Powitajmy dziś w naszej Galerii Witalnych piękną kobietę – Lillian Muller. Urodziła się w norweskim miasteczku Grimstad 19 sierpnia 1951 roku. Jest jedną z niewielu Norweżek, które mogą się pochwalić, iż zrobiły karierę w Hollywood.
Szczytowe lata sławy Lillian przypadły na lata 70-te, kiedy to wygrywała konkursy piękności, występowała w video clipach razem z Rodem Stewartem i Van Halen, a także pozowała dla Playboya i grała w filmach. Dzisiaj ma 63 lata, dorosłą 23-letnią córkę i wiedzie spokojne życie w rodzimej Norwegii jako propagatorka zdrowego stylu życia.
W roku 2010 zdobyła pierwsze miejsce w konkursie na najseksowniejszą wegetariankę 50+ organizowanym przez PETA. W naszej Galerii Witalnych gościliśmy już jedną finalistkę tego konkursu, a była nią Mimi Kirk, witarianka.
A co jada Lillian Muller, że wygląda tak zdrowo i witalnie?
Otóż Lillian jada głównie surowe owoce, choć nie tylko. Sama siebie określa jednak jako frutariankę. Podobnie jak Mimi Kirk również Lillian przez pierwszy okres swojego życia była na „standardowej” diecie” czyli obfitującej głównie w pieczywo, mięso, nabiał i słodycze.
Ponieważ była dbającą o siebie modelką spożywała wówczas również dosyć dużo (jak jej się wtedy wydawało) warzyw i owoców.
Cierpiała wtedy jednak mimo to na anemię, migreny, stany depresyjne, rozkojarzenie, drażliwość i miała ciemne koła pod oczami, które z trudem musiała ukrywać pod grubą warstwą makijażu („efekt pandy” czyli zapadnięte ciemne koła pod oczami były również i moją udręką przez długie lata: bycie ich posiadaczką to wątpliwa przyjemność wielu współczesnych kobiet, choć także i mężczyznom problem ten nie jest obcy).
Na nieretuszowanych zdjęciach z młodości widać ten szczególny rodzaj zmęczenia na twarzy Lillian, pomimo jej młodego wieku nie wyglądała zbyt zdrowo ani też się zdrowo nie czuła:
Dzisiejsza Lillian a tamta – to jednak dwie różne osoby. Mając 27 lat Lillian w końcu powiedziała „dość!” i radykalnie z dnia na dzień zmieniła swoją dietę na 100% frutariańską. Nie jadła jednym słowem nic oprócz surowych owoców. Do woli czyli ad libitum, ale tylko owoce, nic więcej.
W ciągu dziewięciu miesięcy pozbyła się wszystkich swoich dolegliwości. Ciemne kręgi zniknęły spod oczu, a zagrażający urodziwej sylwetce cellulit przestał spędzać sen z powiek.
Po roku rygorystycznego stuprocentowego frutarianizmu nieznacznie rozszerzyła dietę, włączając do niej stopniowo pewne ilości również innych pokarmów.
Jak konkretnie wygląda dzisiaj menu Lillian Muller?
Jeśli czytaliście książkę „Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej” (autor Dan Buettner) to na takich właśnie zasadach jak u populacji długowiecznych oparta jest jej dieta.
Podstawa to dużo świeżych owoców i warzyw jadanych na surowo (jedynie niewielka część jej posiłków np. niektórych warzyw jest niekiedy delikatnie gotowana na parze), orzechy, nasiona, pełne ziarno i niewielka ilość nierafinowanej oliwy – pokarm jednym słowem w stanie nieprzetworzonym, czyli możliwie jak najbardziej naturalnym i zbliżonym do oryginału.
Lillian wyznaje zasadę „spiesz się powoli”. Bardzo dba to, aby unikać stresu i przygnębiających myśli, wychodzi z założenia (i słusznie), że nasze emocje i myśli również są częścią nas i tworzą nas w takim samym stopniu jak to co jemy.
Dzień Lillian rozpoczyna więc spokojnie, lubi o poranku trochę przez chwilę pomedytować lub zająć się literaturą, ciesząc się z przeżywania każdej chwili tu i teraz.
Na śniadanie najpierw duża szklanka czystej wody, następnie świeżo wyciskane soki oraz świeże owoce do woli, potem w ciągu dnia kolejna obfita porcja owoców oraz dodatkowo nasiona i orzechy.
Kolacja to hojna porcja sałatki z ulubionych warzyw doprawiona aromatycznym dressingiem z dobrej oliwy i jabłkowego lub balsamicznego octu domowej roboty, czasem warzywa na parze (pamiętajmy, że Lillian mieszka w chłodnej Norwegii), pieczone ziemniaki, brązowy ryż lub pełnoziarnisty chleb żytni na zakwasie albo inny produkt pełnoziarnisty, często z ziarna skiełkowanego.
W miarę możności Lillian preferuje pokarmy ekologiczne (organic), czyli jak my to mówimy „niepryskane”. Okazjonalnie Lillian zjada porcję dzikiego łososia.
Jak wspomniałam Lillian zajmowała się modelingiem i była w latach 70-tych „króliczkiem Playboya”. Jest tajemnicą poliszynela, że wydawcę czasopisma „Playboy”, Hugh Hefnera oraz Lillian Muller swego czasu łączył romantyczny związek.
Tak oto wyglądali gdy ze sobą chodzili oraz gdy spotkali się 30 lat później. Kogo dosięgnął proces starzenia, a kogo prawie wcale – to widać na pierwszy rzut oka (zwróćcie też przy okazji uwagę, że nawet bez ciężkiego makijażu Lillian jest piękna i ma nienaganną cerę):
Obecnie bardzo modna jest teza, iż „węglowodany są złe” a nawet wręcz szkodliwe dla człowieka (np. przyspieszają starzenie, powodują tycie czy karmią raka), że owoce są szkodliwe bo zawierają cukry, z których fruktoza to już w ogóle jest podobno czystym zabójstwem (czyżby? Czy Lillian wygląda na zombie?), a najbardziej promowanymi dietami są dzisiaj te oparte na mięsie lub tłuszczu (diety typu Paleo i im podobne).
A jaka jest prawda? Cóż – po owocach ich poznacie. 🙂
Jak widać na przykładzie Lillian Muller cukry zawarte w naturalnych pokarmach stworzonych ręką natury nie tylko zdrowiu i urodzie nie szkodzą, ale wręcz służą.
Podobnie jak służą one wszystkim długowiecznym społecznościom opisanym we wspomnianej książce Dana Buettnera. Służyły naszym przodkom i będą służyć dalej kolejnym pokoleniom.
Nie te cukry z torebki, nie z pudełka, nie z puszki, ale te z drzewa lub krzaka.
Ten (i tylko ten!) cukier można jak widać jeść ad libitum czyli do woli i odzyskać przy tym zdrowie i witalność dokładnie tak jak uczyniła to Lillian Muller.
Dokładnie tak jak uczyniłam to również ja. Uwielbiam owoce z wzajemnością i każdego roku nie mogę się doczekać sezonu na soczyste truskawki, czereśnie, borówki, agrest, porzeczki i wonne maliny, nic innego mogę wtedy nie jeść cały dniami.
No może jeszcze oprócz małosolnych ogórków, szparagów, bobu i zielonego groszku (choć to nie owoce), które również gdy tylko jest na nie sezon pochłaniam w ilościach „ad libitum”. I gdzie tutaj rzekoma „szkodliwość” węglowodanów i niszczycielskie działanie fruktozy? 😉
A zwróćcie jeszcze uwagę, że nie miałam przy tym tak jak Lillian komfortu korzystania z produktów organicznych, bo zwyczajnie nie miałam na początku do nich żadnego dostępu. Kupowałam wszystko normalnie w warzywniaku i płukałam moją dwustopniową metodą.
Nie wierzcie zatem nikomu, kto będzie chciał Wam wmówić, że dostępne w warzywniaku owoce i warzywa są dzisiaj „szkodliwe”, że jakoby przepełnione strasznie truciznami i powinniśmy ich w związku z tym jak ognia unikać, a zamiast tego kupować mięso, które podobno jest dużo „bezpieczniejsze” od owoców i warzyw. Ten ktoś zwyczajnie wciska Wam kit.
Gdyby nie te „normalne” owoce i warzywa ze zwykłego straganu, to nie byłabym tu gdzie jestem i nie powstałaby ta witryna. 🙂
A czy warto jeść owoce? Spójrzmy prawdzie w oczy: to nie od spożywania owoców człowiek się szybciej starzeje, więcej choruje i szybciej umiera, lecz od niedostatecznego spożywania owoców.
W ostatnim artykule pisałam o tym, że statystycznie przyczyną śmierci 4,9 miliona osób rocznie jest unikanie w diecie owoców, a nadciśnienie tętnicze u osób powyżej 59. roku życia obejmuje już ponad połowę populacji na naszej planecie. Lillian Muller zjada codziennie kilogramy owoców, ma 63 lata i nie ma nadciśnienia tętniczego ani żadnego innego problemu zdrowotnego.
Za to wygląda dużo bardziej witalnie i promienieje zdrowiem bardziej niż niejedna pani w jej wieku.
Niech żyją zatem dobre węglowodany czerpane prosto ze świeżych darów natury i niech żyje fruktoza (ale tylko ta jedzona razem z całym owocem)! 🙂
Ostatnio zalała mnie też fala pytań o kolagen, będący „rusztowaniem” dla większości tkanek naszego ciała. Otóż niektórzy ludzie są przekonani, iż wegetarianie z kolagenem mogą mieć problem, bo kolagen jakoby obowiązkowo musimy pozyskiwać z zewnątrz, najlepiej zjadając go w postaci gotowanych kurzych łapek lub świńskich nóżek, bo tak usłyszeli w telewizji internetowej.
Spójrzcie jednak tylko na Lillian Muller: nie jada „takich rzeczy”, a mimo to nie można powiedzieć aby jej brakowało czegokolwiek, a już na pewno nie kolagenu. Wręcz przeciwnie, ta kobieta tryska zdrowiem, pięknem i witalnością, propagując też zdrowy styl życia u siebie w kraju.
Jest najlepszą wizytówką, że to jak żyje i czym na co dzień odżywia swoje tkanki po prostu działa i sprawdza się w rzeczywistości (po owocach ich poznacie i to nie wtedy jak są młodzi, ale dopiero wtedy gdy przybędzie latek).
Wyjaśnijmy więc sobie przy tej okazji, bo czas obalić ten „internetowy mit”: kolagenu nie musisz zjadać, nie musisz wcale dostarczać go sobie z zewnątrz, zwyczajnie NIE MA takiej potrzeby, ponieważ mamy własną fabryczkę kolagenu już na stałe od urodzenia wbudowaną w nasze genialne ciała, która bez łaski produkuje go dla nas w ilości nam potrzebnej przez cały czas.
Nieprzerwanie więc trwa proces kolagenogenezy (tworzenia się kolagenu, przy czym oprócz dostawy aminokwasów niezbędna jest do tego procesu również witamina C), a jedyne co trzeba zrobić by proces ten zachodził sprawnie i zgodnie z naszymi oczekiwaniami, to dostarczać codziennie do swojej fabryczki właściwego budulca.
Nikt tego nie zrobi za Ciebie – to Ty jesteś jej właścicielem i jedyną osobą decyzyjną jesteś tutaj Ty (nie Twój lekarz, sąsiadka z trzeciego piętra ani pan z telewizji).
Lillian jak widać z pewnością dostarcza codziennie do swojej fabryczki tego właściwego surowca do produkcji swojego kolagenu – każda kobieta chciałaby mieć taką promienną prezencję i nienaganną sylwetkę mając na karku szósty krzyżyk. Poniżej sesja zdjęciowa w domu Lillian, dla norweskiego czasopisma „Dagbladet” z roku 2011:
Lillian nigdy nie miała operacji plastycznych, botoksów i tym podobnych. Używa od wielu lat tylko kosmetyki organiczne.
Oczywiście jest jeszcze jedna sprawa, którą należy podkreślić: Lillian nie unika ruchu. Lubi wędrówki, jazdę na rowerze i na rolkach oraz spacery. Ma oprócz tego wykupiony stały karnet w swoim lokalnym klubie fitness, do którego uczęszcza dwa lub trzy razy w tygodniu, na zajęcia trwające za każdym razem po 45 minut. Niby nie jest to może dużo ale… liczy się systematyczność.
Aby pięknie się starzeć należy jak widać połączyć ze sobą kilka czynników: właściwą dietę, aktywność fizyczną oraz pogodę ducha. O swoim starzeniu się pomyśleć warto zawczasu.
Jedzcie zatem codziennie dużo świeżych owoców (nie, nie są „szkodliwe”!) oraz warzyw, bądźcie aktywni i radujcie się życiem – tak jak czyni to piękna i witalna Lillian z dalekiej Norwegii! 🙂
Witryna Lillian: https://www.lillianmuller.com/
Profil Lillian na FB: https://www.facebook.com/lillianmullericon1
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Janusz napisał(a):
O.. Jestem pierwszy dzisiaj 🙂
Witaj Marleno
Tez czekam na lato, owoce i świeże warzywa. Tym bardziej, ze znalazłem gospodarstwo z eko uprawami 🙂
Mam pytanie w temacie zdrowego jedzonka a raczej picia: pisałaś onegdaj o czystku i jego zaletach. Chciałbym spytać o barwnik (żółty) w tej herbatce. Barwi szklankę z porcelany, kran i chyba przy okazji moje zęby… Czy jest jakaś metoda by uniknąć przebarwień na zębach przy piciu czystka? Bo pijam go od miesiąca 3 razy dziennie i moje białe zęby nie są już takie białe…
Pozdrawiam
J.
Marlena napisał(a):
Trudno mi coś doradzić, ja nie mam takich problemów z czystkiem czy z jakąkolwiek ziołową herbatką jaką pijam. A może spróbuj z dodatkiem odrobiny soku z cytryny?
Anoxi napisał(a):
A ja czytałam, że czystek jest dobry na…wybielanie zębów! [płucze się naparem] ;o
Iza napisał(a):
To prawda. U mnie też herbata z czystka barwi porcelanową filiżankę.
Ale inne herbaty ziołowe, które piję, też. Więc może to wina wody?
Magmarjo napisał(a):
Janusz spróbuj wyczyścić zęby sodą możesz zrobić pastę z 3% wodą utlenioną.
jola napisał(a):
pij przez słomkę.Zalecana jest też do picia kwaśnych soków ,aby nie uszkadzać szkliwa zębów
Dominika napisał(a):
Faktycznie jej twarz promienieje zdrowiem. Czy jednak każdy nabiał jest „zły”. Ja nieźle reaguje np. na ser pleśniowy.
Anoxi napisał(a):
Każdy, bo zawiera kazeinę, która w organizmie ulega rozpadowi na kazomorfinę [działanie podobne do opiatów, morfiny]…cielakowi to potrzebne do uspokojenia i pozostanie blisko przy mamie, ludziom- tylko szkodzi i uzależnia.
Tesia napisał(a):
Motywujący tekst:) A moje pytanie do niego – okołotematyczne. Po latach panicznego strachu przed dentystą i zaniedbań, wzięłam się za zęby. Jestem w trakcie leczenia, rentgen, kanałowe, plomba za plombą. W związku z tym chcę oczywiście pomóc leczonym zębom dietą, tak dobierać produkty by nie pomagać ubijanej właśnie próchnicy w przetrwaniu. I tu pojawia się moje pytanie o działanie fruktozy na szkliwo. Wikipedia twierdzi że fruktoza szkodzi zębom równie mocno co sacharoza (której od wielu miesięcy już nie tykam) oraz glukoza. Ale przecież owoce to zdrowie i samo dobro… Więc szukam dalej. Jak to z ty cukrem prostym jest?
Marlena napisał(a):
Jeśli ogarnia Cię strach przed owocami z powodu próchnicy to zjedz owoce i przepłucz usta.
magda napisał(a):
fruktoza w owocach spozywana jest z błonnikiem i pektynami które minimalizuja jej zły wpływ, w internecie przeważnie mówi sie o krystalicznej fruktozie i syropie glukozo- fruktozowym który jest „czysta” postacia tych cukrów
Janusz napisał(a):
Słomka to dobry pomysł. Z racji wieku moje szkliwo nie jest już niestety w idealnym stanie… 🙂
Dzięki za dobre rady.
Pozdrawiam
J.
Anetta napisał(a):
Jak zrobisz sobie pastę do zębów z przepisu Marleny to już nigdy nie będziesz miał problemu z osadami a nawet kamieniem 😉
Basia J. napisał(a):
Fatycznie ostatnio z tym kolagenem to jakieś szaleństwo narodowe. Cała Polska sprzedaje kolagen. Mam wrażenie, że jak otworzę szafę to wyskoczy z niej sprzedawca kolagenu i to na dodatek opowiadający takie bzdury, że aż żal słuchać. Ludzie płacą duże kwoty za jakieś tabletki typu „powiedz kotku co mam w środku” i cudotwórcze mazidła. Ach …
Mateusz napisał(a):
Jak najbardziej jestem za jedzeniem dużych ilości owoców, jednak dieta 100% owocowa może nie zapewnić wielu waznych minerałów i aminokwasów, i szczerze mówiąc bałbym się. Na pewno taka dieta byłaby dobra na pewien okres dla osób otyłych żeby się oczyścić i doładować organizm, a później tak jak Pani Lillian zrobiła, warto dodać warzywa, nasiona i pełne ziarna. Ale co by nie mowić jak na swój wiek wygląda niesamowicie i bardzo zachęcająco 🙂
Marlena napisał(a):
Tak, frutarianizm stuprocentowy jak widać sprawdza się jak najbardziej terapeutycznie. Natomiast jako dieta docelowa nie jest dobra dla każdego.
a napisał(a):
Jest jeszcze coś takiego jak dobre geny,mod dziadek i moja mama są bez zmarszczek,więc i ona może pochodzić z podobnej rodziny.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, Lillian sama przyznaje, że ma „dobre geny” i długowiecznych członków rodziny, jednak wpływu czynniku środowiskowych nie możemy również nie doceniać.
Bożena napisał(a):
na temat kolagenu znalazłam wpis dementujacy i wręcz ośmieszający specjalistów zalecających nam suplementy kolagenu lub „zimne nóżki”. Otóż podstawowa wiedza na temat trawienia znana jest każdemu,kolagen jak każde białko ulega rozbiciu na aminokwasy pod wpływem enzymów trawiennych. To nasz organizm zdecyduje sam,co z owych aminokwasów po przejściu bariery jelito-krew zbudować. Zobaczcie badanie na ten temat na stronie fundacji „Wiemy co jemy”na facebooku,wpis z dnia 18 lipca 2012r.
gosia napisał(a):
dzień dobry!
Pisze Pani o efekcie Pandy, to również moja zmora a owoców i warzyw mojej diecie moc 🙂 jestem wegetarianką od 20 lat (obecnie mam 30), a ciemne obwodki pod oczami nękają mnie od zawsze…. Jaką ma Pani na to receptę? Czym to może być spowodowane?
Będę wdzięczna za odpowiedź
Dziękuję!
Marlena napisał(a):
Gosiu bardzo prosta recepta: trzeba więcej jadać na surowo i to zielonolistnych warzyw. W moim przypadku odkryłam ich moc przypadkiem, kiedy jeszcze nic nie wiedziałam o żywieniu, a bardzo chciałam schudnąć, bo byłam bardzo z powodu tuszy nieszczęśliwa i schorowana. Wykupiłam sobie więc dietę na portalu Vitalia, tam były w menu jakieś kanapki, których nie bardzo chciało mi się robić, więc idąc do pracy po drodze kupowałam w warzywniaku (jedyny sklep z czymkolwiek do jedzenia jaki mam po drodze do pracy) torebkę już gotowej umytej sałaty zielonej. Nic innego nie kupowałam, bo przecież strasznie chciałam schudnąć. I zamiast tych kanapek leciała sałata, i tak oto z lenistwa (!) odkryłam moc zielonolistnych warzyw. 😉 Bo schudnąć mocno mi się wtedy z tą dietą Vitalii nie bardzo udało (na kolację były w menu jakieś serki, chude szyneczki i tym podobne), więc schudłam tak konkretnie już potem „moją” metodą (witarka i post Daniela), ale za to gdzieś tak po 2 tygodniach tej codziennej sałaty ze zdumieniem odkryłam w lustrze, że zniknęła moja wieloletnia panda! 🙂
Więc polecam ten sposób: torebka zielonej sałaty dziennie przez jakieś 2 tygodnie (albo po prostu aż do skutku, bo każdy z nas jest w końcu inny). Daj znać jak poszło – wielu ludziom, którym to poleciłam udało się pozbyć pandy i orzekli, iż faktycznie się sprawdza ten prosty sposób. Nie wiem o co chodzi (siła dotleniającego komórki chlorofilu? dużo magnezu? witaminy?) ale grunt, że działa. Więc może i Tobie pomoże (zaszkodzić na pewno nie zaszkodzi). Po prostu spróbuj! 🙂
Kamila napisał(a):
Pani Lillian wygląda rzeczywiście pięknie i może być inspiracją dla innych. Natomiast mam wątpliwości, żeby dieta 100% owoców mogła być bez zastrzeżeń tak zdrowa.
Osobiście chyba bym się nie zdecydowała na coś takiego. Może to wynika z mojej niewiedzy, a może jednak z zamiłowania do kasz, których ta Pani chyba nie je?
Poza tym ja na surowej diecie stale marznę. Ostatnio miałam 14-dniowy post warzywno-owocowy i ciągle było mi zimno.
Taka surowa dieta to ewentualnie fajna sprawa na lato, ale jak dla mnie nie na całe życie. Niemniej jednak Panią Lillian podziwiam.
Marlena napisał(a):
Kamilo, dieta 100% owoców terapeutycznie przez parę miesięcy potrafi zdziałać cuda. Jednak to nie jest stały sposób na życie dla każdego.
Beti napisał(a):
Witaj Marlenko 🙂 Pocieszyło mnie informacja o kolagenie 🙂 A wiesz jakich pokarmów trzeba dostarczać, żeby tworzył się kolagen? Pozdrawiam 🙂
A.M.O. napisał(a):
Chciałam się tylko upewnić – jadłaś główkę salaty dziennie? Tak na surowo jak królik czy inny zwierzak? Może to dziwne ale u mnie w domu jedna salat jest jedzona przez miesiąc i to przez cala rodzinę dlatego moje pytanie.
Marlena napisał(a):
Tak, u mnie w moim „starym życiu” też główka sałaty starczała na miesiąc bo to przecież „zielsko i trawa” więc co najwyżej dla ozdoby na kanapkę listek można położyć, a my nie kozy czy króliki i nie będziemy hurtowo jadać „zielska”. I właśnie z powodu jak się potem okazało takiej mentalności miałam te pandy pod oczami (a to był tylko początek mojego końca, bo z czasem pojawiły się inne różne dolegliwości, których będąc młodsza nie odczuwałam).
Sałatę czy na surowo? No raczej tak, ja z sałaty nie umiem przyrządzać zupy czy innego dania, więc na surowo (fajnie chrupie, szczególnie rzymska). Jak kupiłam tę torebkę sałaty to sobie tak te chrupiące kawałeczki wyjadałam z torebki jak czipsy.
Lidia napisał(a):
Witaj Marleno. Chciałam zapytac o łączenie warzyw i owoców. Według Jadwigi Kempisty nie należy ich łączyć. Staram się tego trzymac. ale nie wiem dokładnie jaką przerwę powinnam zrobic między zjedzeniem banana a wypiciem soku marchewkowego. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, bo ja wzorem gersonowskim łączę np. w soku lub w surówce marchewkę i jabłko albo pomidora (to owoc) i cebulkę lub szczypiorek, więc myślę, że gdyby faktycznie łączenie warzyw i owoców było takie szkodliwe, to ludzie raczej by nie wychodzili z chorób cywilizacyjnych stosując terapię Gersona. A skąd pani Kempisty ma dowody na „szkodliwość” łączenia to ja pojęcia nie mam, ją musisz zapytać 😉
Lidia napisał(a):
Dziękuję za szybką odpowiedź. A w której zakładce znajdę więcej na temat terapii Gersona? Wiem że gdzieś o niej pisałaś ale nie mogę odnależć 😉
Marlena napisał(a):
Obszerniej będę o niej pisać wkrótce. Póki co zapraszam do obejrzenia filmu „Cud terapii Gersona” (siódma pozycja) https://akademiawitalnosci.pl/filmy/
Pot napisał(a):
Nie zachwycałbym się tak fruktozą. Wg dr Mercoli przyczynia się ona znacznie do wzrostu komórek nowotworowych – szczególnie trzustki. Steve Jobs – prezes Apple był frutarianinem – i mimo gigantycznego majątku, a co za tym idzie – środków na badania – nie udało się go uratować. To, że pewna pani je same owoce i dobrze wygląda, niczego jeszcze nie dowodzi. Przesada w każdą stronę jest niewłaściwa, tak, jak pogląd, że jedzenie wyłącznie owoców jest zdrowe.
Marlena napisał(a):
Gdzie napisałam, że je same owoce? Przecież dokładnie opisałam jej menu obecne. Owoce owszem spożywa w sporych ilościach (tzn. do woli), ale nie są jedynym elementem jej menu. Natomiast na samym początku te kilka miesięcy czystego frutarianizmu przepisanego przez lekarza naturopatę przywróciło jej zdrowie.
Odnośnie Steve’a Jobsa to rak to nie katar i nie dostaje się go z dnia na dzień, lecz potrzeba lat aby sobie go wyhodować – on żył ze swoim rakiem trzustki przez jakieś 30 lat, więc czy owoce mu zrujnowały zdrowie czy je przedłużyły jest kwestią bardzo dyskusyjną. Jak na razie natomiast mamy sporo badań wiążących tego raka ze spożywaniem nadmiaru tłuszczu zwierzęcego, a nie warzyw czy owoców.
ann napisał(a):
Ciekawy artykuł. Zastanawiam się, gdzie pani Muller zaopatruje się w owoce mieszkając w Norwegii. Ogromna większość owoców i warzyw tutaj pochodzi z importu. Pola uprawne stanowią jedynie 4% powierzchni Norwegii (a powierzchnia jest zbliżona do Polski), z tego trudno jest wyżywić całą Norwegię. Latem truskawki norweskie są droższe niż truskawki z Danii czy Hiszpanii 🙂 Brak tu straganów i ryneczków z owocami i warzywami, przynajmniej tu gdzie mieszkam – większość warzyw jest pakowana w folię i sprzedawana w marketach. Warzyw i owoców eko nie widziałam nigdzie, ale może są takie sklepy w miastach typu Oslo. Bycie na surowej diecie (z owoców i warzyw eko) jest w Norwegii niezwykle trudne. Tym bardziej chylę czoła tej pani 🙂
Bartek napisał(a):
Witaj Ann,
Prawda, te foliowane warzywa z tutejszych sklepow mnie odstraszaja. Ale polecam:
– tzw. asja-butikk
– sporo hoduje przed domem (korzeniowe, kabaczki, salaty, nawet rukole!, w tym roku eksperymentuje z pomidorami w mini szklarni, ogorki)
– zrywam mlecz, pokrzywy
– jagody, borowki, maliny do szejkow – super!
Marlena napisał(a):
Właśnie teraz mnie oświeciło, że czytałam kiedyś wywiad z Lillian i ona tam też mówiła, że hoduje sobie też i swoje jedzonko, a tylko część kupuje.
sowa napisał(a):
cyt.
….Nowotwór Jobsa został spowodowany przez ołów (Pb) i inne kancerogeny pochodzące z komputerów.
Podejrzewa się, że ołów jest przyczyną powstawania raka trzustki.
Steve Jobs może być najlepiej znanym przykładem tego, jak duże ryzyko zachorowania na raka niesie ze sobą praca w przemyśle elektronicznym, gdzie ludzie wystawiani są na wpływ substancji rakotwórczych. Metale zawarte w komputerach osobistych zawierają aluminium, antymon, arszenik, bar, beryl, kadm, chrom, kobalt, miedź, gal, złoto, żelazo, ołów, mangan, rtęć, pallad, patynę, selen, srebro i cynk.Choroba nowotworowa Steve’a Jobsa była nieszczęśliwym wypadkiem – tak jak bycie powalonym przez latarnię lub potrąconym przez samochód. Kancerogen(y) dostał się do jego ciała z powodu genetyki, „pecha”, bądź przyczyną był inny niekontrolowany czynnik, na który był podatny.
Dieta wegańska na pewno nie była przyczyną jego choroby. Tak naprawdę jego zdrowa dieta prawdopodobnie spowolniła rozwój guza, opóźniając tym samym czas diagnozy i wydłużając jego życie…….
żródło
https://poweredbyfruits.pl/2012/08/26/przyczyna-smierci-stevea-jobsa/
jola napisał(a):
Niniejszy przepis na smaczna posypkę,która stymuluje produkcje kolagenu i elastyny, a tym samym silnie wzmacnia tkankę łączną, która w większości zbudowana jest z włókien kolagenowych retikulinowych i sprężystych . Poprawia tez strukturę włosa i …. powstrzymuje siwienie (sezam).
Już po 2 tygodniach można zauważyć pozytywne rezultaty, skora jest bardziej gęsta, napięta, poprawia się owal twarzy i jędrność skory na całym ciele.
1 Łyżka pestek słonecznika
1 Łyżka pestek dyni
1 Łyżka czarnego
sezamu
1 Łyżka lnu
Wszystkie składniki zmielić w młynku do kawy.
Można posypywać wszystkie dania – zupy, sałatki, kanapki.. itd.
Bez ograniczeń.
Maja napisał(a):
a ja wyczytalam na stronie „wiem co jjem” ,ze fruktoza kiedy jest w nadmiarze dostarczana to watroba jej juz nie przetwarza i zaczyna sie proces zamiany jej (fruktozy ) w tluszcz…?
Marlena napisał(a):
Trzeba by było ustalić w którym miejscu w takim razie zaczyna się ten nadmiar 😉
Wszystko spożywane w nadmiarze zamienia się w tłuszcz, od tego nie ma wyjątków.
Janka napisał(a):
Marleno sorki, że ja znowu o grzybicach piszę…napisałaś żeby buty wyrzucić ale mi szkoda bo buty drogie 🙂 wyczytałam gdzieś żeby je potraktować odpowiednim stężeniem formaliny a potem wywietrzyć..niektórzy mówią, że to jedyny sposób na pozbycie się grzybni ale piszą też, że to niebezpieczne bo szkodliwe..jak myślisz czy jak się porządnie wywietrzy to można zastosować??
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, ale gdyby to były sandały to wystawiłabym je na słońce, które zabija drobnoustroje. Natomiast z krytymi butami to nie wiem… nie miałam nigdy takiego problemu, więc trudni mi coś doradzić.
Krysia napisał(a):
Marlenko prosze napisz czy pijesz podczas posiłków
czy przed lub po posiłku w określonym czasie ?
Pozdrawiam i uwielbiam ten blog.
Krysia
Marlena napisał(a):
Piję wtedy gdy chce mi się pić. Podczas posiłków chce mi się jeść i wtedy nie piję. 🙂
ktoś napisał(a):
nieżle wygląda jak fajna 16 😉
Sara napisał(a):
Pani Marleno, może coś Pani przyjdzie do głowy odnośnie mojej sytuacji. Od 2 lat odzywiam się bardzo rozsądnie: dużo warzyw, kasze, owoce, pestki, zielona herbata, odrobina mięsa i ryb, jajka. Ilości: rozsądne, czasem nawet wydaje mi się, że za mało.
Wszystko dobrej jakości. Problemem jest tkanka tłuszczowa, której nie mogę się pozbyć, szczególnie w okolicach brzucha. Uparła się i ani rusz.
Czy się ruszam? Tak, codziennie chociaż 40 min, w sezonie rower, spacery. Oczekuję przełomu i nic, waga ani drgnie.
Będę wdzięczna jeśli jakieś sugestie Pani przyjdą do głowy. Fajny blog, z chęcią zaglądam i śledzę wpisy. Powodzenia!!!
Marlena napisał(a):
Może jakiś trener fitness by Ci pomógł aby wzmocnić mięśnie brzucha, bo może tutaj leży problem? Natomiast jeśli to za duża ilość kalorii w stosunku do tego co jest zużywane, to spróbuj zwiększyć dzienne pozostawanie w ruchu, a zmniejszyć spożycie produktów odzwierzęcych i zbożowych na rzecz warzyw i owoców – tak by wywołać ujemny bilans energetyczny.
Beata T napisał(a):
Witam Pani Marlenko!!
Mam pytanko odnośnie sałaty. Czy duża jest różnica( na niekorzyść) w spożyciu główki sałaty a soku z sałat?
Po prostu nie cierpię sałat żadnych, zaledwie toleruję, odmiany podobne do lodowej np. w sałatce greckiej. Mam dostęp od własnej produkcji sałat i tylko pijam z nich sok, jak również z jarmużu, pietruszki, mniszka, pokrzywy itp.
A pro po pasty do zębów z sody oczyszczonej i wody utlenionej, czy to prawda, że sodę trzeba rozpuścić w np. Oleju kokosowym??
do tej pory tak jak Pani radziła mieszam sodę z olejem. A tu ponoć ta soda niszczy i sciera zęby.
Serdecznie pozdrawiam !!! 🙂
Marlena napisał(a):
Sok jest w porządku, ale wtedy pozbawiasz się błonnika (co ma swoje dobre strony jednokowoż, bo substancje aktywne wchłaniają się do krwiobiegu szybciej BEZ błonnika niż zjedzone z błonnikiem). Jest jeszcze jeden rewelacyjny sposób na przemycanie zielonolistnych (sałaty, jarmuże, szpinaki itd) wraz z błonnikiem: koktajle owocowo-warzywne. Pyszne, sycące i zdrowe. Wrzucasz do blendera np. banana, pomarańczę, kiwi i 2 solidne garście zieleniny + trochę mleka migdałowo-kokosowego lub wody lub naparu z zielonej lub miętowej herbaty, można dorzucić nieco ekstraktu z wanilii. Blendujesz 2 minuty i gotowe – cudny zielony kolorek i niebo w gębie! 🙂 I w ogóle nic nie czuć tej zieleniny tam.
Soda jest też składnikiem konwencjonalnych past do zębów dostępnych w drogeriach, więc nie ma się czego aż tak strasznie bać moim zdaniem.
Tomasz napisał(a):
Sałata mi smakuje, w odróżnieniu od soku z sałaty. Jest po prostu obrzydliwy.
Marlena napisał(a):
Raczej nie stosuje się soku z samej sałaty, dodaje się ją jako jeden ze składników soku.
Ewa napisał(a):
Pani wiedza robi na mnie ogromne wrażenie i instynktownie zgadzam się z Pani poglądami na temat żywienia naszego gatunku. Dwa lata temu rzuciłam palenie po przeczytaniu książki Alana Carra a obecnie (od lutego) zmieniałam swój sposób odżywiania na prezentowany w tej witrynie . Pojawił się jednak problem , którego omówienia nie znalazłam tutaj . Przez trzy miesiące, niestety nie schudłam ani grama ( mam 15 kg nadwagi) a na dodatek pojawił się problem z opuchlizną – definiowany jako zatrzymanie wody w organizmie. Mam opuchnięte nogi , dłonie, ból głowy i senność a wahania wagi w ciągu doby to nawet 3,5 kg . Czy może Pani coś podpowiedzieć, co sprawdzić , na co zwrócić uwagę . Chciałam spędzić 14 dniowy urlop na diecie dr. Dąbrowskiej ale nie wiem czy to teraz dobry pomysł w moim przypadku .
Pozdrawiam i z góry dziękuję za wskazówki .
Ewa
Marlena napisał(a):
Ewo pojęcia nie mam, nie jestem lekarzem, może tarczycę trzeba sprawdzić, może nerki, może to sprawy hormonalne jakieś (menopauza na przykład – nie wiem w jakim jesteś wieku)? Bo zakładam, że nie używasz za dużo soli?
Jeśli chodzi o post Daniela to on rewelacyjnie usuwa nadmiar wody z tkanek, więc jeśli nie jesteś w grupie osób z przeciwwskazaniami do postu to spróbuj śmiało. Więcej informacji na witrynie internetowej pani doktor Dąbrowskiej oraz w jej książkach.
Annia napisał(a):
Dodam coś od siebie, może to Tobie pomoże. Od roku jestem na diecie wegetariańskiej; w trakcie przeszłam 6 tygodniowy post Daniela na którym czułam się fenomenalnie. Po zakończonym poście postanowiłam przejść na weganizm. Z dnia na dzień czułam się jednak coraz gorzej. Niestety kilogramy wróciły – ponieważ jadłam mniej warzyw i owoców, natomiast więcej produktów z mąki – nadal wegańsko, ale kanapki, bułeczki, pierogi z dżemem itd. królowały Wszystko to sprawiło, ze nie czułam się najlepiej. Od 3 tygodni postanowiłam ograniczyć produkty mączne tzn. zero pieczywa, za to duże porcje obiadów warzywnych itd. i czuje się znowu fenomenalnie. Kilogramy znowu lecą w dół, samopoczucie jak nigdy bardzo dobre, nie chodze głodna itd. (nie ograniczam sie tylko do warzyw z postu Daniela).Może spróbuj zrobić sobie 2 tygodniowe wyzwanie – bez mąki 😉
Janusz napisał(a):
Witam
Co do sałat.. jak można nie lubić jedzenia sałaty? Wystarczy dobry dip na bazie dobrego oleju, odrobina czosnku, do tego rzodkiewka, szczypiorek i do brzucha! Co do koktajli. Od kiedy zmieniłem dietę na: 80 (90)% warzywa, owoce, ziarna, pestki x 20% (10) inne /twaróg, jajko, czasami ryba raz dziennie pije koktajle owocowo-sałatowe: banan, pomarańcza, jabłko, sałata /lub mix kilku/, zielona lub owocowa herbata – sałaty dosyć dużo, koktajl ma piękny jasnozielony kolor. Pije się aż „za szybko” takie to dobre. Receptury można zmieniać i testować. Można pić też z samym szpinakiem.
Na pochłanianie warzyw typu marchewki, papryka, seler i inne – samodzielnie, przećwiczyłem to jako przekąski /pocięte w paski(słupki) gdzie warzywa maczane są w dipach na bazie gęstego jogurtu z ziołami lub w oleju z lnu z odrobina czosnku i soli morskiej.
Na nagły głód (w podróży służbowej, w pracy, itp.) kiedy nie mamy dostępu do tych smakołyków najlepiej pomaga mieszanka namoczonych poprzedniego dnia orzechów z dodanymi ziarnami słonecznika i dyni. Garść takiego jedzonka zabija głód na co najmniej 2 godziny i mieści się torebce w kieszeni.
Pozdrawiam
J.
Aldona napisał(a):
Marleno, przede wszystkim bardzo się cieszę, że istnieje ta witryna. Zdrowym odżywianiem interesuję się wprawdzie już od wielu lat, ale i tak dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na Twoim blogu i regularnie go czytam. Postanowiłam dopytać, bo może się orientujesz–moja koleżanka ma stwierdzoną osteoporozę i nie bardzo wie jak sobie pomóc-planuje zakupić sobie wit D3 i K2, bo ponoć wiąże ona wapń. Podpowiedziałam jej, aby też odstawiła produkty mleczne, choć nie spożywa ich dużo, ale może powinna w ogóle z nich zrezygnować. Może podpowiedziałabyś, jaką strategię obrać w walce z osteoporozą ? Czy wit K2 firmy swanson to dobry produkt Twoim zdaniem ? Pozdrawiam, Aldona
Marlena napisał(a):
Tak, jeśli naturalna K2 z natto to jest ta najlepsza.
Janusz napisał(a):
Mam pytanie dotyczące orzechów (włoskich, nerkowca, laskowych). Czy te kupowane w sklepach można dla „bezpieczeństwa” sparzyć wrzątkiem by pozbyć się ewentualnych grzybów, pleśni i innych ciekawostek przyrodniczych?
Jak zabezpieczyć się przed prawdopodobnie zanieczyszczonymi orzechami? Czy zalanie na 10-20 sekund wrzątkiem pozbawia orzechy wszystkich drogocennych właściwości? Czy może wystarczy moczenie w letniej wodzie?
Pozdrawiam
J.
ella napisał(a):
Możesz używać ozonatora, nie niszczy warości biologicznych, sprawdziłam, nasiona po ozonacji kiełkują. Ozonuj po umyciu, przed moczeniem.Kupiłam na allegro, cena ok. 120-130, działa intensywnie od ponad roku do wody, owoców i warzyw.A jaki brud zostaje na brzegach dzbanków!
Marlena napisał(a):
No i namówiłaś! Teraz i ja się rozejrzę za ozonatorem. 😉
Janusz napisał(a):
Dziękuję za cenną radę. Można coś więcej o działaniu tego cuda pod nazwą ozonator?
Pozdrawiam
J.
Ewa napisał(a):
Dzień dobry,
Od lutego zmieniłam swój sposób odżywiania. Korzystam ze wszystkich rad z tej witryny . Proszę o informację co w takim razie może być powodem zatrzymania wody w organizmie. Moja waga waha się nawet 3 kilogramy w ciągu doby.
Proszę o komentarz
Marlena napisał(a):
Ewo, wpisz proszę w Google „zatrzymanie wody w organizmie” – przyczyn może być naprawdę wiele.
marcin napisał(a):
świetny tekst!
Hanna napisał(a):
Bardzo ciekawa witryna, Marleno. A Twoja wiedza – rozległa i solidna, udokumentowana. Gratuluję i proszę o jeszcze! Jeśli chodzi o zatrzymanie wody w organizmie, co jest problemem Ewy, to gdzieś czytałam, że jedynie węglowodany mają ten dar. Może więc zrewidować ilość cukrów, a co za tym idzie np. ilość produktów zbożowych w diecie? Jeśli chodzi o fruktozę, to chyba trzeba rozróżniać tę w owocach i przestać demonizować oraz tę otrzymywaną w sposób sztuczny, w którą obfitują różne soki, dżemy i inna żywność przemysłowa. Słynny francuski onkolog, profesor Henri Joyeux uważa, że fruktoza ZAWARTA W OWOCACH jest JEDYNYM DOBRYM cukrem. Serdecznie pozdrawiam
Aga Espana napisał(a):
Witam serdecznie. Widzac jak bardzo szczegolowych informacji mozna doszukac sie na Pani stronce,zapytuje,czy wie Pani cos na temat kombuchy ? Zdrowa czy ni, pic czy lepiej sobie darowac???
Iserdecznie gratuluje fantastycznej roboty dla zdrowia innych…
Marlena napisał(a):
Zdecydowanie bardziej wolę nasze zdrowe, swojskie, polskie, domowej roboty kiszoneczki (ogórki, kapusta, buraki) niż japońskie wynalazki. Oczywiście rzecz gustu 😉
ella napisał(a):
Witaj Marleno,
padłam dzisiaj ofiarą dyskryminacji ze względu na jedzenie. Od ponad roku, odkąd odkryłam (bardzo chora, ale na szczęście szczupła) Twój blog, odżywiam się b.zdrowo. Dzięki diecie Daniela i potem diecie bezmięsnej, bezglutenowej i beznabiałowej wyleczyłam się z Hashimoto i depresji. Wiesz sama jak dieta poprawawia samopoczucie. Niestety pracuję w szkole, większość nauczycielek to grube, chore i konserwatywne kobiety, obżerające się słodyczami przy każdej okazji, czasami przynoszące pseudozdrowe żarcie w plastikowych pojemnikach. Zostawiają kupę kasy u dietetyczek i nadal są chore i grube. Ja noszę swoje pożywienie w szkle i ze szkła jem i piję. Już od dawna słyszę krytykę i miny, że śmierdzi i wygląda nieapetycznie, ale olewałam to sobie. Do dzisiaj. Zostałam wezwana na dywanik do dyrektorki, że po moim lunchu trzeba było godzinę wietrzyć i poproszona, abym jadła swój pokarm w stołówce (a tam śmierdzi zwłokami). Zostałam też poproszona, abym swoje koktajle piła z kubka, a nie ze szkła-słoika. Nie mam zamiaru, przelany szybciej utlenia się.A co dzisiaj miałam? Same pyszności. Kapustę kiszoną, pokrojoną, z majonezem fasolowym, mocno czosnkowym, do tego wkrojony świeży szpinak, własny z balkonu i jajko. Taka pyszna sałatka. Co zrobiłabyś na moim miejscu? Czuję się dyskryminowana. Inni w mojej obecności jedzą zwłoki. Wiem, że przegram, bo jestem sama. Ale nie zamierzam się poddać bez walki. Przecież kapustę i czosnek jedzą wszyscy. Koktaile też robię pachnące i wyglądające inaczej, np. z czarną rzepą i chwastami.
Jedną walkę już przegrałam, zimą walczyłam, aby nie palić w szkole śmieciami, m.in. starymi meblami malowanymi na olejno, aż gryzło w gardło. Tylko ja i mój kolega walczyliśmy z tym, mimo że inni też to czuli, ale ze strachu siedzieli cicho. No i co? Szybko sprowadzono nas do parteru. Dyrekcja zaprzeczyła wszystkiemu, mimo że widzieliśmy to w kotłowni, a nam powiedziano m in., żebyśmy nie wchodzili w kompetencje innych pracowników szkoły. Ja nie boję się dyrekcji, wkrótce idę na świadczenie kompensacyjne-wcześniejsza emerytura i wyjeżdżam z Polski. Nie, nie do pracy, mam możliwość zamieszkania w Ameryce Płd. Po prostu raj żywieniowy. Ale jeszcze 1,5 m-ca i trochę muszę walczyć. Marlenko, jeśli coś wymyślisz, napisz proszę. Liczę również na sugestie i rady od gości tej witryny. Z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Ella
nietypowa nauczycielka
Marlena napisał(a):
Bardzo przede wszystkim gratuluję, Ella, powrotu do zdrowia! Co do komentarzy środowiska schorowanych tłuściochów to nie wiem co bym zrobiła na Twoim miejscu. Wybacz im albowiem nie wiedzą co czynią 😉
Przypuszczam, że jak otyła koleżanka obok pochłania kanapkę ze śmierdzącą na kilometr kiełbasą to jest wszystko OK, tak? Nikt nie zatyka nosa, nie komentuje zgryźliwie i nie wysyła za zasmradzanie pomieszczenia do pani dyrektor na dywanik? Po prostu chrzań to, zostało parę tygodni do końca roku szkolnego, dasz radę! Trzymam kciuki za Amerykę Płd. i za nieustające Twoje zdrówko 🙂
Maskar napisał(a):
Ella, mogę Cię prosić o podanie informacji w jakim czasie udało Ci się wyleczyć Hashimoto? Ile postów Daniela przeszłaś i jak długich? Jakie miałaś wyniki oraz jak bardzo miałaś zmniejszoną tarczycę? To dla mnie ważne, więc proszę o więcej szczegółów.
Marlena napisał(a):
Maskar, nawet jeśli Ella wszystko dokładnie opisze to zwróć uwagę, że każdy człowiek jest inny, czym innym zanieczyszczony (i przez różny okres czasu), brał inne leki od urodzenia aż do teraz (w tym szczepionki rozmaite), chorował na inne choroby, inaczej się odżywiał, miał inne nawyki i nałogi, był wystawiony być może na inne czynniki stresogenne niż Ty, ma oprócz tego inne niż Ty geny, może mieć też inny metabolizm itd. czyli jest to bardzo indywidualna sprawa, bo każdy ma inną historię. Każdy też będzie wracał do zdrowia w swoim tempie i przy użyciu różnych środków (dieta, posty, suplementy, relaks, modlitwa i medytacja, słońce, sport, pasje, wparcie od najbliższych, a nawet coś tak egzotycznego jak medycyna energetyczna typu dwupunkt itd.).
Doradzam przede wszystkim uważną obserwację własnego organizmu i pracę nad własnym stylem życia, natomiast historie innych aczkolwiek ku pokrzepieniu serc bardzo istotne jako inspiracja – nie mogą być powodem do kalkowania „toczka w toczkę” (choćby po to by uniknąć ewentualnych rozczarowań, że ktoś np. zrobił przykładowo dwa posty Daniela i jest zdrowy, a my właśnie odbywamy piąty i nic), właśnie dlatego że KAŻDY Z NAS JEST INNY. Warto o tym zawsze pamiętać.
Maskar napisał(a):
Oczywiście, że to rozumiem i mam taką świadomość. Jednak każda taka informacja jest dla mnie ważna bo niejako mam pewne „zboczenie zawodowe” i zbieram statystyki. Dzięki Marleno za komentarz :-).
ella napisał(a):
Dzięki Marlenko za słowa otuchy, kiełbasa wyjątkowo mi cuchnie, tak jak i gotowane w stołówce zwłoki. Idę do kuchni robić koktail z chwastów na jutro do szkoły i wpiję go jak zawsze ze słoika, nawiasem mówiąc pięknie ozdobnego.
Janka napisał(a):
Ja tez bardzo proszę o więcej informacji na temat ozonatora..ciekawa sprawa…
ella napisał(a):
Na pomysł kupna ozonatora wpadłam przypominając sobie pobyt na Tropical Islands koło Berlina. Tam woda w basenach dezynfekowana jest ozonem, a nie chlorem, nie szczypie w oczy, jak w polskich SPA. Inspiracją dla mnie była oczywiście nasza WIELKA Marlena. To od niej dowiedziałam się, jak chlor upośledza wchłanianie jodu, a wtedy właśnie dowiedziałam się, że mam niedoczynność tarczycy, a potem że Hashimoto.Zaraz to połączyłam z wylegiwaniem się w polskich jacuzzi w SPA. Poza tym, płukanie warzyw metodą Marleny też mnie męczyło, bo jestem leń, ale z drugiej strony bardzo dokładna i zajmowało mi to dużo czasu, no i picie wody, nadal była chlorowana. Zaczęłam czytać naten temat (znam perfekt j.niemiecki i trochę angielski) i dowiedziałam się o ozonatorach. Są przemysłowe do ozonowania warzyw i owoców w celu przedłużania ich świeżości-zabijają bakterie i grzyby, są też do dezynfekcji klimy w samochodach, i są małe, domowe. Od razu zakupiłam na allegro, bo najtaniej. Mam od prawie roku model viacen gl-3188. Pracuje prawie na okrągło.Ważne-podczas używania musi być otwarte okno. Nawet moje suki piją tylko wodę ozonowaną. Po ozonowaniu owoców i warzyw myję je tylko pod bieżącą wodą, przed ozonacją też.Zdrowie odzyskałm dzięki Marlenie, dzięki niej używam też tylko bio kosmetyków kilku rosyjskich firm.Tanie (pasty niestety nie) i niechemiczne, nauczyłam się czytać skład dzięki Marlenie. Dzięki, Marleno że jesteś.Życzę wszystkim zdrowia i witalności.
moni napisał(a):
Ella napisz proszę nazwy rosyjskich firm które produkują bio kosmetyki i gdzie je kupić. Pozdrawiam.
Paulina napisał(a):
A jak praktycznie wygląda takie ozonowanie warzyw i owoców? Ozonujesz je w jakimś pojemniku i jak długo?
Lidia2 napisał(a):
Ellu, dziękuję za wszystkie rady, którymi podzieliłaś się z czytelnikami blogu Marleny. Producenci ozonatorów Tobie w tych dniach zawdzięczają zwiększoną sprzedaż.
Życzę Ci miłego i smacznego owocowo-warzywnego pobytu w Ameryce Południowej!
Not Milk napisał(a):
Ella – pod wpływem Twojego wpisu zdecydowałem się na kupno ozonatora. Jednak mam pewne obawy, czy jego używanie nie zaszkodzi zdrowiu, bo słyszałem, ze ozon może doprowadzić do krwawienia i nawet zgonu. Osobiście mam taki, który wytwarza w ciągu godziny 500 mg ozonu, używam go tylko, gdy okna są we wszystkich pokojach pootwierane i nigdy nie przebywam w pokoju, który jest poddawany jonizacji przez 2-3 godzin od zaprzestania 20-30 minutowej dziennej sesji. Jednak i tak odczuwałem delikatne objawy senności i delikatny, przyjemny zapach bryzy/ozonu. Czy tę oto lekką senność należałoby raczej przypisać lepszemu dotlenieniu? Mam też pytanie związane z tym przez ile minut dokonujesz ozonowania wody i po ilu godzinach taka woda nadaje się do spożycia? Jak długo ozonujesz owoce i warzywa? Za odpowiedź będę bardzo wdzięczny!!! Pozdrawiam serdecznie!!!
AnnaMaria napisał(a):
Sorry, ja off-topic i mam pytanie. Kiedyś Pani polecała którąś wit B przeciw komarom, ale niestety nie moge tego znaleść… Która to witamina odstrasza te koszmarki? U mnie już są a mam mnóstwo pracy w ogrodzie… dlatego pytam.
Marlena napisał(a):
Tutaj o tym pisałam: https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-2-zywienie-a-sprawnosc-umyslowa-dzieci-dr-ruth-harrell/
ella napisał(a):
O swoich doświadczeniach napiszę jutro, dziś brak czasu. Póki co czytajcie Marlenę, a szególnie książki przez nią polecane , czyli dr E. Dąbrowska oraz wykłady pani doktor. O kosmetykach też jutro lub w sobotę.
Maskar napisał(a):
Dziękuję, czekam więc na wpis. Też polecam książki oraz wykład, ale też rozmowy z osobami po poście.
Papaja napisał(a):
Świetny wpis i niesamowita kobieta. Ja chyba jednak nie zdecydowałabym się na taką dietę. Myślę, że najważniejsze to, żeby wyczuć swój organizm i wiedzieć, co wpływa na niego niekorzystnie.
BeataW napisał(a):
Marleno proszę o podpowiedź: na większość chorób stosujemy z powodzeniem Wit.C ale co w przypadku chorób typu jelitowka i rotawirus? Najczęściej dzieci łapią ale i nam się zdarza i nie wiem co wtedy może pomóc ani też co jeść.
Marlena napisał(a):
Witamina C radzi sobie doskonale z każdym wirusem. Nie ma znaczenia jaki to wirus ani jakie objawy powoduje, czy w nosie kręci czy w brzuchu burczy – to nie ma znaczenia.
Aga Espana napisał(a):
moja kolezanka cierpi na tocznia. Czy z ta choroba tez mozna walczyc ¨naturalnie¨ , jesli tak to jaka bron bedzie skuteczna?
Marlena napisał(a):
Polecam metodę dr Ewy Dąbrowskiej, internisty z Gdańska https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Pani doktor w swoich książkach donosiła o wyleczeniach pacjentów z tocznia właśnie postem Daniela.
Kaczmarczyk napisał(a):
Niestety, na zdjęciu w bluzeczce w paseczki widać wyraźnie, że ma wypchane policzki :))).
Marlena napisał(a):
Ma takie same „wypchane” jak na zdjęciu z młodości z Hugh Hefnerem. Lilian ma z natury wystające kości policzkowe, porównaj też np. rozkładkówkę z Playboya z lat 70-tych https://www.chelmimage.fr/kicswila/clin-oeil/playboy_muller_randall.jpg, policzki nie zmieniły jej się od 30 lat podobnie jak piersi (nie, nie ma silikonów). Jedynie co to przybyło zmarszczek, ale oby każda z nas po 60-tce miała taką buzię i figurę jak ona 😉
Asia napisał(a):
Niestety każdego wirusa witamina C nie zwalczy, Wirusa HPV nie wyleczy. 🙁
Marlena napisał(a):
To nie witamina „leczy” żeby była ścisłość, tylko robi to nasz system odpornościowy. A robi to dlatego, że C daje odpowiedniego „kopa” leukocytom aby miały siłę zrobić porządek z dziadostwem, które nas zaatakowało.
ella napisał(a):
Zacznę od kosmetyków. Antyperspirant bez aluminium ma Yves Rocher, do kupienia na allegro lub na stronie, długa dostawa. Mój ulubiony to z kwiatem lotosu z Laosu, jest też z bio aloesem i inne. Kosmetyki kupuję w lawendowejszafie, są częste promocje i wysyłka gratis od 150 zł. Pani z lawendowejszafy powinna udzielić mi i Marlenie dużego rabatu za darmową reklamę. I tak. Są super pasty organic. Używam te z serii receptury babci Agafii oraz Organic People, tylko ta niebieska nie podeszła mi smakiem. Są pełne wyciągów z ziół i bez chemii, bezpieczne nawet dla dzieci. Z mydeł w płynie stosuję rumiankowe babci Agafii, 1l ok. 12 zł, do mycia naczyń, mam malutką zmywarkę, tylko na kubki, talerze i sztućce, to mydło jest super, też myje w zimnej wodzie Do rąk i do ciała mydło w płynie z serii Natura Siberica, organiczne, odżywcze, cudownie pachnące z wyciągami z ziół organic. Oba z pompką.. Szampony z serii Baikal Herbals, mój hit to pitatielnyj, organic, do włosów suchych i farbowanych, a zapach… Ukochana odżywka jest z serii Eco hysteria, z pompką, do farbowanych. Wszystko w dużych opakowaniach, za niewielką cenę. Natura Si
ella napisał(a):
Natura Siberica ma też organiczną piankę do włosów. Tonik do mycia twarzy robię sama z domowego octu owocowego i wody destylowanej 2:1.
Kremy i sera od Natura Siberica, Baical Herbals, babci Agafii, też bioluxe-tylko 5 zł. WC czyszczę płynem eco z Lidla, a deskę i poziome elementy muszli mokrymi chusteczkami dla niemowląt, takie które nie szkodzą miom dłoniom kupuję w Lidlu lub netto, inne są z sls, parabenami i ropą naftową, czyli nie dla mnie, a robią je dka dzieci.
A teraz o zdrowiu, które odzyskałam m.in. dzięki informacji z blogu Marleny. Zaczęło się od depresji w grudniu 2013, dzięki temu mogłam wziąć płatny roczny urlop dla poratowania zdrowia, miałam więc czas na naukę. No i na to go wykorzystałam, nie na remont, czy sprzątanie, nad czym bardzo ubolewa moja mama. Będąc w depresji brałam jakąś chemiczną truciznę z aspartamem w składzie, jednocześnie szukając w necie przyczyn i sposobów wyjścia z niej.
Trafiłam na l-tyrozynę, naturalny aminokwas, znacznie ważniejszy niż tryptofan, który polecany jest jako poprawiacz nastroju. Jednocześnie doszło do mnie wreszcie, źe to czym się odżywiam albo buduje i wspiera moje ciało albo je rujnuje. Tak więc oprócz l-tyrozyny zakupiłam wit D3, chlorellę, macę. Odstawiłam psychotyk i pomogło !!! Do tego stopmia, że przerwałam psychoterapię, kosztowną i bezsensowną. To tak, jaby płacić przyjaciółce za to, że ciebie słucha. Na początku marca 2014 zrobiłam też badania krwi i moczu.
TSH 12, czyli niedoczynność. W oczekiwaniu na wizytę u endo trafiłam na blog Marleny i tym bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, a nawet w wielu, że:
1.lecz się sama i to głównie jedzeniem i uzupełnianiem niedoborów. Nie ma (poza wyjątkami) dobrych lekarzy szukających przyczyn, są wypisywacze recept.
2.jedzenie jest lekarstwem, ale trzeba się uczyć jak mądrze się odżywiać, to nie jest takie proste. Byłam dotąd wegetarianką na 99%, ale niedouczoną wegetarianką. Warzywa jadłam głównie gotowane i duszone, tygodniowo kilo sera, kilo twarogu, 1l majonezu domowego. A tu Marlena otworzyła mi oczy, to surowizna ma być podstawą, a osławione białko zwierzęce i nabiał to balast dla organizmu i przyczyna wielu chorób.
Czekając na wizytę u endo przyjmowałam jod, i rzeczywiście TSH z 12 spadło na 7, norma do 4. Endo stwierdził hashimoto i zapisał do końca życia tabletki. Po tygodniu zdecydowałam się, że jednak na próbę trochę pobiorę, bo źle się czuję, a w tzw. międzyczasie dokształcę się. Acha, zapytałam endo, dlaczego nie leczy się teraz niedoczynności jodyną jak 100 lat temu.Odpowiedział, że teraz są tabletki, więc po co jodyna. Czyli trafiłam na konowała i to prywatnie za moje pieniądze. Nie dał mi wyników USG, więc nawet nie wiem, ile tarczycy organizm mi ,, zjadł”. Nie dał mi skierowania na żadne inne badania potwierdzające Hashimoto, takie jak Ft3, Ft4 czy poziom przeciwciał. Zrobiłam je prywatnie po drugiej i ostatniej wizycie, podczas której wycofał się z postawionej diagnozy !!!
Odstawiłam tabletki i z netu dowiedziałam się, że są osoby, które wyleczyły hashi dietą, jedna dietą paleo, a kilka beznabiałową, bezglutenową i bezmięsną. Zrobiłam post Daniela, wytrzymałam tylko 12 dni, schudłam strasznie- 44 kg przy 165 cm. Zrobiłam test na nietolerancje pokarmowe, nic nie wyszło, przeszłam na dietę 3x bez-, i do teraz na niej jestem. I wyleczyłam hashi, pod koniec października bardzo dobra endo ze Szczecina (na wizytę czekałam pół roku) nie wierzyła w wynik TSH, który jej przywiozłam i natychmiast wysłała mnie do swojego labolatorium. Badanie potwierdziło idealny poziom TSH oraz ft3 i ft4. Na początku kwietnia powtórzyłam badanie, jest ok. To moja historia, ale pamiętajcie o tym, co napisała Marlena, każdy z nas jest inny i u każdego proces wychodzenia z choroby będzie odmienny.
Wyleczyłam się też z przykrych objawów menopauzy, zlewne poty nocne i dzienne, które nie dawały zupełnie spać, tek upierdliwe, że w desperacji myślałam o HTZ. Pomogło świeżo mielone siemię w towarzystwie siarki, tylko cierpliwie czekajcie na rezultat, nie działa od razu, to nie apap.
Asia napisał(a):
Ella jaki to produkt do WC kupujesz w Lidli i jest eco bo ja widziałam tylko te W5 a one to napewno nie są eco?
pozdrawiam
Achilles napisał(a):
czy możnaby się z Tobą skontaktować meilowo:)? pozdrawiam:)
ella napisał(a):
C.d. Wyleczyłam się też z grzybicy paznokci i to bez dezynfekcji obuwia zgodnie z tym, co pisze Marlena, że silny układ odpornościowy zwalczy wszelkie zagrożenia.
Teraz o tym jak ozonować. Wodę do picia, gotowania i płukania jedzenia, np. jaglanki, ozonuję w dzbankach, mam trzy, poj. 1,2 l,, po 15 minut. Warzywa i owoce po wstępnym myciu ozonuję 0,5 godz. w lodówkowym pojemniku do warzyw o poj. ok. 5 l. Potem myję pod bieżącą. Warto ozonować orzechy przed moczeniem. Moczę wszystko też w ozonowanej wodzie, a potem też urządzam płukanie w takiejż wodzie. Ważne-przy pracy ozonatora okno musi być otwarte. Plus- nawet zimą świeże powietrze.
A czego jeszcze nie wyleczyłam? Serca. I nie wiem, czy na to pomoże post Daniela. Za dużo stresów w życiu. Ćpanie, choroba i śmierć mojej jedynej córki-narkomanki. Zmarła z powodu niewydolności odpornościowej wywołanej AIDS. Wirusa sama sobie wszczepiła z miłości,, bo jej ukochany ćpun był chory. Umarła w wieku 21 lat, była piękna i ponadprzeciętnie inteligentna. Było to 13 lat temu.
Co jeszcze mogę polecić? Zielsko, chwasty, kwiaty i pąki jadalne. Możecie czytać o tym na 1000roślin lub herbiness, super blogi.Ostatnią pokrzywę w tamtym roku zrywałam w listopadzie, razem z liśćmi rzepaku ozimowego. W tym roku pokrzywę jem już od miesiąca, tak jaki kwiaty i pączki jabłoni, mniszka i podbiału, liście głogu, brzozy, babki i mniszka. A ze swojego balkonu posiany w tamtym roku jarmuż, szczypior, pietruszkę, pasternak, burak liściowy, już też, cykorię, szpinak, już duży, liście nasturcji, czeka na aksamitkę i nagietki. Bratki też są jadalne, ale to bratki. Sama nazwa broni je przed pożarciem, no i mają taki ludzko-psi wyraz ,, twarzy”.
Nie samą surowizną się żywię, bo jestem wiecznie głodna. Jem b. dużo. Czasami nawet domowe słodycze, oczywiście bez cukru. Polecam domową chałwę z sezamu lub słonecznika z dodatkiem miodu albo syropu z ksylitolu fińskiego (uwaga na rynku jest chińska podróbka). Lubię też jaglaną z dużą ilością rodzynek i słodkich jabłek oraz z cynamonem i pieprzem cajeńskim. Pycha!
Pozdrawiam i mam nadzieję, że zaspokoiłam Państwa ciekawość.
p.s.
Przypominam, że b. wskazane jest korzystanie z blendera i wyciskarki, a na post Daniela lub post owocowy radzę się wybrać do krajów, gdzie jest ich wbród przez cały rok i nie są traktowane chemią, i np. w Tajlandii nie wykupować all inclusive, tylko biegać po lokalnych ryneczkach. A do torby wziąć blener i wyciskarkę. I nie mówcie mi, że was nie stać. Ja mam marną pensję, a na wakacje biorę pożyczkę, zawsze. Zresztą na wszystko biorę zawsze pożyczkę. Powodzenia!
Lidia2 napisał(a):
Ellu, serdeczne podziękowania za podzielenie się wieloma cennymi radami, wskazówkami. Ozonatora zaczęłam szukać zaraz po tym jak przeczytałam twój wpis pod artykułem. Zaraz spadnie mi kłopot z serca i głowy dotyczący właściwego mycia warzyw i owoców. Dziękuję!!!
Życzę Ci wspaniałego owocowo – warzywnego pobytu w Ameryce Południowej.
Joanna napisał(a):
Hej, zobaczylam dzis w tv wywiad z kolarzem naszym medalowym Czeslawem Langiem i uslyszalam, ze byl w Meksyku w klinice dr Gersona oraz jest wegetarianinem 🙂 zmienil swoj styl zycia pod wplywem choroby, wyzdrowial, nadal uprawia sport! To naprawde dziala 🙂 https://wegemaluch.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1760:czeslaw-lang&catid=29:wywiad&Itemid=318
pozdrawiam wszystkich majacych watpliwosci 🙂
Marlena napisał(a):
Świetnie! To naprawdę bardzo radosna wiadomość, dziękuję, Joanno 🙂
Paulina napisał(a):
ellu , dieta 3 x bez ???? Coś bliżej? Orzechy ozonować przed moczeniem – czyli nie w wodzie, to jak, w pojemniku? czy musi być zamknięty ?
Ela napisał(a):
Paulino, Myślę ze Elli chodzi o dietę bez glutenu, nabiału i mięsa czyli 3x bez, ale mogę się mylić, pozdrawiam
Ela 🙂
ella napisał(a):
Ozonuję wszystko w wodzie w otwartych pojemnikach, w zamkniętych (w folii) można ozonować np. ciuchy, buty jeśli śmierdzą.
ella napisał(a):
Dieta bez mięsa, nabiału, glutenu oraz bez cukru, czyli to , co promuje Marlena. Chleba w ogóle nie jadam, a za makaronem nigdy nie przepadałam. Musztardę bez cukru można robić samemu, kto leń może kupić m. dijon. Musztarda jest potrzebna, np. do majonezu fasolowego lub do potraw z jaglaną z warzywami, bo inaczej są mdłe. Orzechy najpierw płuczemy dobrze w w. ozonowanej, potem w misce szklanej lub ceramicznej ozonujemy w wodzie, potem płuczemy i moczymy parę godzin, po moczeniu też płuczemy i są doskonałe nawet dla dzieci. Ozonator (tzn. kulkę i rurkę) co jakiś czas trzeba umyć z osadów, podobnie jak brzegi dzbanków. Wystarczy gorąca lub ciepła woda z dużą ilością kwasku cytr., tak czyszczę też swoją pralkę i zmywareczkę. Zlew i blat kuchenki świetnie wyczyści eko pasta z sody.Kupujcie hurtem kwasek i sodę, zamiast chemicznego g☆☆☆☆. I czytajcie, w necie jest wszystko na dobrych blogach.
Paulina napisał(a):
ellu,dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Zachęciłaś mnie do kupna ozonatora. Mam nadzieję, że zyskam czas, którego ciągle mi brakuje a odkąd dopadła mnie menopauza to już zupełnie nie ogarniam. A o tej dziwnej i nieprzyjemnej przypadłości( menopauza) to jakoś tak mało w necie sensownych rad ……Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Paulino, mam w planach napisanie o menopauzie, sama jestem „w tym wieku”, więc i mnie ta tematyka żywo interesuje, aczkolwiek żadnych negatywnych sygnałów ze strony organizmu póki co odpukać nie mam i oby tak dalej.
ella napisał(a):
Owoce i warzywa eko są w lidlu, np. banany tylko odrobinę droższe, 30 gr na sztuce. I uprawiajcie, co możecie i gdzie się tylko da, pamiętajcie o kiełkach♡.
aaronia1 napisał(a):
W naszym mieście eko banany w lidlu były tylko raz, nad czym niezmiernie ubolewam ;(
ella napisał(a):
Jajka tak, ale bezwzględnie prawdziwe. Ja zjadam 10 tygodniowo z warzywami i cholesterol mam ok. Jem dużo mrożonek, bo niestety zimą i wiosną większość warzyw jest sztucznie pędzona, wolę np. mrożonego brokuła zebranego w sezonie niż sztucznego. Polecam też bób marynowany w oliwie z czosnkiem i przyprawami, pycha i nawet facet tym się naje. Ogólnie używam dużo przypraw, też b.ostrych i mimo, że dużo jem, nie tyję. Tak działają. Unikajcie tylko chińskiego imbiru, czasami bywa z Peru lub suszony z Nigerii.
Beata napisał(a):
Marleno ale jak nie ma znaczenia jaki wirus? Jeżeli jest podrażniony przewód pokarmowy, zwłaszcza dziecięcy – mam mu podać drażniący kwas askorbinowy???
Marlena napisał(a):
A dlaczego drażniący, skoro możesz podać niedrażniącą formę zbuforowaną lub liposomalną?
Paulina napisał(a):
Marleno, pierwsze delikatne objawy menopauzy zlikwidowałam radykalną zmianą diety, detoksem cukrowym………i było dobrze ponad rok. I kiedy już myślałam,że może mnie ominie,że przecież tak zdrowo żyję……..niestety. Czekam wiec niecierpliwie na zgłębienie tematu.
ella napisał(a):
Paulino, spróbuj siemienia świeżo mielonego, mnie pomogło. W towarzystwie siarki, jak radzi Marlena. Na początek dawki uderzeniowe, myślę że tak z miesiąc, a potem tylko przypominające, codziennie 2 łyżki. Ale najlepiej sama sobie dopasuj, każdy jest inny. I tego nauczyłam się od Marleny.
Ligniany lniane naśladują działanie estrogenów, tak powiedziała mi moja ginekolog, która dokształca się cały czas i wie to z anglojęzycznych publikacji fachowych.
Paulina napisał(a):
Siemię mielone jem ale pewnie za mało bo ok 1 łyżki dziennie. Spróbuję więcej ile???? Siarkę zażywam w suplemencie SMS. W tej chwili gotowa jestem spróbować wszystkiego…Miłego dnia.
Marlena napisał(a):
Jeśli mogę coś podpowiedzieć: sama na sobie wypróbowałam też sproszkowany korzeń maca (Lepidium meyenii, taka peruwiańska roślinka, bardzo dobry adaptogen), czyta się „maka”. Dodaję macę do moich szejków (ok. 1 łyżeczki), ma fajny lekko słodkawy smak, dodaje energii, poprawia pamięć i w ogóle samopoczucie i jest polecana właśnie między innymi kobietom przy menopauzie (a facetom podobno lepiej po niej funkcjonuje dźwignia, ale mężowi nie dawałam więc nie powiem czy to prawda) 😉 Może to właśnie między innymi maca ma wpływ na to, że mam doskonałe samopoczucie i jasność umysłu pomimo widocznych oznak nadchodzącej (lub nawet przypuszczalnie już będącej w toku) burzy hormonalnej – nie wiem. Ale spróbować warto, bo to nie jest lek czy suplement tylko jedzenie, a jedzenie jak nam nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi. 🙂
Pojawi się ona w sklepiku Akademii w przyszłym tygodniu, bo jak już wypróbowałam to mogę polecić. Mam w planach napisanie artykułu na temat korzenia maca i innych Super-foods (superżywność).
ella napisał(a):
Przez miesiąc 3x po 2 łyżki w towarzystwie siarki, ale nie z suplementu, lecz z jedzenia, np. czosnek, cebula, szczypior, jajko, kapusta kiszona, czarna rzepa, itd. Mnie maca nie pomogła, miałam b. mocno nasilone objawy, ale każdy jest inny.
Paulina napisał(a):
Kupuję więc macę i od dziś siemię 3x dziennie…Ten suplement siarki to oczywiście nie SMS tylko MSM. Nie wiem czy bardziej mnie męczą dolegliwości fizyczne czy ta mgła umysłowa. Siarkowej zieleniny jem sporo, a i jajka też, bo mam dostęp do jaj od takich kur co to całe dnie łażą po łące i sobie dziubią….Dziękuję dziewczyny, każdą radę przyjmuję z wdzięcznością.
Nero84 napisał(a):
Wszystko fajnie ale robi jeden zasadniczy błąd – wypija na czczo szklankę wody – tym samym zobojętnia kwas żołądkowy który później słabiej trawi.
Jak by dodała do tej szklanki cytrynę albo sproszkowaną witaminę C to było by dużo lepiej.
Marlena napisał(a):
Robi prawidłowo: najpierw czysta woda, dopiero potem woda z sokiem (np. z cytryny). Ja też tak robię od kilku lat i trawienie mi się poprawiło, a nie pogorszyło.
Janka napisał(a):
Ellu dzięki kochana za te wszystkie cenne informacje 🙂
Bogdan napisał(a):
witam wszystkich
często widzę wpisy o problemach z wagą, tłuszczem itp…..
powiem tak:
nigdy nie miałem problemu z nadwagą, ale jak zacząłem stosować witaminę C – z innych powodów, po posiłkach – śniadanie-obiad-kolacja -w dawkach około 5-8 gram na raz (po posiłkach nie ma problemu przeczyszczającego) to w rok – jako efekt uboczny straciłem 15kg, a jem prawie wszystko, do syta, szerokim łukiem omijam wszystko co z białym cukrem.
Dziennie spożywam 20+ gram witaminy C.
Z chlorkiem magnezu rano na czczo (wcześniej 5-10 minut szklanka wody) witaminy B1 – 25mg, B2 – 25mg, B1 – 4*3mg, B6 – 50mg,
na śniadanie zawsze len – mielony z serem.
– moje spostrzeżenia potwierdzają znajomi
Mam 40+, 179cm i 70kg..
… więc powodzenia – mam nieodparte wrażenie że witamina C powoduje znaczną, szybką utratę wagi…
pozdrawiam Bogdan
Kaczmarczyk napisał(a):
Dziękuję za zdjęcie z Playboya, tylko mnie utwierdziło, że to ja mam rację. Jeśli biust i policzki nie zmieniły się, a Lilian dzięki diecie owocowej schudła, to nie jest możliwe aby biust i policzki pozostały takie same. Każda kobieta, która chociaż raz schudła, wie że biust i twarz chudną również. Poza tym zdjęcie z Hefnerem zrobione zostało w 2003r.!!. Nie jest to uczciwe wobec czytelniczek wybierać te fotografie, na których Lilian jest atrakcyjnie zrobiona. W necie można znaleźć wiele aktualnych zdjęć, na których policzki są zapadnięte, a Lilian wygląda na swoje lata. Chociaż nie można zaprzeczyć, że czuje się zdrowa, szczęśliwa i atrakcyjna.
Marlena napisał(a):
Uważasz, że Lillian wcześniej była gruba a potem schudła? Nie wiem zatem jakim cudem mając „nie-ten-teges” sylwetkę mogła przez wiele lat królować na okładkach Playboya, tam raczej grubasek nie wybierali 😉 No, mniejsza o to. Zdjęcia są jakie są, jedne lepsze a inne gorsze, każda z nas jednego dnia wygląda ładniej, a innego brzydziej, zresztą jak ktoś chce to jeszcze są z nią filmy na YT jak również „na żywo” widziała ją Joanna Balaklejewska z chooselife.pl, nasza krajowa witarianka (której też mimo mijających latek niczego nie brakuje – mam nadzieję, że i jej nie posądzisz o to, że jest „zrobiona”). Joanna stwierdziła, że pomimo wieku Lillian jest niezmiernie seksowna i wciąż nieziemsko zgrabna i piękna. Nie zazdrośćmy jej, drogie panie. Nie spróbowawszy samej witarianizmu żadna z nas nie przekona się co on potrafi zrobić dla kobiecej urody tak naprawdę. Życzmy sobie zatem wszystkie, aby w jej wieku wyglądać i czuć się co najmniej tak jak Lillian, zamiast utyskując biegać po lekarzach i sanatoriach, wydając całą emeryturę na leki i przeciwzmarszczkowe kremy-cud 🙂
Asia napisał(a):
Z tą macą niech uważają wszystkie kobiety cierpiące na endometriozę. To produkt nie dla nich.
Marlena napisał(a):
Wręcz przeciwnie – korzeń maca zwany inaczej peruwiańskim żeń-szeniem jest bardzo pomocny przy endometriozie, menopauzie, policystycznych jajnikach itd. bowiem działa ona jak adaptogen: gdy danego hormonu jest za mało podwyższa jego poziom, a gdy za dużo obniża. Jedyną sytuacją w której maca MOŻE komuś zaszkodzić jest taka, gdy kobieta szprycuje się syntetycznymi hormonami „bo lekarz zapisał” i jednocześnie bierze korzeń maca „bo w internecie czytałam, że to pomaga”. Wtedy mogą się dziać rzeczy nieprzewidywalne. Jednak gdy polegamy tylko na naturze to jest to raczej mało możliwe, właśnie z uwagi na adaptogenne działanie tej rośliny (aczkolwiek to nie jest tak, że każde zioło jest dla każdego: jeśli maca czy jakiekolwiek inne zioło z nami wyraźnie nie współgra powinniśmy zaprzestać jego spożywania i zmienić je na inne – takie, które będą nam bardziej służyć).
Asia napisał(a):
Ella jaki to produkt do WC kupujesz w Lidli i jest eco bo ja widziałam tylko te W5 a one to na pewno nie są eco?
pozdrawiam
Asia napisał(a):
Tylko, że ten przepisany przez lekarza jest zażywany pod jego kontrolą i wiadomo, że endometrioza w tym czasie się nie rozwinie, stan pacjentki się nie pogorszy, a co do macy nie wiadomo jak organizm zareaguje, czy nie sprawi, że endometrioza będzie rosła ze zdwojoną siłą, a każda kobieta, która przeszła ból związany z tą dolegliwością bez 100% pewności udowodnionej badaniami nie będzie na pewno ryzykować. Super by było jakby to był naprawdę pewny środek na tą kobiecą dolegliwość, to byłaby szansa dla wielu kobiet na życie bez bólu.
Marlena napisał(a):
Endometrioza będzie przy zastosowaniu syntetycznych hormonów pod kontrolą, ale jako skutek uboczny zażywania syntetycznych hormonów wzrośnie ryzyko innych chorób (np. raka piersi, chorób układu krążenia itd.). Naiwnością jest sądzić, że zażywanie leków pod kontrolą lekarza uchroni nas przed skutkami ubocznymi łykania tych leków. Nie ma takiej siły 😉 Samo podawanie hormonów jest ponadto jak podanie laski kulawemu: nie będzie od tego zdrowa jego noga, ale będzie mógł „jakoś” żyć, prawie tak jak normalnie. Niektórym to odpowiada i godzą się na życie spędzone cały czas o lasce, godząc się przy tym na zwiększone ryzyko innych chorób spowodowane jej użytkowaniem. Inni szukają przyczyn i je analizują, wprowadzając niezbędne zmiany w życiu w stosunku do tych czynników, które mogły mieć wpływ na ich mizerny stan zdrowia. Ciało nie zaprzestało/zmniejszyło przecież produkcji hormonów na złość swojemu właścicielowi, lecz miało ku temu konkretne powody. Po ich usunięciu ciało wznowi tę produkcję z przyjemnością, o ile będzie miało stworzone ku temu odpowiednie warunki.
Żadna gospodyni nie będzie chciała się zabrać się za produkcję obiadu gdy w kuchni brakuje podstawowych składników i sprzętów, odcięli prąd za niepłacenie rachunków, szafki są brudne i lepkie, a po kątach latają głodne szczury. Można wtedy zamówić obiad gotowy (syntetyczne hormony są takim gotowym obiadem) ale nie można liczyć na to, że od tego kuchnia się magicznie posprząta, szczury sobie pójdą precz, a rachunki za prąd popłacą się same. Do końca życia będziemy uwiązani do dowożonych z zewnątrz obiadów i do końca życia nie będziemy mieć szansy na przygotowanie i skosztowanie domowego swojego własnego obiadu, jeśli tego nie zrozumiemy – że trzeba posprzątać, zrobić zaopatrzenie i popłacić rachunki.
Nie ma jednego magicznego leku na endometriozę, sam korzeń maca też może nie załatwić sprawy przy rozmaitych niedoborach spowodowanych całymi latami nieprawidłowej (najczęściej słodkiej i tłustej) diety, stresów itd. – np. w swojej książce „Doctor Yourself” Andrew Saul pisał, że przyczyną dla której występuje endometrioza jest brak w diecie witaminy E oraz selenu: zaleca suplementację witaminy E w połączeniu z 200 mcg L-selenometioniny dziennie. Inne pomocne i działające synergicznie suplementy to witamina C, kwas foliowy, B-complex, niezbędne kwasy tłuszczowe zawarte w lecytynie oraz oleju z wiesiołka oraz kwasy Omega-3, żelazo, magnez, jod, cynk oraz wapń. To są właśnie najczęstsze niedobory występujące u kobiet cierpiących na endometriozę, z powodu których zaburza się cały układ hormonalny. Ale kluczowe znaczenie ma witamina E i selen.
Obszerne materiały wraz z podaniem źródeł do badań zawiera witryna organizacji pozarządowej Life Extension: https://www.lef.org/Protocols/Female-Reproductive/Endometriosis/Page-01
Proponowany przez nich protokół suplementacji przy endometriozie jest tutaj: https://www.lef.org/Protocols/Female-Reproductive/Endometriosis/Page-les
Z kolei Sławomir Gromadzki proponuje taki (dosyć podobny) zestaw suplementów:
– olej z wiesiołka lub ogórecznika lekarskiego – łyżeczka dziennie (można wmieszać do dressingu naszej sałatki
– Lecytyna 1-2 łyż. dziennie
– Cynk (najlepiej glukonian lub chelat) – po jedzeniu (łącznie nie więcej cynku niż 100 mg dziennie).
– Magnez (najlepiej z wit. B6, która jest też niezbędna do wchłaniania cynku, chelat lub cytrynian/ jabłczan) – 1000 mg dziennie (najlepiej po kolacji).
Dodatkowo, oddzielnie wit. B6 – 100 mg dziennie.
Wit. E – ok. 500 do 1000 jednostek dziennie, powoli zwiększając dawki.
Kelp, Spirulina lub Alfalfa (lucerna w tabletkach) – 3 razy dziennie po 3 tabletki po posiłkach.
Żelazo w większych ilościach należy zażywać tylko wówczas, jeśli stwierdzono anemię – pod okiem lekarza.
Należy stosować dietę wegetariańską, szczególnie bogatą w owoce i warzywa, strączki, kaszę jaglaną, czosnek, cebulę, szczypior, nać pietruszki, sałatki (również z dzikich roślin np. z pokrzywy) itp.
Całkowity zakaz: białego pieczywa, cukru rafinowanego, ostrych przypraw, octu, tłuszczów zwierzęcych, margaryny, słodyczy, czekolady, serów żółtych, mięsa, kawy, alkoholu oraz wszelkich innych używek. Wskazane jest unikanie pokarmów mięsnych i nabiałowych, gdyż one w szczególności odpowiedzialne są za zachwianie równowagi hormonalnej w organizmie.
Z tłuszczów można stosować oliwę, olej z kiełków pszenicy lub z lnianki (mają wit. E i Omega3) a zamiast mleka krowiego można spożywać mleko roślinne – kokosowe, migdałowe lub owsiane.
W tym schorzeniu ma miejsce wadliwe wchłanianie Ca, do czego przyczynił się bez wątpienia nadmiar białka zwierzęcego w diecie (mięsa i nabiału), cukru, kawy oraz brak ruchu.
Bardzo skutecznym sposobem naturalnym na endometriozę jest również zwyczajnie… post (powodujący szybkie „sprzątanie” i najefektywniejsze, bo za pomocą mechanizmu autofagii) – polecam książkę dra Fuhrmana „Fastin and Eating for Health”, gdzie pan doktor opisał przypadki swoich pacjentek.
Asia napisał(a):
Dzięki za tak dokładną odpowiedź 😉
Asia napisał(a):
A powiedz mi jeszcze Marleno, czy nadmiar, którejś z witamin może powodować silne poty pod pachami?
Mam tak w ostatnim czasie, Biorę wit D 5000 i K2 100 a ważę nieco mniej niż 50 kg, biorę te witaminy około rok.
A B-complex 50 2 lub 3 razy dziennie. młody jęczmień i kropelkę jodyny od kilku miesięcy. Gdzieś czytałam, że poty może wywołać wit. D w innym miejscu czytałam, że K2 może wywołać poty. I bądź tu mądry o co chodzi.
Wczoraj odstawiłam te witaminy i zobaczę jak będzie.
Marlena napisał(a):
Nie jest mi nic wiadomo na ten temat, może to jakieś hormonalne sprawy? Teraz jest sezon, można korzystać z naturalnej witaminy D: też „wywołuje poty”, ale przynajmniej wiemy, że to od leżenia na słońcu 😉
Kaczmarczyk napisał(a):
Nie napisałam, że Lilian była grubaską. Proszę nie przeinaczać moich słów, zafałszowuje Pani w ten sposób sens moich wypowiedzi. Playboy nie wybierał grubasek, ale modelki do Playboya w latach 70. miały więcej ciała niż obecnie. Taki był kanon urody. Można zrobić dwa zdjęcia w odstępie minuty i na jednym można wyjść atrakcyjnie, a na drugim nie. Ale jeśli na zdjęciu wyraźnie nie ma policzków, to nie jest to kwestia złego ujęcia. Proszę pokazać zdjęcia Lilian specjaliście od chirurgii plastycznej, niech się wypowie.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Wybacz ale mam bardziej pożyteczne rzeczy do roboty 🙂
Patryk napisał(a):
Czy ktos z Was uzywa kosmetykow Dr. Organic i co mozecie o nich powiedziec ?
inka napisał(a):
moj ojciec ma 71 lat chleje wóde i piwsko pali jak smok i jak się okazało jest zdrowy jak kon a kondycję ma 40 latka , nic go nie boli pracuje fizycznie i nie zna zjawiska kaca nawet po obaleniu samodzielnie póllitrówki , ma niskie cisnienie , idealny cukier i super morfologie, kolonoskopia – idealne jelito bez zlogów i polipów, wszystkie narządy w usg jamy brzusznej bez zmian adekwatne do wieku lub z wygladu młodsze – uparł się na badania bo jak idzie do lekarza ( bez powodu) to biedaczek nie ma czym sie pochwalic w poczekalni gdzie wszyscy licytuja się co to nie biora i co to im nie wycięto lub nie zrobiono w szpitalu – ja mam pełne prawo twierdzic ze wóda i piwo okraszone papieroskiem co 30-40 minut to najlepszy tryb zycia i dieta. I co? NIC. to o niczym nie świadczy. Mój ojciec wsuwa na śniadanie mleko z płatkami ryzowymi lub kasza manna – nienawidzi owoców, nie przepada za miesem poza kiełbasa i to najlepiej martadela pub pasztetówka czyli pies zmielony razem z budą. i co? I NIC. tak samo ten przypadek gosciówy z kasa co zarabia na wciskaniu frutarianskiego kitu a cichcem pewnie robi sobie botoks czy liftingi w klinikach spa – ja nic nie zarabiam i mój ojciec nic z tego nie ma że wam jego przypadek opisuje – JEST ZYJACYM ZAPRZECZENIEM WSZYSTKICH WASZYCH TEZ – I DLA MNIE BARDZIEJ WIARYGODNYM BO GO WIDZĘ I ZNAM A WAS NIE – i co? I NIC. Ja nie palę, nie piję praktycznie i próbuje zdrowo się odzywiać i okazuje się że mam nadciśnienie „bez powodu” – jak stwierdziła pani doktor – co mam robić? może zacząc chlac i palić jak mój ojciec licząc na powinowactwo genetyczne? Bo zyjąc odwrotnie niż on widac ewidentnie sobie szkodzę?
Marlena napisał(a):
Inka, mój dziadek też chlał, jadł co chciał i jarał 2 paczki zabójczo śmierdzących tanich „Sportów” (takich bez filtra w dodatku) i dożył 77 lat w zasadzie nie chorując na nic, jednak z dnia na dzień wylądował w szpitalu, z którego już nie wyszedł (galopujący nowotwór). Kolejne pokolenie czyli jego dzieci nie miały już tyle szczęścia co on i żadne z nich nie dożyło jego wieku: wujek (lekarz kardiolog) 58 lat (nowotwór), moja mama (prawnik) 52 lata (zawał), ciotka (lekarka stomatolog) 62 lata (nowotwór).
Jeśli my żyjąc w coraz większym oddaleniu od natury, w coraz bardziej zasyfionym środowisku i jedząc coraz bardziej schemizowane pożywienie nie chcemy być kolejnym pokoleniem, które będzie żyło jeszcze krócej, a kolejne (czyli nasze dzieci) to już chyba wróci do czasów przeżywalności ze średniowiecza (lub będzie sztucznie podtrzymywane przy byle jakim życiu dzięki nowoczesnym medycznym wynalazkom), to musimy JUŻ TERAZ ruszyć tyłki, mózgownice i inne części ciała. Jeśli choroby cywilizacyjne nie oszczędzają nawet lekarzy, którzy umierają przed osiągnięciem jesieni życia, to chyba nie tyle w medycynie powinniśmy upatrywać naszego zbawienia, lecz właśnie w naturze. Jeśli urodziłaś się z prawidłowym ciśnieniem, to masz takie zapisane w genach – takie dała Tobie natura. Nic nie dzieje się bez powodu. Termin „choroba idiopatyczna” został ukuty przez medyków na określenie wszystkich chorób wynikających ze stylu życia. Styl życia to nie tylko dieta, niepicie, niepalenie itd. ale też i umiejętność radzenia sobie ze stresem, życie duchowe pełne wewnętrznego spokoju i ufności w działanie siły wyższej oraz miłość i wsparcie od bliskich.
inka napisał(a):
a Twoj portal bardzo mi sie podoba i bede częściej zagladac bo odkryłam Cię dziś.
Kaczmarczyk napisał(a):
Wybaczam :))
Pawel napisał(a):
Marlena: Mam pytanie jesli chodzi o sałaty. Sa teraz takie gotowce juz umyte w Biedronce. Czy to sie nadaje do chrupania ? Lubie sałatę.
Marlena napisał(a):
Jak najbardziej się nadaje. Sama używałam takich dopóki nie zaczęłam hodować własnych.
ewa napisał(a):
Mam pytanie, na które nie mogę nigdzie w necie znaleźć odpowiedzi, a Ty Marleno wiesz tak dużo, więc mam nadzieję na pomoc. Dużo ludzi ma guzy na tarczycy. Jod podobno można stosować przy niedoczynności i nadczynności. Ale czy można przy guzach? Doczytałam się, że jod może wywołać toksyczność guzów. Brałam jod przez ostatnie 2 miesiące, dziennie ok. 15-20 ml, ale teraz się przestraszyłam i przestałam. Bardzo chciałabym brać dalej, ale czy mogę?
Marlena napisał(a):
Jeśli biorąc jod czułaś się lepiej to znaczy, że Ci służy. Jeśli czułaś się gorzej to może Ci nie służy i powinnaś przestać. Jednak jeśli piszesz „bardzo chciałabym brać dalej” to rozumiem, że w grę wchodzi pierwsza możliwość, a nie druga.
Hania napisał(a):
Ella wcześniej pisała, że używa organicznych kosmetykiów, np. firmy Natura Siberica. Kliknęłam w pierwszy, który mi podszedł – Odmładzający Krem na Dzień Cladonia Śnieżna, 50ml – I na 3 miejscu w składnikach jest Ethylhexyl Methoxycinnamate – chemiczny środek blokujący promieniowanie UV.
I cytat znaleziony w necie: „Ethylhexyl methoxycinnamate to filtr przeciwsłoneczny powszechnie występujący w kosmetykach kolorowych (np. kremy BB.
Jest to filtr przenikający do krwioobiegu. Udowodniono, że odkłada się w tkance tłuszczowej oraz w mleku matki (!!) naśladując estrogeny a tym samym może wywoływać zmiany hormonalne… Jest to szczególnie ważna informacja dla kobiet starających się o dziecko, ciężarnych i mam karmiących”. Pozostałych „naturalnych” składników już nie sprawdzałam…
Aga nr 3 napisał(a):
co do tej pani frutarianki i jej wyglądu to nie wpadałabym w aż taki zachwyt zważywszy fakt, że pani ta dysponuje niesamowitą gotówką i pomimo zaprzeczeń do korzystania z zabiegów moze sobie pozwolić na bezstresowe życie zarabiając na swoim „naturalnym” wyglądzie … a to juz odejmuje jej tuziny zmarszczek … poza tym nasza Ewa Minge tez uparcie twierdzi, że nigdy nie poddawała się żadnym operacjom, a jak wyglądała kiedys i jak dzisiaj kazdy widzi … jesli chodzi o dietę frutariańską to wypróbowałam ją przez okres więcej niz miesiąc i owszem, było to wszystko smaczne i pyszne, tylko że z ewolucyjnego punktu widzenia taka dieta nie ma w ogóle żadnego uzasadnienia w historii ludzkości. po pierwsze: owoce występowały kiedyś w naturze tylko sezonowo w przeciwieństwie do teraźniejszości, kiedy truskawki mogę kupić nawet w grudniu i lokalnie, a dziś egzotyczne owoce podbijają podniebienia Polaków i w grudniu zajadamy się pomarańczami zamiast kiszona kapustą jak to bywało drzewiej 😉 poza tym kiedys owoce nie miały az tak duzej zawartości fruktozy, ponieważ dzisiaj specjalne metody uprawy doprowadziły do tego, że cukru jest tam więcej aniżeli matka natura zadecydowała … fruktoza w nadmiarze nie daje uczucia sytości, ponieważ nie reagują na nią nasze hormony, jest przetwarzana tylko i wyłacznie w wątrobie i jej nadmiar może przyczynic się do jej stłuszczenia jak u alkoholików. wg sugestii autorki bloga (której wkład i prace doceniam) dieta frutarianska prowadzona przez kilka miesięcy oczyści organizm i poetncjalnie wyleczy z wszelkich chorób jest troszkę naiwnym przekonaniem, ponieważ im dłuższy okres przebywania na frutarianizmie, tym więcej niedoborów zywieniowych w ciele powstaje. moja koleżanka będąc na tej „zdrowej” diecie nabawiła się deficytów pokarmowych i wylądowała w szpitalu…. teraz kuruje się wg moich zaleceń rosołem z ekologicznej kury i wręcz nakazałam jej jeść mięso z tego rosołu, jajka i masło, najlepiej surowe albo od krów wypasanych na trawie. ona przez okres kilkunastu miesięcy nie spozywała prawie w ogóle tłuszczy i białek doprowadzając organizm do wyniszczenia …. także takie diety wyglądają z pozoru na zdrowe, ale prowadzone zbyt długo staja się wręcz niebezpieczne …. i twierdzę to nie tylko biorąc pod uwagę przypadek mojej kolezanki i własne doświadczenia, ale równiez swoją wiedzę na temat funkcjonowania naszego organizmu, fizjologii i potrzeb naszego ciała … sama byłam zafascynowana ideologią wege od wczesnej młodości i stosowałam wegetarianizm i weganizm przez większa częśc swojego dorosłego później życia, jednak po latach doświadczeń stwierdzam z przykrością, że diety te prowadzone nawet ze skrupulatną dbałoscią o dostarczenie sobie wszelkich składników pokarmowych mogą u niektorych ludzi wywołac deficyty w składniki o ile nie nastąpi suplementacja … więkoszść ludzi ze śrdodowiska wege nie dba jednak o takie szczególy naiwnie wierząc, że w warzywach znajdą wszystkie wartosci odzywcze, BA!!! ja sama w to wierzyłam, oczarowana ksiązkę adr Furhmana o diecie roślinnej i jej potencjale udrawiającym. owszem, roślinny post dr Ewy Dąbroskiej może pomóc jako chwilowe remedium na zatruty organizm, ale na dzień dzisiejszy stanowczo doszłam do przekonania, że filozofia wege została sztucznie przez człowieka wymyslona jako wyraz jego współczucia i miłości do wszystkich żyjących stworzeń, jednak historia ludzkości przeczy tym teoriom, ponieważ człowiek jadł wszystko co udało mu się zdobyć, zbierał orzechy, podkradał jajka z gnizda, sezonowo zrywał owoce, to tu to tam, na pewno nie w takich ilościach jak dzisiaj … i zabijał zwierzynę oraz łowił ryby. to dzięki takiej diecie nastąpiła ewolucja ludzkości, mózg prymitywnego człeka dzięki kwasom omega 3 z ryb i zwierzyny pasącej się dziko na trawie powiększył swoją objętość i nastąpił ewolucyjny przeskok, nie stało się to przez jedzenie nasionek chia czy siemienia lnianego … także odcinanie się całkowicie od naszej historii i twierdzenie, że każde mięso jest dla człowieka złe to nieporozumienie. ja to dopiero zrozumiałam po latach. oczywiście nie twierdzę, że zwierzęta hodowane w nieludzki sposób i faszerowane chemikaliami usprawiedliwiają chciwośc i chęc zysków hodowców. to mnie przeraża, na szczęście mozna jeszcze znaleźć rolników, którzy taką hodowle przeprowadzają w bardziej naturalny sposób, tak jak kiedys moja babcia, gdzie zwierzęta były częścią diety mojego dzieciństwa i w przeciwieństwie do tego co twierdzi dr Campbell w swoim China Study nikt w mojej rodzinie nie zachorował na jakies straszne degeneracyjne choroby poprzez spozywanie produktów odzwierzęcych, ba, myślę nawet, że dzięki tak naturalnym i świezym produktom nasze zdrowie było lepsze niz obecnie, kiedy te same towary nazywane sa dziś „bio” i kosztuja fortunę … poza tym spotkałam sie tu na blogu z informacją, że diety typu paleo czy wysokotłuszczowe są bardzo niezdrowe. taka teza wynika myślę z niewiedzy, na którą i ja kiedys „cierpaiałam” i na pewien rodzaj filtra rzeczywistości pt „filozofia wege”… ja w temat zagłębiłam się troszkę więcej i dzis wiem, że dzięki diecie paleo ludzie wychodzą z wielu chronicznych chorób i nie polega ona na spozywaniu ton mięsa jak się powszechnie sądzi. ja sama z wege przeszłam na paleo i sobie chwalę, ba! dieta wysokotłuszczowa uchroniła mnie nawet przed złymi skutkami wysokowęglowodanowego weganizmu, kiedy to nadmiar węgli powodował u mnie pewne dolegliwosci, o których tu nie będe pisać, bo i tak zbyt długo sie rozgadałam … także wszystko może mieć dwa oblicza, dr Campbell sfałszował swoje badania, co mnie trochę sfrustrowało, ponieważ uwierzyłam mu gorliwie kilka lat temu „na słowo”, biorac pod uwagę fakt, że idea wege zawsze była mi bliska … wszystkie niescisłości jakie Campbell napakował w swoją książkę zostały już obalone i okazało się, że ponaciągał rzeczywiśtośc pod swoje przekonania, co jest karygodne, niektóre badania wykazujące długowiecznośc plemion, gdzie większośc pokarmów stanowiło mięso zataił, ponieważ nie pasowały do jego filozofii … nie będę na koniec wyciągała zadnych wniosków, niech kazdy sam przemyśli kwestię swojej diety i tego czy naprawdę gwarantuje mu ona 100% zdrowie, ponieważ każdy jest inny i powinniśmy słuchac naszego organizmu a nie ulegac dietetycznym modom …
Marlena napisał(a):
Na każdej diecie można rozwalić sobie zdrowie. Może i dzięki „diecie paleo” niektórzy ludzie wychodzą z chorób (co nie dziwi, bo w końcu przestają jeść chemiczne śmieci i to jest OK), ale mam wrażenie, że jednak jakoś brak jej solidnych i wiarygodnych dowodów naukowych. W przeciwieństwie do diety roślinnej, która została naukowo udowodniona jako lecznicza i nawet wdrożona została do lecznictwa publicznego (czyli można nią leczyć pacjentów na koszt państwa, co jest możliwe tylko w stosunku do terapii mających podstawy naukowe, o udowodnionej wieloma badaniami skuteczności jednym słowem).
Co do długowieczności plemion to na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że można w zdrowiu i jasności umysłu doczekać długowieczności na dietach najróżniejszych, ale niestety nie ma wśród nich niczego co mogłoby wysokotłuszczowe „paleo” przypominać. Okazuje się bowiem, iż najbardziej długowieczne społeczności mają dietę bardzo tradycyjną – głównie roślinną (czyli bardzo dużo węglowodanów: ryż, bataty, pełne ziarno pszenicy, kukurydza, soja, strączki, ziemniaki itd.) czasami z niewielkim dodatkiem mięsa (ale bez szału, czyli ogólnie rzecz biorąc raczej „na święta”, a nie na co dzień), częściej ryb i owoców morza i czasami (ale nie we wszystkich społecznościach) z dodatkiem umiarkowanej ilości nabiału (głównie koziego). W basenie Morza Śródziemnego piją do tego nieco wina, a Japonii na Okinawie czasem łykną sobie szklaneczkę sake, podczas gdy stuletni adwentyści w Loma Linda w Kalifornii nie tykają mięsa, nabiału, masła, jajek ani alkoholu czy innych używek przez całe życie (religia zabrania). Jak widać recepty nie ma idealnej jednej dla wszystkich – nie ma też jednej idealnej diety dla wszystkich (oprócz tego, że wszystkie te społeczności łączy np. wysokie spożycie warzyw i owoców). No i nieprawdą jest, że weganizm czy wegetarianizm „grozi niedoborami” – nikt kto dożywa setki nie cierpi na niedobory, bo by tej setki nie dożył za żadne skarby. A adwentyści dożywają, tylko że oni wiedzą jak to się robi. Niedobory to nie tylko wkładanie do środka czegoś dobrego w zbyt małej ilości, ale i dopuszczanie do nadmiaru czegoś, co z nas dobre składniki wyciąga (używki, stres, pokarmy przetworzone itp.). Bilans się wtedy nie chce zgadzać po prostu. Można mieć jednym słowem najbardziej (naszym zdaniem) „zdrową dietę” i mimo to starości (zdrowej, nie takiej co się pod siebie robi) nie doczekać.
Więc mogłabyś może jednak tę swoją, że tak powiem, „paleo propagandę” (jak np. owoce szkodzą, węglowodany to zło, musimy jeść tłuszcze albo zwierzęce produkty itd.) zachować dla siebie. Pomaga paleo? Dobrze się czujesz z tym? Kontynuuj. Ale nie przekonuj proszę innych, że rezygnacja z produktów odzwierzęcych lub wielkich ilości tłuszczu jest szkodliwa dla ludzkiego organizmu, a Fuhrman, Ornish czy Campbell to kłamcy lub idioci. Dieta roślinna (w 100% jak u adwentystów lub nawet w 90% czy 80% jak u innych) oparta na naturalnych produktach nieprzetworzonych rzecz jasna (bo przecież frytki, cola czy ciasteczka TEŻ są wegańskie, ale nie o taką dietę roślinną nam tutaj chodzi) to nie tylko „filozofia”, „dietetyczna moda” czy też mało wiarygodna „idea” z której można się pośmiać. To fakt, który ma na tej planecie miejsce i w dodatku potrafi prowadzić do dożycia w zdrowiu stu lat i więcej 😉
Co do frutarianizmu to poinformowałam jedynie, że akurat Lilian to pomogło wyjść z chorób. Jeśli nadal trudno Ci przełknąć fakt, że świeże owoce nie powodują chorób lecz je leczą, to polecam jako kolejną ciekawostkę odwiedzenie bloga matki trójki dzieci, z których każde pomimo wypróbowania najróżniejszych diet (w tym wysokotłuszczowej/niskowęglowodanowej) było niestety nadal chore (z czego dwójka poważnie), a teraz są zdrowe (dieta oparta o zasady 80/10/10 – cała rodzina odżywia się w ten sposób obecnie) https://www.dehappy5.com/
Dodam, że rodzina jest z Polski, ale blog jest prowadzony po angielsku (rodzina podróżuje tam, gdzie akurat dojrzewają lokalnie owoce i są tanie jak barszcz i często też organiczne), mama dzieci napisała o efektach owocowej terapii książkę, poradnik: https://www.dehappy5.com/2015/06/27/the-fruit-cure-table-of-content/
A tu rozpiska co dzieciak przykładowy jada podczas jednego przykładowego dnia (nie brakuje tutaj np. białka czy tłuszczu, choć dziecię nie jadło nic oprócz świeżych owoców, warzyw, nasion i orzechów) – co podaję jako ciekawostkę: https://www.dehappy5.com/2015/07/03/what-raw-vegan-baby-eats-in-a-day-2/
kass napisał(a):
Aga, w tych wszystkich dietach najbardziej dziwne jest to, że na każda ponoc leczy i każda jest skuteczna. Nawet kontrowersyjna wysokotłuszczowa dieta Kwasniewskiego. Wystarczy poczytać fora – ludzie piszą, że cofnęły im się choroby itd gdy wcinali bekon, golonki i szynki. Gdy swego czasu pracowałam w sklepie, przychodził codziennie krzepki dziadek i kupował duże smietany 30% bo im tłustsza tym zdrowsza. To od niego pierwszy raz dowiedziałam się o diecie Kwaśniewskiego. Dziadek stosował ją od 2 lat i jak mówił czuł się jak młody Bóg. Niestety zmieniłam pracę więc nie wiem co z nim, czy dalej ma się świetnie czy może przeciwnie, nie ma się już w ogóle?
Z innymi dietami jest podobnie. Na każdym forum poświęconym konkretnej jest masa ludzi, którzy zaświadczają, że one działają i poprawiają zdrowie. I bądź tu mądry i pisz wiersze. W tym gąszczu wykluczajacych się opini lekarzy na temat żywienia i tego co zdrowe można dostać schizofrenii. Pij mleko, nie pij mleka, jedz ziarna, nie jedz ziaren itd. itp. Od zawsze starałam się stosować zasadę zdrowego rozsądku na zasadzie jedz wszystko, ale z umiarem, wtedy nawet z trucizną organizm sobie poradzi.
Brałam też na tapetę odżywianie przodków. Co jedli dziadkowie, pra itp. Żyli w zdrowiu do późnej starości. A więc jedli wszystko, pieczywo, masło, mąkę, kasze, mięso, grzyby. Nie jedli tylko jednego – przetworzonej żywności. Bo takiej wtedy nie było albo było mało. Zadnych jogurtów, zbożowych ciasteczek, chipsów i milion innych zbędnych rzeczy, które dzisiaj leżą na półkach w supermarketach.
Dziadek mówił, że w chudych latach do pracy brał chleb ze słoniną, miał energię, był syty i nie chorował. Nikt wtedy nie słyszał o niełączeniu produktów w tym ziemniaków z mięsem, wszyscy jedli tylko tak, ale że mięso nie gościło codziennie na stole więc szkody z tego powodu nie odnosili jak widać. Z owoców jedli tylko jabłka, jakieś wiśnie może czy czereśnie, agrest albo porzeczki i to sezonowo. Na codzień kluchy, ziemniaki, słonina, jajka, twaróg, miód, mleko. Nie mieli sokowirówek, mikserów, blenderów…Nikt nie miał pszenicznego brzucha, nikt nie był otyły, nikt nie miał alergii… Ale mieli zdrowe powietrze, dużo ruchu i zdrową żywność. Babcia ze strony ojca miała 11 dzieci. Wszystkie wychowała w zdrowiu.
A dzisiaj co się dzieje? Społeczeństwo niby żyje dłużej ale jakość tego życia jest nienajlepsza. Jesteśmy nieruchawi. A to obok pożywienia drugi winowajca zdrowia. Brak ruchu degeneuje ciało. A współczesny czlowiek nie lubi się ruszać, woli windą, samochodem, autobusem…w domu kanapa i tv albo komp… W pracy też często biureczko i krzesełko…Ot, cywilizacja…
Marlena napisał(a):
Myślę, że na obecny stan rzeczy złożyło się wiele czynników. Przede wszystkim zmiana standardów. Nasi przodkowie nie tylko dużo się ruszali, spędzali mnóstwo czasu na słońcu (bez filtrów!), dbali o swoje życie duchowe itd., ale i jedli płody rolne uprawiane organicznie (nie znano sztucznych popędzaczy, stosowało się obornik) – dzisiaj za takie „organiczne jedzonko” musimy płacić krocie, bo organiczne = luksusowe, podczas gdy pędzone chemicznie = standardowe, czyli tanie i dotowane przez rząd. Cukier kiedyś był na salonach, dzisiaj trafił pod strzechy i można się nim upadlać do woli (tani, dotowany przez państwo). Mąka biała jest oczyszczona ale jest tańsza niż nieoczyszczona, która jest droższa (zgadnijcie dlaczego?). Chleb biały jest tani i powszechnie dostępny, a za prawdziwym chlebem z pełnego ziarna na zakwasie (nie na drożdżach!), bez polepszaczy, cukru i konserwantów musimy się uganiać po całym mieście i (znowu!) płacić za niego drożej niż za bielutki piękniutki chlebuś „dla mas” (niestety na dłuższą metę toksyczny dla naszych narządów). Pszenicy zmutowano chromosomy tak, że większość ludzi jej nie toleruje i od niej choruje (a jest wszechobecna). Mleko jest do nabycia tylko po obróbce termicznej (a która matka gotuje mleko przed podaniem go do spożycia?), inne ciężko kupić (jeszcze za komuny było można, od czasu wstąpienia do UE już nie). Mięso? Najpierw człowiek polował na to co było, potem sobie specjalnie hodował (już dużo tłustsze), a teraz kupuje przemysłowe „mięso” albo „jaja”, wszystko „hodowane” w nieludzkich warunkach, karmione nie wiadomo czym i nie wypuszczane na dwór. Bo musi być szybko, tanio i dużo, abyśmy się jak najwięcej tym naćpali i jak najszybciej wylądowali w objęciach „służby zdrowia” i jedynego remedium jakie może nam ona zaoferować: magicznych pigułek „na wszystko”. Objawy ustępują, przyczyny niestety nie, bo przyczyną jest między innymi cały ten chłam który wsadzamy całymi latami na szybko do gęby, cały ten stres, który musimy przeżyć aby zarobić na ten chłam oraz niedospane noce i weekendy spędzone na dorabianiu do spłaty kolejnego kredytu wziętego na zakup kolejnego elektronicznego cuda techniki, dzięki któremu będziemy mieć więcej czasu dla siebie, którego nigdy nie mamy (i mieć nie będziemy, tylko jeszcze o tym nie wiemy) itd. Ja bym się chciała nie tylko zapytać: „kto nas tak urządził?” ale i zasugerować czytelnikom, że rozwiązanie zdrowotnych problemów wynikających z wyżej opisanego stylu życia (jakże dobrze mi znanego!) nie leży nigdzie indziej jak w nas samych. Powietrza zasmrodzonego zanieczyszczeniami tak łatwo nie zmienimy, ale wyjść na słoneczko i pomaszerować na świeżym powietrzu, zmienić myśli w głowie z negatywnych na pozytywne albo zadecydować co takiego za chwilę mamy sobie do środka wsadzić to już zależy TYLKO od nas.
Aga nr 3 napisał(a):
hmmmm …. jestem trochę rozczarowana odpowiedzią na moje konkulzje. moim zamiarem nie było jak mi się zarzuca nawracanie nikogo na jakąkolwiek dietę tylko zabrałam głos w dyskusji na temat, który jest mi bliski, poniewaz sama byłam zafascynowana swego czasu wegetarianizmem, weganizmem a nawet frutarianizmem i stosowałam przez jakis czas nawet tę radykalną dietę 811, więc nie jestem żadną orędowniczką potępiającą sposób odzwywiania wege, ba! sama od jutra zastosuję po raz kolejny post daniela w celu oczyszczenia organizmu i absolutnie nie przekonuje nikogo do wniosków, do jakich ja doszłam przez te wszystkie lata … chciałam tylko przedstawić swoją opinię, która znacząco odbiega od Pani systemu wierzeń i dlatego zostałam niemalże żywcem spalona na stosie za swoje herezje 😉 nigdzie nie pisałam tez, że węglowodany są z natury złe, wszystko zalezy od stanu zdrowia osoby i jej sposobu zycia, co do owoców przedstawiłam jedynie wątpliwosci wynikające z własnych przemysleń opartych na ewolucji człowieka oraz na lekturze wielu prozdrowotnych blogów, ponieważ ten temat bardzo mnie intrygował… jeśli nie można tutaj wypowiedzieć się na temat posta i tematów, które sa mi bliskie, to przepraszam, myslałam, że to miejsce na otwarte dyskusje i wyjasnianie wątpliwosci a nie ślepe zawierzanie „badaniom” … moim zamiarem nie jest bronic swoich tez ani też próbowac na siłę nikogo przekonywać, nie wiem skąd w ogóle taki wniosek, czy moja wypowiedź została napisana w jakimś agresywnym tonie??? sama miałam wiele wątpliwosci na poruszone przeze mnie tematy i nie mam patentu na prawdę, niech kazdy dojdzie do swojej … jednak w przeciwieństwie do autorki tego bloga nie zamykam się w jakiejś ideologii dietetycznej z klapkami na oczach, jesli dochodzą do mnie fakty zupełnie przeczące temu, w co do tej pory wierzyłam … paleo nie jest dla mnie religią, uwielbiam warzywa, wyciskam soki, robię szejki, weganizm jest mi bardzo bliski, ale jednak są sytuacje, w których ludzie na diecie roslinnej na dłuższą metę bardziej sobie szkodzą aniżeli pomagają. nie będę tu przytaczać konkretnych przypadków, ponieważ wpis ten mógłby rozrosnąć się do mega rozmiarów i nie chce przynudzać, mając w swiadomości fakt, że mój głos nie jest tu mile widziany … podam na koniec tylko tytuły kilku ksiązek, które odczarowują złą sławę tłuszczy, nawet tych nasyconych, zwierzecych… mogę nawet znaleźć wypowiedź kardiologa, który po 20. latach praktyki zaczyna pukac się w pierś i przyznaje, że mylił się co do tezy, że to tłuszcze przyczyniają się do rozwoju chorób krążenia… w końcu nawet znalazłam krytykę książki China Study, która miała byc tylko solidną recenzją, ale jak autorka zagłębiła sie w temat bardziej doznała szoku jak Campbell manipuluje faktami. dodam, że odkrycia tego dokonała weganka z nurtu RAW … także radziłabym zdjąć klapki z oczu i otworzyć sie na inny rodzaj „prawdy”, która może nie jest zbyt wygodna, ale jest i tego faktu nie da się ukryć. pozdrawiam.
https://www.amazon.com/Fat-Chance-Beating-Against-Processed/dp/0142180432/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1443225722&sr=8-1&keywords=fat+chance
https://www.amazon.com/Big-Fat-Surprise-Butter-Healthy/dp/1451624433/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1443225644&sr=8-1&keywords=the+big+fat+surprise
https://www.amazon.com/Wahls-Protocol-Autoimmune-Conditions-Principles/dp/1583335544/ref=sr_1_sc_1?ie=UTF8&qid=1443225906&sr=8-1-spell&keywords=terry+wahgls
https://www.amazon.com/Paleo-Approach-Reverse-Autoimmune-Disease/dp/1936608391/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1443226065&sr=8-1&keywords=paleo+approach
https://rawfoodsos.com/2010/07/07/the-china-study-fact-or-fallac/
https://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2013/11/04/saturated-fat-intake.aspx
https://www.livescience.com/48969-heart-disease-diabetes-risks-carbohydrate-saturated-fat.html
Marlena napisał(a):
Ależ ja Tobie niczego nie zarzucam 🙂 Nie bardzo interesuje mnie czy Campbell w badaniach popełnił błędy i jakie. Jego opinia to jakaś propozycja, z której można skorzystać lub nie. Proszę jedynie, abyś zastanowiła się nad tym, DLACZEGO tacy lekarze jak Esselstyn, Ornish, Barnard, Fuhrman czy Dąbrowska cofają u ludzi choroby (między innymi serca) właśnie całkowicie (na jakiś czas, a czasem na stałe) wyrzucając im z diety wszelki tłuszcz (nawet postrzeganą jako zdrową oliwę z oliwek) i zostawiając jedynie (w różnej kombinacji) warzywa i owoce, pełne zboża i rośliny strączkowe (dieta taka ma tylko ten tłuszcz, który jest naturalnie zawarty w warzywach i owocach, bo nawet sałata, cebula, truskawki czy fasola mają przecież w sobie tłuszcz, choć są to ilości mikroskopijne).
Skoro tłuszcz nie powoduje chorób (ale jego odrzucenie dziwnym trafem je… leczy?!), a węglowodany podobno są bardzo szkodliwe, a już najbardziej owoce „bo fruktoza” (ale spożywanie ich również choroby jakimś cudem leczy, nawet cukrzycę podobno spowodowaną węglowodanami), to nie sądzisz, że coś tu zwyczajnie nie gra? 😉 A może wszyscy ci lekarze to kłamcy i wzorem Campbella też sfałszowali swoje prace, a permanentnie wyleczeni przez nich liczni pacjenci są wszyscy fikcyjni? Może ja też jestem fikcyjna i stworzyłam bloga by siać wegańską jakąś tutaj propagandę (choć stuprocentową weganką jedynie bywam okresowo, a nie notorycznie), sponsorowaną przez producentów marchewki i szpinaku, których ludzie nie chcą jeść tyle, ile powinni? 😉
Oczywiście żartuję, przy czym zgadzam się, że nikt nie ma patentu na prawdę, bo jak to mówią z prawdą jest jak z d*pą – każdy ma swoją. Wbrew temu co napisałaś ja nie przedstawiam na tym blogu „systemu wierzeń” – na tym blogu przedstawiam fakty (nie wierzenia) dotyczące mojej konkretnej osoby i moją drogę do zdrowia (oraz tych, którzy przeszli zbliżoną drogę). Nic nie poradzę na to, że drogą tą nie był i nie jest styl życia „low-carb” z jego furą tłuszczu i produktów odzwierzęcych.
Co do krytyki „China Study” uskutecznionej przez blogerkę D. Minger (byłą wegankę obecnie podśmiewającą się z weganizmu bo teraz ona jest „low-carb”) to odpowiedź profesora biochemii i dietetyki C. Campbella (byłego mięso- i nabiałożercy, bo teraz to on jest „vegan low-fat”) jest tutaj: https://nutritionstudies.org/minger-critique/
A prawda? Zapewne leży gdzieś pośrodku jak pokazuje eksploracja „Niebieskich Stref” (bardzo polecam niezmiernie otwierającą nowe horyzonty myślowe dokumentalną książkę „Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej”, autorem jest podróżnik i dziennikarz National Geographics – Dan Buettner). Ani zboża czy owoce (naturalne węglowodany) nie zabijają, ani tłuszcze nasycone, ani mięso, ani nawet szklaneczka lokalnego wina. Kluczem (oprócz JAKOŚCI żywności) są PROPORCJE i styl życia jako całość (nie jesteśmy wszak tylko ciałem): oprócz naturalnej diety opartej głównie na produktach roślinnych (z opcjonalnym, choć jak się okazało nie niezbędnym dodatkiem niewielkiej ilości tych odzwierzęcych), dużo słońca, ruchu na świeżym powietrzu, humoru i miłości oraz poczucie celu naszej życiowej drogi („ikigai” albo „plan de vida”) – oto czego nam potrzeba aby żyć dłuuuugo, szczęśliwie i bez chorób czyli zdrowo. A nie wiecznych potyczek pomiędzy zwolennikami „low-carb” i „low-fat” albo „paleo” i „vegan” 😉
Aga nr 3 napisał(a):
tu więcej o fruktozie ze zdrowych hurtowych ilości owoców:
https://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2013/02/11/all-fruit-diet.aspx
Marlena napisał(a):
W takim razie takie osoby jak Lillian Mueller i Ullenka Kaczmarek dokonały cudu – powinien zająć się tym kościół, a nie nauka 😉 A tak na poważnie: nigdzie nie napisałam, że frutarianizm koniecznie dla każdego jest idealnym sposobem na całe życie, natomiast nie mam żadnych wątpliwości, że stosowany leczniczo potrafi owszem czynić cuda. Ponadto owocami w sensie botanicznym są także produkty uważane za warzywa, np. pomidory, ogórki, papryki, bakłażany czy dynia. Wszystko co ma w środku nasiona jest owocem. Nie trzeba więc koniecznie jadać tych super słodkich owoców. Mamy nawet i owszem owoc wysokotłuszczowy jak ktoś lubi – awokado. Albo oliwki. Natura jest hojna 😉 Odnośnie zaś ryzyka raka trzustki, to równie dobrze znaleziono dużo liczniejsze powiązania tego raka z nadmiarem tłuszczu w diecie, szczególnie nasyconego: https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=pancreatic+cancer+and+saturated+fat
Niestety dr Mercola uparł się straszyć jedynie fruktozą (i Stevem Jobsem, którego prasa wykreowała na frutarianina, podczas gdy Steve Jobs nie był nawet wegetarianinem, bo jadł ryby), tłuszcze nasycone są w/g Mercoli bardzo OK i możemy jeść ich dużo, bo nie są przecież szkodliwe. Artykuł o rzekomej szkodliwości owoców lekarz Mercola oparł na takich źródłach, że nie wiadomo czy śmiać się czy płakać (artykuły z prasy, blogi i tylko jedno badanie naukowe). Według niego korelacja oznacza przyczynowość i nie powinniśmy jadać zbyt dużo owoców bo to nam zaszkodzi. Czasem mam wrażenie, że to nie on osobiście pisze te artykuły, bo lekarzowi nie uchodzi popełniać tekstów opartych na wieściach z brukowców, nawet jeśli jest przeciwnikiem owoców.
kass napisał(a):
Czy można spożywać jodynę z apteki wewnętrznie? Mam podejrzenie hashimoto. Niby badania krwi w normie ale usg wykazuje stan zapalny i zmniejszoną tarczyce. Lekarz chyba nie widzi problemu, bo najbardziej cierpią moje włosy. Ich jakość i ilość drastycznie się pogorszyła a to wg niego pewnie nie jest problem, bo bez włosów można żyć, ewentualnie kupić sobie perukę.
Włosy mam coraz cieńsze, struktura jak u małego dziecka, jeszcze trochę i puch mi się zrobi. Są bez energii, zero elastyczności, sprężystości.
Łykałam już i żelazo i magnez i różne suplementy i nic.
Czy to może mieć związek z tarczycą?
Przychodzi mi jeszcze na myśl wątroba, bo z nią w sumie mam problem od dziecka po wirusowym zapaleniu. Czy zła praca wątroby ma wpływ na tak kiepski stan włosów i ich wypadanie? Dodam, że nie mam woreczka żółciowego od roku i często mi się robią kamienie w przewodzie żółciowym wspólnym, które muszą mi usuwać endoskopowo co rok-2 lata. Parametry wątrobowe jak ALT i AST mam generalnie w normie (wiadomo, rosną gdy pojawiają się kamienie i blokują przewód żółciowy).
Od 2 tygodni jestem na diecie bezmięsnej, bezmącznej. Jem warzywa surowe, gotowane, owoce, piję okazjonalnie mleko. Niestety bez mięsa nie potrafię zaspokoić głodu. Choćbym nie wiem ile zjadła warzyw czy owoców aż do pękatego brzucha, czuję wewnętrzny głód i marzę o steku albo żeberkach. Tylko po mięsie czuję się najedzona na długo, odczuwam sytość i relaks i zaspokojenie na bardzo długo. Nieduży stek syci mnie bardziej niż 3 talerze warzyw i owoców. Czy to znaczy, że jestem skazana na mięso i dieta bezmięsna jest dla mnie nieodpowiednia? Czy po prostu potrzeba więcej czasu aby po obfitym posiłku wegetariańskim nie śnić nocą o schabowych?
Marlena napisał(a):
Ja też kiedyś bez mięsa nie potrafiłam się najeść. Nikt nie jest na to skazany. Mięso uzależnia, dlatego o nim marzysz. Tak samo jak alkoholik marzy o piciu. Lub cukroholik o choćby małym cukiereczku. I tylko gdy dostaną to co o czym marzyli czują relaks i zaspokojenie.
Ja z tym skończyłam z dnia na dzień. Bardzo cierpiałam (kryzys odstawienny był równie dający się we znaki jak po rzuceniu palenia papierosów). Ale powiem jedno: warto było. Żałuję tylko, że nie zrobiłam tego wcześniej, widocznie musiałam dojrzeć do tego.
Przy kiepskiej pracy wątroby powinnaś uważać na cukier i tłuszcz. Niestety nawet najchudsze mięso zawiera sporo tłuszczu. Może spróbuj zastąpić je warzywami strączkowymi na początek?
ewelinak napisał(a):
witam!
szukam porady, dopiero od 2,5 miesiaca stosuje diete weganska, dosc juz mialam czestego chorowania, stwierdzilam ze wezme sprawy w swoje rece, ale tesciowa sie na mnie uwziela ze z powodu weganizmu czeka mnie anemia i to co najgorsze,jeszce bez przerwy w szanownej TV puszczaja jakies nakecajace filmy typu nie niszcz sobie zycia jedz mieso itp ,gdzie tesciowa juz spac nie moze , ja natomiat czuje sie reweacyjnie, co jej pieknie odpowiedziec zeby sie odczepila….twierdzi ze mi to przeszkodzi z przyszlej ciazy….itp czemu sie tak kazdy uwzial na tych wegan, wiem tylko ze weganizm wplywa na wydluzenie cyklu o innych sprawach nie wiem, moze sa jakies madre strony, a jak z badaniami robic je po np. 6 miesiacach diety weganskiej czy trzeba je robic,jesli mi wydaje sie wszystko w porzadku i pod kontrola?
Marlena napisał(a):
Tu masz artykuł na ten temat (odnosi się do dzieci, ale to samo ma miejsce w stosunku do osób dorosłych jak najbardziej): https://www.edziecko.pl/jedzenie/1,79379,15557074,_Dieta_wegetarianska_szkodzi_dzieciom___A_jak_jest.html
Dieta zarówno wegetariańska jak i wegańska jeśli jest odpowiednio zbilansowana i oparta na produktach naturalnych (a nie przetworzonych) jest uznana oficjalnie za dietę sprzyjającą zdrowiu.
A teściowej podsuń książkę „Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej”, autor Dan Buettner. Ten człowiek zjechał całą kulę ziemską w poszukiwaniu społeczności żyjących w pełnym fizycznym i psychicznym zdrowiu do późnej starości – jedną z nich jest wegańska społeczność Adwentystów Dnia Siódmego z Loma Linda (Kalifornia, USA). Adwentyści nie jedzą produktów odzwierzęcych ze względów religijnych i żyją . I to jak żyją! Jak widać bez mięsa można dożyć ponad setki i to w dodatku bez tułania się po lekarzach, szpitalach i hospicjach na stare lata 😉
Piotr napisał(a):
Raczej Pani jest veganką niż frutarianką z tekstu nie wynika w jaki sposób pozyskuje owoce do jedzenia 🙂
Klara napisał(a):
Marleno o co chodzi z tymi lektynami w roślinach, szczególnie owocach przed którymi ostrzega dr Gundry? I co to za jeden, czytałaś może książkę Dr Steven Gundry ,,Paradoks roślinny: ukryte niebezpieczeństwa w ,,zdrowych” produktach żywnościowych, które powodują chorobę i wzrost masy ciała”? „Niektóre lektyny roślinne mogą przyczyniać się do powstania przeciekających jelit, z tego powodu, że wiążą się z miejscami receptorów w komórkach śluzówki jelit, zakłócając w ten sposób absorpcję składników odżywczych przez ścianę jelit” Przyznam, że nie czytałam jej w całości tylko wyrywkowo ale jakieś ziarno niepokoju zostało zasiane. Jest się czego bać czy nie? Chociaż wiem, że jesteś fanką diety roślinnej i surowej więc pewnie zupełnie nie zgadzasz się z tymi teoriami… Chciałam poznać Twoja opinię i rozwiać wątpliwości. Pozdrawiam gorąco
Marlena napisał(a):
Tego typu rozważania uważam za czysto akademickie. Lektyny nie są groźne, wręcz przeciwnie, działać mogą leczniczo.
Dr Gundry jest tak poza tym kardiochirurgiem (na starość trochę zmienił branżę: teraz jest świetnie zarabiającym na pisaniu dietetycznych książek oraz na suplementach chroniących jakoby przed lektynami ex-kardiochirurgiem). Jakoś jednak nie jest on dla mnie autorytetem w kwestiach dietetycznych. Straszenie ludzi np. pomidorami nie uważam za zabawne biorąc pod uwagę że mamy na tej planecie aż dwie Niebieskie Strefy stojące pomidorem: Ikaria i Sardynia. Spokojnie dożywają setki opychając się codziennie strasznymi lektynami: fasole, ziemniaki, pomidory, owoce, zboża, orzechy itd. 🙂
Większość lektyn mogących nam zaszkodzić i tak usuwamy tradycyjną obróbką kulinarną. Wiadomo, że fasolę musimy namoczyć i dobrze do miękkości ugotować, bo od niedogotowanej dostaniemy biegunki (właśnie przez lektyny), chleb pełnoziarnisty upiec w domu na zakwasie a nie na drożdżach (fermentacja usuwa lektyny), zaś niesmaczne saponiny z kaszy jaglanej trzeba przed gotowaniem kaszy z niej wypłukać.
Oczywiście na pewno znajdą się ludzie, którzy z diety niskolektynowej skorzystają z uwagi np. na sfatygowany stan zdrowia, ale to nie jest tak, że wszyscy nagle mamy teraz jakoś strasznie bać się lektyn. Ludzkość z nimi żyła przez wieki całe i żyć będzie nadal. Dr Minocha, którego czytałam ostatnio (dyplomowany gastroenterolog, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/nieszczelne-jelita-mit-czy-prawda/) nic nie wspomina o żadnych lektynach dziurawiących nam jelita, wymienia w książce wszystkie czynniki i są to głównie nowoczesne czynniki (leki, kiepskie żarcie, stres, niedobór witaminy D i cynku itd.), a nie tradycyjne składniki diety jak warzywa czy owoce.
Klara napisał(a):
Tak też myślałam, że to takie straszenie na wyrost. Biznes poradnictwa dietetycznego rośnie i co raz słyszymy (czytamy) musisz jeść to a to a tego nie tykaj nigdy przenigdy a tamto jedz tylko w towarzystwie tego innego i absolutnie nie jeśli jadłeś dzień wcześniej to poprzednie… Jak wykluczyć do tego jedzenie, na które jesteśmy uczuleni lub mamy nietolerancję to okazuje się, że niewiele zostaje do tego jedzenia. Zwariować można. Na szczęście my mamy Ciebie Marleno, dzięki wielkie za to co robisz 🙂
Aga napisał(a):
Witaj! Ostatnio oglądałam filmiki na you tube osób które są weganami, lub jedzą same owoce. „Odmładzanie na surowo ” lub „Aga in America”- tam osoby, które promują surowe jedzenie wyglądają ….smutno i staro. Jestem w szoku. Czemu tak jest?
Marlena napisał(a):
Surowe jedzenie działa znakomicie leczniczo (czyli do okresowego stosowania w celu oczyszczenia i regeneracji zdrowia sprawdza się genialnie, co niżej podpisana również poświadcza), jednak niektórzy żerują na naiwności ludzkiej, wmawiając ludziom, iż witarianizm to „naturalny sposób odżywiania człowieka”.
Ale nie jest, bo gdyby był, to mielibyśmy witariańską Niebieską Strefę ludzi dożywających trzycyfrowych urodzin na stuprocentowym witarianizmie. Takiej Niebieskiej Strefy jednak nie ma, aczkolwiek w każdej istniejącej na naszej planecie Niebieskiej Strefie jada się mnóstwo świeżych warzyw i owoców, a nawet jest jedna Niebieska Strefa zupełnie wegańska (adwentyści z Loma Linda, USA).
Więc weganizm jako droga do dożycia setki w zdrowiu jest opcją jak najbardziej OK, z tym, że… nie całkowicie na surowo. Takie są fakty.
Argumenty o jedzących na surowo małpach też mnie nie przekonują, ponieważ nawet najbardziej długowieczne małpy dożywają co najwyżej 50-60 lat, a ja jednak mam zamiar żyć dłużej, zatem muszę patrzeć na długowiecznych ludzi, a nie na długowieczne małpy. 🙂
Renata napisał(a):
Widzę wyraźnie, ze zdjęcia są retuszowane, pani miała operacje plastyczne oraz ma sztuczne zęby. Wygląda tak samo młodo jak reanimowana Vondrackowa albo Ałła Pugaczowa .
Proponuję podejść do tego z rozsądkiem. Sezon na owoce w Polsce trwa od czerwca do maksymalnie grudnia. Więc nie jest to dla nas optymalny sposób odzywiania.
Być może gdzieś na Maderze czy Teneryfie gdzie jest jedna pora roku.
Marlena napisał(a):
Może „dla nas” nie jest, ale dla niej widocznie jest.
Tutaj masz Lillian na żywo, na filmiku: https://www.imdb.com/name/nm0618230/
Oczywiście, że makijaż sceniczny zawsze odmładza, także zdjęcia mogą być podkręcane – pamiętajmy, że to jest modelka i aktorka. Co nie zmienia faktu, że zachowała doskonałą figurę zbliżając się do 70-tki, a także – co ważniejsze – cieszy się zdrowiem przewlekłym. 🚀
Wygląd to sprawa drugorzędna.
PM napisał(a):
Mam pytanie odnośnie nietolerancji fruktozy. Ostatnio wykonałem testy wodorowe po ktorych okazało się że mój organizm jej nie toleruje. Lubię owoce i staram się je jeść, w przyszłości myślałem o przejściu na wegetariański tryb odżywiania lub przynajmniej znaczne ograniczenie mięsa. Mogłabyś Marleno coś mi doradzic, szukam sprawdzonej wiedzy na ten temat.
Marlena Bhandari napisał(a):
Sprawdź sobie poziom glifosatu w moczu – jeśli jest wysoki, to może właśnie glifosat powodować nietolerancję fruktozy. Owoce na czas zdrowienia należy jadać te niskofruktozowe.