Dziś świąteczny przepis na smakowity deser! Klasyczne włoskie ciasteczka Amaretti o intensywnie migdałowym smaku to zdrowy (i co tu dużo mówić – luksusowy i bardzo świąteczny) przysmak, który umili nam chwile z bliskimi przy świątecznym stole.
To typowe ciasteczka deserowe – do schrupania z filiżanką dobrej herbaty, gorącego kakao albo kawy (zbożowej lub naturalnej).
Amaretti były tradycyjnie wykonywane bez mąki – do ich wypieku używano dwóch odmian zmielonych migdałów: słodkich oraz gorzkich – te ostatnie nadawały ciasteczkom charakterystyczny migdałowy smak.
Kupowanie gotowych ciasteczek amaretti w wielu przypadkach mija się z celem: w składzie najczęściej na pierwszym miejscu jest cukier, czasem znajdziemy też dodatek pszennej mąki, a całość okraszona jest syntetycznym migdałowym aromatem.
Jeśli amaretti mają być zdrowe, to musimy zrobić je sami w domu.
O gorzkie migdały dzisiaj trudno, lecz ich rolę znakomicie wypełnią jądra pestek moreli, one również posiadają tę charakterystyczną goryczkę.
To dlatego, że (podobnie jak gorzka odmiana migdałów) zawierają w sobie amigdalinę zwaną witaminą B17. Amigdalinę w różnym stężeniu inteligentna Matka Natura umieściła w nasionach i pestkach wielu roślin (m.in. siemię lniane, sezam, pestki moreli, jabłek, wiśni, śliwek, owoce jagodowe, nasiona roślin strączkowych, nasiona zbóż i pseudozbóż itd).
Spożyta w małej ilości działać może na nas dobroczynnie m.in. chroniąc przed rozwojem nowotworów (babcia miała rację mówiąc, że jabłka należy zjadać w całości, razem ze skórką i pestkami!), natomiast spożyta w przesadnej ilości może prowadzić do zatrucia.
Czyli i tutaj sprawdza się stara zasada, że w nadmiarze wszystko szkodzi.
Jak odróżnić dobroczynną ilość pestek moreli od szkodliwej przesadnej? Zasada ogólna jest taka: na jeden raz można bez szwanku (a nawet z korzyścią dla zdrowia) zjeść tyle sztuk pestek moreli, ile byśmy zjedli całych owoców.
A więc kilka sztuk pestek na jedno posiedzenie na pewno nie zrobi dorosłemu zdrowemu człowiekowi krzywdy.
Natura z pewnością nie umieściła w swoich produktach amigdaliny by nas zabić – raczej by nas chronić. Korzystać jednak należy z tego cennego daru z rozumem (którego przecież nam nie poskąpiła). 🙂
Przepis klasyczny i/lub zweganizowany
Masa na ciasteczka tradycyjnie stanowiła połączenie mielonych migdałów, dużej ilości cukru (dla zrównoważenia goryczki w gorzkich migdałach) oraz białek kurzego jaja.
W nowszych wersjach przepisu dodawano likier amaretto (likier migdałowy). Dzisiaj w wielu współcześnie podawanych przepisach pojawia się w jego miejsce syntetyczny aromat migdałowy, jednak jego stosowania nie polecam.
Najlepiej użyć odrobiny likieru amaretto lub naturalnej esencji migdałowej (można ją kupić gotową pod nazwą „naturalny ekstrakt migdałowy” lub zrobić samemu w domu tak jak robi się domową esencję waniliową, z tym że zamiast wanilii używamy zmielonych migdałów, po czym odczekujemy kilka tygodni aż ekstrakt nabierze mocy).
Przepis na ciasteczka Amaretti można wykonać zarówno w wersji klasycznej (z białkami jaj) jak i zweganizowanej (w wegańskiej wersji zamiast białek bierzemy wtedy siemię lniane świeżo zmielone, zalane gorącą wodą i odczekujemy chwilę, aż siemię nieco napęcznieje, ostygnie i stworzy kisielkowate „jajko”).
Mój sprawdzony przepis na ciasteczka Amaretti:
- ćwierć kilo (ok. 1,5 szklanki) migdałów
- 2-3 łyżki pestek moreli
- 8-10 deko (ok. 1/2- 2/3 szklanki) erytrytolu/ksylitolu lub cukru kokosowego jako słodzidło
- 2 białka jaj (w wersji wegańskiej: 2 łyżki zmielonego siemienia zalanego 3 łyżkami gorącej wody)
- 1 płaska łyżeczka sody kuchennej lub proszku do pieczenia
- szczypta soli himalajskiej (sól w deserach podbija słodycz, dzięki czemu wystarczy nam wtedy użyć mniej cukru)
- łyżka lub dwie likieru amaretto (najlepszy jest oryginalny Amaretto di Saronno w słynnej kwadratowej butelce, ale jakikolwiek likier typu amaretto się tutaj w sumie nada) lub 1/2 łyżeczki naturalnego ekstraktu migdałowego
- opcjonalnie: odrobina domowej esencji waniliowej lub prawdziwej wanilii sproszkowanej
- Migdałów nie trzeba obierać ze skórek. Migdały, pestki moreli i słodzidło mielimy mikserem na drobno. Jak drobno – zależy od preferencji, można całkiem na mąkę (ale uwaga by nie mielić za długo, bo zacznie nam się robić masło migdałowe), a można zmielić nieco grubiej – tak, by zostały gdzieniegdzie maleńkie okruszki migdałów. Ja osobiście wolę drugą wersję (lubię jak chrupią!). 🙂
- W misce mieszamy składniki suche: zmielone ze słodzidłem migdały, proszek do pieczenia, sól.
- Dodajemy składniki mokre (białka jaj, wanilię i likier lub esencję migdałową) i wyrabiamy dokładnie masę łyżką lub zagniatamy ręką. Masa ma być gęsta i ulepna.
- Zagniecione ciasto można wstawić do lodówki na jakąś godzinkę-dwie (ale można i na noc), by się „przegryzło”. Następnie (deserową łyżeczką lub za pomocą szprycy do ciast) formujemy z ciasta kuleczki, które zgniatamy na płasko i kładziemy na matę silikonową do pieczenia albo blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Zostawiamy odstęp pomiędzy ciasteczkami, ponieważ podczas pieczenia rosną. Wielkość ciasteczek zależy od naszych upodobań – można ulepić wielkości orzecha laskowego, włoskiego lub większe. W zależności od wielkości z podanej porcji ciasta wyjdzie nam zatem 20-40 ciasteczek.
- Pieczemy 15 – 30 minut w temp. 150-160 stopni (ja piekłam z termoobiegiem). Czas pieczenia zależy od wielkości naszych ciasteczek (im mniejsze tym upieką się szybciej) oraz żądanego stopnia chrupkości. Prawidłowo ciasteczka powinny być chrupkie na zewnątrz i nieco bardziej miękkie w środku.
Nie pytajcie jak długo można amaretti przechowywać. Z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa już drugiego dnia będzie po nich – i to nie dlatego, że się zepsują, ale dlatego, że zostaną w tempie ekspresowym z radością pochłonięte przez zachwyconych członków rodziny i naszych gości! 🙂
Smacznego!
Aktualizacja!
Na prośbę czytelników – oto kolejny, poszerzony, znacznie obszerniejszy od pierwszego, zbiór moich ulubionych zdrowych przepisów, sprawdzonych przeze mnie i stosowanych w moim codziennym żywieniu (soki, szejki, sałatki, zupy, warzywne dania na ciepło, desery bez cukru, lody, sosy i dressingi itd.) wraz z małymi sekretami mojej kuchni.
Najnowsze wydanie Anno Domini 2021!
Moje zdrowe przepisy nie zawierają białej mąki, białego cukru, nadmiaru soli i nadmiernej ilości dodanego tłuszczu i cukrów prostych tam gdzie to zbyteczne.
Nie zawierają mleka krowiego ani pszenicy (tam gdzie to możliwe stosuję ziarna bezglutenowe lub niskoglutenowe).
Potrawy nadają się dla całej rodziny, w tym również dla dzieci w wieku szkolnym. Oparte są w dużej mierze na filozofii nutritariańskiej (czerpania maksimum korzyści zdrowotnych z każdej spożywanej kalorii).
Ponieważ sama jestem mamą pracującą i nie mam czasu na długie przebywanie w kuchni, wszystkie moje przepisy kulinarne są niezmiernie szybkie i łatwe do wykonania, czas wykonania (czasowego osobistego zaangażowania w kuchenne prace) większości z nich nie przekracza kwadransa.
Opracowanie „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej” w formie e-booka (książki elektronicznej) zawiera 99 przepisów podzielonych na 10 rozdziałów.
Oto co się w nich znajduje:
– Moja spiżarnia
– Śniadania
– Sałatki
– Zupy
– Dania na ciepło
– Sosy i dressingi
– Dodatki i przekąski
– Świeżo wyciskane soki
– Koktajle (smoothies)
– Desery i lody
Smacznego! 🙂
Cena opracowania to 37,00 zł.
Jak zapłacić za opracowanie? Można zrobić to na 4 sposoby:
1. Zamówienia na e-booka można składać klikając tutaj [klik] – po włożeniu produktu do koszyka dostępne formy płatności to przelew bankowy, PayPal lub płatność online (kartą, przelewem elektronicznym). Ważne! Jeśli masz adres e-mail w domenie yahoo, to podaj proszę adres do wysyłki pliku w jakiejkolwiek innej domenie, ponieważ yahoo nie dostarcza wiadomości z załącznikami i wracają one do mnie z powrotem jako niedostarczone!
2. NAJSZYBCIEJ: Zapłać szybko i bez wypełniania długich formularzy online poprzez bezpieczną platformę płatniczą Dotpay – szybkim przelewem elektronicznym lub kartą płatniczą klikając tutaj (wpisz proszę w okienku ID sprzedawcy 33105, wpisz kwotę 37,00 zł oraz opis transakcji „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”, plik z materiałami zostanie wysłany na adres e-mail wpisany przez Ciebie podczas dokonywania płatności. Dostęp do pliku zostanie wysłany na Twój adres e-mail w ciągu 24 godzin po zaksięgowaniu wpłaty.
3. ALBO: Zapłać klasycznym przelewem na konto autorki: Marlena Bhandari
50102055581111151408300033 wpisując w tytule przelewu nazwę pliku „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej” oraz (koniecznie!) Twój adres mailowy na jaki mam Ci wysłać plik. Dostęp do pliku zostanie wysłany na Twój adres e-mail w ciągu 24 godzin po zaksięgowaniu wpłaty.
4. ALBO: Zapłać PayPalem, wysyłając należność ze swojego konta PayPal na adres mailowy kontakt[małpa]AkademiaWitalnosci.pl, kwota transakcji 37,00 zł, opis transakcji „99 przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”.
Opracowanie niniejsze w formie pliku elektronicznego (e-booka) w formacie PDF zostanie wysłane na Twój adres mailowy. Jeśli chcesz możesz wydrukować treść pliku na swojej drukarce – bowiem plik elektroniczny nie jest wysyłany w formie papierowej.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Anna Beata napisał(a):
Ojej… co za przepis… Pyszności. Uwielbiam ciasteczka amaretti. Wprawdzie jadłam tylko te sklepowe (we Włoszech też) ale myślę, że z tego przepisu będą smakować nieziemsko. Dzięki Marlena :). Na razie jestem 8my dzień na poście Daniela więc są te ciasteczka nie dla mnie jeszcze 😉
user1 napisał(a):
Biorąc pod uwagę stosunkowo wysoką zawartość tłuszczów w migdałach i białkach jaj, lepszy byłby ksylitol/erytrytol niż cukier kokosowy. Zawsze jest ten dylemat – robić słodycze typu tłuszczowego czy typu węglowodanowego (żeby nie było złych połączeń pokarmowych): jeśli daktyle/rodzynki to nie orzechy/nasiona, jeśli mąka to nie jaja, jeśli miód to nie tłuszcz itd. Warto by pod tym względem zaktualizować wspomniane opracowanie (o ile jeszcze to nie nastąpiło) 🙂
P. S. W tym przepisie akurat nie występuje, ale – często przedstawiany jako zdrowy – tłuszcz kokosowy zwiększa ilość przeciwciał Th2 i może powodować alergie (zob. „How MCT Oil Makes You Allergic to Foods (Relevant to Th2 Dominant)”). Jak ktoś ma przewagę Th1 to raczej nie ma problemu, ale dla np. alergików lepsze do robienia ciast czy słodyczy byłoby np. ekologiczne masło klarowane.
Marlena napisał(a):
Ja myślę, że z okazji świąt możemy sobie tymi proporcjami nie zaprzątać głowy. Od tego są święta, by się nimi cieszyć, tym magicznym czasem spędzanym z naszymi bliskimi, a nie stosunkiem tłuszczu do reszty, tym bardziej gdy tłuszcz ten pochodzi z naturalnego daru ziemi i jest odpowiednio zrównoważony w związku z tym odpowiednią ilością błonnika.
Nieświąteczna napisał(a):
Droga Pani Marleno. Ciasteczka owszem, jak wszystko co Pani umieszcza na swoim blogu, rewelacyjne! Zawsze oczekuje na newsy i czytam od razu. Dziękuję, że Pani zechciala się tym całym zdrowiem zająć w ogole i w szczegole.Przypominam sobie jednak niegdysiejszy Pani wpis o tym jak jesteśmy jako ludzie nabijani w balona informacjami dotyczącymi zdrowych dla nas produktów, np. o mleku pasteryzowanym, szczepionkach, mięsie, lekach…jakie to konieczne dla nas…jak to mowia laicy co sie na zdrowym jedzeniu nie znaja. Dziękuję, że otworzyła mi Pani oczy na ten cały system spożywczo-przemyslowy. Przyznam jednak ze nie brakowało mi ciekawości i chęci do zmian na lepsze. Początkowo nie szło łatwo ale uczę się zdrowo odżywiać i zdrowo żyć w ogóle. Przy tej świetnej okazji jednak chciałabym zwrócić Pani uwagę na jeszcze jeden aspekt oszustwa, jakie pewien „biznes” nam serwuje. Amaretti są świetne, ale czemu zaraz świąteczne? I właściwie to o jakie święto tu się rozchodzi? Przecież nie o narodziny Chrystusa, bo data narodzin Pana się przecież, jakby na sile nie da zmienic- nie zgadza… Gwiazdka? Ewangelia Łukasza co prawda mówi o gwieździe, ale ona nie była przecież od Boga. No i cały ten orszak choinkowo-prezentowo- mikołajowo itd każdy wie, co to w ogóle ma wspólnego z Chrystusem? Czy nas tu ktoś nie próbuje oszukać i wyrwać nam naszych pieniedzy z okazji świąt ,o których nie ma słowa w ewangeliach? I , co jeszcze bardziej przerażające, czy ktoś nie zarabia na naszym naszym zdrowiu duchowym, albo raczej chorobie duchowej? Jest Pani inteligentną osobą i zapraszam do przyjrzenia się całej otoczce tych Świąt, a przede wszystkim ich źródlom poganskimi i porównaniu tego z prawdziwymi naukami o Chrystusie, zawartymi w najmądrzejszej Księdze od Boga.
Marlena napisał(a):
Jakoś chciano uświętować Narodzenie Pańskie, więc przyjęto datę umowną, symboliczną (dokładnej daty urodzin Jezusa nie znamy, choć niektóre źródła historyczne wskazują na datę ok. 25 grudnia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bo%C5%BCe_Narodzenie). Jest to data jednocześnie świąt istniejących w wierzeniach pogańskich (było to chrześcijańską odpowiedzią na kult pogański, przez co od tej pory przestały te święta być jedynie pogańskie, a zyskały nowe znaczenie: stały się chrześcijańskie – dla chrześcijan, rzecz jasna).
Faktem jest, że zarówno Boże Narodzenie jak i Wielkanoc współcześnie zostały odarte z aury mistycznej, przekaz nauk Chrystusa się w tym wszystkim zagubił, a została komercha i przyziemność – kolorowe jarmarki zamiast duchowych uniesień. Wszystko jednak zależy od tego jak kto te symboliczne święta przeżywa: czy tylko jako okazję do zakupowego szału i niepohamowanego obżarstwa/opilstwa (pogańskie bachanalia), czy też jako np. okazję do refleksji, spotkań z bliskimi, pojednania z wrogami, wspomożenia potrzebujących itd. To zależy kto ma co w głowie, a jak w głowie to i w sercu: „Z całą pilnością strzeż swego serca, bowiem życie TAM ma swoje źródło”. Nasze życie (w tym przeżywanie świąt) jest odzwierciedleniem tego, co nosimy w sercu.
beata napisał(a):
Pani Marleno
mam pytanie z innej dziedziny. Będę kupować dyfuzor do aromaterapii – zachęcona artykułem o olejkach eterycznych. Bardzo proszę o pomoc. Ewentualnie wskazanie na rodzaj , typ dyfuzora.
Bardzo dziękuję za pomoc.
Na święta Bożego Narodzenia dużo pokoju,miłości , radości i nadziei na spokojną przyszłość.
Beata
Marlena napisał(a):
Szukaj urządzenia o nazwie „dyfuzor ultradźwiękowy”. Ja mam z firmy BEURER, mogę polecić – już drugi rok śmiga bez zarzutu.
Wzajemnie wszystkiego najpiękniejszego, dużo zdrowia, radości i miłości dla Ciebie i dla Twoich bliskich! 🙂
Axel Tulup napisał(a):
Do AROMATERAPII skuteczniejszym narzędziem od dyfuzorów ultradźwiękowych są dyfuzory mechaniczne i aerodynamiczne. Otóż w trakcie rozbijania cząsteczek ultradźwięki inicjują reakcje powodujące, że to co wychodzi z dyfuzora nie jest już tym samym co do niego wlaliśmy. Olejki tracą swoje lecznicze właściwości po potraktowaniu ich ultradźwiękami, choć nadal ładnie pachną.
Marlena napisał(a):
Szczerze mówiąc aromaterapeuta dr Zielinski (którego wiedzę niezwykle sobie cenię) nic na ten temat nie pisze, sam zresztą używa ultradźwiękowych dyfuzorów w celach leczniczych.
RozanielOna napisał(a):
Zgadzam się z User. Marleno jeśli mamy sobie nie zaprzątać głowy to nie zaprzątajmy jej wcale ani na co dzień ani od święta, skoro to bez znaczenia. To może zjedzmy w te święta posiłek który Ty określasz jako tradycyjny, stos kanapek z białego pieczywa z pyszną margarynką i wędlinką, nasmażmy schabowych w panierce najlepiej na oleju roślinnym, do tego ziemniaczki polane tłuszczykiem albo sosikiem, zupka z zasmażką z mąki i śmietany homogenizowanej. No i konieczne dużo smacznej vegety z glutaminiankiem, bo to wszak święta i smak musi być 😀 A na deser żelki, cukierki i ciasteczka z dużą ilością cukru i oleju palmowego on przecież też jest naturalny, pochodzi z buraków 🙂 No chyba że bardziej będzie nam po drodze z syropkiem fruktozowo-glukozowym i paroma spulchniaczami, wszak w święta należy odpocząć a nie stać na kuchni więc kupmy wszystko w sklepie, najlepiej w hipermarkecie, przy okazji możemy wziąć jakiegoś kurczaka z promocji albo pudło jaj z klatkowego chowu aby mieć na kolejny dzień do jajecznicy na boczku. Ach niech żyją święta Marlenko. Żadnej kapusty, żadnej sałaty, tylko chipsy, fryty i majonez. Jak ja się cieszę 🙂
Marlena napisał(a):
Cóż, moje święta wyglądają całkiem inaczej, ale jeśli Ty nie możesz doczekać się świąt w opisanym przez Ciebie wydaniu (typu: na złość babci odmrożę sobie uszy!), to Twoja wolna wola – mnie nic do tego. 😉
Życzę Ci jasnych, radosnych i wypełnionych miłością (do siebie i do innych) Świąt Bożego Narodzenia!
Aneta napisał(a):
Pani Marleno,
Pytanie z innej beczki. Od dawna mnie nurtuje (z racji posiadania maluchów) co Pani sądzi na temat mleka modyfikowanego. Wiadomo, pozyskiwane z mleka krowiego i w dodatku WYSOCE przetworzone…. Czy to może być zdrowe i dobre dla tak małego człowieka (w zasadzie jako jedyny pokarm – przynajmniej na początku)?
Dorota napisał(a):
Proszę o radę jakie żarówki będą najlepsze dla naszego zdrowia? Pewnie te dawniejsze(nie świetlówki i ledy)..
Ela napisał(a):
Świetlówka zawiera w bańce rtęć. Rozbitą należy sprzątać przy otwartych oknach do szczelnego pojemnika, oczywiście w rękawiczkach i najlepiej nie oddychając 🙁 , tak jak i rozbity termometr.
Świetlówka rozgrzana, świecąca w momencie rozbicia jest zagrożeniem dla zdrowia i życia. Widziałam film dokumentalny, w którym rodzina opowiadała o takim wypadku (ot lampa się przewróciła – takie niby nic). Dzieci i rodzice (ale dzieci szczególnie) zatruli się rtęcią z jednej jedynej (!) świetlówki, tak bardzo, że wystąpiły u nich poważne objawy neurologiczne.
A w sumie to boję się wchodzić do sklepu w mojej okolicy, bo przy wejściu stoi pojemnik na zużyte świetlówki, a ludzie nawet nie próbują niczym zabezpieczyć wyrzucanych świetlówek przed rozbiciem. Błagam wszystkich – trzeba zachować pudełka lub wkładać do tych, które właśnie wzięliśmy na wymianę. A tak w ogóle to ja jeszcze użytkuję świetlówki, które mam w domu, ale już nigdy przenigdy nie kupię nowej.
Regina napisał(a):
Marleno Kochana. Często zaglądam na Twój blog, bardzo ciekawe artykuły piszesz. A przede wszystkim Twoje pisanie i Twoja polszczyzna są piękne i poprawne. Z przyjemnością czytam te złożone zdania i dziękuję Ci za staranność w tym zakresie, bo dzisiaj to rzadkość. Piszę jednak nie tylko po to, żeby Ci nasłodzić 🙂 , ale chciałam naskarżyć, że nie mogę czytać Twojego blogu z tabletu. Wchodzę na niego (nie na smartfon, na blog :)) ale nie otwierają się żadne artykuły. Nie jestem mocna w sprawach informatycznych, może coś robię źle, ale na stacjonarnym komputerze wszystko ładnie śmiga (na komórce nie sprawdzałam). Zależy mi bardzo na tablecie, bo biorę go sobie do łóżka przed snem, komórka za mała, a stacjonarny niewygodny 🙂 :). Proszę, interweniuj!
Marlena napisał(a):
Regino, u mnie na tablecie witryna działa poprawnie, artykuły się otwierają. Sprawdź proszę jeszcze raz.
Regina napisał(a):
Piszę ponownie odnośnie tego, że nie mogę czytać Twoich postów z tabletu. Otóż przypadkiem odkryłam, że widzę całe artykuły tylko wtedy, gdy mój tablet jest przewrócony na pionowo. Gdy jest poziomo, tak jak lubię, to wtedy ich niema. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak jest. Mój syn, który o wiele bardziej jest biegły w”tych” sprawach powiedział, że coś musiało być zmienione przez informatyka. Znaczy Twojego, Marleno, informatyka. Bo przecież przed kilkoma tygodniami było u mnie na tablecie wszystko w porządku. Jeśli nie będzie można nic z tym problemem zrobić, to trudno, będę czytała pionowo. Niezależnie od pozycji Twojego bloga warto czytać. Trzymaj się 🙂 .
Marlena napisał(a):
Trudno powiedzieć co jest nie tak, bo u mnie wyświetla się wszystko poprawnie na tablecie – zarówno pionowo jak i poziomo. Niestety nie mam pojęcia w czym może tkwić problem. W każdym razie zgłoszę informatykowi.
Anna Beata napisał(a):
Witam.
Marlena chciałam napisać pewną dygresję… Odwołujesz się dość często do Wikipedii. Z własnego doświadczenia wiem, że może to być źdódło informacji jednak ani na polskich uczelniach, na które ja uczęszczałam, and na brytyjskich na jakie uczęszczałam, nie jest w żaden spsob dopuszczalne aby używać jej jako referencji. Tworzą ją ochotnicy nie zawsze podając zgodne z prawdą lub sprawdzone/ dowiedzone informacje. Zresztą poniżej jest wklejony fragment właśnie z Wikipedii on niej samej:
'Wikipedia – wielojęzyczna encyklopedia internetowa działająca w oparciu o zasadę otwartej treści. Funkcjonuje wykorzystując oprogramowanie MediaWiki (haw. wiki – „szybko”, „prędko”), wywodzące się z koncepcji WikiWikiWeb, umożliwiające edycję każdemu użytkownikowi odwiedzającemu stronę i aktualizację jej treści w czasie rzeczywistym[2].’
Jeśli ktos ciekawy, może sobie doczytać więcej.
Marleno, w żaden sposób nie chciałam być zrozumiana iż usiłuję Cię krytykować. Zbyt cenię Twojego bloga i Twoją pracę tutaj włożoną. Chciałam się tylko podzielić osobistymi odczuciami i tym co przekazali mi nauczyciele na studiach.
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Do Wikipedii odwołuję się głównie gdy chcę by użytkownik zrozumiał lub przypomniał sobie jakąś podstawową definicję – coś czego dawno temu uczyliśmy się w szkole, ale mogliśmy zapomnieć. Jednak Wikipedii jako branego na poważnie źródła wiedzy nie polecam ogólnie rzecz biorąc, ponieważ w wielu wypadkach jest narażona na stronniczość adminów – co bardzo wyraźnie widać gdy pewne hasła (np. dotyczące żywienia i diet) porównamy w kilku językach. Ubaw po pachy gwarantowany! 🙂
Lukasz napisał(a):
Droga Marleno!
Kupiłem krzemień i zamierzam regularnie robić i pić wodę krzemową. Co sądzisz o wodzie krzemowej? Stosujesz? Zależy mi na Twojej odpowiedzi 🙂
Szczęśliwego nowego roku!
Marlena napisał(a):
Owszem, mam w domu kamienie krzemowe, wody tej używam do celów spożywczych i kulinarnych.
Wzajemnie życzę najpiękniejszego Nowego Roku dla Ciebie i Twoich bliskich! 🙂
Marzena napisał(a):
Mam pewną wątpliwość choć nie wiem czy słusznie. Czy skoro oleje tłoczone z migdałów,siemienia ,czarnuszki i innych nasion poleca się nam spożywać na zimno bez podgrzewania to czy te nasiona powinno się poddawać działaniu wysokiej temperatury piekarnika np. ? W sumie to te same tłuszcze tylko nie wyciśnięte jakby nie było.
Marlena napisał(a):
Olej to tłuszcz izolowany. Zachowuje się całkiem inaczej niż pokarm całościowy z którego powstał. Nie polecam spożywania olejów (podgrzanych lub nie) podobnie jak nie polecam stosowania stołowego cukru (izolatu węglowodanowego). To nie są pokarmy naturalne. Ich używanie powinno być ograniczone do zastosowań terapeutycznych, lecz na co dzień jedzmy pokarmy w postaci możliwie jak najbardziej naturalnej i nieprzetworzonej/nieoczyszczonej.
Joasia napisał(a):
A ja postaram się pić częściej niż w Wigiljęę kompot z dodatkiem cynamonu, goździków, i gałki muszkatałowej – ponieważ mam zamiar dbać o zdrowie nie tylko od święta.
Marlena napisał(a):
Brawo, Joasiu! 🙂
Wojtek napisał(a):
Chciałbym używać szarego mydła, ale takiego jak było zawsze w domach naszych babć. Gdzie szukać takiego mydła? Po czym je poznać? Z góry serdecznie dziękuję za poradę
Wojtek
Marlena napisał(a):
Trzeba czytać skład: tradycyjne szare mydło to mydło potasowe (miękkie w kontakcie z wodą) a nie sodowe, na bazie oliwy z oliwek lub innego roślinnego tłuszczu zamiast zwierzęcego łoju – takim mydłem jest na przykład mydło marsylskie : https://pl.wikipedia.org/wiki/Szare_myd%C5%82o
Aneta napisał(a):
Witam
Dlaczego mój post nie doczekał się odpowiedzi?
Marlena napisał(a):
Twoje zapytanie już zawierało odpowiedź – wyczułaś ją intuicyjnie i jest ona poprawna. Najlepszym pokarmem dla młodych jest mleko matki (tego samego gatunku), po cokolwiek innego można sięgnąć lecz robi się to tylko w razie ostateczności.
W kulturze zachodniej zamiennikami mleka są obecnie kupne przemysłowo produkowane mieszanki, ale np. w kulturze hawajskiej jest to rozwodniony wodą „poi” czyli lekko sfermentowana papka z rośliny o nazwie kolokazja jadalna, inaczej taro https://pl.wikipedia.org/wiki/Kolokazja_jadalna. Na kolokazji wychowało się sporo hawajczyków, których matki z takich lub innych względów nie mogły karmić ich własnym mlekiem: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1482315/
Z kolei Charlotte Gerson opowiadała w którymś z wywiadów, że przed wojną gdy matka nie miała pokarmu lub umarła przy porodzie (rzecz częsta w dawnych czasach) to dzieci chowały się na świeżo wyciskanym soku marchwiowym wyrastając na zdrowe osoby. Oczywiście najbogatsi mogli sobie pozwolić na tzw. mamkę (płatną zastępczą matkę karmiącą, często kobietę z „ludu”, która akurat urodziła i mając mleko karmiła dziecko swoje i cudze https://pl.wikipedia.org/wiki/Mamka).
Mati napisał(a):
Mam pewne refleksje odnośnie p. Jerzego Zięby. Porównuje, analizuje, przestudiowuje po kolei wszystkie argumenty za i przeciw, oglądam sklepik p. Zięby i Akademi Witalności i nasuwają mi się jedynie takie wnioski: Najnowszy produkt p. Jerzego Zięby, ekologiczna pszenica a raczej jej pędy lub jęczmień kosztuje 125 zł za 500 GRAM…. Z czego będziemy mieli 400 ml soku. To jest nieprzetworzony produkt finalny sprzedawany przez p. Ziębę. Biorąc pod uwagę całość i dodatkowo też sposób prezentowania rozwiązań na trapiące nas problemy i zalecenia dietetyczne nasuwa mi sie tylko jeden wniosek. Zięba próbuje przekształcić system farmaceutyczny, wyciąga do niego rękę po co? Po to by de facto poprawić stan zdrowia ludzi. Jak? Wręcz nakłaniając ich do wieloletniej suplementacji, leczenia w nieskończoność megadawkami witamin, które można zastąpić z powodzeniem warzywami itd. Wszystko ma być niezmiernie kosztowne po to by po pierwsze można było nadal na tym zarabiać, po drugie aby dostęp był ograniczony i niemożliwy do refundowania przez jakikolwiek system opieki zdrowotnej co pogodzi dwa cele farmaceutyki znanej nam dzisiaj, redukcja liczby ludności i zwiększanie zysków. Kto chce być zdrowy musi mieć pieniądze, duze pieniądze. Do czego to prowadzi? Do redukcji ubóstwa. Niestety można mnie tu wysmiać, ale J. Zięba jest mocno promowany w mediach, ma wielu ślepych wyznawców gotowych zabić za swojego guru, jego wyśmiewanie jest nader kontrolowane by nie zrazić ludzi do niego, a tymczasem jego wieloletni pobyt za granicą wielokrotne podróże do stanów, majątek, którego nie wiemy jak sie dorobił, nie wiemy dla kogo pracuje. Moim zdaniem jak stare powiedzenie brzmi: po owocach ich poznacie. Zawyżone ceny produktów, wręcz nieprzyzwoicie wysoki dochód z tego co Pan Zięba oferuje w swoim sklepie, ja rozumiem, że dochód po części idzie na jego fundację Polacy dla Polaków no ale ludzie, jest granica gdzieś.
Marlena napisał(a):
Mati, ja myślę, że choćby ceny w sklepiku J.Z. były nie wiem jak wysokie, to i tak zawsze się znajdzie jakaś grupa klientów skłonna skorzystać z jego oferty. Piszesz, że jest to osoba promowana w mediach, a ja z kolei mam wrażenie, że on sam ma trudne do powstrzymania parcie na szkło (syndrom celebryty). Mnie nie niepokoją więc ceny w jego sklepiku ani do kieszeni mu zaglądać nie zamierzam (pieniądze same w sobie nie są źródłem zła czy rzeczą brudną, one są tylko energią). Bardziej niepokoi mnie tworzenie kultu ślepych wyznawców wokół jego osoby – tak jak napisałeś. Dostałam pod choinkę jego książkę „Ukryte terapie 2”. Większość stron tej książki zajmują utyskiwania na „hejterstwo” (często wraz z detalicznymi opisami) z jakim J.Z. musi się ponoć niemal każdego dnia zmagać oraz… wylewające się na karty książki zwrotne „hejterstwo” (ogrom treści, która nie wnosi niczego zbyt nowego do dyskusji, ale za to z pewnością podniesie ciśnienie i poziom gniewu czytającym) uskuteczniane przez J.Z. osobiście (cóż, wszechświat funkcjonuje w taki sposób, że to z czym się walczy ulega zawsze wzmocnieniu i prędzej czy później wraca niczym bumerang). Podczas lektury moja intuicja podpowiadała mi ponadto, że pewne ustępy książki zostały jakby… napisane przez ghostwritera (prezentowały zupełnie inny rodzaj energii). Być może J.Z. jest tak jak sugerujesz kontrolowaną marionetką w czyichś rękach, szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nad tym. Oby nie!
Lukasz napisał(a):
Marleno pomyśl proszę nad założnieniem forum! 🙂
Może być to ciekawe miejsce wymiany poglądów na tematy żywieniowe 🙂
Marlena napisał(a):
Każde forum potrzebuje admina czuwającego nad forum. Nie dam jednak rady czasowo aby opiekować się forum.
Lukasz napisał(a):
Wiesz… nie zawsze administratorem forum musi być jego właściciel 🙂
Piotr napisał(a):
Zamknięty jest wątek o cynku i miedzi dlatego zapytuję w tym temacie. Z badania pierwiastkowego włosa wyszło, że mam za duży stosunek cynku do miedzi, bo wynosi on ponad 18 a powinien być w gracach 8. Co Pani poleca jeść żeby podnieść poziom miedzi? Czy wątróbki cielęce, czy może coś innego? Roślin strączkowych nie mogę jeść, bo mam problemy z ich trawieniem.
Marlena napisał(a):
Dobrymi źródłami miedzi są warzywa zielonolistne (szpinak, jarmuż, szparagi, botwina), orzechy (laskowe, nerkowce, włoskie), grzyby (pieczarki, shiitake) i nasiona (sezam, słonecznik, kakao, fasole i soczewice).
Ewa napisał(a):
Marleno, dzięki Tobie wprowadzamy w życie mojej rodziny coraz to zdrowsze rozwiązania. Między innymi kupiliśmy wyciskarkę wolnoobrotową i pomoc przy robieniu świeżych soków jest dla naszych dzieci (3,5 roku i 1,5 roku) wielką frajdą, a picie jeszcze bardziej! Jedyne co nas boli to duże ilości marnowanej pulpy. Czy opracował ktoś np. przepis na placek marchewkowy z pulpy marchewkowej, bo myślę, że zwykły przepis może się tu nie sprawdzić?
Maria K. napisał(a):
Pulpę po wycisnieciu soku kiszę. Dodaję odrobinę soli, można czosnek i inne przyprawy. Potem zlewam do szklanych butelek i piję kiedy chcę.Pychotka 🙂
Grześ napisał(a):
Co do forum Marleno to na każdym takim są Moderatorzy, Graficy, Technicy, którzy od czasu do czasu właśnie ze względu na ilość ich mają czas moderować, serwisować itd. Tak każde forum działa, że wybiera Administrator sobie współpracowników. Pomyśl nad tym.
Jeżeli chodzi o Ukryte Terapie 2, to nie czytałem. Czytałem część pierwszą no i zrobiła dobre wrażenie na mnie ilością przypisów, ale to jest cały czas pomijanie żywienia i pomoc doraźna, gdy szlaki metaboliczne są przerwane i organizm nie działa na optimum więc potrzebuje megadawek niektórych witamin aby przywrócić normalność. Chyba nie jest normalnym przyjmowanie 50 gram witaminy C dziennie, skoro organizm może spokojnie funkcjonować przy 1 gramie jeżeli jest zdrowy, a natura nie przewidziała zjadania 30 kg pomarańczy, czyli takie megadawki można stosować w stanach ostrych wręcz agonalnych moim zdaniem. Zięba idzie w złą stronę doszukując się wszystkiego w brakach witamin, nie mówiąc o tym dlaczego te braki są. Jeden z jego wykładów o tym jak to sie wizualizacją leczy albo gada do wody żeby była dobra czy usiłuje wyjaśnić, że stół który widzimy tak na prawde nie istnieje albo słowo napisane na kartce, którego nie widzimy emanuje złą energią…. Ludzie… Staruszek ma coś nie tak.
Aneta napisał(a):
Bardzo dziękuję za odpowiedź. 😊 Do roku karmilam synka, a później Przerzuciłam się na mm.Ale nie bylam przekonana. Obecnie dokladam troszkę mm do kasz dla smaku i zwiększenia kaloryczności (synek chudzina- jest w 3 centylu). Czy ma Pani jakiś pomysł na smaczną kaszkę? Bo owsianka na samej wodzie raczej jest niespecjalna 😉 kaszki robię na amarantusie, kaszy manny, platki owsiane, jaglana,orkiszowe…itp Co można dodać żeby byly smaczne i bardziej kaloryczne? Z góry dziękuję za pomysły. 😊
Marlena napisał(a):
Dziecku po roku można już dawać sporo różności. Owsianka, quinoa czy jaglanka niekoniecznie musi być na samej wodzie, można dodać mleka roślinnego (migdałowe, kokosowe, konopne, ryżowe, orzechowe, mieszane – jakie kto lubi), dorzucić w sporej ilości owoce (świeże lub poza sezonem mrożone), dodać trochę karobu dla zmiany smaku i koloru, wierzch posypać dekoracyjnie odrobiną wiórków kokosowych lub zmielonych orzechów, ozdobić kleksem z melasy lub miodu itd. Nie dawaj dziecku niesmacznej i nieapetycznie wyglądającej ponurej brei kaszowej, której sama byś nie zjadła 😉 To musi być smaczne, miło pachnące i dobrze wyglądać, aż się dziecku same będą oczy śmiały do takiego jedzenia 🙂
Janka napisał(a):
Witam wszystkich..mam pytanie odnośnie ssania oleju ..Czy ma przy tym znaczenie żeby olej był nierafinowany ?? bo po ssaniu sie go wypluwa zatem czy może być to zwykły słonecznikowy ?
Janka napisał(a):
Marleno pilnie potrzebuję książkę R CH Dobre bakterie oraz olejek różany …kiedy można się spodziewać że będą ?
Ewa napisał(a):
W największej księgarni internetowej jest cały czas dostępna książka „Dobre bakterie” z 30% zniżką.
Justyna napisał(a):
Witam, mam pytanko odnośnie hodowania kiełków w domu. Czy wysiewanie nasion typu rzeżucha albo siemię lniane (wydzielających śluz) na warstwie waty albo ligniny to dobry pomysł? Czy roślinki nie wchłoną z nich jakichś szkodliwych substancji?
Marlena napisał(a):
Trudno powiedzieć, ja do kiełkowania tego typu nasion dostałam kiedyś w prezencie taki talerzyk ceramiczny z nakładką ze stalowej drobnej siateczki – bardzo praktyczne to jest.
Magda napisał(a):
Nie ten post, ale też o treści ciasteczkowej. A mianowicie chodzi mi o przeciwzmarszczkowe pierniczki. Zrobiłam je na Święta wg przepisu i niestety muszę stwierdzić, że pierniczki były zjadliwe tylko tuż po upieczeniu. Gdy wystygły, zrobiły się jak kamyczki. Ciasto surowe było przepyszne i powtórzę je bez pieczenia jako kuleczki pierniczkowe obtaczane np. w kakao lub mielonych migdałach itp.
Moje pytanie do Ciebie, czy Twoje pierniczki dało się bez podrażnienia zębów jeść po ostygnięciu? 😀 Od czego to mogło być zależne?
Pozdrawiam ciepło!
Marlena napisał(a):
Tuż po upieczeniu pierniczki z mojego przepisu nie są zbyt mocno chrupiące, nabierają chrupkości podczas przechowywania. Taka jednym słowem uroda tych ciasteczek, choć wpływ na twardość ma też zapewne czas i temperatura pieczenia, które trzeba dopasować do swojego piekarnika jak i do wielkości ciasteczek (małe pieczemy krócej, większe nieco dłużej) – warto zaglądać i sprawdzać.
Aneta napisał(a):
Pani Marleno. Dziękuję za wiele cennych wskazówek i inspiracji do”dobrej zmiany” 😉 na bieżąco pojawiają się natomiast u mnie pytania. I tym razem nurtuje mnie kwestia jedzenia warzyw i owoców zimą. Skoro mamy jeść zgodnie z Matką naturą, to duża część warzyw w naszym klimacie nie występuje naturalnie zimą (pomidory, czy większość zieleniny: Szpinak, Salata…) co więc jeść zimą?
Marlena napisał(a):
Mamy 2 wyjścia: przenieść się tam, gdzie dostęp do świeżych warzyw i owoców jest praktycznie całoroczny, albo pozwolić by te całorocznie uprawiane tamże warzywa i owoce przyjechały do nas (a dzięki rozwiniętej technologii dzieje się to nadzwyczaj szybko). Osobiście wybieram drugie rozwiązanie (oczywiście z rozsądkiem, bo np. pomidory bywają mało apetyczne w środku zimy, nawet te importowane z ciepłych klimatów). Nie mam problemu z jedzeniem szpinaku nawet zimą. Jarmuż można zbierać nawet spod śniegu, on się nie boi zimy, a nawet ma lepszy wtedy smak (mniej gorzki). Ponadto obficie korzystam z warzyw i owoców, które dobrze się zimą przechowują: korzeniowych, bulwiastych, cebulowych, strączkowych, krzyżowych (kapusta, brukselka), jabłek krajowych, cytrusy akurat teraz mają swój sezon zaledwie 2000 km od nas, uprawiam też własne brązowe pieczarki w kartonie, kiełki na parapecie i zioła w doniczce. Sięgam po zapasy zgromadzone latem (np. w formie warzyw i owoców suszonych, kiszonych i mrożonych). Dodatkowe antyutleniacze czerpię ponadto ze zwiększonej ilości mocnych przypraw, o wysokim wskaźniku ORAC (np. cynamon, imbir, kurkuma, goździki) – te przyprawy właśnie teraz smakują najlepiej. I aby do wiosny! 🙂
Kasia napisał(a):
Witam Pani Marleno! Na wstępie chce Pani bardzo podziękować za otworzenie mi oczu i uświadomienie sobie moich błędów zywieniowych-oby więcej takich ludzi!:) Przestawilam swoje myślenie i bardzo pilnuje tego co jem i mam w związku z tym pytanie: Zaczęłam jesc owsianke górska na wodzie na śniadanie i zaczęły dokuczac mi biegunki😕 czy jest to spowodowane nietolerancją i chorymi jelitami czy organizm się oczyszcza w ten sposób? Będę wdzięczna za odpowiedz😊 Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Nie wiem, musisz sprawdzić to empirycznie czyli odstawić produkt podejrzewany o robienie problemu i ponownie go włączyć obserwując co się dzieje dalej. Możliwe, że płatki owsiane organiczne nie robiłyby problemu. Konwencjonalne płatki mogą pochodzić ze zbiorów traktowanych glifosatem (Round-up) w celu desykacji, a ten działa jak antybiotyk (wymiata florę bakteryjną jelit), przez co mogą pojawić się biegunki (zjawisko znane jako biegunka poantybiotykowa).
moni napisał(a):
Pani Marleno wspomniała Pani że uprawia własne brązowe pieczarki też zamierzam je uprawiać ale gdzie kupić grzybnię i czy te brązowe są zdrowsze od białych czy po prostu takie Pani bardziej lubi?
Marlena napisał(a):
Moni, ja kupiłam grzybnię (gotowy zestaw do uprawy) na Allegro. Można uprawiać gdziekolwiek (balkon, garaż, piwnica), nie wymagają światła. Brązowe pieczarki są zdrowsze od białych, gęstsze odżywczo, tutaj pisałam o tym: https://akademiawitalnosci.pl/dieta-odzywcza-czyli-jaka/
Aneta napisał(a):
Jeszcze raz dziękuję! 😊 wspomina Pani o mrożeniu jako sposobie robienia zapasów na zime. Ja niestety mam malutka zamrażarkę 😞 na działeczce mamy brzoskwinki i malinki. Do tej pory je pasteryzowałam z dodatkiem cukru. Cukier niezdrowy, a pasteryzacja tez zabija witaminy. Jak więc zrobić z tymi brzoskwiniami, żeby mieć choć malutko ale swojego na zimę 😉?
Marlena napisał(a):
Można spróbować je ususzyć po usunięciu pestki (tak jak się suszy morele) je albo zrobić przetwory z ksylitolem. Maliny suszyć można śmiało.
Niestety każdy praktycznie rodzaj konserwacji żywności pociąga za sobą pewne straty wartości odżywczych, jeden w większym stopniu, a inny w nieco mniejszym. Najlepiej jest jadać rzecz jasna żywność świeżą, lecz w zimie nie zawsze jest to możliwe. Trzeba lubić to co się ma. 🙂
Gosia napisał(a):
Dzień dobry Pani Marleno,
Esencja waniliowy robi się już drugi tydzień. Chcę teraz zrobić migdałową ale nie doszukałam się informacji ile dokładnie dać zmielonych migdałów na cwiartke wódki i czy przed zmieleniem należy usunąć z nich skórkę?
Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam 🙂
Marlena napisał(a):
Na ćwiartkę starczy jakieś 10-12 szt. migdałów zmielonych blenderem na grubo (można posiekać jak nie mamy blendera), ze skórki najlepiej je obrać, bo jak nie to smak będzie nieco gorszy i kolorek taki żółtawy zamiast mlecznobiały. Można dodać 1-2 pestki moreli, przez co smak i zapach będzie bardziej migdałowy.
Marta napisał(a):
Pani Marleno, w jaki sposób Pani mieli migdały, czy w blenderze proficook? Próbowałam w nim mielić orzechy, ale bez płynu nie da rady, bo ostrze tknie najbliższe orzechy, a reszta osadza się na ściankach, a ostrze miele powietrze. Jaki ma Pani na to sposób?
Marlena napisał(a):
Nie, do mielenia takich rzeczy używam coś innego, mikser z Brauna, to musi być coś co ma ostrze w kształcie litery S. Blenderem Proficook tego nie zrobisz.
Ela napisał(a):
Marleno , czy pestki moreli są konieczne do tego przepisu i czy można je czymś zastąpić, czy do tych ciasteczek można wykorzystać pulpę migdałową po zrobieniu mleka migdałowego w wyciskarce czy będzie to za suche?
Marlena napisał(a):
Można pulpę wykorzystać jak najbardziej. Pestki moreli nie są konieczne, ale nadają wspaniały typowo migdałowy smak.
Marta napisał(a):
Pani Marleno, aby zrobić domową esencję migdałową czy należy zmielić migdały w skórce, czy bez skórki?
Marlena napisał(a):
Najlepiej skórki usunąć, bo esencja ma wtedy lepszy smak i aromat.