem masz ze słodyczami, pozwolę sobie na jeszcze jedną uwagę.
Otóż mnie osobiście w ich porzuceniu bardzo pomogła świadomość, że … „rak żywi sie cukrem”. A ponieważ podobno rak tkwi uśpiony w każdym z nas i wielokrotnie w ciągu naszego życia tylko naszemu systemowi immunologicznemu zawdzięczamy to, że się przed nim wybraniamy, to tylko od nas zależy, czy – podkarmiając go – pozwolimy mu się rozgościć z naszym organizmie, czy też wspierając siły obronne organizmu i głodząc komórki rakowe (nie karmiąc węglowodanami) – skutecznie damy odpór wszelkiemu nowotworzeniu.
I jeszcze jedno. Cukier uzależnia – tak samo jak narkotyki, alkohol, czy papierosy. Dlatego wiele osób o nieco słabszej konstrukcji psychicznej nie może się od niego uwolnić. A ponieważ jestem osobą, która bardzo ceni sobie swoją niezależność, nigdy nie pozwalałam na to, aby dowolne substancje uzależniały mnie od siebie. I to też był dla mnie ważki argument za tym, aby pożegnać się z narkoleptykiem, jakim jest cukier i wszelkie jego pochodne.
Życzę powodzenia w walce o swoje zdrowie i odzyskanie figury!
Plombinka napisał(a):
Droga v.
Zanim ja trafiłam na ten blog Marleny byłam po 3-miesięcznej kuracji tzw błonnikiem witalnym (czyli po prostu mieszaniną 80% nasion babki płesznik z 20% łupin babki jajowatej). Przed rozpoczęciem postu Daniela przez tydzień nie jadłam mięsa, nie piłam kawy, ani alkoholu. I ze zdziwieniem przetrwałam cały 5-tyg post z jednym, niewielkim bólem głowy gdzieś w pierwszym tygodniu. Żadnych innych ubocznych skutków nie było. Może to jest jakiś sposób?
Kamila Kama napisał(a):
Witam,paski juz kupilam wcześniej , post Daniela 14 dniowy robilam w styczniu , ale zgodnie z twoimi wskazowkami jemy mnóstwo warzyw i owoców, nawet ziemniaki wyszorowane i oczyszczone twoją metoda ugotowane jemy ze skórką…rano koktajle owocowe na wodzie. Ale inne pokarmy tez,choc staram się ograniczać. Zero cukru i bialej mąki. Choc pokarmy pelnozbozowe owszem. I jaka byla moja radość jak wskaźnik pokazał 6,7 🙂 mam zamiar powalczyć o wyższy wynik 😉 pozdrawiam serdecznie 🙂
lila napisał(a):
Dziękuję bardzo za kolejne wartościowe treści. Poprzednimi zaraziłam się ja i zarażam dalej.
Aneta napisał(a):
A jak jest z zielona kawa? Czy zielona kawa, jak jej tradycyjna wersja, czyli palona kawa, jest kwasotworcza?
Pozdrawiam!
Gosia napisał(a):
Witam:) dzieki za kolejny super artykuł:)
mam 2 pytania
czy kasze zakwaszają?
i czy w sezonie jesienno zimowym jesc warzywa, o których wiemy ze są raczej pryskane, czyli pomidory, ogórki, sałaty… itd?
Marlena napisał(a):
Generalnie kasze zakwaszają, z wyjątkiem prosa (jaglanka). A warzywa pryskane myję w sodzie i nie przejmuję się opryskami, bo wychodzę z założenia, że w śmierdzącym spalinami miejskim powietrzu jest więcej toksyn niż na tych umytych w sodzie warzywach. Tylko że to powietrze nie zawiera żadnych związków chroniących moje zdrowie przed toksynami, podczas gdy warzywa takie związki ochronne i odtruwające posiadają i to w obfitych ilościach, pryskane czy nie.
Małgosia napisał(a):
A ja mam zagadkę. Od ponad pół roku jestem po tej stronie mocy – co do zasady nie jem niczego odzwierzęcego (sporadycznie – raz na kilka tygodni skubnę placuszki jaglane, które robię z dodatkiem jajkiem), nie piję kawy, jem tylko zdrowe słodycze (np. Twój krem czekoladowy!) i niemal nie piję czarnej herbaty. Za to jest woda, zielone i owocowe napary. Do tego jem tylko chleb pieczony wg Twojego przepisu. Generalnie same warzywa i owoce + nasiona, strączki i czasem coś skrobiowego (np. czerwony ryż, kasza gryczana niepalona). Ponieważ rodzina nalegała, zrobiłam badania i to dość szczegółowe. I jestem zadziwiona swoim pH moczu, bo wyszło 4,0!!! Od razu przejrzałam całą teczkę dotychczasowych wyników i zadziwiłam się podwójnie, bo na kilkadziesiąt wyników (uzbierało się przez 40 lat!), łącznie z ostatnimi sprzed 1,5 roku, kiedy jeszcze odżywiałam się tradycyjnie, moje pH wahało się od 6,0 do 7,3!!! Jak to możliwe??? Co robię nie tak??? Prawdę mówiąc podłamałam się i zwątpiłam 🙁
Jest na to jakieś sensowne wytłumaczenie???
Jednocześnie pozostałe parametry są ok, żelazo prawie 99 jednostek, hemoglobina 13, tarczyca < 1, lipodogram w porządeczku, potas, sód i wapń w normie.
Będę bardzo wdzięczna za Twoją opinię.
Marlena napisał(a):
Małgosiu, ja gdy rzuciłam stary tryb życia też przez jakiś czas miałam bardzo kwaśne pH moczu, ale nie umiem powiedzieć z czego to wynika. Organizm się jakichś kwasów, jakichś toksyn pozbywał? Niestety nie mam pojęcia. Ale na pewno na pH ma wpływ nie tylko dieta, lecz również zażywane leki (również suplementy), stres, ruch, palenie czy też inne źródła związków nie sprzyjających zdrowiu. Najlepiej prowadzić dzienniczek zdrowia przynajmniej przez jakiś dłuższy czas, do czego zachęcam. Takie wyrwane z kontekstu jednorazowe badanie mało co nam mówi. To zresztą straszna frajda obserwować poczynania swojej maszynerii, dopiero wtedy zaczynamy zdawać sobie sprawę ile tak naprawdę zależy od nas, od tego co robimy, co jemy, jak żyjemy 😉
Adam napisał(a):
Super wpis, wiele cennych informacji, zwłaszcza, że temat zakwaszenia staje się „suplementowo modny”, a reklama specyfiku zdaje się mówić – jedz dalej co chcesz, po prostu od czasu do czasu kup opakowanie naszego specyfiku i wszystko będzie ok. Delikatnie i z życzliwością przyczepiam się do zdania „Cukier nie zawiera żadnych pierwiastków…” :). Zastanowiłbym się też, czy w śród pierwiastków zasadotwórczych wymieniać tlen. Dawna polska nazwa tlenu to kwasoród, a w rzeczywistości tle tworzy i zasady, i kwasy.
Pozdrawiam i gratuluję strony – jest super 🙂
Marlena napisał(a):
Chodziło mi o minerały, te ważne dla nas (jak już ktoś wyżej zauważył to był „skrót myślowy”). 😉 Tlen jest ważny i pobierany z powietrza płucami np. podczas spaceru czy gimnastyki nas alkalizuje, ale natura nas nie zaprojektowała tak, że mamy ten tlen pobierać z rafinowanego cukru.
dddd napisał(a):
Witam pani marleno ,mam pytanie odnosnie yerba mate co pani o niej wie z jednej strony czata sie ze jest bardzo zdrowa gdzie indziej znowu ze wywoluje raka czytałem ze zawiera jakis zwiazek szesciowodorowy który wywołuje raka któs jednak napisał ze zawiera go tylko yerba która sie przygotowuje na jakims dymie lub cos takiego ,jak pani wie cos na ten temat prosiłbym o napisanie bo niechce rezygnowac z yerby ze wzgledu na jej smak ,pozdrawiam .
Marlena napisał(a):
Chodzi o proces suszenia liści: jeśli są suszone powietrzem to jest lepiej niż jak są suszone przy użyciu gorącego dymu, gdzie powstają te same związki co np. przy pieczeniu kiełbasy na grillu lub przy ognisku (tzw. wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne). Trzeba szukać yerby mającej na opakowaniu oznaczenie „sin humo” czyli bez dymu (=liście suszono bez użycia dymu, tylko gorącym powietrzem).
Ad post napisał(a):
Apropos Postu Daniela. Razem z mężem przeszliśmy przez niego bardzo łagodnie, a efekty zdrowotne były zdumiewające (nie wspomnę już o tym że pięknie pozbyliśmy się zbędnych kilogramów). Myślę że kluczem do sukcesu jest tutaj przede wszystkim nastawienie, wiara że to przyniesie pozytywne efekty oraz dobre przygotowanie się. Ja przygotowywałam się około dwóch tygodni (głównie psychicznie). Upewniałam się że naprawdę warto, że tego potrzebuję i chcę i że dam radę. To jest bardzo ważny element – przygotowanie. Ponadto układałam sobie menu: bo nie jest łatwo z tradycyjnego żywienia przejść na 100% warzyw. Menu, które składało się z ponad połowy surowego. Najlepiej wspomóc się świeżo wyciskanymi sokami z warzyw – szklanka dziennie (są dość kaloryczne). Mój mąż, który nie przepadał za warzywami dał sobie świetnie radę. Wytrzymaliśmy ponad 4 tygodnie! Czułam się genialnie: wypoczęta, nigdy nie bolała mnie głowa ani nie byłam zmęczona (przepraszam głowa bolała mnie pierwszego dnia diety). No właśnie – początek niestety może być trudny – to jest szok dla organizmu. Ale potem jest już ok – oczywiście trzeba mieć silną wolę, ale samopoczucie jest dobre, no i po 3-4 dniach wyłącza się uczucie głodu. Polecam z całego serca – warto – nawet jak trzeba pierwsze kilka dni pocierpieć (na początku śni się jedzenie – oczywiście zakazane) 🙂 Pozdrawiam
Wiola napisał(a):
Na początku marca trafiłam przypadkiem na Twoją stronkę. Czytałam, czytałam i czytałam … i oczy robiły mi się coraz większe. Niby gdzieś tam czytałam o niektórych rzeczach … Ale następnego dnia odstawiłam wszystkie te niezdrowe rzeczy o których piszesz (ja słodyczo- i czekoladoholik, i kawosz). Miałam przez kilka dni bulgotanie w brzuchu, ale to minęło. Po tygodniu zaczęłam się czuć coraz lepiej. Po dwóch miałam więcej energii, nawet wieczorem. Nie czuję ochoty na słodycze – z początku zjadałam kilka suszonych moreli i ochota przechodziła. Nie męczę się tak, mogę więcej zrobić. Nawet jak szłam, to podbiegłam kawałek. Dzisiaj usmażyłam „zdrowe” kotlety sojowe. I zmęczenie i ospałość wróciło jak zły sen. Już wiem, że nic smażyć nie będę. Acha … kupiłam już wyciskarkę, zrobiłam kiszone ogórki, chleb i płyn enzymatyczny :). A jutro znów suróweczki będę wcinać :).
Dzięki piękne za tę stronkę i pozdrawiam :).
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Wiolu, pozdrawiam bardzo serdecznie wzajemnie i życzę wspaniałej witalności i nieustającego zdrowia 🙂
tomu5 napisał(a):
Hmm , super , to teraz proszę to powiedzieć wszystkim ludziom ciężko pracującym np. na budowach wykonujących pracę fizyczną , przykro mi ale to jest nie realne! człowiek potrzebuje kalorii ! aby mógł pracować wychowywać dzieci itp. ten sposób odżywiania dobry jest dla panienek które nie mają żadnych obowiązków , ktoś powyżej napisał że powinno się taką dietę wprowadzić w szkołach i innych placówkach , więc proszę mi powiedzieć czy dziecko które bawi się w przez kilka godzin w grupie innych dzieciaków będzie miało siłę na zabawę jeśli zje tylko surówkę z kawałkiem pieczywa??? można by tak wymieniać bez końca. dobranoc. PS. pisząc to popijam niezdrowy napój energetyzujący, jestem też uzależniony od coli i olbrzymich ilości cukru i dobrze mi z tym 😉
Marlena napisał(a):
Zapewniam Cię, że bardziej niż kalorii Twój organizm potrzebuje PRZEDE WSZYSTKIM składników odżywczych: witamin, minerałów, tysięcy rozmaitych fitozwiązków, błonnika, rozmaitych kwasów tłuszczowych itd. Ludzie w Polsce raczej nie chorują z BRAKU KALORII, lecz z braku właśnie tych wszystkich ważnych substancji, które są wymagane przez ich system do prawidłowych przemian biochemicznych. Natomiast wiele chorób powstaje z NADMIARU KALORII, bo organizm choć przekarmiony to jest zwyczajnie niedożywiony (w dużej mierze przetworzonymi śmieciami) i woła o więcej jedzenia, w nadziei, że nareszcie dostanie to co mu potrzebne, a rozepchany żołądek przyjmie każdą ilość, nawet taką wrzucaną już nie z potrzeby czy głodu, lecz jedynie dla rozkoszy podniebienia. I vice versa – gdy system dostaje codziennie mnóstwo tych ważnych substancji i zero śmieci to okazuje się, że jakby kalorie schodzą na drugi plan. Po prostu nie musisz już nic przy nich manipulować czy je kontrolować: odczucie głodu i sytości reguluje się naturalnie, zaś masa ciała po osiągnięciu prawidłowej stabilizuje się – niezależnie od spożywanych kalorii.
Co do dzieci, to moje dziecko nie narzeka na brak siły, choć już nie jada tego, co w powszechnym mniemaniu „daje siłę” czyli na przykład mięsa. Więc to nie mięso „daje siłę”, sorry – uległeś (nomen omen) sile reklamy. Też kiedyś tak myślałam, tak mnie nauczono z domu, takie były święte rodzinne tradycje, dla mnie obiad bez mięsa to nie był obiad i samą sałatką (wtedy) za żadne skarby bym się nie nasyciła.
P.S. Całkowicie rozumiem Twój punkt widzenia, choć (już) go nie podzielam. Ja też piłam litrami napoje energetyzujące, colę i byłam chorobliwie uzależniona od słodyczy oraz było mi z tym dobrze jak najbardziej – do czasu! 😉
Flippi napisał(a):
Drogi tomu5,
zasmucił i zarazem rozbawił mnie Twój komentarz. Poświęć chwilę, zajrzyj np. na stronę https://veganworkout.org.pl/ i zobacz sportowców na diecie wegańskiej: kulturystów, strongmanów, ultramanów. Niezłe ciacha, że tak powiem 😉 Potrzebują naprawdę duuużo kalorii i jakoś dają radę na „paszy dla królików”. A swoją drogą, myślałeś o tym, skąd siłę biorą najsilniejsze zwierzęta świata? Słonie, nosorożce, konie? Przecież nie z napoju energetyzującego 🙂 Pozdrawiam i życzę zdrowia!
d napisał(a):
Żeby nie było tak różowo, przedstawię swoje doświadczenie – w listopadzie zafundowałem sobie post wg Dąbrowskiej, „odwróciłem proporcje” w diecie, cukru unikam jak ognia, doprowadziłem do tak zwanego „uszczelnienia jelita” (mocz po burakach nie farbuje), pH moczu mam w miarę dobre (wedle papierków z dokładnością 1), i:
– ani trochę lepiej/szybciej się nie wysypiam
– nie mam ani trochę więcej energii
– nie czuję się ani trochę szczęśliwszy (dietę polubiłem, więc nie chodzi o to, że się katuję jedzeniem)
– mam wieczne problemy trawienne (gazy, rozwolnienie)
– właśnie po raz kolejny jestem przeziębiony – kuracja witaminą C działa tak samo jak brak kuracji
Marlena napisał(a):
Jeśli nadal są problemy (np. z jelitami) to nawet gdy jesteś na dobrej drodze nie możesz się poddawać. Zdrowie zaczyna się właśnie od jelit! Kup sobie też dokładniejsze papierki, powtórz też może rundę postu (skoro wiele lat katujemy nasz system to nie oczekujmy od jednorazowego postu Daniela natychmiastowego przywrócenia 100% zdrowia, bo może być potrzebnych kilka rund, a czasem wzmożenie reżimu) i obserwuj dalej co się dzieje. Twoje problemy z C nie są winą C lecz tego, że masz problemy trawienne. Przeczytaj proszę artykuł: https://akademiawitalnosci.pl/qa-001-najczestsze-pytania-na-temat-witaminy-c/ a na problemy jelitowe https://akademiawitalnosci.pl/probiotyki-i-prebiotyki-czyli-zycie-karmi-sie-zyciem/ – być może to pomoże. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia w dalszej drodze do zdrowia i witalności.
aga napisał(a):
Do d 🙂
Zwróć też uwagę na temat nietolerancji pokarmowych. Ja mam dokładnie tak samo jak Ty, poszłam na testy na nietolerancję i okazało się, że pomimo super zdrowego odżywiania wielu zdrowych produktów jeść nie mogę – mam np. nietolerancję na wszystkie zboża glutenowe, a do tej pory jadałam własnoręcznie wypiekany chleb na zakwasie z pełnoziarnistych mąk zbóż glutenowych, nietolerancja na orzechy oprócz włoskich, a wciąż spożywałam np. domowe mleko migdałowe, z nerkowców(super świetna śmietana nerkowcowa), codziennie jadłam kilka orzechów brazylijskich(selen), uwielbiałam wszelakie strączkowe w tym soczewicę i niestety na te produkty również mam nietolerancję – po prostu nieświadomie robiłam sobie krzywdę. Po tygodniu odżywiania eliminującego produkty, których mój organizm nie toleruje widzę lekką poprawę – brzuch nadal jest wzdęty, ale nie mam już uporczywych gazów(cuchnących), energii jeszcze brak, ale organizm musi mieć czas, aby wyrzucić z siebie to co go truło tyle lat.
Basia napisał(a):
Czytelniku „d” – a może zjada Cię Candidia? Albo jakieś inne pasożyty?? Może warto to sprawdzić?
Ewcia napisał(a):
Do „agi”, i „d” i, rzecz jasna Marleny:
Przepraszam za ten wpis, bo wierzę w leczenie dietą, a to co poniżej nie jest różowe.
Wpis mój będzie sążnisty:( W skrócie: eksperymentuję z dietami od dawna. Kilka razy w życiu byłam na głodówkach-od kilkudniowych do 14dniowej.
A od momentu, gdy zdiagnozowano u mnie Hasimoto- od września : Post Daniela 40 dni z dwiema wpadkami, potem tydzień „normalnego” czytaj niezdrowego jedzenia, bo test na nietolerancje. Nie będę pisać na co je mam. Napiszę co ostatecznie mogę jeść (krócej, hi hi): sałaty, pomidory, paprykę, ogórki surowe, seler korzeniowy i naciowy, kiełki lucerny i cebuli, cebulę, pora, pietruszkę korzeń i nać, koper, czosnek, cukinię, awokado (w teście nie było, więc tak na 100% nie wiem, czy mogę, ale jem), orzechy włoskie, pestki dyni i słonecznika, buraki i czasem ziemniaki ze skórkę, kaszę gryczaną, amarantus. Kiszone ogórki i kapustę. Owoce: cytryna, jabłko, banan, winogrona ciemne, pomarańcze i mandarynki, rzadko kiwi, śliwki. Suszone morele, daktyle, rodzynki. I .. kozi twarożek w ilości 2 łyżeczki dziennie, choć nie zawsze. Na takiej diecie schudłam 17 kg, w zasadzie czuję się lepiej, wiele z różnych objawów minęło, ale zawroty głowy, z których powodu zaczęłam drążyć o co chodzi z moim zdrowiem, nie minęły, ostatnio nawet nasiliły się. Bolą mnie stawy, mniej niż wtedy, gdy ważyłam 80 kg, ale czasem dotkliwie. Używam kosmetyków Alterra, soli himalajskiej, piję wit C, pryskam się oliwką magnezową, włosy farbuję henną nie farbą, jem ostropest, siemię i kolendrę, choduję bazylię, tymianek, oregano, szczypiorek. Jeżdżę na rowerku 30 min dziennie- więcej nie daję rady z braku czasu. Staram się wychodzić na słoneczko, ale tylko na 20-30 min. Czy jem, czy nie jem koziego serka – gazy gigantyczne i nieustanne odbijanie się, mgła umysłowa… i te zawroty. Ostatnio przyszło mi do głowy, że mam kandydozę. Napiszcie, proszę, co o tym sądzicie, bo powoli tracę nadzieję i determinację w walce. Co robię źle?! I jeśli tak, to co robić?
Marlena napisał(a):
Ewo, nic nie robisz „źle” tylko daj sobie więcej czasu: ciało całymi latami nieprawidłowo traktowane potrzebuje czasu aby powrócić do równowagi. Może zrób sobie mikroskopowe badanie żywej kropli krwi?
tawaret napisał(a):
Ewcia, a może tak jak inne Hashimotki masz:
-mgłę umysłową od niedoboru magnezu
-bóle stawów od niedoboru witaminy D3 (i opalanie mało da)
-zawroty głowy od niedoboru żelaza (szczególnie odkąd zrezygnowałaś z mięsa i produktów zbożowych) ?
Polecam nie zaślepiać się dietą, bo Hashimotki mają problem z wchłanianiem składników odżywczych z jedzenia i D3 ze skóry, czasem bez suplementów albo zastrzyków ani rusz.
Pozdrawiam
Ola napisał(a):
A ja mam przez ostatnie dwa tygodnie straszną ciągotę do słodyczy. To jest tak silne, że wczoraj np. aż mnie trzęsło jak wracałam z cukierni z napoleonką i ciastem czekoladowym. Po powrocie do domu pochłonęłam dwa kawałki z wielkim szczęściem. Wieczorem zjadłam całą czekoladę z bakaliami. Dzisiaj przed południem zjadłam całą czekoladę z orzechami. W kuchni leży druga i tak patrzę na nią i myślę „Zjeść czy nie zjeść- może nie zaszkodzi”. Wiem, że to obrzydliwy cukier. Od stycznia w ogóle nie słodzę i unikałam słodyczy, było dobrze. A teraz wszystko wróciło, mam wrażenie, że to efekt jojo detoksu cukrowego. Co zrobić, żeby takie napady łakomstwa nie powracały?
Marlena napisał(a):
Z własnego doświadczenia powiem tak: teraz gdy organizm mój jest czysty i zalkalizowany, to reaguje na dużą dawkę cukru (np. kawałek ciasta) bardzo złym samopoczuciem: otępieniem, osłabieniem sił życiowych, mgłą umysłową i jakąś taką ogólną generalnie ociężałością. Moje zdrowe jelita natomiast gdy dostaną dużą dawkę cukru reagują też burczeniem i produkcją gazów – momentalnie bowiem zaczyna się fermentacja i ja do dosłowne czuję, a nawet słyszę. Do tego to uczucie otępienia jakbym dostała cegłą w łeb – bardzo nieprzyjemne. Od pochłonięcia np. kawałka ciasta do wystąpienia objawów mija ok. 30-40 minut. Gdy jem to jest fajnie i niczego złego nie czuję, same miłe odczucia związane ze słodkim smakiem itd. – jest bardzo fajnie. Jazda zaczyna się jednak później. Całkiem jak po wypiciu alko. Jak pijesz nic nie czujesz, jest przyjemnie. Odpowiedź od organizmu przychodzi po jakimś czasie. Dlatego teraz już unikam jak ognia wkładania do swojego wnętrza tych słodkich „dobroci”.
Biorąc pod uwagę, że byłam nałogową cukroholiczką i potrafiłam pochłaniać naprawdę niezłe ilości wszystkiego co zawierało cukier, nie czuję się jednak nieszczęśliwa z powodu tego, że mój organizm tak teraz reaguje. To jest bowiem prawidłowa reakcja zdrowego organizmu, który zapomniał już co to jest rafinowana sacharoza. To tak jak ktoś rzuci palenie, a potem po długim czasie się zaciągnie papierosem – zawroty głowy i niesmak w buzi gwarantowane. Ale gdy był nałogowcem to wcale tego nie czuł, papierosy pochłaniał z radością. Tak samo ze słodyczami. Są po prostu toksyczne. To legalnie sprzedawany narkotyk, który mogą kupić nawet dzieci. Problem w tym, że większość ludzi upatruje w słodyczach „czegoś dobrego” i dlatego patrzy na nie łakomym wzrokiem. Nie kopcą ani nie śmierdzą jak papierosy. Nie zaśmiecają niedopałkami. Nie smakują obrzydliwie jak wóda czy fajki. Nie powodują wzrostu agresji ani kaca na drugi dzień. Są tańsze niż alko czy fajki. Za 3 zł możesz kupić kilo cukru i upodlić się nim do woli, do zemdlenia. Można też z cukru zrobić fajnie wyglądające i atrakcyjne smakowo produkty, które uzależnieni od sacharozy ludzie będą kupować trując nimi siebie oraz swoich bliskich do końca życia, a nawet kupując je innym w prezencie, jako zawsze mile widziany podarunek. Same plusy! Z wyjątkiem jednego: to niebezpieczna i silnie uzależniająca neurotoksyna, której Twój organizm całkowicie do niczego nie potrzebuje i nawet ewidentnie szkodzi mu.
Zdrowy człowiek nie potrzebuje cukru. Podobnie jak niepalący człowiek nie potrzebuje do szczęścia palić, niepijący nie odczuwa niepohamowanej radości z powodu opicia się alkoholem, nieużywający narkotyków nie patrzy łakomym wzrokiem na heroinę, wręcz przeciwnie: przyjmowanie (wdychanie, wypijanie, wstrzykiwanie) „czegoś takiego” do swojego wnętrza nie mieści mu się w głowie. Niepijący nie będzie chodził w markecie na stoisko alkoholowe aby sprawić sobie przyjemność oglądaniem alkoholi (i wyobrażaniem sobie jak smakują). Niepalący minie kiosk z papierosami obojętnie lub nawet z obrzydzeniem. Niejedzący cukru przejdzie obok cukierni czy stoiska z kolorowymi słodyczami bez żadnych emocji (chyba, że negatywnych). Postaraj się przemyśleć czy to naprawdę TY potrzebujesz tego cukru, powiedz głośno: „Potrzebuję cukru (czekolady). Czy to prawda?” i postaraj się odpowiedzieć uczciwie na to pytanie, zwróć przy tym uwagę jakie wiążesz z tym emocje. Gdy opuszczą Cię te emocje pozostanie goła prawda: nie, nie potrzebuję cukru, do niczego nie jest mi potrzebny. Niczego też nie tracę pozbywając się go ze swojego życia, wręcz przeciwnie. Mogę jedynie zyskać: zdrowie, witalność, długowieczność, jasność umysłu, piękne zęby, gładką skórę. To ci, którzy nie są w stanie pozbyć się go i wyrzucić go ze swojej świadomości tracą.
hajduczek napisał(a):
Olu, bądź cierpliwa, przeczekaj. Gdy „dusi” Cię apetyt na słodycze – zjedz. Postaraj się tylko, żeby to słodkie było jak najmniej szkodliwe. Jeśli ciasto – to najlepiej pełnoziarniste, albo bardzo mało słodkie, jeśli czekolada – to gorzka. Czasem wystarczy łyżka miodu i zdrowy rozsądek. Sama wiesz, o co chodzi…
Ja sama jadłam przed laty dużo słodyczy, jadałam bardzo słodko, jeśli miałam do wyboru posiłek słodki i „normalny” – wybierałam ten słodki. Najpierw odzwyczaiłam się od słodzenia kawy, herbaty, ziółek. Stopnowo doszło do tego, że zaczęłam wybierać mniej słodkie ciasta, na przykład drożdżowe zamiast piaskowej babki. Ale ja od wielu lat jestem wegetarianką, a słyszałam kiedyś, że jedzenie mięsa prowokuje apetyt na słodycze. Nie wiem, czy to jest prawda. Jestem jednak wegetarianką od 20 lat i stopniowo mój apetyt na słodycze wygasł. Nie walczyłam z nim! Teraz obojętnie przechodzę obok cukierni, a jeśli – rzadko – najdzie mnie apetyt na „słodkie” – wchodzę i kupuję, i zjadam bez poczucia winy. Ale taka sytuacja zdarza się raz na 3-4 miesiące, więc to nie jest problem. Bardzo lubię kuchenne eksperymenty. Kiedyś bardzo lubiłam piec ciasta, teraz wolę gotować i komponować wytrawne potrawy. Obecnie piekę z okazji świąt, uroczystości rodzinnych, gdy mam do zagospodarowania produkty sezonowe (rabarbar, śliwki itp.) albo do przetestowania nowy i bardzo inspirujący słodki przepis. Jednak gdy ktoś częstuje mnie słodyczami – nie ulegam i wcale przy tym nie cierpię, po prostu nie mam ochoty jeść. Jeśli mam do wyboru ciasto/deser i jakąś sałatkę albo inny „konkret” – wybiorę to drugie…
Nie musiałam się zmuszać do dokonywania podobnych wyborów. Cierpliwie czekałam, aż samo przyjdzie. Starałam się tylko nie ulegać nagłym zachciankom, bo one szybko przemijają, w dodatku bez śladu, więc niczego nie stracisz, a wiele zyskasz!
Po paru latach mego wegetarianizmu i słodkiej wstrzemięźliwości mogą na stole leżeć produkty mięsne, słodycze, a nawet sery (które kiedyś uwielbiałam), a ja rezygnuję z nich bez poczucia żalu i straty. Myślę, że to jednak są uzależnienia, Pozwól im stopniowo wygasnąć!
Marta napisał(a):
Wiem że to stary post, ale może ktoś przeczyta – ja kupuję lub robię dużo czipsów z jabłek, gruszek, batoniki babydream z samych suszonych owoców – te za 1,69 w rossmann, robię kakao z mleka z mlekomatu z miodem, orzechy w miodzie, pestki – prażę i solę solą himalajską lub dodaję miodu do uprażonych, żeby się rozpuścił na patelni, popcorn z solą himalajską lub z ksylitolem, piekę ciastka owsiane bez cukru masła i mąki. Kupuję lizaki ksylitolki, wafle orkiszowe bez cukru. Można je jeść z dżemem bezcukrowym (teraz są nowe, niedrogie, reklamowane – znanej polskiej firmy), masłem orzechowym, miodem. MAm dzieci i dlatego muszę mieć jakieś dobre zamienniki cukru. Pozdrawiam i miłego dnia.
JR napisał(a):
Najlepiej jest zjesć trochę słodkich winogron lub napić się soku. Winogrona mają cukry proste które powinny zaspokić głód słodyczy.
Ewcia napisał(a):
To jeszcze raz ja! przepraszam, napisałam w pośpiechu hoduję przez CH- niewybaczalne! I zapomniałam o najważniejszym: nie używam cukru, a ksylitolu, stewii i ostatnio erytrytolu. Czasem, rzadko jadłam 2 łyżeczki miodu, a z grzechów: 3 razy przez pół roku sorbet z czarnej porzeczki, słodzony niestety cukrem.
Donia napisał(a):
Witam
Co myślicie o jonizatorze wody i samej wodzie jonizowanej czyli alkalicznej? Czy ktoś stosował i co z tego wynikło. Mam chęć nabyć jonizator tyle że to droga impreza a i nie wszyscy w to wierzą i uważają to za wymysły i naciąganie.
Pozdrawiam
Karolina napisał(a):
Odwiedzam tą stronę od czasu do czasu, czerpie inspiracje, ale nie stosuje się rygorystycznie do podanych wskazówek, głównie traktuje je jako ciekawostkę. Staram się tylko unikać produktów przetworzonych, przygotowuje posiłki przeważnie od podstaw, ale nie unikam mięsa ani produktów odzwierzęcych choć warzywa i owoce jem w dużych ilościach. pozwalam sobie tez niestety na słodycze bo jestem uzalezniona od nich, ale ph moczu mam idealne 6,5-7 i robię badania ostatnio regularnie co miesiąc. Co do wcześniejszych komentarzy to potwierdzam, trudno jest jeść same warzywa i być zaspokojonym kalorycznie. W okresie wakacyjnym zafascynowana tą stroną stosowałam się do diety warzywno-owocowej mało lub wcale nie obrobionej termicznie plus nasiona i orzechy i niestety nie miałam siły na treningi, nie wiem ile bym musiała zjeść tych warzyw żeby zaspokoić wydatek energetyczny, ale pewnie mój żołądek by tego nie pomieścił, dlatego wróciłam odżywiania standardowego tylko bez produktów zbyt przetworzonych
Beny Kowalski napisał(a):
Bez zakwaszenia czy z zakwaszeniem i tak każdy zdechnie…
Wszystko co jemy jest złe?!
W PRL-u była grupa uczonych idiotów, która uważała, iż jedzenie masła jest szkodliwe.
Powiem krótko: walcie się z waszymi radami!
Jeść należy wszystko. Należy tylko przy tym – jak zresztą ze wszystkim – zachować pewien umiar, i tyle.
Marlena napisał(a):
Beny ta grupa idiotów reprezentowała zapewne producentów „bardzo zdrowej” margaryny. Jeśli komuś muszę wierzyć to wolę krowie niż chemikom, którzy stworzyli „masło roślinne” i inne margaryny. A co do umiaru i jedzenia wszystkiego to pozwolę sobie mieć odmienne zdanie. Więcej pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/podrabiany-klucz-do-zdrowia-czyli-slow-kilka-o-umiarze/
Oczywiście, że każdy organizm żywy ma w DNA zaprogramowaną także śmierć. Sęk w tym, że zanim do niej dojdzie – nasza jakość życia może być nędzna lub wspaniała, a to co wkładamy do gęby ma na to istotny wpływ. Między innymi.
Asia napisał(a):
Witam Pani Marleno,
od dwóch lat zmagam się z gronkowcem na włosach łonowych (objawy- paskudny świąd i grudki). Oczywiście w akcie długoletniej desperacji zasięgnęłam po antybiotyk, który lekko załagodził stan zapalny, który znowu wrócił do normy. Nie chcę już sięgać po żadne lekarstwa , tylko chciałabym się pozbyć tego dziadostwa sposobem naturalnym. Odbyłam dwutygodniowy post i wydaje mi się, że wtedy dolegliwości zmalały, ale problem pojawił się znowu. Dodam jeszcze, że mam problemy z zębami, a mam 27 lat, a to kolejne zęby do leczenia kanałowego – w tym już od kilku miesięcy powiększony węzeł chłonny pod rzuchwą. Od pół roku walczę również z zębami ( kasy ubywa, problem się nie poprawia). Jem dużo warzyw, piję dużo wody – uważam, że odżywiam się w miarę zdrowo. Od dwóch miesięcy zażywam: magnez, wit.b6, wit.c, chlorelle i wit.d ( bo mam niedobór). Wyniki krwi poprawne.Bardzo proszę o pomoc.
Marlena napisał(a):
Asiu z opisu wynika, że masz szwankujący system immunologiczny, który nie jest w stanie obronić Cię przed „atakiem najeźdźców” oraz niedobory witamin i minerałów. Czy próbowałaś postu Daniela? Prawidłowo przeprowadzony bardzo wzmacnia i oczyszcza system.
Renata napisał(a):
Marlenko, a jak jest z kasza jaglana ktora jako jedyna z kasz jest zasadowa a przeciez to duza dawka krzemu. Powyzej piszesz, ze krzem jest kwasotwórczy?
Marlena napisał(a):
Proso oprócz krzemu ma także inne pierwiastki – zasadotwórcze.
daria napisał(a):
santorini2000, a od kiedy to rak sie karmi weglowodanami? Rak karmi sie bialkiem i to bialkiem zwierzecym. a zaczyna sie od jednej zmutowanej komorki ktora sie rozmnozy zanim sie zdazy naprawic. a ta zmutowana komorka corka sie juz bedzie rozmnazac zmutowana i tak mamy milion komorek pozniej zaczatek raka… mamy super systemy naprawcze na poziomie komorki tylko potrzebuja czasu, a wcinajac ’ miesko’ tego czasu niestety naszym komorkom nie dajamy… jedzac pokarm roslinny nalezycie zroznicowany dostarczamy wlasciwa ilosc aminokwasow i we wlasciwym czasie, jedzac pokarm odzwierzecy tego rozlozenia w czasie juz nie ma i dostarczajac za duzo bialka nie dajemy szans tym mutantom na naprawe.
Marlena napisał(a):
Dario, to nie do końca tak jak piszesz. Noblista biochemik Otto Heinrich Warburg badał fizjologię komórek rakowych, odkrył enzymy oddechowe i udowodnił już sto lat temu, że rozwój komórek nowotworowych jest procesem anaerobowym: komórki te nie odżywiają się tlenem jak komórki zdrowe, lecz glukozą. Dlatego Santorini ma rację: spożycie cukru podnosząc poziom glukozy „dokarmia” komórki rakowe. Natomiast przebiałczenie to inna historia i wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego zagrożenia wcinając „mięsko” trzy razy dziennie. Przebiałczenia można pozbyć się poszcząc. Zostaną drogą autofagii usunięte białka balastowe, komórki stare, chore, nieprzydatne, zużyte, guzy, polipy itd.
Ola napisał(a):
Witam! Ja też regularnie sprawdzam ph swojego organizmu tylko ja sprawdzam ph śliny. Wydaje mi się że jest równie dokładne. Staram się utrzymywać ph zawsze powyżej 6.5-7. Jeśli spadnie poniżej tego poziomu to zjadam jabłko albo wypijam szklankę wody z proszkiem zasadowym. Zawsze pomaga:)
gercia napisał(a):
Gdzieś przeczytałam, że jeżeli ph moczu jest kwasne to po zjedzeniu buraczka mocz zabarwia się na czerwono, a jesli ph jest zasadowe to mocz się nie zabarwia. Jest żółty. U mnie sie to sprawdza. Zawsze po zjedzeniu buraczka mocz mój się zabarwiał, a gdy swojego czasu piłam leki homeopatyczne na odkwaszenie organizmu, mocz się nei zabarwił. Teraz gdy jem dużo warzyw jest różnie.
Marlena napisał(a):
Głównie zależy to od prawidłowej flory bakteryjnej jelit z tego co mówiła dr Dąbrowska na wykładzie.
Michał napisał(a):
do autorki, pytanie: od kilku miesięcy robię własny chleb na zakwasie, początkowo dodawałem białą mąkę pszenną, ostatnio od tego odeszłem i żeby chleb nie był za cięzki to tylko żytnią chlebową (720), która generalnie jest mimo wszystko biała pytanie czy taka maka też jest do niczego?
Marlena napisał(a):
Czy gdy ktoś okradłby Twoją córkę to byłoby Ci mniej przykro niż gdyby okradł Twojego syna? 😉
Nieważne jakie ziarna zostaną okradzione ze swojej naturalnej łuski, czy to będzie żyto, pszenica, ryż czy inne. Pozbywając się łuski okradamy ziarno z witamin i minerałów, które Stwórca tam umieścił aby dopomóc nam w strawieniu tego co w środku. Jedząc sam środek bez tych witamin i minerałów nasz ustrój musi tak czy inaczej to strawić: pobierze sobie więc te brakujące substancje z zapasów jakie już mamy w ustroju czyli np. z naszych kości, zębów itd. Nie mówiąc o tym, że w łusce jest błonnik, dzięki któremu to co zjemy żwawo przesuwa się do… wyjścia drugą stroną, zamiast zalegać w kiszkach i gnić.
Tak więc ten cudownie lekki, jasny, puszysty chlebek może i jest rozkoszą dla podniebienia, ale na dłuższą metę spójrzmy prawdzie w oczy: jest złodziejskim śmieciem, który pomału lecz skutecznie degeneruje nasze cenne (bo posiadane w pojedynczym egzemplarzu) wnętrze naszego ciała. Zostawmy sobie takie wątpliwej jakości odżywczej „smakołyki” na sytuacje tak zwane „od święta” (dwa razy w roku, może trzy) jeśli chcemy być przewlekle zdrowi.
aida napisał(a):
Bardzo ciekawy wpis. Musze dokładnie jeszcze raz przeczytać. Obala on sodę oczyszczoną jako panaceum. Musze sprawdzić dokładniej swoje pH. W zasadzie trafiłem na tego bloga szukając jak sprawdzić pH organizmu.
Milenka napisał(a):
Ja to jest z tą cytryną? Piszesz, że mimo iz jest kwaśna to jednak odkwasza nasz organizm, bo ma dużo pierwiastków zasadowych. Ponieważ ostatnio testuje swoje PH na papierkach lakmusowych, z ciekawosci polałam go cytryną, no i papierek żóty wrecz pomaranczowy…jak w takim razie moze ona alkaizowac nasz organizm?
Marlena napisał(a):
Nie chodzi o to co zawiera tylko jak się metabolizuje u nas w środku to co zawiera.
Jacek Magnat napisał(a):
Hej. Kilka razy już przeczytałem, że cukry proste metabolizują się w jelicie cienkim, a więc późno (w stos. do alko;). Czyż nie byłoby lepiej dla organizmu deser zjeść jako pierwszy?
Andrea B napisał(a):
Marlena,super strona,jak Ty to robisz jak Ci się chce?ja nie mam na nic siły,męczę się nawet na rowerze. Brałem różne „specjały” na oczyszczenie np. chlorella, odkwaszanie sokiem z 200 cytryn i inne „smutki” z internetu. Brak mi witalności,jestem smutasem,nic mi się nie chce, proste czynności to w moim wydaniu problem. Staram się odżywiać zdrowo, mięso rzadko, warzywa lubię i jadam.Fakt palę papierosy lubię czerwone wino do posiłków.Co u mnie nie tak? Jakie popełniam błędy? Co sądzisz o czystku i miodzie którym słodzę herbatki poranne? dziękuję za rady i ciepło Cię pozdrawiam
Marlena napisał(a):
A badałeś sobie poziom witaminy D? Jak dbasz o mikroflorę jelit? Ile pijesz wody? Czy się wysypiasz? Ile produkujesz dziennie endorfin, a ile adrenaliny i kortyzolu? Przeczytaj też ten artykuł: https://akademiawitalnosci.pl/10-sposobow-na-wzmocnienie-odpornosci/
Zamulenie często jest spowodowane kumulacją toksyn środowiskowych w naszym drogocennym wnętrzu przy jednoczesnych niedoborach witamin i minerałów (polecam codzienne świeżo wyciskane soki warzywne i trawę pszeniczną!). Często też odwodnieniem (nie chodzi jednak o to by pić więcej kawy, coli czy wina, tylko czystą wodę). Gdy palisz to ponadto wpuszczasz do domu złodziei kradnących Tobie te witaminy i minerały które miałeś w pożywieniu. Jedziesz wtedy na debecie i system włącza tryb awaryjny: ustrój nie jest w stanie przeprowadzać prawidłowo operacji biochemicznych. Ponieważ każdy organizm żywy jest zaprogramowany jednak na życie, więc żyć dalej z tym żyjesz, ale jakby coraz bardziej kijowo. Jeśli załóżmy potrzebujesz więcej witamin i minerałów, to o tym inaczej Twoje ciało Ci nie powie jak tylko przemówi swoim językiem. Złe samopoczucie, depresyjne nastroje i ogólnie oklapnięcie życiowe to są sygnały od organizmu, wysyłane jego językiem: został włączony tryb awaryjny.
Mnie bardzo pomógł post Daniela w wyłączeniu „trybu awaryjnego” i przywróceniu równowagi systemu, choć łatwo nie było i kryzysy ozdrowieńcze dawały mi popalić. Mimo wszystko było warto. Nie znam lepszej metody odnowy biologicznej. Niczego nie ryzykujesz, niczego nie tracisz – możesz tylko zyskać. Warzywa jeszcze nikogo nie zabiły (pod warunkiem, że nie spadły mu na głowę z dużej wysokości). Może warto spróbować?
Andrea B napisał(a):
Dziękuję Marlena, spróbuję choć jak piszesz łatwo nie będzie. Odezwę się za jakiś czas.
pozdrawiam ciepło
Marlena napisał(a):
Tomaszu, zgadza się – poranny mocz może mieć więcej kwasów. Natomiast jeśli Twój właśnie poranny mocz (zbadany po minimum 6 godzinnym wypoczynku) ma odczyn pomiędzy 6,5-7,5 to oznacza, że Twoje zapasy zasadotwórczych pierwiastków są wystarczające (im wyższe pH tym ten zapas masz większy). W moczu znajduje się bowiem ich nadmiar. Oczywiście mówimy o ludziach względnie zdrowych, nie o takich u których zasadowe pH moczu wynika np. z chorób przewlekłych. W ciągu dnia z kolei jest kilkadziesiąt zmiennych mających wpływ na zmianę pH naszego moczu i nie jesteśmy w stanie ich wszystkich wychwycić aby wyciągać wnioski. Dlatego to właśnie pomiar poranny może nam wiele powiedzieć i być uznawany jako pewien wskaźnik poziomu naszej równowagi kwasowo-zasadowej i robi to równie dobrze jak dość kłopotliwa 24-godzinna zbiórka moczu i wyciąganie średniej, co proponuje Sander. Mówił o tym na wykładzie dr Rusell Jaffe.
Tomasz napisał(a):
Czyli wynika z tego że lepszy jest pomiar rano niż pomiar przez cały dzień. Ciekawe.
Marlena napisał(a):
Nie, nie napisałam „lepszy”. Przeczytaj jeszcze raz proszę uważnie co napisałam.
Tomasz napisał(a):
Test Sandera nie polega na zbierani moczu przez 24 h i wyciągania średniej. A ludzie robią pomiar porannego moczu i uważają że są zakwaszenie co nie jest miarodajne.
Marlena napisał(a):
Zapewniam Cię że jeśli nie jesteś zakwaszony, to nawet poranny mocz (ten najbardziej kwaśny) będzie w granicach 6,5-7,5 i to są wartości prawidłowe. Naprawdę wystarcza zmierzyć ten najbardziej kwaśny poranny i mniej więcej wiesz na czym stoisz, zresztą po zmianie diety na alkaliczną różnicę można zaobserwować z łatwością (pomiary należy robić regularnie, inaczej to nie ma sensu).
Metoda Sandera jest dobra, jest bardzo dokładna (bardzo szczegółowa), ale wymaga specjalisty który zinterpretuje wyniki. Natomiast zmierzenie sobie porannego moczu i określenie czy znajduje się w przedziale zdrowym 6,5-7,5 nie wymaga doktoratu z biochemii. Dlatego lekarze naturopaci swoim pacjentom do codziennej obserwacji to polecają. A dr Robert O. Young sugeruje jeszcze dokładniejsze procedury i tłumaczy dlaczego: https://www.phmiracleliving.com/Articles/2006-10-28-TestingpH.html
Piotr napisał(a):
Witam
I z obiecanych (w sklepie Akademii) pasków pH…nici. Niby laboratoryjny bzdet, a tak naprawdę ciężko je dostać (wszyscy już przeszli na pH-metry), w aptekach brak (hurtownie nie mają), w necie najczęściej zbyt szerokie zakresy (niedokładne), na mieście też nie bardzo. Więc, chociaż solidny namiar, a wdzięczność niepomierna.
PS. W sklepie przydałyby się jeszcze np. pojemniki o różnych pojemnościach z HDPE (są odpowiednie do kontaktu z żywnością), precyzyjne wagi (to nie jest już drogi towar, a po co błądzić po necie). A po za tym robicie dobrą robotę, tak dalej. Pozdrawiam
Aśka napisał(a):
A co myślisz o pasożytach? Rok temu robiłam sobie Vega Test na pasożyty i … przerażenie 🙁 ( owsiki; candida, pleśnie, tasiemiec szczurzy ) Usłyszałam, że mój test wypadł ładnie i mam co prawda przed sobą dużo pracy, ale jest nadzieja na wywalenie wszystkiego z siebie. Po roku powtórzyłam test i dużo lepiej (brak pleśni i grzybicy, tasiemców (jajka zostały)) ale pojawiła się motylica wątrobowa (a wątroba zaczęła troszkę dawać znać o sobie) i jakieś nerkowe świństwo. Z tego co słyszałam, pasożyty to całkiem poważny problem w dzisiejszym społeczeństwie, ale jestem ciekawa co Ty na ten temat sądzisz. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jeśli ktoś ma silny układ odpornościowy to żadne pasożyty mu straszne nie są – jego organizm zwyczajnie nie jest wtedy odpowiednim terenem do zasiedlenia. To tak jak w domu – jak masz czysto to nie masz robaków, ale gdybyś miała chatę zawaloną odpadkami starego jedzenia, brudnymi niepranymi od lat ciuchami i toną kurzu i brudu to zaraz przylazłoby robactwo, szczury i inna gadzina.
Lenka napisał(a):
No dobra, skoro jedzenie produktów zakwaszających jest takie wyniszczające to czy lwy jedzące tylko żywność kwasotwórczą są bardziej chorowite niż antylopy? Czy zwierzęta mięsożerne nie powinny już dawno wyginąć? Ewolucja powinna promować te roślinożerne jako okazy zdrowia. Co ciekawe zdjęcie bezzębnej pani w tym artykule pochodzi ze strony organizacji pod patronatem Westona Prica, która zaleca dietę bogatą w produkty pochodzenia zwierzęcego jako kluczowe dla zdrowia człowieka.
Marlena napisał(a):
Lwy mają żołądki przystosowane do trawienia swojej ofiary. Ale ja nie jestem lwem i nie wbiję w nikogo zębów by go pożreć, nie mam ani krwiożerczych instynktów ani przewodu pokarmowego który by to zniósł 😉
Człowiek co prawda jest w stanie trawić tkankę pochodzącą z ciał innych istot żywych, ale nie zrobi tego tak dobrze jak lew, więc posługuje się ogniem i gotuje je przed spożyciem. W wysokiej temperaturze zachodzi w nich co prawda denaturacja białek, ale człowiekowi to nie przeszkadza – jako jedynemu stworzeniu na tej planecie.
Weston Price (1870-1948) był dentystą, nie dietetykiem. Jego doniesienia przedstawione w napisanej na początku XX w. książce „Nutrition and Physical Degeneration,” zostały uprowadzone i wypaczone przez niejaką Sally Fallon, która w 1999 roku założyła fundację i opatrzyła ją imieniem dentysty po to by spełnić misję edukowania ludzi co mają jeść. Swoje filozofie stosuje rzecz jasna na sobie, a efekty można podziwiać na tym na przykład zdjęciu: https://www.primalpowermethod.com/wp-content/uploads/2013/07/Primal-Power-Method-Fat-Sally-Fallon.jpg
Ja raczej dziękuję za panią Fallon i jej propozycje, aczkolwiek książkę Price’a czytałam i ponieważ interesował go metabolizm wapnia – głównie skupiał się on na pokazaniu różnic pomiędzy zębami ludzi żywiącymi się naturalnym żarciem (tym co ziemia zrodziła albo co po podwórku latało) i tym przetworzonym (cukier, ciasteczka, białe bułeczki z dżemem itd.).
Lenka napisał(a):
A propos zdolności człowieka do trawienia mięsa. Natknęłam się kiedyś na relację mężczyzny, który doświadczył transplantacji jelita. Przez pewien czas miał możliwość obserwowania treści pokarmowej, która opuszcza żołądek! Dla eksperymentu połkną w całości największy kawałek mięsa jaki był w stanie oraz nie pogryzione warzywa. Oczywiście tylko warzywa opuszczały żołądek nie do końca strawione ale mięso nigdy. https://roarofwolverine.com/archives/412
Marlena napisał(a):
Bardzo mi przykro z powodu tego pana (stracił zresztą jelito z powodu colitis – wrzodziejącego zapalenia jelita grubego, czyli miał wybitnie ubogą w błonnik dietę), całe szczęście mój organizm trawi doskonale wszystko co dostaje. Warzywa też 😉 Ponadto nie wiem czy mięso „gnije” w środku czy nie, niech tam sobie ludzie gadają i piszą co chcą – dla mnie jakimś wyznacznikiem tego co się dzieje „tam w środku”, jest zapach mojego ciała, a dokładniej rzecz biorąc wydzielin ciała: gdy jadłam mięso były one oględnie mówiąc śmierdzące, a teraz gdy go nie jem są niemal bezwonne. Więc coś w tym musi być i żałuję, iż nie ma na ten temat wielu badań naukowych (chociaż co nieco znalazłam, ale tylko w odniesieniu do zapachu potu https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16891352). 😉
Warto samemu poeksperymentować np. przez miesiąc i zobaczyć. Każdy kto spróbował mówi to samo. Wydzieliny naszego ciała (mocz, pot, kupa, gazy, krew miesięczna i sperma) gdy żremy trupy ohydnie śmierdzą, a gdy żremy zielsko niemal w ogóle nie śmierdzą. Takie cudawianki. 😉 Dziwne, ale tak jest. A czemu to tego nie wie nikt. Więc ja owszem jakąś rybę od czasu do czasu zjem (np. w wigilię albo jak nad morzem jestem), ale już tak się przyzwyczaiłam do mojego, że tak to ujmę, komfortu zapachowego, że na pewno z niego nie zrezygnuję. I na kosmetyki odsmradzające nie muszę już kasy wydawać 😉 O korzyściach zdrowotnych nie wspominając. A, i żeby nie było los zwierząt rzecz jasna też ma jakieś dla mnie znaczenie, choć nie mam na tym punkcie jakiegoś przesadnego świra. Lecz tak po prostu – po ludzku czuję wewnętrznie gdzieś w głębi serca, że ktoś kto jednego zwierzaka np. pieska, chomiczka czy kotka strasznie kocha, a inną świnkę, krówkę czy kurkę pożera to nie jest to w porządku, bo to są wszystko żywe stworzenia i chcą żyć jak wszystko co żyje. Więc ja im pozwalam żyć i jeszcze do tego ładniej pachnę i zgodnie z tym co twierdzą badania dłużej pożyję gdy ograniczę ich spożycie niż opychając się nimi bezmyślnie 3 razy dziennie przez 365 dni w roku, jak robiłam to w „starym życiu”. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że jestem uzależniona, dotarło to do mnie jak odstawiłam i zaczęłam obserwować uważnie reakcje mojego organizmu na takie dictum. Ciągoty miałam straszne! Wtedy pomyślałam sobie, że jeśli „to coś” uzależnia to lepiej traktować taki narkotycznie działający pokarm jako pokarm jedynie rekreacyjno-świąteczny (tak zresztą kiedyś było: nasi przodkowie jadali mięso na niedzielę), podobne działanie mają sery (nabiał ogólnie). Ciężko jest „to” rzucić jednym słowem. W przeciwieństwie do warzyw, ale one nie uzależniają i taka jest różnica.
Natomiast co do różnic między układem trawiennym człowieka i drapieżników to tutaj nie ma co dyskutować. Człowiek nie jest drapieżnikiem, a jego ustrój nie wydziela tak potężnych ilości kwasów żołądkowych oraz enzymów trawiących białka jak u drapieżnych zwierząt. A jeść może człowiek wszystko, nawet grzyby wszystkie są jadalne, ale niektóre tylko jeden raz 😉 Niech każdy zresztą je co mu się podoba byle jadł prawdziwe jedzenie, a nie jedzeniopodobne artefakty wypełnione chemią, hormonami, tłuszczami trans i cukrem.
Ola napisał(a):
Witaj,
a ja mam pytanie przy okazji wątku magnezu, o kawę :). Znam Twoje zdanie na temat kawy i fakty o jej działaniu zakwaszającym i wypłukującym magnez. Czy jednak uważasz iż jest prawdą, że kawa przygotowana wg 5ciu przemian czyli najogólniej mówiąc gotowana kilka minut w naparze z cynamonu, goździków, kardamonu , imbiru i cytryny! która powoduje środowisko zasadowe, nie powoduje zakwaszenia organizmu? masz zdanie na ten temat ?. I jeszcze pytanie na temat selenu. co uważasz o drożdżach zalanych wrzątkiem, bez cukru i pitych regularnie w ilości 2 gramy na dzień jako źródło selenu.
pozdrawiam !
Marlena napisał(a):
Choćby nie wiem jak długo ją gotować, to nie zmieni to faktu, że jest tam kofeina. A w ludzkim organizmie normalnie kofeiny nie ma, podobnie jak np. nikotyny i innych substancji uzależniających – to są ksenobiotyki. Kofeina w moim przypadku jest wykorzystywana w celu do jakiego natura ją stworzyła: jako pokarm funkcjonalny (np. jak mam jechać w nocy). Tak normalnie nie potrzebuję kawy, która „budzi ciało i ducha” bo moje ciało i duch są na tyle zdrowe i witalne, że nie pożąda trucizn ani sztucznego pobudzenia. 😉
ultra napisał(a):
Witaj ponownie. Ratuje się jednak tą kawą bo kawę bardzo lubię i tyle. Popatrzylam na swoje wyniki badań z mają 2014,pH moczu mam 6,5. Może nie jest z tym zakwaszenie u mnie tak źle….hmmm mm. Dbam o siebie. Prawie mięsa nie jem. Wypróbowałam sposób z drożdżami.bardzo smaczne. Jest jakiś powód,ze samo białko jaj,bez żółtka się dodaje ?? Kupiłam zwykle drożdże, jak by tu zdobyć piwne? Mam pytanie co do napięcia skóry. Pisałaś o tym w innym wątku. Czy uważasz,ze to dzięki zdrowej diecie,innemu stylowi życia,czy konkretnej witaminie na przykład? Mam wysuszone skórę na twarzy :(:( . Kosmetyczka mi powiedziała,ze zielona herbata tez wysusza skórę,i to bardzo…a ja jej dużo pije. Kocham jak kawę 🙂 . Napisz mi proszę coś na te dylematy. Dziękuję i pozdrawiam !
Marlena napisał(a):
Przeanalizuj czy nie jesteś uzależniona od substancji neurotoksycznych (kofeina, teina) zawartych w tych napojach. Bo lubić to można wodę albo sok z marchewki. A napoje uzależniające to nie my lubimy, tylko one nas lubią 😉
Ponadto kofeina podobnie jak inne używki utrudnia wchłanianie wielu witamin i minerałów (wit. A, witaminy z grupy B, wit. K, magnez, potas, wapń itd.) i zaburza gospodarkę hormonalną (jedna kawa podnosi poziom kortyzolu, hormonu strachu i stresu, nawet o 30%). Dodajmy do tego efekt diuretyczny (odwadniający) – to wszystko razem nie sprzyja ani zdrowiu ani urodzie. Brak nawodnienia, rozregulowane hormony i brak witamin to przedwczesne starzenie i zwiększone ryzyko choróbsk rozmaitych. Więc ja serdecznie dziękuję za kawę w użyciu doustnym, używam jej natomiast pod prysznicem do peelingu i to jest to do czego znakomicie się nadaje, podobnie jak biały cukier i rafinowana sól 🙂
kari napisał(a):
Ja myślę, że kluczem są proporcje produktów kwaso i zasadotwórczych. Jeżeli wypijasz dziennie np. szklankę lub dwie kawy ale dostarczasz organizmowi odpowiednią ilość zasadotwórczych warzyw, zobojętniasz nadmiar kwasów i ph organizmu będzie w porządku. Chyba najważniejsze jest zachowanie odpowiednich proprcji i zdrowego rozsądku, a nie całkowite wyeliminowanie produktów kwasotwórczych. Swoją drogą czy można przesadzić w drugą stronę, tzn doprowadzić do zbyt zasadowego odczynu organizmu?
Marlena napisał(a):
Jeśli kawa ma pH 5 a czysta woda 7, zaś skala pH jest skalą logarytmiczną, to oblicz ile wody potrzebujesz aby zneutralizować kwasotwórcze działanie kawy. To wcale nie jest takie proste jak się wydaje.
Przesadzić można zawsze ze wszystkim.
majka napisał(a):
a co z kawą zbożową? można ją pić z mlekiem?
Paweł napisał(a):
Bardzo dobry artykuł. Ostatnio szukam dużo informacji o zakwaszeniu, bo troszke zdrowie mi sie sypie i szukam powodu tej sytuacji. Jak narazie wszystko wskazuje na zakwaszenie: częsta zgaga, osłabienie organizmu, częste infekcje dróg oddechowych, przewlekłe zapalenie zatok. Drugi dzień pije sodę oczyszczoną. Prawie nie jem chleba. Wykluczyłem kawę i czarną herbatę. Ograniczyłem cukier prawie do zera i będę obserwował dalszą kondycję organizmu. Zastanawia mnie kilka produktów spożywczych jak np. kefir – zakwaszający czy zasadowy. Dobry na zgagę a zakwaszający organizm czy jak? Jak można odkwasić lub odgrzybić zatoki ? Pozdrawiam Marleno
Marlena napisał(a):
Nie ma szybkiego magicznego sposobu na odkwaszenie zatok. Cały ustrój należy przywrócić do równowagi kwasowo-zasadowej, a nie tylko same zatoki. Nie jesteś przecież robotem składającym się z poszczególnych części, lecz całym człowiekiem (choć współczesna medycyna widzi to inaczej) i wszystkie narządy obmywa jedna i ta sama krew – jeśli jest zagrzybiona to grzyb jest wszędzie. Picie sody kuchennej nie jest najlepszym sposobem na odkwaszenie – w ten sposób z pewnością odkwasisz sobie soki żołądkowe i nabawisz się gorszych problemów niż masz teraz. Pij warzywne świeżo wyciskane soki (albo jak kupne to te z napisem jednodniowe), jedz dużo świeżych owoców i warzyw, a mało zakwaszaczy (pieczywo, nabiały, produkty odzwierzęce), odstaw używki nie stresuj się i wysypiaj się. Możesz też wypróbować post Daniela w/g dr Ewy Dąbrowskiej jeśli nie masz przeciwwskazań. Znakomicie oczyszcza zatoki i odkwasza.
mat napisał(a):
Jabłka jedz to zgagi nie będziesz miał. Sodowe preparaty, kefiry wcale nie są zbyt dobre bo jak masz przyzwyczajony żołądek to przy przyjęciu zasady on będzie produkował jeszcze więcej kwasu i możesz się nieźle urządzić. One dają tylko ulgę przez chwile dopóki żołądek nie zacznie produkować więcej kwasu.
Sam wyleczyłem się ze zgagi właśnie przy pomocy jabłek oraz przestałem jeść wszelkiego typu przetworzone słodycze.
W ogóle polecam ci iść dobrego lekarza taki który zna się na rzeczy to cię poprowadzi i zidentyfikuje problem
Heisenberg napisał(a):
„cukier nie zawiera żadnych pierwiastków” – może z wyjątkiem węgla, tlenu i wodoru 😉
Marlena napisał(a):
To już sobie wyjaśniliśmy: skrót myślowy („pierwiastków” w sensie minerałów zasadotwórczych) 😉
Ania napisał(a):
Witam Pani Marleno 🙂
Czy jeśli papierek zabarwia się na kolor zielonkawoniebieski i którego nie ma na skali na opakowaniu to znaczy, że papierki powinny być bardziej dokładne?
Pozdrawiam
shanti napisał(a):
A co Pani sądzi o takich produktach jak np reklamowany ostatnio Eliminacid?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie używam takich wynalazków ani w ogóle niczego co reklamują w TV (nie oglądam już tego pudła – wolę pisać dla Was ciekawe rzeczy) 😉
Jacek napisał(a):
Witam wszystkich
Z uwagą przeczytałem tematy poruszone w wątku o równowadze kwasowo-zasadowej. Ja natknąłem się na nieco inne podejście do sprawy, choć kierunek jest ten sam. Piszecie o badaniu pH moczu, z tym związany jest indeks kwasowości potraw PRAL (ang. Potential Renal Acid Load). Indeks ten mówi o faktycznym wpływie poszczególnych potraw na pH moczu. Indeks został opracowany na podstawie badań pH moczu u wielu osób po spożywaniu określonych potraw. Tutaj sprawa wpływu na zakwaszenie organizmu nie wygląda tak drastycznie jak się powszechnie uważa. Np. kawa czy alkohole w tym piwo, wcale nie zakwaszają organizmu, bo maja wskaźnik ujemny.
Jest też ciekawa informacja jak badać pH. Wcale nie jeden raz rano, ale należy obserwować pH moczu przez cały dzień i przez dłuższy czas. Jeżeli będą wahania oscylujące wokół 7,0 to znaczy że wszystko jest OK bo organizm reaguje na różne składniki pokarmowe. Źle jest dopiero gdy pH jest lekko kwaśne i pomału w ciągu dnia zwyżkuje.
Zrobiłem w Excelu prosty kalkulator żywieniowy na podstawie indeksu PRAL. Mogę udostępnić.
Zamiast pasków do badania pH można spróbować poszukać wskaźników w sklepach akwarystycznych. Są z dokładnością do 0,2. Sam jeszcze tego nie zdążyłem przetestować. Ceny 18 – 25 zł.
P.S.
Nie jestem do końca pewien, czy wartość pH moczu jest miarodajnym wskaźnikiem zakwaszenia organizmu.
Kuna napisał(a):
Zastanawiam się, czy alkaliczny mocz nie stanie się odpowiednim środowiskiem dla rozwoju patogenów… Hmm?
Anna Maria napisał(a):
Od jakiegos czasu przygladam sie koncepcji PRAL, jako nowince.
Ciekawa jestem twoich kalkulacji, możesz je jakos pokazać?
Jacek napisał(a):
To zwykły arkusz kalkulacyjny, przemnażający ilość spożytego pokarmu przez wartość indeksu i sumujący to wszystko. Nie wiem jak to przesłać, bo nie ma możliwości dodania załącznika do komentarza.
Można go zrobić samemu, jest trochę roboty z wklepywaniem danych z wykazu który można znaleźć pod adresami podanymi przeze mnie..
Zalecenia twórców indeksu PRAL mówią, że może się on zawierać w zakresie +60 (!!!) do – 10. Wg mnie chodzi o to, że bilans dodatni, czyli posiłki zakwaszające, nie muszą być szkodliwe, ponieważ organizm ma możliwości odkwaszania, poprzez wydychany CO2 i mocznik w moczu (zdrowy organizm). Przy większym „kwasotwórstwie” potraw może powstać problem, ponieważ fizjologicznie normalne środki nie wystarczają i organizm sięga po inne, bardzo szkodliwe, jak pobierania wapnia z kości czy odkładanie moczanów.
Tak to sobie tłumaczę na podstawie różnych artykułów.
Indeks PRAL jest dla mnie o tyle ciekawy, że wynika z badania reakcji organizmu na poszczególne składniki pokarmu, podobnie jak indeks glikemiczny, a nie z wyliczeń chemicznych, które w obliczu niezwykle skomplikowanych procesów zachodzących w organizmach żywych, są tylko teoretyczne.
Jadwiga napisał(a):
Oczywiscie nie możemy zapominać także o antyoksydantach (bardzo ważne), czyli kolejne tablice ORAC się kłaniają.
Jacek napisał(a):
Tak, to ciekawe, nie słyszałem o tym dotąd. Warto się temu przyjrzeć, choć jak podaje Wikipedia po hasłem „ORAC „,
„Jak do tej pory naukowcy nie określili ściśle i jednoznacznie zależności występującej pomiędzy wartościami ORAC różnych produktów żywnościowych a ich wpływem na zdrowie człowieka.”
Coś jednak w ty jest.
Kaz napisał(a):
Dzięki za papierki lakmusowe z waszego sklepu,żona wpadła na ten pomysł, bo nigdzie nie mogłem ich znaleść. Obydwoje zresztą żeśmy sie nieżle ulatali po mieście i nigdzie nie było. Paczka przyszła szybko,super!!! Problem z głowy na dłuższy czas.
Jadwiga napisał(a):
@Jacek. A może nikt sie w to naukowe udowadnianie specjalnie nie bawił, ze względu na koszty. Wszyscy wiemy dobrze,że antyoksydanty to nasza wielka i ważna obrona. Ale za mało się o tym mówi;na blogach piszą głównie o witaminach, minerałach a zupełnie nie przywiązują wagi do tego żeby wkładać antyoksydanty do jedzenia.
greg napisał(a):
Pani Marleno,
Co Pani sądzi na temat rzekomo tworzącego się cytrynianu glinu. po dodaniu cytryny do herbaty?
Marlena napisał(a):
Myślę, że powinniśmy zwracać uwagę raczej na inne źródła glinu w naszym życiu i otoczeniu – folie i naczynia, puszki z napojami, leki, szczepionki, kosmetyki (głównie te z filtrem przeciwsłonecznym), dezodoranty, środki na zgagę bez recepty itd. Akurat herbata to kropla w morzu w porównaniu z innymi źródłami, zaś biodostępność zawartego w niej glinu zdaje się nie odbiegać od tej zawartej w innych pokarmach https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S001085450200036X
Jak wykazały badania jakie przeprowadził swego czasu biolog Dr. Christopher Exley, krzem wypiera aluminium, więc jeśli chcemy się pozbyć glinu z naszego ciała, to musimy dostarczyć źródeł krzemu (zioła, kasza jaglana, płatki owsiane, brązowy ryż, warzywa, wody mineralne bogate w krzem itd.).
Robert napisał(a):
„sok żołądkowy ma pH 1-2,5 bardzo niskie. To pierwsza linia obrony przed mogącymi dostać się do środka drogą doustną bakteriami. To dzięki niemu małe dzieci mogą bezkarnie brać do ust upaćkaną brudem zabawkę, a nawet jeść ziemię.”
Hehe 😉 Czemu w takim razie dorośli tak panicznie boją sie brudu? Czyżby mieli wyższe pH w żołądku?
Marlena napisał(a):
Nie wszyscy, ci przewlekle zdrowi mają mikroby w dużym poważaniu, np. Karyn Calabrese: https://akademiawitalnosci.pl/karyn-calabrese-nie-liczy-godzin-i-lat/
Hubert napisał(a):
Pani Marleno, nigdzie się nie doczytałem, więc zapytam tutaj: jaki zestaw podstawowych badań sugerowałaby Pani wykonać, żeby określić mniej więcej, w jakim stanie jest organizm i jaką, w razie niedoborów, podjąć suplementację? Chodzi mi głównie o badanie krwi, ale mogą być też inne; byle cena za to wyszła jakaś ludzka, tzn. raczej rzędu do 200 niż do 500 czy więcej złotych (pojęcia nie mam jak się kształtują ceny). Mam chyba (poza prawie pewnym niedoborem wit. D) niedobór magnezu, co trochę mnie dziwi z uwagi na przebyty post i jedzenie w ostatnim czasie sporych ilości bananów i owsa – w każdym razie dzisiaj po godzinnej, średnio intensywnej (ale wystarczająco, żeby po zejściu z roweru mięśnie nóg były zwiotczałe) przejażdżce rowerowej, podczas rozciągania złapał (tzn. łapał, ale na szczęście walczyłem z nim i się nie dałem) mnie skurcz w śródstopiu, bliżej małego palca prawej stopy. Wydaje się, że organizm jest wciąż nie dość dobrze odżywiony…
Będę wdzięczny za odpowiedź!
Marlena napisał(a):
Tak naprawdę to jakie badania kto powinien konkretne zrobić to powinien decydować lekarz, a nie ja. Na pewno jednak raz na jakiś czas nawet „bez pytania” warto zbadać podstawowe parametry czyli mocz i krew (oprócz morfologii również poziom witaminy D i B12). Można zbadać pierwiastkowo włosy i zobaczyć czy nie mamy za dużo metali ciężkich albo za mało tego co potrzebne (magnez, miedź, cynk itd.). Pomocne jest też badanie żywej kropli krwi w ciemnym polu – można zobaczyć stopień równowagi kwasowo-zasadowej, rulonizacji erytrocytów, niedobory witamin i enzymów, stany zapalne, bakterie, pasożyty i drożdżaki pływające sobie w naszej krwi itd. Cen nie podam, bo nie prowadzę tego typu działalności i zapewne ceny są bardzo zróżnicowane. Podzwoń po labach, popytaj, pogooglaj 😉
Hubert napisał(a):
No i zrobiłem badania. Wyniki nie są chyba rewelacyjne, przede wszystkim daje do myślenia bardzo wysoki poziom żelaza, ale też inne parametry. Niestety nie wiem za bardzo ani co z tym zrobić, ani jak całą resztę interpretować (większość nic mi nawet nie mówi), więc bardzo liczyłbym na to, że ktoś będzie chciał i potrafił cokolwiek mi doradzić.
Żałuję tylko ogromnie, że nie zrobiłem badań przed odejściem od poprzedniej diety, czyli też przed rozpoczęciem postu, oraz po jego zakończeniu… Nie wiem przez to, czy mi się poprawiło (tzn. było jeszcze gorzej), czy jednak przeciwnie, a może po prostu nic się nie zmieniło. Choć coś tam na pewno się zmieniło, bo nie wierzę, że miałem tak niski cholesterol na poprzednim żywieniu na przykład. No ale trudno się mówi, już się nie dowiem.
Podaję tutaj wybrane parametry, w nawiasie wskazując zakres referencyjny (normę).
1. Morfologia:
– Leukocyty 2,5 (3,8 – 10)
– Hemoglobina 13,7 (14 – 18)
– Hematokryt 40 (40 – 54)
– Płytki krwi 128 (140 – 440)
– PCT 0,13 (0,17 – 0,35)
– Neutrofile 0,98 (2,5 – 7)
– Eozynofile 0,05 (0,10 – 0,50)
– Neutrofile 38,8 (40 – 70)
– Monocyty 15,5 (2 – 10)
2. Mocz
– Ciężar właściwy 1,007 (1,015 – 1,030)
– pH 7 (5 – 7)
– Bakterie 21,5 (0 – 11,40)
3. Wit. D3 25(OH) 10,30 (ciekawe ile by było po lecie, ale chyba nie będę czekał i zacznę suplementację, a w ostateczności solarium i trudno, nie dowiem się na ile pomogły suple, a na ile słońce).
4. Sód 145 (136 – 145), Potas 3,53 (3,50 – 5,10)
5. Żelazo 237 (61 – 157)
6. Kreatynina 0,65 (0,70 – 1,20)
7. Próby wątrobowe
– ALT 59 (0 – 41)
– AST 39 (0 – 40)
Cholesterol super (115: HDL 60, LDL 45), Glukoza na czczo super (80), tarczyca super (TSH 2,91, FT3 2,79, FT4 1,15). To tyle z najważniejszych rzeczy.
Marlena napisał(a):
Tak wygląda na stan zapalny gdzieś się toczący w ustroju, może jakieś pasożyty, nie wiem. Żelazo może być wynikiem poprzedniej diety (za dużo mięsa, szczególnie czerwonego) albo czegoś poważniejszego np. hemochromatozy. Moim zdaniem należałoby najlepiej zapytać specjalistę co sądzi na temat tych wyników.
trzebor napisał(a):
Banany zawierają dużo potasu.Zrób badanie poziomu potasu. Ja tak miałem. Kurcze łapały mnie na spaniu. Myślałem, że mam mało magnezu. Poszedłem do lekarza i dał skierowanie na badanie krwi. Potas był b.wysoki. Dostałem proszki na obniżenie potasu i zakaz jedzenia ziemniaków. Problem minął.
Chory na zdrowie napisał(a):
Witam
Trafiłem na artykuł przypadkiem i nie przeczytałem innych, ale z zaciekawieniem przeczytałem prawie wszystkie komentarze 🙂
Otóż nie wiem czemu mam nieodpartą potrzebę podzielenia się swoimi doświadczeniami (do tej pory tego nie robiłem) właśnie tutaj ze stosowaniem diet, a właściwie ze stosowaniem antydiet przeze mnie.
Otóż z dostępnej mi wiedzy i pewnych eksperymentów i przemyśleń doszedłem do wniosku, że organizm potrzebuje … wszystkiego. A gdzie jest wszystko? Otóż we wszystkim, a nie w jednym 🙂
Wiadomo że organizm potrzebuje i białka i węglowodanów i tłuszczy i wszystkich niezbędnych powiedzmy w skrócie minerałów oraz wody, wody i jeszcze raz wody.
Jeżeli chcemy aby nasza dieta była dla nas idealna, należy jeść wszystko to co ma dla nas wartość odżywczą i unikać tego co pozbawia nas wartości odżywczych i uszkadza nasz prawidłowo działający organizm. Największym problemem w dyskusjach o tym co jest dobre a co nie jest mieszanie pojęć. Najlepszym przykładem jest sprawa cukru. Cukier jest bardzo potrzebny jako substancja odżywcza bo bez niego po prostu nie możemy funkcjonować a nasz mózg bez cukru by umarł, ale jako produkt handlowy zwany cukrem nie jest nam w ogóle potrzebny, a wręcz szkodliwy. Kolejną sprawą jest to jak organizm jest w stanie cukier przyswoić, a nie jest w stanie tego zrobić jeśli komórki są uszkodzone przez złą dietę. Jeśli cukier nie jest przyswojony to trafia z powrotem do krwi a tam już się zaczyna zabawa z insuliną i zaczyna się cukrzyca, ale ten mechanizm pewnie znacie. Z białkiem jest podobnie.W każdym wieku potrzebujemy innych ilości białka, białko to nie tylko mięso, jeśli nawet dostarczymy prawidłowych ilości białka, ale organizm nie będzie z jakiegoś powodu w stanie go wykorzystać to na pewno się domyślacie że to nie będzie dla nas dobre. I oczywiście tłuszcze. Nie można zrezygnować z tłuszczu bo nie będziemy mieli zdrowych i silnych komórek w naszym ciele. Ale jeśli się zaśmiecimy niedobrym tłuszczem to już po nas 🙂 itd. itp.
Podstawa to trochę logicznego myślenia i niestety trochę eksperymentu. Każdy musi dostosować dietę do siebie, nie ma dwóch identycznych organizmów. Diety należy się nauczyć jak chodzenia, biegania, mówienia, itd.
Przepraszam za chaos w wypowiedzi. Mój wpis nie ma przytaczać wytycznych co do diety ani nikogo oskarżać i potępiać. Skoro ewidentnie widzę że moja dieta jest zła to znaczy że na jakimś etapie „nauki” diety został popełniony błąd, trzeba go wyeliminować i „nauczyć” się od nowa. Na początek proponuje zacząć rezygnować z przetworzonych gotowców, wtedy z konieczności zaczynamy drążyć temat żeby cokolwiek wiedzieć i móc sobie cokolwiek bez tych gotowców przygotować, a wtedy uruchamia się lawina zdarzeń i odkrywania faktów i jesteśmy na dobrej drodze 😉
Na koniec pamiętajmy, że od rozmawiania o zdrowiu nikt jeszcze nie wyzdrowiał, więc zamiast myśleć co tu zrobić, zacznij cokolwiek robić
Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze raz wybaczcie ten wpis, on nie ma być pouczający a raczej motywujący 😀
Grzegorz napisał(a):
Hubert możliwe,że twoje problemy,są spowodowane za małą ilością kcal.
Możesz w tym temacie pooglądać filmiki DURJANRIDR zapalonego kolarza i miłośnika bananów.(jak dobrze pamiętam, to w jego surowej diecie oscyluje w granicach 3500 kcal, mimo tego,że jest szczupły)
Jak,także poczytać o Raw Till4
Mirek napisał(a):
Jestem po kalibracji wit C.
Zacząłem mierzyć kwasowość moczu rano, no i wychodzi ph 4, więcej niż w dzień.
Czy biorąc wit C w dużych dawkach jest sens mierzenia ph moczu?
Ostatnia dawka wit C około godz 20, spanie po 23.
W moczu jest widocznie wit C usuwana z organizmu, jeżeli ph jest tak niskie.
Marlena napisał(a):
Zgadza się. Możesz jednak stosować buforowane formy witaminy C (askorbiniany) aby tego uniknąć.
Mirek napisał(a):
…Albo robić przerwy w przyjmowaniu wit C i sprawdzać ph przez kilka dni….
dharani napisał(a):
witamina c w przyjmowana formie liposomalnej bedzie zakwaszac mocz?
pozdrawiam
dharani napisał(a):
Na zgagę pomaga nie picie podczas posiłku i do 2 h po nim 🙂
Monika napisał(a):
Zwykle na tej stronie znajduje cenne informacje, ale tym razem autorka dała sie wyprowadzić na manowce.
https://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,136731,17830247,Dieta_alkaliczna__Czy_warto_sie_odkwaszac.html
Marlena napisał(a):
Wyborcza to mainstreamowe miejsce, tam nie szukaj prawdy, tam są głównie wieści sponsorowane i nasączone „jedynie słuszną” propagandą 😉
Kama napisał(a):
Witam,
mam mieszane uczucia odnosnie tego artykulu.. jestem wegetarianka od ponad 10 lat (jem jednak ryby i owoce morza) i mam czeste zapalenia stawow. Zwlaszcza nadgarstkow (casem tak silne ze nie uniose szklanki z woda..). Suplementacja liofilizowanym kolagenem niewiele pomaga.. czytalam ze najlepij byloby jesc gotowane skorki wieprzowe z kurkuma albo kurze nozki bo tak najlepiej kolagen trafia do krwioobiegu.. hmm
Marlena napisał(a):
Być może masz na jakieś jedzenie nietolerancję pokarmową? Sprawdzałaś to może? Warto sprawdzić.
Kolagen jest substancją produkowaną przez nasz organizm, nie ma konieczności jego dostarczania z zewnątrz. Ponadto to nie działa tak, że kolagen po podaniu doustnym w magiczny sposób wchłania się do krwiobiegu i wędruje do stawów. Nie jest to możliwe, ponieważ cząsteczka kolagenu jest zbyt duża, aby mogła wchłaniać się z przewodu pokarmowego, jeśli zaś jedlibyśmy nawet pokarmy zawierające kolagen, to tak czy inaczej uległby on najpierw rozbiciu na poszczególne aminokwasy, z których dopiero potem ustrój syntetyzowałby swój kolagen, o ile miałby jeszcze dostarczone odpowiednie ilości związków do takiej przemiany biochemicznej potrzebnych, z których najważniejsza i niezbędna jest witamina C. Czyli dużo świeżych warzyw i owoców jest bardzo wskazane 🙂
Marcin napisał(a):
Jak odnosi się to wszystko Pani Marleno do osób ćwiczących w szczególności sporty walki i kulturystykę. Przyznam szczerze że białko jest generalnie czynnikiem najważniejszym w tej dziedzinie. Sam jestem kulturystą (nie zawodowym) po prostu lubię dobrze i męsko wyglądać, być w świetnej formie.
Rozumiem, że wszystkie te rewelacje odnoszą się do normalnej grupy ludzi, a jak uprawiających sport to rekreacyjnie.
Jak to wszystko odnieść do przypadków gdzie organizm jest poddawany bądź co bądź extremalnym wysiłkom? Spożywam 2g białka na kilogram masy ciała, pól na pół mięso-nabiał-suplementy białkowe.
Marlena napisał(a):
Białko jest wszędzie, są również sportowcy (w tym kulturyści) weganie, czerpią oni białko z roślin: https://veganworkout.org.pl/podstawy-o-budowaniu-miesni-na-diecie-weganskiej/
Marcin napisał(a):
Bardzo dziękuje
ciekawe informacje z tą opcją wegańską… bardziej martwi mnie ilość spożywanego białka, a nie jego źródło, ale mam nadzieję, że dla tak aktywnego trybu życia niezbędne są po prostu właściwe proporcje żywieniowe w tym białka. Gdzieś oglądałem wykład na youtube o ilości białka i jak ta ilość ma duży wpływ na rozwój komórek rakowych… stąd moje obawy 😉
dzięki raz jeszcze za ciekawe info
Arek napisał(a):
a co Wy na to: http://www.youtube.com/watch?v=hF0qAd1JrJA
Marlena napisał(a):
Nie wiem kim jest ten młody człowiek z tego filmiku utrzymujący, iż zakwaszenie organizmu to „medyczny absurd”, ale polecam dokładnie zapoznać się z tematem szczegółowo wytłumaczonym przez lekarza: https://hipoalergiczni.pl/zakwaszenie-okiem-lekarza/ (to jest cykl 4 artykułów, przeczytaj proszę wszystkie).
Radek napisał(a):
pH moczu 5…mocznik w górnej granicy. Objawy zakwaszenia ?
Marlena napisał(a):
Prawdopodobnie spożywasz za dużo białka. Mocznik jest substancją powstającą w wyniku metabolizmu białka właśnie. Białko ma własności zakwaszające, w wyniku metabolizmu powstają reszty kwasowe takich pierwiastków jak S-, P-, Fe+. Ponieważ ich jest za dużo organizm je wydala wraz z moczem, dlatego ma on tak niski odczyn pH. Jedz więcej warzyw i owoców, pij świeżo wyciskane soki warzywne i nie pompuj tyle białka w siebie, a wszystko wróci biegiem czasu do normy.
Radek napisał(a):
Zgadza się Marleno. Generalnie swojego czasu już (z dwa lata temu) moja dieta była niskowęglowodanowa ale wysokobiałkowa i tłuszczowa. Normą było jedzenie jajecznicy, na kiełbasie co drugi dzień i to z 3-4 jajek! Do tego paliłem papierosy,potem duuuzo stresu, kaw kilka dziennie, słodkie bułeczki i wiadomo jak dalej to wyglądało. Można powiedzieć , że hoduję to już z dobry rok. Jestem zakwaszony a wnoszę to po tym pH moczu i ilości mocznika, plus problemami z cerą oraz wypadaniem włosów. Przez ostatni rok posypały mi się bardzo włosy, gdzie TSH 1,5, FT3 i FT4 w normie oraz żelazo i ferrytyna też w normie i to zdrowo w normie. Także głównych winowajców wypadanai włosów oraz średniego stanu skóry wykluczyłem. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, jak właśnie zakwaszenie i zła dieta.
Marlena napisał(a):
Zmień to zatem i wkrótce zobaczysz różnicę! 🙂
jakub napisał(a):
Witam. Czy mrożone warzywa, oczywiście ugotowane, również odkwaszają organizm? nie wiem gdzie popełniam błąd, ponieważ od roku staram się odkwasić organizm, zero cukru, zero przetworzonych produktów, żadnych używek, zero glutenu, dopiero od niedawna zacząłem jeść małe ilości nabiału. Mięso, czy jajka zawsze równoważe warzywami – właśnie zwykle gotowanymi, z surowych czasem seler i marchew, staram się jeść dużo kiszonej kapusty i ogorków, a nadal mam nalot na języku świadczący o zakwaszeniu, a dziś miałem wyniki ph moczu wyszło 5,00, a jako normę wpisali między 5,00 a 7,5 a więc u mnie wyszedł bardzo zakwaszony….przepraszam za takie szczegóły, ale może ma Pani jakąś radę?
pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Gotowane warzywa nie odkwaszają tak jak surowe, czasem wręcz przeciwnie (np. bób surowy jest zasadotwórczy, ale gotowany już kwasotwórczy). Jak już to lepiej bardzo delikatnie przyrządzić je na parze przez kilka minut. Intensywnie odkwaszają jednak przede wszystkim surowe warzywa i owoce, dlatego spróbuj wyciskanych na świeżo soków warzywno-owocowych (80% warzywa + 20% owoce), szczególnie cenne są te z zielonych części roślin. Jeśli nie masz czasu to można awaryjnie użyć zielonych soków w proszku (np. susz z młodego jęczmienia). Fajną formą spożywania świeżych warzyw i owoców są zielone koktajle (bezmleczne), w internecie znajdziesz mnóstwo przepisów. Jedz dużo sałatek i surówek oraz kiełków. Najsilniej odkwasza wszystko to co ma zielone liście (jarmuż, szpinak, brukselka, sałaty rozmaite, kiełki, trawa pszeniczna lub jęczmienna itp.). Produkty odzwierzęce ponieważ są najbardziej kwasotwórcze to na razie bym odstawiła, po dojściu do równowagi kwasowo-zasadowej można je włączyć z powrotem w jakiejś niewielkiej ilości, pamiętając o tym, że potrzeba ok. 20 części zasadotwórczego aby zneutralizować jedną część kwasotwórczego, tutaj tabelka (propozycja dra Younga): https://akademiawitalnosci.pl/pokarmy-alkalizujace-i-zakwaszajace/.
Polecam też skutecznie odtruwającą metodę dr Ewy Dąbrowskiej czyli post Daniela z następującym po nim pełnowartościowym żywieniem: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
jakub napisał(a):
Zapomniałem dodać, że jem dużo kaszy jaglanej, która niby odkwasza….więc ręce mi już opadają, bo nie wiem gdzie popełniam błąd…
Marlena napisał(a):
Kasza jaglana jest słabo zasadotwórcza, więc cudów po niej nie ma co się spodziewać, szczególnie gdy się jednocześnie spożywa produkty odzwierzęce. Dodam, że zakwaszają również leki, używki oraz stres i niedosypianie.
jakub napisał(a):
Dziękuję bardzo za odpowiedź i wskazówki!
pozdrawiam! 🙂
jakub napisał(a):
Witam ponownie. mam pytanie odnośnie postu Daniela. Czy można spożyć raz w tygodniu makaron, który składa się z fasoli mung i wody? nie są to chyba zakazane produkty prawda? Wiem, też żeby raczej nie „kombinować” ale mam ochotę na szpinak, i ciężko mi go zjeść tak bez niczego i się nim jeszcze jakoś posilić. Czy gotowany szpinak zakwasza organizm?
Z góry dziękuję bardzo za pomoc
Marlena napisał(a):
Podczas postu Daniela nie spożywa się żadnych roślin strączkowych. Szpinak można wmieszać pomiędzy inne listki do sałatki, można też go ugotować na parze przez minutę-dwie i doprawić, można dodać do zupy, do wyciskanego soku warzywnego albo kilka minut poddusić na patelni razem z czosnkiem, dodać trochę soli, pieprzu, soku z cytryny.
Tommy napisał(a):
Serdeczne podziekowania.
Świetna skarbnica wiedzy podana w przystępnym języku dla przeciętnego człowieka. Brawo, dzięki za pracę i wysiłek w zgromadzeniu i przekazaniu tej wiedzy.
Klucha napisał(a):
Witam. Czy to mozliwe by gotowane warzywa zakwaszaly?jestem kompletnie zdezorientowana,bo po gotowanych warzywach np kalafiorze,dyni,brokulach powieksza mi sie bardzo nalot na jezyku,a co zatym idzie powstaje kwasny oddech :// mam tak tez po kaszy jaglanej,natomiast po gryczanej i po surowych warzywach nie. O co moze chodzic,zbyt duza ilosc węglowodanów?(mam candide) :/
Marlena napisał(a):
Surowe warzywa bardziej oczyszczają ustrój, więc jeśli gotowane Ci nie służy to stosuj surowe.
ma napisał(a):
Tak, gotowane warzywa niestety zakwaszają. W przeciwieństwie do surowych i kiszonych.
Mamuśka napisał(a):
Witam serdecznie. Mam 4-letniego synka. Prawie od urodzenia miał bardzo silny refluks. Z czasem wszystko się unormowało. Kilka miesięcy temu miał ph 4 w badaniu moczu. W tym samym czasie miał również robione testy pokarmowe, które jednoznacznie wykazały uczulenie na mięso, najbardziej drobiowe oraz żółtko jaja (i kilka innych pokarmów). Odstawilam mu mięso, jajka i mocno ograniczylam nabiał (mleka nigdy mu nie podawałam). Minęły prawie 4 miesiące. W badaniu moczu na czczo wyszło mu ph9. Nadmieniam, że mały nie jada i nigdy nie jadł słodyczy, soczkow ani innych mocno przetworzonych produktów. Moje pytanie brzmi czy i jak zakwasić mu organizm ? Będę wdzięczna za każdą wskazówkę. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że najlepiej by było swoje wątpliwości wyjaśnić z lekarzem pediatrą, który go prowadzi. Tak wysokie pH moczu nie jest normalne i należałoby zbadać dlaczego takie jest.
kowalus napisał(a):
Zakwaszenie organizmu – mit obalony – kwasowość, zasadowość, DNA, PH, kwasy i zasady.
https://www.youtube.com/watch?v=yKhmSCJIO7c&feature=youtu.be
Marlena napisał(a):
Czyżby? A może zamiast słuchać smarkatych „jutjuberów” to warto poczytać co na temat zjawiska zakwaszenia organizmu mówi lekarz? Taki prawdziwy, z dyplomem. Polecam, naprawdę warto:
https://hipoalergiczni.pl/zakwaszenie-okiem-lekarza/
https://hipoalergiczni.pl/zakwaszenie-okiem-lekarz-czesc-2/
https://hipoalergiczni.pl/zakwaszenie-okiem-lekarza-czesc-3/
https://hipoalergiczni.pl/zakwaszenie-okiem-lekarza-czesc-4/
user1 napisał(a):
Ale nawet ten lekarz mówi, że organizm pozbywa się nadmiaru kwasów przez płuca i nerki („Dlatego bardzo ważnym badaniem jest oznaczanie pH moczu. Jeżeli jest ono około 6,0 to organizm właściwie pozbywa się „nadmiaru kwasowości”. Jeżeli byłoby jeszcze niższe można przypuszczać, że wewnątrz organizmu mamy do czynienia z niewielkim zakwaszeniem przewlekłym, ale organizm sobie dobrze radzi, gdyż nerki skutecznie wydalają „nadmiar kwasowości”.). Czy istnieją badania potwierdzające, że zakwaszające produkty powodują np. niedobór wapnia i magnezu w kościach? Istnieją za to takie, które mówią coś przeciwnego.
Marlena napisał(a):
Polecam ten artykuł autorstwa lekarza, dra M. Jacobsa https://www.pliki.drjacobsmedical.pl/Rownowaga.pdf
Oczywiście, że nadmiar kwasów ma wpływ na każdego rodzaju tkankę łączną (a więc i kostną – bo to tkanka łączna). Najczęściej łamią się na starość kości ludziom uwielbiającym pokarmy wysokobiałkowe – dużo kwasów tworzy się podczas trawienia białka, podobnie jak przy trawieniu izolatów węglowodanowych jak cukier. Analiza 16 badań naukowych wyraźnie pokazuje zależność pomiędzy łamaniem kości biodrowej u osób starszych, a wysoką zawartością białka w diecie.
Oczywiście, że nerki dopóki mogą to wydalają nadmiar kwasów, sęk w tym, że im jesteśmy starsi tym mniej mogą, szczególnie jeśli je sobie sponiewieraliśmy codziennym jedzeniem mnóstwa białka i cukru przez kolejne dekady 365 dni w roku i koniecznością w związku z tym wydalania mnóstwa kwasów każdego dnia. Powstaje z czasem błędne koło, bo im więcej w ustroju kwasów tym słabsze nerki, a im one słabsze tym więcej kwasów. Dlatego najlepiej nie doprowadzać do tego i myśleć już za młodu o zasadach utrzymywania równowagi kwasowo-zasadowej w swoim systemie! 😉
user1 napisał(a):
Nadmiar białka i cukru jak najbardziej jest szkodliwy, natomiast dobrze wiedzieć, że zamiast kaszy jaglanej można równie dobrze jeść owsiankę, a do witaminy C nie trzeba sypać tyle sodu z potasem (szczególnie jeśli pije się ją przez słomkę), nawet jeśli pH wyszłoby „szkodliwe”.
magda napisał(a):
witam
Czy posiada pani jakas liste produktow zakwaszajacych i alkalizujacych?
Znalazlam kilka stron ale informacje sie wykluczaja. Nie ukrywam ze ufam pani informacjom.
Marlena napisał(a):
Tutaj powinnaś znaleźć interesujące Cię informacje: https://akademiawitalnosci.pl/tag/zakwaszenie-organizmu/
Agnieszka napisał(a):
A jaka jest różnica między zakwaszeniem organizmu a zakwaszeniem żołądka. Czy to co służy odkwaszaniu organizmu nie zaszkodzi żołądkowi, który powinien być (jak w wielu publikacjach piszą) właśnie zakwaszany, aby poprawić zdrowie.
Marlena napisał(a):
Jesteś pewna, że natura od nas chce abyśmy sobie jakoś specjalnie stawali na głowie i zakwaszali nieustannie żołądki? Już w momencie gdy przeżuwasz pokarm włącza się produkcja kwasów żołądkowych, więc trzeba po prostu dobrze i dokładnie żuć pokarm, to nie będzie potrzeby specjalnego jakiegoś „zakwaszania żołądka”, on sam się zakwasi dokładnie ile trzeba. Jesteśmy genialnie zaprojektowani w każdym calu 🙂
A różnica jest jaka pomiędzy zakwaszeniem organizmu a zakwaszeniem żołądka? Taka jak między zakwaszeniem organizmu a zakwaszeniem kobiecej pochwy.
George napisał(a):
Witam Marleno.
Na wstępie wielkie dzięki za mocarny blog. Ciekawa i super zrobiona formuła.
Wiesz zastanawiam się czy Marlena to pseudonim , a pod nim kryje się jedna
osoba czy może więcej. Nawet jeżeli więcej to nie miałoby to żadnego znaczenia.
Twoja wiedza na dodatek na tylu płaszczyznach jest ogromna. Dzięki.
Wiele z poruszanych tematów mam przerobionych. Natomiast jeżeli chodzi o
temat odkwaszania organizmu , co sądzisz o oczyszczaniu komórkowym z pomocą wody jonizowanej ( wody żywej) , wody oczyszczonej – podwójna osmoza ,
czy może woda strukturyzowana jaką proponuje Dr. Tombak. Jestem bardzo ciekawy Twojego zdania na ten temat .
pozdrawiam George
Marlena napisał(a):
Nie, to moje imię, nie pseudonim i występuję w jednej osobie 🙂 Co do odkwaszania i oczyszczania to ja używam w tym celu mojego jedzonka: świeżych warzyw, kiełków, owoców, soków warzywno-owocowych oraz z młodych traw (jęczmień, pszenica).
wiola napisał(a):
może mi doradzicie jak pozbyć się notorycznie zatkanego suchego nosa i suchej jamy ustnej
Marlena napisał(a):
Suchość śluzówek może wynikać z niedoboru witaminy A. Zacznij codziennie pić świeżo wyciskany sok z marchwi (może być kupny jednodniowy typu Marvit). Jedz marchew, szpinak i bataty.
Marek napisał(a):
Marleno, jak odniesiesz się do tego artykułu na temat zakwaszania? Kto z was ma rację i dlaczego? https://www.wykop.pl/artykul/3050627/zakwaszenie-organizmu/
Marlena napisał(a):
Nie jest prawdą, że „zakwaszenie nie istnieje”. Proszę przeczytaj artykuł „Zakwaszenie okiem lekarza” – tu link do części pierwszej: https://hipoalergiczni.pl/zakwaszenie-okiem-lekarza/
Małgosia napisał(a):
Dlaczego na tej stronie nie ma opcji „udostępnij” na fb interesujący artykuł?? Tylko można zalajkować…
Natalii napisał(a):
Witam serdecznie,
od dłuższego czasu śledzę Pani blog i jestem zafascynowana….:) Od miesiąca robię rewolucję żywieniową i wiedzową w moim życiu wg „AW”- efekty widoczne, ponieważ wreszcie moja waga spadła, brzuszek zrobił się bardziej płaski, nie burczy,nie ma wzdęć, nie mam ochoty na słodkości i …frytki, których nie mogłam sobie odmówić…zawzięłam się i nie poddam się bez walki, a walczę o piękną cerę i koniec nawracających zakażeń dróg moczowych :))
Ale do rzeczy: zrobiłam dziś badanie żywej kropli krwi (muszę przyznać, że trochę sceptycznie podchodzę do tej metody…z nutką niepewności)
i usłyszałam: w obrazie widoczne grzyby, metale ciężkie,zakwaszenie, za mało wody, widoczny kwas ortofosforowy (nie były to jakieś straszliwe ilości, ale były widoczne w obrazie) Trochę mnie to wszystko przeraża i ciągle zastanawiam się czy ta metoda jest miarodajna i „prawdziwa”. Czy mogę zaufać osobie, która nie jest lekarzem i proponowała kurację suplementem diety (wyciągi roślinne, w tym pau d’arco) przez ok. 3 miesiące? Czytałam na temat grzybów Candida i grzybicy książkę dr A. Janusa „Nie daj się zjeść grzybom Candida” ( – kuracja środkami naturalnymi może trwać nawet kilka lat)…. mam mętlik w głowie i nie chciałabym sobie zaszkodzić. Czy dieta, post są w stanie pomóc?… Czy warto stosować takie suplementy?…
Marlena napisał(a):
Badanie jest OK, ale zalecenia tylko stosowania suplementów zamiast powiedzieć pacjentowi co ma jeść (a czego NIE jeść pod żadnym pozorem) nie są OK. Najpierw dieta, potem suplementy. Mogą one spełniać rolę pomocniczą, ale nie pomoże święty Boże gdy ktoś nadal wkłada do swego środka słodkie i tłuste pseudożarcie. Owszem, zaburzenia równowagi mikroflory można postawić z powrotem do pionu i zgadza się, że to trwa, ale też i ile czasu trwało katowanie ustroju śmieciami? Człowiek gdy okazjonalnie zje czy wypije coś nawet niezbyt zdrowego, to jego ustrój to jakoś zniesie i stosunkowo szybko wróci do normy, ale nie kiedy robimy mu pod górkę całymi latami, 365 dni w roku, 3-5 razy dziennie. Stąd też i przywracanie normalności po latach zakwaszającego i niszczącego nam jelita szaleństwa szybkie nie jest, z dnia na dzień nic się nie zrobi.
Post Daniela może przyspieszyć odtruwanie śmietnika i przywracanie równowagi systemowej. Bardzo ważne jest też dbanie o mikroflorę jelit poprzez probiotyki i prebiotyki (żywność i suplementy) – polecam tę książkę na temat Candidy i innego dziadostwa: https://akademiawitalnosci.pl/robynne-chutkan-dobre-bakterie/ napisała ją lekarka gastroenterolog.
Jeżeli chodzi o „zaszkodzenie sobie” to na pewno szkodzą słodycze, frytki i cola. W przeciwieństwie do świeżych warzyw i owoców, od których jeszcze nikt nie umarł 😉
Natalii napisał(a):
Serdeczne dzięki za rady, na pewno skorzystam i przeanalizuję książkę.
Pozdrawiam 🙂
p.s. Ma Pani swoistą „moc spokoju”, która promieniuje w tekstach ….przynajmniej na mnie. 😀 Pozwala zachować zdrowy rozsądek i nie dać się zwariować – a to ważne 😉
adam napisał(a):
od kilku miesiecy odkwaszam swoj organizm metoda dr prof. klausa Kopp.
Lekarz ten w latach 80-tych wybudowal centrum nefrologi na poludniu Niemiec i stosowal Natron ( Natriumhydrogencarbonat NaHCO3) dozylnie i w tabletkach powlekanych, odpornych na kwas zoladkowy, tym sposobem wyciagnal wielu ludzi z dializy, a innych przed nia obronil.
https://www.kf-kopp.de/wissenschaftliche-arbeiten/
https://www.kf-kopp.de/wissenschaftliche-arbeiten/das-bikarbonat-mangel-syndrom-bicarbonate-deficiency-syndrome-bds/
Kazdego dnia polykam 15 gram natronu. Z poczatku kupowalem gotowe powlekane tabletki BICANORM 1gram , firmy Fresenius Medical Care , 100 szt po 25 euro, ale z czasem bylo to za drogie dla mnie, bo zona tez chciala sie odkwasic. Po dlugim poszukiwaniu znalazlem w internecie firme, ktora dostarcza roznej wielkosci kapsulki odporne na kwas zoladkowy i te w domu napelniam zakupionym w sklepie natronem stosowanym rowniez do czyszczenia, czy pieczenia. Jak przypomina dr Kopp z poczatku uzywac papierek lakmusowy przy kazdym oddawaniu moczu , optymalnie wedlug pofesora jest PH od 7,5 -8 .
Kupuje papierek lakmusowy w Niemczech ,tam zaczyna sie na kolorze zoltym PH 5,8, a konczy na niebieskim PH 8,5
Mniej wiecej zawsze mam to PH moczu powyzej 7,5 , kiedy sie zdenerwuje, czy nawet zle mysli mnie nachodza, czy po nocy kiedy kwasy sa usuwane, PH moze nieco sie obnizyc lub opadnie nawet do 6, 0, ale juz po przyjeciu nastepnej porcji powroci do mojej normy.
Mam niewydolnosc nerek i powypadkowa artroze kregoslupa gdzie bol szczegolnie ulubil sobie przebywanie u mnie w czesci ledzwiowej, a wiec lekki ruch gornej czesci ciala oznacza natychmiast bol.
Po zazyciu pewnej ilosci natronu i osiagnieciu optimum 7,5- 8,0 bol zniknal . Jak zaznaczy dr. Kopp wielu pacjentow rowniez to zauwazylo, ze po opadnieciu PH ponizej 7,5 bol powracal, przy powtornym podwyzszeniu znikal. Kazdy musi znalezc dla siebie swoje optimum i ilosc polykanych gramow, u szczuplej osoby odzywiajacej sie zdrowo moze byc, ze potrzebuje tylko 9 jednogramowych tabletek, a wiec 3×3, a nie tak jak u mnie 3×5 .
Dr. Kopp nie zalecal stosowania sody(natronu) w proszku i wypijania z woda, bo po reakcjach do jakich dochodzilo w zoladku sklad chemiczny sie zmienial i szczegolnie szkodliwe to bylo dla nerkowcow. Natron zamienial sie w sol, a przy chorobie niewydolnosci nerek jest to niepotrzebne obciazenie, ktore jest dla nich szkodliwe.
Wedlug doktora stosowanie sody nie jest szkodliwe, ani dlugotrwale utrzymanie PH 7,5-8,0, poniewaz czlowiek kilkadziesiat razy dziennie produkuje w sobie bicarbonaty ( dwuweglany) by zneutralizowac nadmiar kwasu w organizmie lub w zoladku. U niektorych ludzi , nie wiadomo dla czego, ta produkcja dwuweglanu do neutralizacji kwasow jest ograniczona co powoduje ze sa sztywniejsi, bardziej agresywni, maja nadmiar kwasu w rzoladku, bez przerwy im sie nim odbija, a miesnie i organy nie funkcjonuja optymalnie.
Ze wzgledu na nerki bede jakis czas korzystac z tej metody, a i moje samopoczucie tez jest lepsze, mam wiecej energi i poludniowe dzemki mi sa juz niepotrzebne.
Gdzies znalazlem w jednym miejscu, ze PH poczatku jelita cienkiego wynosi 8,5.
Marlena napisał(a):
Do neutralizacji kwasów tkankowych powinieneś wybrać zieloną żywność i świeżo wyciskane soki oraz kiełki. Co z tego bowiem, że chemicznie się tych kwasów pozbędziesz neutralizując je natronem (czyli sodą kuchenną), skoro od tego nie przybędzie Ci w ustroju ani pikograma ochronnych substancji: witamin, antyoksydantów, minerałów (z wyjątkiem sodu), rozmaitych fitozwiązków zawartych w żywności. Nic nie zastąpi prawdziwej żywności! 🙂
mimi napisał(a):
Czy można prosić o jakiekolwiek źródła informacji o zakwaszeniu organizmu?
Julita napisał(a):
Szczerze przyznam, że zakwasiłam swój organizm z pomocą kawy, ale już ją zamieniłam na żeń– szeń i zniknęło przemęczenie, mam mnóstwo energii i siły przez cały dzień, zwiększyła się moja koncentracja i kondycja fizyczna. Przez to twierdzę, że kawa jest najbardziej zakwaszającym produktem ze wszystkich.
Kulturysta napisał(a):
U mnie zakwaszenie organizmu właśnie objawiało się ciągłym zmęczeniem i tymi cieniami pod oczami. Fakt warzyw niej jadłem zbyt wiele. Zmieniłem dietę do której włączyłem dużą ilość warzyw (głównie w postaci różnych sałatek) kupiłem ten proszek zasadowy i pomogło.
Ania napisał(a):
Mam pytanie odnośnie zakwaszenia organizmu…
Czy jeśli ph moczu wynosi 7,0 (badanie laboratoryjne), to oznacza, że mój organizm nie jest zakwaszony? Czy trzeba też sprawdzić ph pozostałych narządów (krew, skóra, pochwa itp.)?
Dziękuję za tego bloga – jest to skarbnica cennych informacji!
Marlena napisał(a):
Jeśli do organizmu dostarczamy wystarczającą ilość pierwiastków zasadotwórczych, to ustrój zużyje ile mu potrzeba, a resztę wydala wraz z moczem. Stąd też u osób na diecie tradycyjnej przyjmuje się wartość ph moczu ok. 5,5-6,5, zaś wyższa jest charakterystyczna np. dla wegetarian – oni po prostu spożywają więcej pierwiastków zasadotwórczych wraz ze spożywanymi warzywami i owocami, stąd ich mocz jest mniej kwaśny. Jedynie wynik powyżej 7 powinien nas w sumie niepokoić.
Monika napisał(a):
Co może oznaczać ph moczu 8 i trochę za niski ciężar właściwy moczu (1,005)? Dodam że jestem w 3 m ciąży i zdrowo się odzywiam.
Marlena napisał(a):
Czy konsultowałaś to z lekarzem?
Monika napisał(a):
Tak, konsultowałam. Ginekolog twierdzi, że wszystko jest dobrze. Wysokie ph moczu w ciąży jest podobno normalne. Dodatkowo poradził żeby na zakwaszenie moczu brać wit C lub jeść żurawinę. Wit C biorę koło 3 gramów dziennie zgodnie z zaleceniami z książki „Wylecz się sam. Megadawki witamin”. Rozdział dotyczący ciąży. Zastanawiam się czy powinnam się udać mimo wszystko do urologa.
Kuna napisał(a):
A ja – skrajnie poglądowo:
https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,139991,17866110,Dieta_alkaliczna__Czy_warto_sie_odkwaszac.html
Z przymrużeniem oka: już ludzie pierwotni polowali m.in. na mamuty. Może nie codziennie, ale jak już – to dopiero była uczta!
Wrócę jeszcze do odczynu sików, bo mój komentarz nie przeszedł… Obawiam się, że przy często zbliżonym do bardziej alkalicznego odczynu moczu, może dojść do rozwoju bakterii w pęcherzu moczowym. Warto nad tym troszkę się pochylić. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Kuna, media głównego ścieku piszą swoje i niech piszą. Zmiana pH zachodzi na poziomie mezenchymy ( i to jest to czego nie napisali), podczas gdy pH krwi i innych płynów jest pilnowane przez fizjologiczne bufory (i to jest to co napisali). My róbmy w każdym razie to co DLA NAS działa i co NAM poprawia samopoczucie. Do takich działań należy m.in. zmiana diety na bardziej alkaliczną. Wielu ludziom pomogła – bez względu na to co piszą „mendia” typu „gazeta wybiórcza” 😉
Kuna napisał(a):
Pani Marleno. Nie wiem czemu mam ban na pisanie, choć jeszcze nawet dobrze nie zaczęłam. Mogę tylko sądzić, że i ten komentarz zostanie usunięty. Od kilku lat podążam swoją własną ścieżką życia w zdrowiu i zależy mi na wymianie poglądów. Tylko tak możemy wzbogacać wiedzę, by nie pozostawać „zakorkowanym”. Staram się mieć umysł otwarty, zaś istnienie i funkcjonowanie ludzi jeszcze w czasach plejstocenu, wytycza wg mnie pewne wzorce do naśladowania, przynajmniej w kwestii żywieniowej;-). Podobnie jak Pani, dawno już odeszłam od chemii w domu (w tym tej kosmetyczno-higienicznej; produkuję ją – na ile mogę, samodzielnie), osiągnęłam remisję w chorobie i bardzo dobre samopoczucie m.in. dzięki Ziębie (choć on pojawił się w moim życiu nieco później, przy okazji poszukiwań). Nie mam swojego bloga, bo wyznawcy podobnych do moich poglądów już dawno je potworzyli. Dublerka zatem nie ma najmniejszego sensu, a mnie poklask do szczęścia niepotrzebny. Jednak, gdy coś mnie zaintryguje, korzystam z opcji „dodaj komentarz” i napotykam… ban.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Mam prośbę o cierpliwość, ponieważ bloga tego prowadzę hobbystycznie, po godzinach, zatem nieco czasu może minąć od pozostawienia komentarza do jego publikacji na witrynie. W przypadku gdy komentarz zawiera linki zewnętrzne może zostać automatycznie przesunięty przez oprogramowanie bloga do spamu – na to wpływu nie mam. Ale w spamie żadnych komentarzy od Ciebie akurat nie widzę. Nie wiem zatem o jakiego „bana” chodzi, ponieważ ja widzę od Ciebie 3 komentarze i wszystkie 3 zostały opublikowane.
Kuna napisał(a):
Ano przelezło, co mnie cieszy:-)
Na temat mezenchymy, jej zanieczyszczenia, zagęszczenia już komentowałam na jednym z blogów, ale pod innym nickiem. Zastanawia mnie to, że nasze ciało, najdoskonalszy pod każdym względem twór (wszak Matka Natura nigdy się nie myli), w pewnej części miałaby pozbawiać lub uszczuplić nas z mechanizmu buforującego. To tak, jakby Matka Natura powiedziała: „ciało ludzkie to rodzaj domu, który ma swój śmietnik (mezenchyma). Dlatego mechanizm samoregulujący nie jest tam potrzebny”. I tu mam wątpliwości, bo nawet śmietnik sprzątać należy. Tylko dlaczego to my mamy robić, skoro inne „partie” ciała czynią to samodzielnie, bez naszej świadomości? Ok, limfa sprząta. Skoro za mało, to znów nie jest doskonała!
Człek pierwotny żarł co się dało, co do gęby mu wpadło. Nie gardził mięchem (ja też:-)) i dzięki m.in. niemu przetrwała nasz ludzkość. Nie zastanawiał się nad tym, czy mezenchyma mu się zagęści czy nie, bo takie rzeczy – na szczęście lub nie – dzieją się poza naszą świadomością. A siku, jak nie będzie kwaśne, nie złoi tyłka patogenom.
Proszę i cierpliwie czekam na odpowiedź. Oczywiście nie zmuszam, bo jestem tu gościem:-). Ucieszy mnie wszelka logiczna argumentacja:-)
Marlena napisał(a):
Natura nas niczego nie pozbawiła ani nie uszczupliła naszych możliwości. Nasi przodkowie pomimo tego, że żarli „mięcho” (ale na pewno nie tyle co my teraz i na pewno nie takie tłuste, bo dziczyzna tłusta nigdy nie jest, lecz sucha jak wiór), to jednocześnie oczyszczali się (i to dogłębnie, na poziomie komórkowym) całkowicie naturalnie i niejako mimochodem – po prostu nie mieli ciągłego dostępu do dowolnej ilości każdego rodzaju żarcia 24/365 tak jak my dzisiaj, bo w naturze tak nie ma: to ludzie wymyślili sklepy spożywcze, nie natura 😉 Okresy sytości były w warunkach naturalnych zawsze przeplatane z okresami mniejszego lub większego niedoboru pożywienia (kalorii) czyli mówiąc krótko głodu. Ograniczenia kaloryczne natomiast powodują u wszystkich eukariontów inicjację procesów autofagii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Autofagia
Dodatkowym niezbędnym elementem naturalnego stylu życia zaplanowanym przez naturę jest jak słusznie zauważasz właściwy przepływ limfy – spowodowany aktywnością fizyczną. Serce jest „pompką” dla jednego płynu ustrojowego (krwi), podczas gdy drugi ważny płyn (limfa) pompki nie ma wbudowanej w system – ruch dostarczany tutaj z zewnątrz jest w tym wypadku niezbędny do utrzymania prawidłowego funkcjonowania całego systemu. I tak właśnie miało być w zamierzeniu: człowiek miał się ruszać, albowiem zdobycie pożywienia łączy się z ruchem. Zdecydowanie większym niż przejście z mieszkania do samochodu i potem z samochodu do sklepu. 😉
Dzisiaj załatwiliśmy się więc podwójnie: okresów głodu nie ma, bo okresowe niedojadanie uważane jest za rzecz nieobyczajną, nieprzystojną oraz wybitnie ponoć „szkodzącą zdrowiu” w dobie promowania pięciu posiłków dziennie przez 365 dni, a tyłka z kanapy również niemal nikomu się ruszyć nie chce i jeszcze oczywiście szukamy winnego w naturze, bo to ona ponoć nie jest doskonała i nas zrobiła w konia.
No tak. Przecież mogła przewidzieć, że od połowy XX w. większość ludzi będzie poruszać się pojazdami mechanicznymi, wykonywać głównie pracę siedzącą, podnosić sobie poziom kortyzolu m.in. oglądając codziennie stresujące rzeczy pokazywane w specjalnym pudełku odbierającym sygnały z ruchomymi obrazami, codziennie spożywać cukier czy inne oczyszczone rzeczy udające pokarm, ku radości podniebienia, jak również specjalnie w tym celu wyhodowane w sztucznych warunkach zwierzęta 3 razy dziennie, ograbiać już od wczesnego dzieciństwa swój mikrobiom jelitowy antybiotykami, szczepionkami, pestycydami, lekami i potem też używkami, a jak jakiś narząd zachoruje lub przestaje w takich warunkach poprawnie funkcjonować, to się go po prostu wycina lub napromieniowuje (tarczyca, wyrostek, pęcherzyk żółciowy, migdałki, kawałek jelita – cokolwiek)… cóż za głupia natura, skoro nie obmyśliła, że czy się stoi czy się leży (wkładając do wnętrza cokolwiek, żyjąc naprędce i byle jak), to zdrówko do 120 lat z automatu się człowiekowi należy… 😉
Kuna napisał(a):
Czy i tym razem też nie mam bana na komentarz?
Abstrahuję już od tego, co jemy i jak jemy, ale ile i dlaczego jemy? Jemy, bo oglądamy TV. Bo na imprezie jesteśmy. U cioci na imieninach, koleżanki, konferencji, zakupach. Zewsząd kuszące zapachy (o to właśnie chodzi producentom „żywności”), a i dietetycy grzmią, by posiłki o stałych porach, najlepiej 5 razy dziennie jeść. Nie mówi się o odczuwaniu głodu, prawdziwego głodu! Mamy jeść i już! Tylko dlaczego nie słuchamy naszego organizmu? Mamy fantastycznie wmontowany cudowny mechanizm głodu – sytości i wypadałoby zacząć z niego korzystać, a nie żreć na umór. Bo eksperty radzą. Ba: nakazują wręcz! Jak do tego absurdu dołożymy jeszcze jakość naszego jedzenia, to dopiero na zdrowie nam wychodzi;-). Puchniemy, chorujemy i jazda pigułki łykać. „Na zdrowie” nasze. Mięcho, to prawdziwe mięcho, nie wyrządzi szkód. Ludzkość dzięki mamutom przetrwała. Ale i w tym wypadku umiar wskazany. Czy ktoś widział, by dziki kot dla zabawy za gnu latał? Bo ja nie. Gania, by ją pożreć. Gania, bo wściekle głodny jest. A my tak w ramach zabawy żremy. Bo miło na podniebieniu się robi i endorfinki sie wydzielają;-). I śmieci jemy. A moi teściowe, wiek. ok. 90 lat żyją i mają się dobrze. Wiodą prostolinijne życie na wsi, złożone z gospodarki, pracy fizycznej i braku cywilizacyjnych niusów. To oni są nieświadomymi EKSPERTAMI ZDROWEGO STYLU ŻYCIA. Robimy z siebie magazyn. Spiżarnię. Tylko że nie dość, że tyjemy, to wrzucamy w siebie nic niewarte śmieci (tymi wartościowymi teściowie karmili zwierzęta hodowlane). A potem zakwaszenie… Choroby niedoborowe… I to nie mięso, nie tłuszcz nasycony jest tu winowajcą, a śmieci. Do tego jeszcze przetworzone. W moim odczuciu za bardzo demonizujemy właściwości mięsa, tłuszczu, nie widząc własnych błędów popełnianych niczym zbrodnia na sobie i naszych pupilach, bezgranicznie katując ciała śmieciami, brakiem ruchu (tlenu). Od młodości…
LENA napisał(a):
Witam! Jak długo można zażywać wit C (biorę koło 1-3 gramów)?
Lex napisał(a):
Najbardziej podoba mi się określenie „cukier nie zawiera żadnych pierwiastków” – bravo, pozostaje tylko pierwiastek boski.
Marlena napisał(a):
Dostało mi się za moją prokrastynację, miałam ten lapsus poprawić już dawno – dzięki za zwrócenie uwagi! 🙂
A pierwiastki swoją drogą tak czy inaczej są boskie: człowiek nie jest w stanie stworzyć żadnego z nich de novo, choć fizyka jądrowa znalazła sposób na transmutację jednego w drugi (spełniło się marzenie alchemików) – ale to nie to samo.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Transmutacja
jarciu napisał(a):
Szanowna Pani Marleno. Co Pani myśli o wodzie alkalicznej o ujemnym potencjale redox uzyskiwane z jonizatorów? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Jarciu, nie miałam okazji używać tego wynalazku. Warzywa (szczególnie te mające dużo chlorofilu) dają świetnie radę, a wodę najlepszą jaka może dla nas być mają w sobie świeże owoce (wodę można też jeść, a nie tylko pić).
I tego się trzymam 🙂
Izabela napisał(a):
Tak naprawdę skutki zakwaszenia organizmu mogą powodować poważne konsekwencje zdorwotne
Mariola napisał(a):
Trzeba uważać na produkty powodujące zakwaszenie organizmu. I uśmiechnąć się do warzyw i owoców! Lepiej nie wiedzieć co to jest zakwaszenie organizmu!
Rafał napisał(a):
Sam wiem po sobie, co to jest zakwaszenie organizmu. U mnie to się wzięło z nieprawidłowej diety
Pomidoro napisał(a):
I mi zaczęły wypadać włosy, ciągle łapałam infekcje, ciągle byłam zmęczona… No i się dowiedziałam, co to jest zakwaszenie organizmu z internetu. Później zrobiłam domowe pomiary PH (paski do badania moczu), a później już dieta i zmiana stylu życia. Ale nikomu nie życzę zakwaszenia organizmu!
wiesiek78 napisał(a):
Ja miałem przez dłuższy czas problemy z zakwaszeniem organizmu. I od razu odpowiadam na pytanie o samo istenieni takiego zjawiska, otóż jak najbardziej istnieje i co więcje potrafi strasznie utrudnić życie. W moim przypadku na zakwasznie podobno miał wpływ skrajnie niezdrowy tryb życia – fajki w bardzo dużych ilościach, alkohol i śmieciowe żarcie. Efekt był tak, że jakiś czas temu przyszła straszna bezilność, brak energii na cokolwiek. Po dwóch godzinach od wstania z łóżka byłem już zmęczony, w zasadzie nie wiadomo czym. DO tego problemy z cerą, które nigdy wcześniej się nie zdarzały. Lekarz zacleił zmienić tryb życia i spóbowania naturalnych środków na to żeby się oczyścić, ale śrdnieo pomoagały, poprosiłem o polecanie jakichś innych środków. Doktor wskazał mi taki.Skład w pełni naturalny więc spróbowłem. na początku nic, ale po 2/ 3 tygodniach jużw idać było efekty. W tym momencie minęło już poł roku od kiedy go biorę i różnica jest na prawdę duża. Nie czuje się już taki ociężały, wraca witalność, a cera tez się lekko poprawiła, także jak domowe środki nie pomagają to warto spróbowac podobnych prepartaów, bo okazuje się, że mogą pomóc 🙂
Marlena napisał(a):
Niestety żyjemy w czasach kultu łatwych rozwiązań i natychmiastowej gratyfikacji. Zamiast jednak łykać cudowne środki na odkwaszenie po prostu zmień styl życia – przestań palić i pić, zmień dietę czerpiąc swe kalorie przynajmniej w 80% z warzyw i owoców, a problem sam się rozwiąże. Na dłuższą metę to się bardziej opłaca, bo natury nie da się oszukać. Źródłem Twoich problemów są złe nawyki, a nie brak tabletek. Tabletki tylko pomogą zniwelować objawy.
Vivienne napisał(a):
Marleno czy zawsze pH moczu 5 oznacza zakwaszenie organizmu? Jestem weganką, nie jem pszenicy, cukru i przetworzonej żywności, nie pije alkoholu. Jem głównie warzywa, kasze, owoce, orzechy. Czy to jest w ogóle możliwe żebym miała zakwaszony organizm?
Marlena napisał(a):
Możliwe. W moczu znajdują się metabolity tego co jemy i pijemy. Ważna jest proporcja surowego jedzenia do gotowanego, bowiem surowe działa zasadotwórczo, a to same lecz ugotowane traci częstokroć swe zasadotwórcze działanie. Ważne jest też to jakie warzywa jadamy. Najbardziej zasadotwórczo działają warzywa o zielonych liściach jedzone na surowo – w formie sałatki, koktajlu, soku (młode trawy jak jęczmienna czy pszeniczna to już w ogóle ostra odkwaszająca jazda, podobnie jak kiełki). Co najmniej połowa kalorii powinna być czerpana z pokarmów surowych. Zawsze mówię, że sałatka powinna być naszym daniem głównym, a później jedz co chcesz (kasza, zupa itp.). 😉
Vivienne napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Staram się jeść według zasad dr Furhmana, także surowych warzyw i zielonych jem naprawdę dużo (około 450 g surowych, w tym około 200 zielonych liściastych). Czy może być zatem jakaś inna przyczyna zakwaszenia? Albo może pH z moczu porannego nie jest jednak miarodajne? PS. A polecasz Marleno młody jęczmień w proszku czy tylko soki?
Marlena napisał(a):
Po jednorazowym zmierzeniu nie można wyciągać wniosków. Zaleca się prowadzić pomiary przez jakiś czas (kilka razy w ciągu dnia) i wyciągnąć średnią. Poranny jest OK, jest zawsze bardziej kwasowy niż w innej części dnia, ale nie powinien być bardziej kwasowy niż 6, mierzymy środkowy strumień, po co najmniej 6 godzinach ciągłego snu. Tu masz instrukcje po polsku od dra Jacobsa: https://www.pliki.drjacobsmedical.pl/Papierki%20instrukcja.pdf
Młody jęczmień najlepszy oczywiście świeży, ale ten w proszku też może być. Można też podratować się proszkiem zasadowym zawierającym cytryniany.
Przyczyn utraty równowagi kwasowo-zasadowej może być wiele i mogą się na siebie nakładać, to nie tylko dieta: https://akademiawitalnosci.pl/przyczyny-zakwaszenia-organizmu/
Vivienne napisał(a):
Bardzo dziękuję za tę instrukcję. Zakupiłam paski do mierzenia pH i sprawdzam już kilka dni, po kilka razy dziennie. I najniższe mam rano i przed snem – 6.5. W ciągu dnia kiedy bym nie sprawdzała to jest 7.0 (kupiłam paski o d 4.5 do 7.0). No a na badaniu z laboratorium jak nic było 5.0. Nie wiem jak to rozumieć i czy mam zakwaszony organizm czy jednak nie. PS. Lekarz stwierdził, że to bardzo dobrze, że jest pH 5, bo „zabija bakterie”. A żeby zabić ich jeszcze więcej polecił mi pić wodę z cytryną, żeby mocz jeszcze zakwasić. Naprawdę 🙂
Marlena napisał(a):
Masz raczej prawidłowe pH. Może przed badaniem dieta była zbyt białkowa, może brałaś leki lub witaminy, trudno mi powiedzieć skąd wyszło tego dnia 5,0, ale pH moczu jak sama widzisz zmienia się w ciągu doby i z dnia na dzień itd. – mogło się zdarzyć, że w dniu badania akurat było niskie.
Cytryna ma kwasowe pH, ale na organizm wbrew pozorom działa zasadotwórczo.
Tomek napisał(a):
Bardzo Ci dziekuje za wszystko co robisz dla popularyzowania tak waznej wiedzy.
Czy moglabys doprecyzowac informacje, ktora znalazlem na Twoim portalu? W jednym z Twoich artykulow jest tabelka z alkalizujacymi i zakwaszajacymi pokarmami. Na czerwono czyli mocno zakwaszajace sa pikle. Jako pikle mozna rozumiec wszystkie kiszonki lub kiszone zielone ogorki. Czy w tej tabelce chodzi o pikle ze zklepu z octem i dodatkami czy wszystkie kiszonki? A moze chodzi tylko o zielone ogorki?
W kraju, w ktorym aktualnie przebywam nie ma dostępu do ogorkow gruntowych. Sa tylko zielone wiec z nich zrobilem pikle. Nie wiem czy powinienem je jesc czy raczej odpuscic.
Zastanawiam sie rowniez nad zrobieniem kiszonych pomidorow. Czy sadzisz, ze to dobry pomysl czy lepiej pozostac tylko przy burakach kapuscie i ogorkach grutowych?
Swoja droga czy sa jakiekolwiek negatywne skutki spozywania kiszonek? Gdzies czytalem, ze negatywnie wplywaja na zeby. Ale to bylo na portalu dentystycznym wiec nie do konca w to wierze.
Marlena napisał(a):
Pikle to nazwa konserwy z dodatkiem marynaty octowej. Kiszonki to co innego.
Kiszonki u człowieka zdrowego nie wywołują żadnych negatywnych skutków (oczywiście jedzone w normalnych ilościach) z tego co mi wiadomo. Płyny o pH kwasowym najlepiej pić przez słomkę.
Tomek napisał(a):
Czy moglabys doprecyzowac jakie ilosci sa normalne? Jestem akurat na 42 dniowym poscie daniela o ktorym dowiedzialem sie dzieki Tobie. Codziennie zalecana jest szklanka zakwasu buraczanego i kiszonki nawet 2x dziennie. Czy warto utrzymac to rowniez po poscie?
Przy okazji zapytam jeszcze o lewatywy. Chce je robic w trakcie postu. Zrobilem juz 2 (1 dzien przerwy miedzy kazda). Jak uwazasz ile lewatyw warto zrobuc podczas postu i czy nie wplynie yo jakos na rozleniwienie jelit.
Ps. Uzywam magnezu i sody z Twojego sklepu i jest ekstra 🙂
Pozrawiam
Tomek
Marlena napisał(a):
Chodzi mi o normalną, przeciętną porcję do spożycia.
Kiszonki jak najbardziej warto mieć w menu również po zakończeniu postu. Lewatywy pani doktor Dąbrowska zaleca robić tylko w razie potrzeby (np. gdy uczucie głodu nie mija albo gdy mocno cierpimy z uwagi na zaparcie).
Agusia napisał(a):
Dzień dobry
Trafiłam na Pani bloga dość niedawno szukając informacji o szkodliwości cukru i już zostałam:) Robi Pani kawał dobrej roboty:) Od ponad roku interesuję się tematem zdrowego żywienia, ciężej wprowadzić to wszystko w życie, próbowałam już kilka razy, ponad to nie byłam świadoma wielu rzeczy (choćby tego jak bardzo biały cukier jest szkodliwy, czy że nie potrzebujemy aż tyle białka zwierzęcego). Do tej pory myślałam, że wszystkie zasady zdrowego żywienia wdrożę w życie dopiero gdy założę swój dom (obecnie mieszkamy u teściów), ale teraz widzę że to błąd, trzeba działać ,,tu i teraz” w tak ważnych kwestiach jak nasze zdrowie. Oczywiście tkwiłam też w przekonaniu, że ogólnie odżywiam się ,,nawet zdrowo” i że wszystko można jeść ,,byle z umiarem”. Na dniach planujemy z mężem (zainspirowani przez naszych znajomych) zacząć dietę dr Dąbrowskiej, potem ja zamierzam przejść na zdrowe odżywianie (z mężem może być ciężej, bo nie wyobraża sobie życia bez mięsa, ale pożyjemy zobaczymy, ja też kiedyś nie wyobrażałam sobie nie jeść mięsa). Póki co próbuję jeść ogólnie zdrowo, jedynie na obiad zjadam to co jest przygotowane (nie chcę wywoływać awantur w domu). Wiem już, że będzie ciężko, nie liczę na zrozumienie otoczenia (zwłaszcza rodziny, zarówno mojej jak i męża), bo przecież ,,tak się jada od zawsze”, więc moja zmiana będzie rewolucją: )
Mam też pytanie jak się zachować w sytuacjach, gdy jesteśmy ,,w gościach” i podają do jedzenia coś czego nie jemy (tj. coś niezdrowego)? Po prostu odmawiać? Czy to jest ta wyjątkowa sytuacja, to ,,od czasu do czasu” kiedy zjemy coś z zakazanej listy?
Marlena napisał(a):
Święta, uroczystości rodzinne, wesele itp. – to są okazje gdy przede wszystkim możemy pobyć z innymi. Zatruwanie sobie w tym momencie umysłu niezdrowością podanych przez gospodarzy do stołu pokarmów przyniesie nam więcej szkody niż pożytku. Oczywiście jeśli wiemy, że po zjedzeniu np. smażonego będziemy źle się czuć przez kolejne 2 dni albo po zjedzeniu słodkiego tortu ogarnie nas „sugar crash”, to możemy grzecznie podziękować lub też spożyć jakąś naprawdę symboliczną ilość by nie robić gospodarzom przykrości. Najważniejsze jednak jest przede wszystkim bycie razem i radowanie się tym, bo – jak to mówią – nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. 😉
Dr Ornish, lekarz i autor słynnej książki „Spektrum” (bardzo polecam lekturę!) mówił tak: nie jest ważne co jesz przez 5 dni w roku, ważniejsze jest co jesz przez pozostałe 360. Nie ma zresztą pokarmów złych i dobrych, są tylko takie, które naszemu zdrowiu służą bardziej lub mniej. I tego się trzymajmy! 🙂
Agusia napisał(a):
Dzięki za odp: ) właśnie zawsze jest ta myśl, żeby nie sprawić przykrości, bo jednak ktoś się narobił przygotowując to jedzenie; )
ula napisał(a):
Rozumiem że pisze Pani artykuł o zdrowym odżywianiu, ale poruszając temat picia sody oczyszczonej a raczej jej dodatku wykazuje Pani ignorancję na wiedzę gdyż mogą to czytać również osoby z poważnymi chorobami, np. Ja, którym ta soda może uratować życie, rzez taki artykuł osoby potrzebujące mogą nie dowiedzieć się o możliwościach jakie przed nimi stoją ,
Marlena napisał(a):
Owszem, w przypadkach ratujących życie nie ma wątpliwości, że można sięgnąć po cokolwiek, nawet picie sody. Jednak aby zmienić chemię swojego ciała wystarczy po prostu wkładać doń naturalne pożywienie (warzywa i owoce, świeżo wyciskane warzywne soki) robiące to samo lecz bez ryzyka ewentualnych działań ubocznych. Soda nie rośnie na drzewie! 😉
Pat napisał(a):
Pani Marleno,
z zapartym tchem czytam Pani artykuły. I tak, jak wiele elementów łączy się w mojej głowie w spójną całość, tak mam pewne wątpliwości – dotyczą one omawianych badań diagnostycznych, takich tak badanie żywej kropli krwi czy analiza pierwiastkowa włosa.
Do tematu swojego zdrowia podchodzę bardzo poważnie (gdy w styczniu 2016 dowiedziałam się, że mam Hashimoto, od razu przeszłam na AIP i wyeliminowałam praktycznie wszystkie oceniane jako szkodliwe elementy diety). Poważnie też podchodzę do swojego portfela. Wiele stron poplularnonaukowych (młodocianych youtuberów pomijam), zajmujących się m.in. rozkładaniem na czynniki pierwsze przekłamań medycyny alternatywnej, ocenia te metody – pisząc delikatnie – jako zwykłe oszustwo.
Dla przykładu:
1. https://www.crazynauka.pl/badanie-zywej-kropli-krwi-czyli-przepis-na-latwy-biznes/
2. https://www.crazynauka.pl/analiza-pierwiastkowa-skladu-wlosa-czyli-niebezpieczna-metoda-ktora-nie-dziala/
Mnie trudno się do tego odnieść.
Planuję w najbliższym czasie post Daniela i chciałabym to zrobić z głową, tj. zbadać się przed i po przeprowadzeniu postu. Stąd moja ciekawość.
Podsumowując – moje pytania brzmią:
1. Czy warto inwestować w te badania?
2. Czy one są wiarygodne?
3. Czy istnieją źródła NAUKOWE potwierdzające skuteczność tych badań? (tak, żebym mogła ja i inni czytelnicy bloga zapoznać się z nimi, wyrobić sobie zdanie i umieścić się po odpowiedniej stronie tego „konfliktu”.
Pani Marleno, ogromne dziękuję za odniesienie się do komentarza i pomoc w „walce” o zdrowie 🙂
Marlena napisał(a):
Obydwa artykuły napisane są bardzo tendencyjnie i mają na celu jedynie ośmieszenie zarówno badań włosa jak i oceny kropli krwi żywej w ciemnym polu. Nie mają na celu obiektywnej oceny tych metod, a to powinno zapalić nam czerwoną lampkę. Podpieranie się odniesieniami do badań może być złudne: jest wiele badań pokazujących na przykład iż witamina C nie działa przy przeziębieniu, podczas gdy miliony ludzi już dzisiaj wiedzą, że jest wręcz odwrotnie. Widać więc, że co innego oficjalne wyniki badań, a co innego praktyka. Niestety żyjemy w czasach kiedy oficjalne wyniki badań często służą jedynie temu aby utrzymać dotychczasowe status quo. Nie zawsze są źródłem obiektywnej prawdy.
Tak samo i z tymi metodami diagnostycznymi: oficjalnie uważane za bezwartościowe, a nieoficjalnie bywają bardzo pomocne (ale tylko temu kto umie z nich wyczytać dane, bo faktem jest, że możemy trafić na nieuka, który tylko skasuje pieniądze i będzie udawał, że coś wie). Jak wszędzie tak i w tej dziedzinie można trafić na doskonałego specjalistę znającego się na rzeczy albo na konowała.
Oficjalnie ludzka krew jest sterylna (tak się do dzisiaj wykłada na uniwersytetach) – nieoficjalnie jednak nie jest, co można zobaczyć oglądając kroplę krwi pod mikroskopem w ciemnym polu. Dla równowagi proponuję przeczytać co ma na temat tego badania do powiedzenia lekarz (prawdziwy, dyplomowany, nie szaman, nie znachor ani nie szarlatan): https://drkrupka.pl/mikroskop.html
Tak więc przedstawianie tych metod jako stosowanych przez szarlatanów i oszustów mija się zwyczajnie z prawdą. Te metody stosują również lekarze. A zadanie portalu crazynauka to zachowanie status quo i wiary w pewne dogmaty. Mamy grzecznie łykać tabletki na objawy zamiast usiłować szukać przyczyny naszych bolączek.
Pawel napisał(a):
Dzień dobry,
Czy mógłbym prosić o parę sposobów na poprawę wydolności dolnego zwieracza przełyku. Mam zdiagnozowany refluks (w obrębie linii Z przełyku 4-ry drobne poniżej 4 mm nadżerki). Probowałem przez ok, 6 tygodni dietą, nie pomogło, zrobiłem wtedy w/w gastroskopię. Dostałem lek IPP Polprazol 40 mg /raz dziennie. Biorę już 2 tyg.
Czy te nadżerki można jakoś naturalnie wyleczyć? IPP to nie jest rozwiązanie na dłuższy czas bo zaburza trawienie.
Dziękuję i pozdrawiam, Paweł
Marlena napisał(a):
Żadne tabletki nie pomogą na przyczyny czyli złe nawyki żywieniowe, ubogą mikroflorę jelitową, niedobór witaminy D odpowiadającą za pracę mięśni (a przecież wszystkie zwieracze to mięśnie) itd.
Przyczyna czasem może być też mechaniczna: https://akademiawitalnosci.pl/przepuklina-rozworu-przelykowego-co-to-jest-i-jak-sobie-radzic/
Myślę, że od tego należałoby zacząć: od analizy naszej mikroflory i codziennego dostarczania zarówno probiotyków jak i prebiotyków (żywność bogata w błonnik i skrobię oporną), także od zbadania sobie poziomu witaminy D, odciążyć trochę ten biedny przewód pokarmowy i dać mu urlop od ciągłej pracy czyli popościć trochę skromnie na warzywkach oraz soczku z białej kapusty i… zobaczyć czy czujemy się lepiej (czego jednak nie stwierdzimy tłumiąc sygnały organizmu sztucznymi tabletkami).
Niki napisał(a):
Dzień dobry Marleno! Mam 30lat, od kilku lat lepiej jem, więcej warzyqw i owocow, staram się nie jeść słodyczy/cukru niestety zjadam chleb bo kanapka do pracy najszybsza. Jem również 2-3 razy w tyg mięso, czasami nabiał. Od 3 lat borykam się z pH moczu 8 a nawet 8,5! Wcześniej zawsze miałam 6,5. Reszta parametrow moczu dobra. Zauważyłam również że jak oddaje mocz to jest go mało a częściej chodzę. Mam dużego mięśniaka znajdującego się blisko pęcherze (choć nie wiem czy to ma coś wspólnego) nie mam innych dolegliwości moczowo płciowych. Lekarz mówi że to nieistotne. Jednak mnie to zastanawia dlaczego nagle takie wysokie pH wychodzi. Ponadto od lat czuje się zmęczona wręcz wyczerpana nawet po długim śnie. TSH i glukoza w normie. Droga Pani Marleno czy ma Pani jakiś pomysł co zbadać jeszcze albo w jakim kierunku iść?
Marlena Bhandari napisał(a):
Zbyt wysokie pH moczu nie jest prawidłowe. Powinnaś to skonsultować z lekarzem, który zleci odpowiednią diagnostykę. Mięśniak może nie mieć wiele wspólnego, ale tu raczej chodzi o funkcje nerek.
zamazana napisał(a):
A wiesz Marlenko, że wysokie ph moczu zależy tez od sposobu odżywiania i ystępuje m.in. u osób, które stosują dietę wegetariańską, niskowęglowodanową lub bogatą w owoce cytrusowe?
Marlena Bhandari napisał(a):
Tak, zgadza się, odżywianie ma wpływ ale także np. picie roztworu sody oczyszczonej (np. przy infekcji)