Niezbędny dla zdrowia fizycznego i psychicznego – od poczęcia aż do śmierci: kwas foliowy zwany witaminą B9 (inne nazwy: witamina B11, witamina M, witamina BC, folacyna). Witamina B9 jest witaminą rozpuszczalną w wodzie, wrażliwa jest na światło i temperaturę – podobnie jak witamina C.
W pokarmach występuje w postaci folianów czyli soli kwasu foliowego. Nie można jej przedawkować pobierając z pokarmów, ale można nabawić się niedoborów nie spożywając naturalnej i świeżej żywności zawierającej tę witaminę.
Niedobór folianów może powodować same niemiłe rzeczy jak m.in. niedobór soków żołądkowych, problemy z trawieniem i wchłanianiem, obniżenie nastroju (lęk, niepokój, drażliwość, depresja), zmniejszoną odporność na stres, bezsenność, problemy z pamięcią i koncentracją, przedwczesną siwiznę, anemię, wady rozwojowe płodu, choroby układu sercowo-naczyniowego, nowotwory. Czyli wszystkie dolegliwości z jakimi obecnie na masową skalę zmagają się ludzie w krajach Zachodu (a przyczynę takiego stanu rzeczy łatwo odkryć: wystarczy obserwować będąc w jakimkolwiek markecie jakiego rodzaju „żywność” przeciętny obywatel wykłada w większości na taśmę przy kasie).
Gdzie znajdziemy kwas foliowy?
Nazwa związku kwas foliowy pochodzi od łacińskiego słowa „folium” czyli liść. W istocie występuje on obficie w zielonych liściach. Zielony to kolor życia i dobrego samopoczucia! 🙂
Codzienna konsumpcja zielonych warzyw (im świeższe tym lepiej), w tym połowa z nich zjadana lub wypijana na surowo (w formie sałatki lub zielonego koktajlu) oraz oparcie swojego menu przede wszystkim na obfitości rozmaitych warzyw, owoców, roślin strączkowych, orzechów i nasion – zapewni nam prawidłową dzienną podaż tej substancji odżywczej.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Sylwia napisał(a):
Fajny artykuł, szkoda tylko ze taki krótki. Mam do Ciebie zapytanie- planuje zrobić post sokowy ktory przeprowadza sie krocej niz post E.Dabrowsliej czy efekty beda gorsze? Jak dlugo taki sokowy moze trwać? Wolalabym krótszy i intensywniejszy post, ten daniela jest trudny dla mnie z uwagi na czas, prace, aktywności itp. Mam do Ciebie jeszcze zapytanie- mam na ciele takie małe czerwone plamy zgiecia łokci, plecy, uda, okolice pach pewnie jest to podloze grzybiczne choc nie wiem z jakiego powod to mogę mieć… pewnie post mógłby pomóc ale czy cos jeszcze? Ziemia okrzemkowa? Jakaś suplementacja? Dziwne mam te zmiany pojawiaja sie i bledna może spotkalas sie z czyms takim? Suplementuje wit.D duże dawki pije codziennie świeżo wyciskane soki wieksze ilości z uwagi na pogorszenie samopoczucia i zmęczenie. PS: moja mała prawie 1,5 roczna córka uwielbia soki z Twoich przepisów, ogromna radość 😁
Marlena napisał(a):
Sylwio, to nie jest artykuł, lecz infografika z krótkim komentarzem. Post sokowy zrób sobie najpierw krótki, 24 godziny, następny możesz 48 godzin, potem dłużej, zobacz jak się będziesz czuła, mogą się pojawić objawy kryzysu ozdrowieńczego więc tak pomalutku jeśli nigdy nie robiłaś tego.
Dr Saul pisał, że na skórę działa świetnie przeplatanka soków i diety surówkowej (surowe owoce i warzywa, kiełki, sałatki itp.). Tydzień to + tydzień tamto. Najtaniej wyjdzie robić to w sezonie wiosenno-letnim, kiedy jest wysyp tanich sezonowych warzyw i owoców.
Sylwia napisał(a):
aha, ok 🙂 dziękują za odpowiedź. Czy post sokowy robić w oparciu o warzywa/owoce tylko te z postu daniela czy niekoniecznie muszą to być tylko te? Myślisz że warto brać na problemy, bóle kolan glukozaminę? Oczywiście prócz diety, postu, biorę wit.d obecnie ale kolejną kupiłam sobie razem z K2 ze sklepiku.
Marlena napisał(a):
Post sokowy nie ma ograniczeń takich jak dieta opracowana przez dr Dąbrowską. Wszystko co można zjeść można wrzucić do wyciskarki. Z przewagą warzyw i dodatkiem owoców do smaku. Dodatek plasterka imbiru podkręci smak i wzmocni antyzapalne działanie soku.
Sylwia napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. A ma Pani wiedzę apropo glukozaminy? Czytasz ostagnio coś fajnego, mam oczywiście na myśli szeroko pojętą witalność 😊
Marlena napisał(a):
Glukozamina nie jest toksyczna, wielu ludziom pomaga więc można spróbować.
Kasia napisał(a):
Cześć Marlena.
Jesteśmy z mężem w trakcie lektury „Wylecz się sam” i jesteśmy pod jej ogromnym wrażeniem. Czy mogłabyś nam podpowiedzieć gdzie możemy kupić lub zamówić lecytynę sojową? W internecie można ich znaleźć mnóstwo, ale może wiesz którą warto kupić?
Pozdrawiamy Cię serdecznie i bardzo dziękujemy za Akademię Witalności 😀
Marlena napisał(a):
Kasiu, w przyszłym tygodniu znowu będzie w naszym sklepiku Akademii, ta wypróbowana przeze mnie, słonecznikowa – bez GMO i żadnych dodatków, czysta 100%.
Monika napisał(a):
Chciałabym zapytać, czy płatki owsiane zwykłe-ekologiczne, trzeba gotować, czy wystarczy namoczyć, czy można wsypać surowe prosto do miski i od razu jeść?
Marlena napisał(a):
Możesz gotować, możesz namoczyć na noc i rano zjeść. Tak całkiem na surowo to raczej nie.
Patryk napisał(a):
Pani Marleno to juz pytanie takie bardziej osobiste pani osoby..prosze powiedziec z jakich opalow chorobowych udalo sie pani wyjsc i jak dlugo pani walczyla?
Marlena napisał(a):
Tu pisałam na ten temat: https://akademiawitalnosci.pl/o-akademii/
Siedem plag egipskich 😉 zarówno fizycznie jak i psychicznie byłam wrakiem, złe trawienie, złe spanie, problemy ze skórą, czeste infekcje, spora nadwaga, wieczny głód, zła gospodarka hormonalna i choroby kobiece, uzależnienia, syndrom wiecznego zmęczenia, zaburzenia nastroju (depresja, niepokój), złe relacje z samą sobą i z całym światem.
Pierwsze trzy-cztery miesiące odnowy były niefajne, dużo kryzysów ozdrowieńczych, potem zauważalna poprawa, ale niemal dwa lata zabrało mi dojście do pełni równowagi i odzyskania witalności. Dzisiaj w wieku 52 lat czuję się lepiej niż 25 czy 30 lat wcześniej. I mówię to całkiem serio. Warto było!
Bernadetta napisał(a):
Marleno, mam nieszczelne jelita, bo mój mocz po burakach jest lekko czerwony. Przez ponad rok odżywiam się tylko owocami, warzywami, kaszą jaglaną i gryczaną. Niestety, 3 miesiące temu wprowadziłam chleb żytni na zakwasie i to chyba on spowodował nieszczelność jelit. Wróciła mi też egzema na dłoniach. Obecnie jestem 3 tydzień na diecie Dąbrowskiej, ale żadnej poprawy nie widać. Myślałam, że wyściółka jelita odnawia się co ok. 4 dni.
Marlena napisał(a):
Odnawia się bardzo szybko, ale na diecie sokowej, płynnej: większa część tkanek regeneruje się w ciągu 4 dni, zaś kompletna odnowa zabiera naszemu ustrojowi 10 dni. Lepiej zostawić ten chleb skoro Ci nie służy i nie wracać do niego póki co. Nie każdy pokarm służy każdemu – nawet jeśli obiektywnie jest zdrowy, to subiektywnie i indywidualnie już niekoniecznie.
Zielone bezmleczne koktajle i soki warzywno-owocowe mogą być pomocne, szczególnie bogaty w aminokwas l-glutaminę sok z surowej kapusty (białej lub czerwonej). Probiotyki i prebiotyki – to oczywiste, inne pomocne suplementy to spirulina, lukrecja, aloes, aminokwas l-glutamina. Witamina D jest ponadto kluczowa dla szczelności barier jelitowych, nie samą dietą człowiek żyje. Niedobór kwasów żołądkowych może sprzyjać rozszczelnieniu barier jelitowych, a produkują się one gdy żujemy, więc należy nauczyć się dokładnie przeżuwać jedzenie (nawet płynne lub papkowate), ponadto do produkcji kwasów żołądkowych niezbędna jest m.in. witamina B9 (kwas foliowy) zawarta w zielonych warzywach.
Somi napisał(a):
Pani Marleno, ostatnio dowiedziałam się, że mam nietolerancję fruktozy. Był to dla mnie duży szok, ponieważ jadłam bardzo dużo owoców. Lekarz stwierdził, że będę musiała ograniczyć owoce/ zrezygnować z nich do końca życia, ponieważ moje ciało nie wytwarza ’ transporterów’ fruktozy, co powoduje u mnie sibo. Czy na pewno nie da się z tym nic zrobić? Dlaczego moje ciało ich nie wytwarza? Chciałam przejść na frutarianizm, ale jak widać nic z tego.. i jeszcze jedno, czy przy Hashimoto należy ograniczać rośliny psiankowate, jak mi poradzono? Mój jadłospis ostatnio stał się ubogi…
Marlena napisał(a):
Jeśli zaburzenie ekspresji genu odpowiedzialnego za proteinę GLUT-5 (transporter fruktozy w jelicie cienkim i innych organach) jest spowodowane np. zapaleniem w ustroju (Hashimoto to stan zapalny), otyłością, cukrzycą czy nadciśnieniem, to jest szansa na powrót do normy gdy zajmiemy się przyczyną, tzn. wystarczy opanować stan zapalny, a wszystko wróci do normy. Jeśli zaś masz to jako genetycznie wrodzoną rzecz (urodziłaś się z tym, informacja jest zakodowana w genie SLC2A5), to nic raczej nie zrobisz, musisz polubić.
Bardzo często jest tak, że po latach złej diety ludzie się budzą z ręką w nocniku (czyli niemiłą diagnozą), po czym decydują, iż chcą w końcu być zdrowi i np. w tym celu przejść na dietę roślinną, ale dla nich w tym momencie okazuje się to bardzo trudne – pewne zmiany i nieprawidłowości zaszły bardzo daleko, szwankuje np. układ enzymów czy transporterów, mikrobiom jelitowy zniszczony, bariery jelitowe nieszczelne itd.
A to co ludzie zrobili z fruktozą jest niewyobrażalne. Przez tysiące lat rodzaj ludzki spożywał około 16-24 gramy fruktozy dziennie w formie darów Matki Natury (owoców i miodu) i nikt nie cierpiał na zaburzenia metabolizmu fruktozy, a dzisiejszy współczesny człowiek wpycha w siebie około 80 g fruktozy dziennie, bo wszędzie w produktach przetworzonych, daniach gotowych, knajpianym żarciu, słodzonych napojach, słodyczach, lodach, a nawet mrożonkach, śledziach czy wędlinach jest albo cukier albo jeszcze coś gorszego: syrop fruktozowo-glukozowy (HFCS, high-fructose corn syrup), sztuczna forma, nie występująca w przyrodzie.
Czy można się dziwić, że nadużywając swojego ciała chorujemy? Przecież mamy ograniczoną możliwość „przemielenia” pewnych składników odżywczych, nasz ustrój nie wyprodukuje nieskończonej ilości enzymów, nie dysponujemy nieskończoną ilością transporterów glukozy czy fruktozy (GLUT) – wszystko w naturze zostało przecież dostosowane do trawienia pożywienia stworzonego przez naturę, a nie pseudożarcia stworzonego przez człowieka. Tym pseudożarciem powodujemy sobie własnymi rękoma swoje choroby, sami je sobie tworzymy. To nie ciało nas zawiodło, to my zawiedliśmy nasze ciało.
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, zwraca Pani uwagę na to, aby nie łączyć przede wszystkim węglowodanów z czystymi tłuszczami . Natomiast można z ziarnami lub orzechami. Wiem, że jest to produkt całościowy, ale też ma tłuszcz. Czy ok. jest np do 5 łyżek kasz dodawać 2 łyżki zmielonego ziarna słonecznika lub maku lub sezamu? Czy te 2 łyżki już za dużo? Jakie powinno zachować się proporcje węglowodanów i ziaren , żeby nie zaburzyć trawienia? Dziękuję za odpowiedź i …
JAK DOBRZE ŻE PANI JEST :-D. Pozdrawiam już wiosennie 🙂
Marlena napisał(a):
Agnieszko, całościowe pożywienie szkody nam nie uczyni (oczywiście spożywane z głową, z umiarem, nie mówimy o przejadaniu się). Ja do mojej zimowej owsianki porannej dodaję po płaskiej łyżeczce pestek dyni, słonecznika i sezamu i oprócz tego płaską łyżkę mielonego siemienia i mielonego ostropestu.
Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie! 🙂
Bernadetta napisał(a):
Marleno, te pestki do owsianki dajesz namoczone? Jak długo należy moczyć pestki, orzechy. Czy można namoczyć większą ilość i przechowywać w lodówce?
Marlena napisał(a):
Jak nie zapomnę to namoczę na noc, ale nie zawsze. Na chrupko też je lubię.
Bernadetta napisał(a):
Jeszcze jedno pytanie. Owsiankę na śniadanie jem dopiero w pracy, wiec nie mam jak mielić siemienia, czy w takim razie jest sens dodawać całe siemię?
Marlena napisał(a):
Najlepsze jest świeżo zmielone, zabierz je w słoiczku ze sobą i tyle.
Krystyna napisał(a):
Witaj Marleno !
Przepraszam ,że nie na temat , ale akurat czytałam na temat Candidy..
Czy planujesz napisanie artykułu na temat Candida Albigans ?
Przeczytałam masę artykułów i włos mi się zjeżył ,
Jedni każą jeść mięso, bo warzywa powodują grzyba,
inni każą jeść warzywa żeby zabić grzyba,
Jedni każą jeść kiszonki albo nie jeść,
a inni nie jeść marchewki i ziemniaka …
A jeszcze inni każą jeść zdrowo,
zadbać o swój organizm ,
to grzyb sam się wyniesie a raczej zredukuje do niewielkiej ilości.
Zwariować można od tych różnych rad :-)))
Od 3 lat czytam Twojego bloga i odpowiada mi Twoja filozofia żywienia,
którą stosuję na co dzień ,
ale zaplątałam się w coś , czego lekarze nie potrafią zdiagnozować ,
a wyniki podstawowe mam dobre.
Sama próbuję znaleźć co mi jest
i zaczynam podejrzewać Candidę, bo test na nietolerancję pokarmową wykazał, że drożdże i grzyby są nietolerowane na poziomie 2.
Wcześniej było leczenie hormonalne i ogromny stres
i mogło to wywołać obniżenie odporności.
Jak leczyć candidę naprawdę ?
Dziękuję z góry za odpowiedź , najlepiej w formie artykułu 🙂
Ale za parę słów komentarza też będę bardzo wdzięczna…
Marlena napisał(a):
Nie ma żadnych dowodów naukowych na to, że to warzywa powodują grzyba, nawet na diecie 100% ziemniaczanej (przez rok tylko ziemniaki jak Andrew „Spud Fit” Taylor z Australii, mogliśmy to na żywo oglądać na YT w odcinkach) nie dorobimy się żadnej grzybicy. Na owocach też nie – owoce wręcz przeciwnie leczą (przypadek dehappy5.com) pod warunkiem, że nie jemy nic innego.
Drożdżaki Candida to komensale naturalnie zamieszkujące nasz przewód pokarmowy i siedzą cicho spokojnie robiąc swoją codzienną robotę (trawienie cukrów) dopóki trzymane są w szachu przez populację laktobakterii czyli bakterii dobrych. Gdy dopuścimy do zmniejszenia się populacji bakterii dobrych, to komensale dochodzą do głosu i się panoszą.
Antybiotyki (przepisane przez lekarza a także występujące w produktach odzwierzęcych pochodzących od zwierząt z konwencjonalnych hodowli), stres, infekcje, leki różnego typu (w tym hormonalne), chemia w jedzeniu, chlorowana woda, używki – to szkodzi naszym dobrym bakteriom. Niedobór witaminy D z kolei zwiększa przepuszczalność barier jelitowych. Stąd się biorą nietolerancje pokarmowe.
Więcej szczegółów oraz całą rozpiskę menu znajdziesz w książce dr Robynne Chutkan „Dobre bakterie”. Na moim blogu są też artykuły poświęcone temu tematowi: https://akademiawitalnosci.pl/tag/flora-jelitowa/
Krystyna napisał(a):
Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź.
Przeczytam , zastosuję .
Czytam wszystkie Twoje artykuły ,wrócę więc jeszcze raz do tego przez Ciebie wymienionego.. Muszę dojść do tego co mi jest , sama , bo to moje zdrowie i życie 🙂 Dzięki Twoim artykułom nie łykam leków i tabletek tylko ożywiam się zdrowo . Idzie mi coraz lepiej.
Dziękuję Ci bardzo za tyle wiedzy, którą nam wszystkim przekazujesz . Pozdrawiam serdecznie !
Marlena napisał(a):
Pozdrawiam wzajemnie, Krystyno i rychłego powrotu do pełni zdrowia życzę z całego serca! 🙂
Jolanta napisał(a):
Witaj Marleno
Trafiłam na Twojego Bloga kilka lat temu i od tamtej pory olejek magnezowy jest u mnie w stałym użytkowaniu. Nie kupuję już żadnych dezodorantów, a zamiast kremów – olejki kosmetyczne. Od kilku też lat jesienią i zimą wspomagam się witaminą C (to akurat znalazłam jeszcze wcześniej na innej stronie). Skorzystałam z wielu Twoich porad odnośnie sprzątania itd. Mam jednak problem z zalecaną przez Ciebie dietą. Mianowicie nie lubię owoców
(z wyjątkiem bananów, pomidorów i ogórków)- po jednym kęsie dostaję „ściskoszczęku”, ani surowych warzyw (z wyjątkiem papryki i sałaty). W zamian zjadam codziennie miseczkę owoców suszonych – śliwki, morele, figi, czasem daktyle oraz pestki dyni, słonecznika
i migdały. Czy to jest OK, czy raczej nie zastąpi tych świeżych? Ponieważ coś trzeba jeść, staram się robić to w miarę zdrowo, sama więc piekę mięsko czy klopsa. Czarnej herbaty nie piję już 30 lat, nie słodzę ponad 40, za to uwielbiam kawę. Mój organizm jednak zbuntował się i dał znać o zakwaszeniu, więc teraz oszukuję się Inką i piję więcej czystka, a na czczo zaparzone siemię. Ze słodyczy prawie od zawsze jedynie czekolada gorzka i kilka razy w roku jakieś ciasto w „gościach”. Sama piekę również tylko dla gości.
Wcześniej nie pisałam, gdyż moja praca nie pozwalała na zbytnie zajmowanie się sobą.
Teraz chciałabym to zmienić, ponieważ od lutego jestem na emeryturce. Czy nie jest jednak za późno żeby cokolwiek ratować w tym zdewastowanym organizmie i czy mój wybredny smak pozwala na to. Jeśli nie mogę być wege….. to czy mam szansę na długie, zdrowe życie ?
Pozdrawiam Cię serdecznie, Blog jest świetny i wiele z niego skorzystałam przez te lata. Dzięki za to i za ewentualne poświęcenie mi uwagi.
Marlena napisał(a):
Suszone to nie to samo co świeże. Może po prostu spróbuj warzywa i owoce pić zamiast jeść, wtedy lepiej „wchodzą” i w większej ilości można je w ten sposób spożyć niż po prostu gryząc. Bardzo polecam zielone koktajle warzywno-owocowe oraz świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe. Nie musisz być wege, ale pożywienie nieprzetworzone pochodzenia roślinnego (warzywa i owoce, rośliny strączkowe, orzechy i nasiona oraz pełne ziarno) powinno stanowić bazę naszego menu, a cała reszta jako niewielki smakowy dodatek od czasu do czasu. Wtedy nie narażamy się na zakwaszenie, którego sam czystek niestety raczej nie zlikwiduje.
Aby „polubić” warzywa i owoce po prostu trzeba je spożywać – w dowolnej formie i z dowolnymi przyprawami. Przecież w ten sam sposób „polubiłaś” rzeczy niezdrowe i zakwaszające typu kawka, mięsko, czekoladki. Wszystko są to produkty pobudzające neurony w mózgu – ośrodek przyjemności i nagrody. Dlatego tak ciężko jest z nich zrezygnować!
Wpadamy wtedy w uzależnienie od niezdrowego jedzenia, a zdrowe wcale nam już wtedy nie smakuje (jak to określiłaś – dostajesz „szczękościsku”). Zaczynamy kojarzyć karmienie ciała jedynie z dostarczaniem przyjemności i niczego innego nie poszukujemy jak tylko przyjemności nie zdając sobie sprawy, że zdrowe jedzenie również dostarcza przyjemności – wystarczy odpowiednio wytrenować swoje kubki smakowe. Przestać jednym słowem spożywać niezdrowe, a zacząć spożywać zdrowe jedzenie.
Gdy powiemy pijakowi, że sok z marchwi dostarcza komuś takiej samej przyjemności jak jemu wódka, to nie uwierzy, bo jego mózg poszukuje alkoholu pobudzającego jego neurony, a nie neutralnego soku z marchwi, choćby nie wiem jak by był zdrowy. Aby poznać przyjemność płynącą z picia soku z marchwi pijak musiałby najpierw przestać wlewać w siebie alkohol. I tak samo z jedzeniem: aby poznać przyjemność płynącą z jedzenia zdrowego trzeba zacząć je regularnie spożywać i zaprzestać kupowania niezdrowego.
Natura tak to umyśliła, że karmienie ciała nie polega tylko i wyłącznie na dostarczaniu sobie przyjemności i nagrody, choć jedno drugiego nie wyklucza – zdrowe i alkalizujące pożywienie roślinne jest smaczne, choć nie pobudza nam neuronów tak jak to mniej zdrowe i zakwaszające – odzwierzęce lub przetworzone.
Trzeba dokonać wyboru: albo chcemy uszczęśliwiać z każdym posiłkiem całe swoje ciało (na co NIGDY nie jest za późno), albo jedynie jego jedną, mało znaczącą i bardzo niewielką część jaką jest podniebienie.
Jolanta napisał(a):
Dzięki za odpowiedź. Ja to wszystko wiem i rozumiem. Szkopuł w tym, że najbliższe sklepy mam w odległości 3 km od domu i jest to Biedronka i Żabka oraz mały sklepik, w którym jako jedynym mogę kupić jadalny chleb na zakwasie. Sama więc przyznasz, że nie mam dostępu do zdrowej zieleninki. Nie jeżdżę samochodem, więc nie mam możliwości zaopatrywania się w zdrową żywność, dlatego też robię zakupy przez internet i są to produkty z których mogę zrobić zapas na dłużej. Staram się też wybierać sprawdzonych sprzedawców. Co do rozkoszy podniebienia, muszę sprostować. Nie chodzi tylko o warzywa czy owoce, ale ogólnie jem po to żeby żyć, a nie żyję po to żeby jeść. Jednym słowem jedzenie nie sprawia mi przyjemności. Co w takim przypadku powinnam jeść, aby nie zatruwać organizmu ale też nie skończyć śmiercią głodową ?
Przepraszam za to zawracanie głowy takim kosmicznym przypadkiem, ale „uczonych” dietetyków jest multum i same standardy, a ja potrzebuję takiej otwartej głowy jak Twoja.
Dzięki piękne za poświęcenie czasu i życzę dalszych sukcesów.
Marlena napisał(a):
Jolanto, pisałaś o wybrednym podniebieniu, a teraz mówisz, że jedzenie wcale nie sprawia Ci przyjemności i jesz by żyć. To są dwa sprzeczne ze sobą komunikaty.
Jest takie powiedzenie: kto chce znajdzie sposób, kto nie chce znajdzie wymówkę. Nie masz auta, może więc rower? Nie masz pod bokiem sklepu z zieleninką, to może wziąć doniczki i samemu coś hodować, a może z sąsiadami czy znajomymi się jakoś dogadać, a może zagospodarować jakiś zagonek? W ostateczności zostają kiełki w słoiku. Jedzenie jest tym zdrowsze i bardziej wartościowe im jest świeższe. Suszone i mrożone to już nie to samo. Przetworzone zaś jest najmniej wartościowe.
Na produktach z długim terminem ważności ciężko jest długoterminowo utrzymać zdrowie. Człowiek w tym celu potrzebuje niewielu rzeczy, tak jak wszystko co żyje na tej planecie: słońca, czystego powietrza, wody i świeżego pokarmu. Oraz dobrej jakości snu i pogody ducha.
T napisał(a):
Jolanta, Żabkę bym sobie odpuściła ale Biedronka, proszę bardzo, właśnie z niej wróciłam: winogrona różowe, brokuł i bataty w promocji, buraki tanie jak barszcz można kupować na kilogramy, kapusta pekińska, biała, czerwona, sałata lodowa, masłowa, papryka czerwona, żółta, marchewka no po prostu festiwal warzyw i owoców. Tylko kupować wyciskać i blendować ew. parować i kisić a to batat parowany z brokułem, a to sok z buraka i jabłka a to burak kiszony do picia i jedzenia a to kapusta czerwona i biała kiszona razem i osobno z dodatkiem marchwi czy też jabłka ew. cebuli trochę z liskiem i zielem. Do tego trochę fasoli lub soczewicy, ew.kaszy gryczanej czy jaglanej jakieś orzechy, pestki słonecznika lub dyni, zioła suszone, napoje ziołowe. Wybierasz Ty, czy stoisz przed półką z puszkami z długim terminem ważności czy przed straganem warzywno owocowym gdzie produkty są o nieco krótszym terminie ważności ale mamy pewność że do domu przytargamy za swoje własne pieniądze prawdziwe jedzenie.
Tat napisał(a):
Cześć Marleno, przeczytałam dwie książki J. Fuhrman’a i w jednej z nich jest napisane, że tłuszcze powinny stanowić nie więcej niż 15% tego co jemy. Czy Ty przestrzegasz tej zasady, czy też raczej nie skupiasz się na proporcjach? A jeśli przestrzegasz, jak Ci się to udaje? Pytam dlatego, że wystarczy zaledwie trochę awokado lub nieduża garść orzechów i już mamy te 15% a kupiłam Twój e-book z przepisami i widzę, że sporo orzechów i nasion/pestek używasz. Jakie masz zdanie na ten temat? Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Przestrzegam bezwiednie – nie używam w zasadzie olejów (a jak już jest to gdzieś niezbędne, to są to naprawdę mikroskopijne ilości nanoszone za pomocą spryskiwacza). Jeśli nie używa się oleju to zalecana garść (30 g) orzechów dziennie jest OK. To ma ok. 200 kcal, z czego tłuszczu jest w tym ok. 18 g, zaś każdy gram tłuszczu to 9 kcal, a więc 18x9kcal= 162 kcal pochodzą tutaj z tłuszczu.
A 15% w diecie 2000 kcal to 300 kcal czyli tyle można pobierać z tłuszczu, z czego nawet jeśli te 162 pochodzi z garści (30 g) orzechów, to na resztę pozostanie nam na tłuszcz zawarty we wszystkim innym co jemy.
Awokado ma 160 kcal na 100 g, z czego 15 g stanowi tłuszcz, więc 15 x 9 = 135 kcal pochodzi z tłuszczu jeśli zjemy 100 g awokado (jedno średnie obrane i wypestkowane ma masę ok. 140 g, z czego tłuszcz stanowi ok. 20 g, czyli 180 kcal). Dla porównania olej czy oliwa w 100 gramach (czyli (10 łyżek stołowych) ma 100 g tłuszczu, więc 900 kcal pochodzi z tłuszczu. To naprawdę spora różnica, nie mówiąc o tym, że produkt naturalny (awokado, orzechy, nasiona, oliwki) ma jeszcze błonnik regulujący wchłanianie tego tłuszczu, podczas gdy olej to izolatowa bomba tłuszczowa bez ogranicznika jakim jest błonnik.
Dlatego nie ma co się bać orzechów, awokado czy nasion w zalecanych przez dra Fuhrmana ilościach. Orzechy i nasiona zjadam praktycznie każdego dnia, natomiast awokado tylko czasami.
Jolanta napisał(a):
Pisząc o wrażliwym podniebieniu miałam na myśli to, że mało co tak naprawdę mi smakuje. Chętnie zjadam posiłki ciepłe, natomiast nie lubię wędlin, białych serów zresztą długo by wymieniać. Chodzi o to, że dostęp mam tylko do produktów fabrycznych, a to w większości jest niesmaczne. Kiełki hoduję, ale na tym nie da się przeżyć. Zioła na parapecie również, ale to tylko dodatki do potraw. Dość długo jadłam na śniadanie płatki owsiane, ale te w końcu przestały smakować, trzeba zrobić przerwę. Kilka lat temu założyłam nawet ogródek. Kupiłam 50 worków torfu, ponieważ ziemia jest gliniasta na głębokość ponad 100 m. Porosły mi fantastyczne warzywka. Urosło wszystko, co posiałam i byłam zachwycona. Jednak po przekopanie (jak to należy jesienią i wiosną) glina wyszła na wierzch i w kolejnym roku nie udało się nic. Przyznasz, że co roku 50 worków torfu na 20 m ogródka to średnio opłacalne. Pomysł z sąsiadami też nie wypali, bo odżywiają się tradycyjnie. Mam tylko jeszcze jedno pytanko, ponieważ są sprzeczne opinie na temat ilości spożywania jajek, a te akurat lubię i w dodatku mam kilka własnych kurek. Jem jednak ze dwa razy w tygodniu z obawy przed „przedawkowaniem”. Czy coś na ten temat? Pozdrawiam cieplutko i dziękuję, więcej nie będę zawracała Ci głowy.
Marlena napisał(a):
Jolanto, jeśli masz problem z gliniastą ziemią na zagonku to polecam podwyższone grządki. Inwestujemy tylko raz (nadstawki paletowe + ziemia), a służy nam nasz zagonek latami przy czym nie męczymy tak swojego kręgosłupa mając jednocześnie większą kontrolę nad uprawami (szkodniki itd.). Jak zrobić podwyższone grządki pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/tani-sposob-na-podwyzszone-grzadki-w-ogrodzie/
Tat napisał(a):
Marleno, bardzo dziękuję za to co napisałaś i pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Pozdrawiam cieplutko wzajemnie! 🙂
Janek napisał(a):
Witamina B9 jest bardzo ważna. Nie zapominajmy o niej w diecie
Monika napisał(a):
Marleno, chciałabym zapytać jak to jest ze spożywaniem owoców. Jest na ten temat wiele sprzecznych teorii. Jedne głoszą, że powinny być wyłącznie jako samodzielny posiłek, inne, że nie wolno ich spożywać wieczorem, bo spowodują fermentacje. Niektórzy mówią, że nie wolno ich jeść na czczo, a jeszcze inni, że na czczo najlepiej i najzdrowiej. Czy mogłabyś podać kilka rad odnośnie do ich spożywania. Z czym łączyć, a z czym absolutnie nie. W jakiej porze dnia najlepiej je jeść, i które są najzdrowsze. Oraz jaka ilość dziennie służy naszemu zdrowiu? Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
U człowieka zdrowego owoce nie powodują fermentacji. Owoce to najłatwiej strawny pokarm na planecie Ziemia – czas ich trawienia wynosi zaledwie ok. kilkudziesięciu minut. A dla porównania kotlet mięsny wymaga kilku godzin, boczek i słonina nawet 7-8 h. Dlatego na pewno złym pomysłem jest zjedzenie owoców jako deser po schabowym, ponieważ zalegający schabowy nie pozwoli na poprawne trawienie owoców i tylko wtedy może wystąpić problem z fermentacją, w przeciwnym razie można owoce jeść o każdej porze, zarówno rano jak i wieczorem – jak komu pasuje, w ilości jaka komu pasuje (przy czym wiele warzyw to botanicznie też owoce, wszystko co ma nasiona w środku to owoc).
Jolanta napisał(a):
Doskonały pomysł z tym ogródkiem. Dzięki za link, jutro jadę obejrzeć nadstawki. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Powodzenia, owocnych upraw! 🙂
Monika napisał(a):
Chciałabym zapytać, co sądzisz o płatkach drożdżowych nieaktywnych, czy są zdrowe i warto je jeść?
Marlena napisał(a):
Są bogatym źródłem witamin z grupy B i selenu. Używam w kuchni aby dodać nieco serowego posmaku (np. w daniach wegańskich) oraz wzmocnić smak umami.
Marcin napisał(a):
Marleno jakiś miesiąc temu trafiłem na Twój blog, co polecasz na wrzody żołądka, spowodowane h.pylori, spowodowane też przewlekłym kilkuletnim stresem z mojej głupoty, bo zawsze chciałem być perfekcjonistą, przewlekłe otępienie, nerwica lękowa. Ale nad tym już pracuję z małymi sukcesami. Miałem kurację antybiotykową 8 dni plus inhibitory pompy protonowej 28 dni. Wydaje mi się, że odbudowałem florę jelitową probiotykami i kefirem własnej roboty z eko mleka bo jak gazy jakieś są to bezwonne co w porównaniu do wcześniejszego okresu gdzie smród był naprawde duży, jest dużym sukcesem.
Czuję, że po chlebie który sam piekę na zakwasie albo na drożdżach z eko mąki przennej, pszennej pełnoziarnistej, orkiszowej i żytniej, różne proporcje, wróciło pieczenie. Zamówiona już wyciskarka. Mam zamiar wrócić do samych warzyw, plus często makrela i kurczak z parowaru. Co jeszcze mógłbym zrobić aby się pozbyć tego?
Marlena napisał(a):
Soku ze świeżej kapusty próbowałeś? Ogólnie warzyw krzyżowych H. Pylori bardzo nie lubi. Kapusta, brokuł i jego kiełki, rukola, kalarepa, rzodkiewki, gorczyca (musztarda), kalafior.
Marcin napisał(a):
Właśnie wyciskarka przyszła i od wczoraj piję sok z buraków i kapusty, coś przepysznego. Już nie schabowy tylko marchewka. Włącze do diety podane przec Ciebie warzywa. Dzięki za radę.
Marlena napisał(a):
Brawo, Marcin! 🙂
Carolyn napisał(a):
thanks for sharing with me in this 🙂
Mariola Kociuba napisał(a):
Witam, Pani Marleno dzięki Pani wyleczyłam moje chore od zawsze gardło – dziękuję za wspaniałego bloga 😉 !!!. Teraz mam malutkie dziecko (w wieku 40 lat). Mojego 15 latka też przekonałam do zdrowszego żywienia.
Jak Pani myśli od kiedy mogę podawać soki warzywno-owocowe córce prawie rocznej. Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam serdecznie Mariola
Marlena napisał(a):
Skoro przemysłowo wytwarzane Bobofruty można podawać od 6. miesiąca, to nie widzę przeszkód by sobie taki „domowy Bobofrut” na świeżo zrobić w domu i podać dziecku.
Rydc napisał(a):
Marleno, jak można pozbyć się nadźerki na szyjce macicy. Czy jedzenie ma wpływ na nadźerkę, czy konieczny jest jakiś zabieg?
Marlena napisał(a):
Nie mam informacji czy jedzenie ma wpływ na nadżerkę, jednak jak wiemy jedzenie ma wpływ na wszystko, na cały ustrój, na każdy organ, na każdą tkankę i na każdą komórkę. Zła dieta jeszcze nikomu w niczym nie pomogła – to jedno jest pewne.
Szyjka macicy pokryta jest błoną śluzową, który łatwo uszkodzić mechanicznie (pomyśl o nabłonku wyściełającym jamę ustną), łatwo jest też złym jedzeniem zaburzyć mikroflorę zarówno jelit jak i pochwy (a to osłabia śluzówkę sprzyjając powstawaniu erozji szyjki czyli malutkiej ranki zwanej nadżerką).
Za mocne śluzówki odpowiadają witaminy z grupy B oraz witamina A, E oraz C (ta ostatnia ma wpływ również na szybkość gojenia się, bowiem jest niezbędnym materiałem biorącym udział w procesie tworzenia kolagenu, podstawowego białka każdej tkanki łącznej).
Ryc napisał(a):
Marleno dziękuję za odpowiedź. Najprawdopodobniej nie jest to nadżerka, jak stwierdził lekarz lecz ektopia. Jak człowiekowi zależy na zdrowiu, to niestety nie może ślepo ufać lekarzowi lecz drążyć samemu temat. Można iść pod przysłowiowy nóż zupełnie zdrowym, to jest przerażające.
AnnaMaria napisał(a):
Marleno co sądzisz o microgreens, czy one są GMO?
Pod każdym komentarzem wyświetla mi się coś takiego; nigdy tego nie mialam do tej pory.
„Warning: Missing argument 4 for _tk_comment(), called in /home/akademia/domains/akademiawitalnosci.pl/public_html/wp-includes/class-walker-comment.php on line 174 and defined in /home/akademia/domains/akademiawitalnosci.pl/public_html/wp-content/themes/akademia/functions.php on line 293
Marlena napisał(a):
Nie wiem czego to dotyczy, informatyk będzie wiedział.
Microgreens uprawia się jak kiełki, to jakby kolejne stadium rozwoju rośliny. Jak kupisz nasiona GMO to masz roślinę GMO. Więc nie kupuj nasion GMO tylko tradycyjne nasionka.
Aneta napisał(a):
Marlenko, chciałam Ci bardzo podziękować. ,2,5 miesiące temu pytałam sie, jak poradzić sobie z candida. Zaproponowałaś soki z kiszonek. Zastosowałam sie. I to działa. :-)))) nie mam infekcji od dwoch miesięcy. na poczatku wypijałam faktycznie zgodnie z zaleceniami ok. pół litra dziennie.
Teraz wypijam szklankę na czczo, a pózniej w ciągu dnia dojadam już tylko kiszone ogórki albo buraki na obiad. Wszystkim polecam! Najprostsza i najmniej inwazyjna metoda!!
Marlena napisał(a):
Brawo, Aneta! Ach, to nie mnie należy dziękować, lecz pani doktor Ewie Dąbrowskiej, która mówiła o przywracaniu prawidłowej mikroflory na swoim wykładzie. 🙂
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno ostatnio mam nie lada klopot.Choć od 2 lat odzywiam sie wg zasad podawanych na blogu akademii witalnosci bez przetworzonej zywnosci,cukru i roznych smieci a podstawa sa warzywa surowe w koktajlach i na cieplo w zupach,kiszonki to zauwazylam ze po surowym,czego wczesniej nie bylo,czuje ucisk w okolicach trzustki i wątroby.Czyzby okazalo sie ze surowe przestalo mi sluzyc?Nie mam tego po gotowanych warzywach.Co robic?Lubie surowizne☺I surowe ma przeciez wiecej wartosci niz gotowane czy przygotowane na parze.A salaty itp?Zabralo mi to humor😐.Prosze o pomocna rade.Dziekuje bardzo i pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Agnieszko, dr Fuhrman twierdzi (a ja się z nim zgadzam), że najlepsza dieta to taka, która nam służy. I to jest w zasadzie jedyny drogowskaz jakim powinniśmy się kierować. Ogólne zalecenia diety nutritariańskiej są takie, że połowę warzyw spożywamy na surowo i połowę gotowane (w zupie, na parze itp.). To nie jest przy tym tak, że surowe jest w każdym przypadku zdrowsze, bo proces gotowania powoduje zmiękczenie włókien przez co dostępność pewnych związków zwiększa się, ponadto możemy wtedy zjeść więcej danego pokarmu niż gdyby był surowy.
Trzeba jednak tak czy inaczej zawsze słuchać swojego organizmu. Mój na przykład latem woła o surowiznę, a zimą intuicyjnie woli więcej dań ciepłych i gotowanych (bez których z kolei latem mogę obejść się niemal zupełnie). Dlatego moja piramida nie wygląda przez cały rok idealnie jak na tym obrazku (piramida dra Fuhrmana): https://www.drfuhrman.com/content-image.ashx?id=6cmgl3ynliddm7mvcddxvl
To znaczy nie trzymam się kurczowo zalecenia spożywania połowy warzyw na surowo i połowy gotowanych przez cały okrągły rok. Czasem jem więcej surowych, a czasem więcej gotowanych, mój organizm sam mi podpowiada czego chce. Jedz surowego tyle, ile sprawia iż czujesz się dobrze, a resztę zjedz gotowane – bez żadnych wyrzutów sumienia. 🙂
Monika napisał(a):
Chciałabym zapytać, co sądzisz Marleno o kanałowym leczeniu zębów? Lepiej leczyć, czy może usunąć takiego zęba? A drugie pytanie dotyczy wybielania, zastanawiam się nad gabinetowym wybieleniem zębów, warto? Czy niesie to za sobą jakieś negatywne skutki? Jestem bardzo ciekawa Twoich opinii. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Oficjalnie leczenie kanałowe uznaje się za bezpieczną procedurę, lecz nieoficjalnie zdania są podzielone. Wtajemniczeni uważają, iż nie jest możliwe leczenie kanałowe bez późniejszego negatywnego wpływu na zdrowie. Zostawiamy bowiem w ciele coś, czego nie powinno być (martwy ząb, takie zębowe „zombie”). Dr Mercola pisze o tym obszernie tutaj: https://articles.mercola.com/what-is-a-root-canal.aspx
Tutaj dr Jockers przedstawia to w zrozumiałej nawet dla laika formie graficznej: https://drjockers.com/root-canals/
W tym ostatnim artykule opisana jest też starożytna ajurwedyczna praktyka higieny jamy ustnej znana pod nazwą „ssanie oleju”, wybiela ząbki bardzo ładnie, może nie będzie potrzeby korzystania z chemikaliów wybielających u dentysty? Spróbuj!
Agnieszka napisał(a):
Dziękuję za odp.Pani Marleno i to taką wyczrpującą która uspokoiła mnie☺.Mam niestety jeszcze jeden problem bo odebrala wyniki i poziom zelaza ponizej normy i to bardzo 15 a norma 50-70.Hemoglobina 13,6.Jadlam i buraki i duzo zielonego,pestki,orzechy.Co teraz?Na razie przyjmuje wit b12,b6 i kwas foliowy.Czy musze zelazo w tabletkach,wolalabym naturalnie.Dziekuje,ze Pani jest ☺
Marlena napisał(a):
A ferrytynę badałaś? Bo samo żelazo we krwi nie za wiele mówi. Hemoglobina jest OK, w środkowej normie (norma dla kobiet: 11,5-15,5 g/dl).
Obniżone stężenie żelaza we krwi nie zawsze oznacza anemię i nie stanowi podstawy do jej rozpoznania. Ponadto pamiętać należy, że te tzw. „normy” są opracowane na podstawie przeciętnych osób będących na przeciętnej diecie. Jeśli potrzebujesz żelaza to wzmocnij menu o rośliny strączkowe, to one mają najwięcej żelaza: https://salaterka.pl/najlepsze-zrodla-zelaza/
Mati napisał(a):
Cześć, chciałem zapytać o masło orzechowe. Orzechy (laskowe, włoskie, brazylijskie, migdały) jem i lubię. A co z masłem, które jest produktem trochę przetworzonym? Czy niesie ze sobą jakieś walory zdrowotne? Bo masło z orzechów laskowych polubiłem bardzo 😉
Marlena napisał(a):
Masła orzechowe jeśli składają się w 100% z samych orzechów (bez dodatku olejów itp.) są zdrowe. Oczywiście w rozsądnych ilościach.
Bernadetta napisał(a):
Marleno, prowadzilam niezdrowy tryb zycia a byłam okazem zdrowia, nigdy nie byłam na zwolnieniu lekarskim. Z ponad 30 lat pracy pamiętam, że tylko 3 razy byłam chora, ale i tak chodziłam wtedy do pracy. Nie brałam i nie biorę lekarstw. Zaczęłam interesować się zdrowym odżywianiem, kiedy zauważyłam, że znajomi w moim weku zaczynają się sypać, a mnie nic nie boli i nic nie dolega. Kilka lat temu natknęłam się na Twojego bloga i jestem Ci wdzięczna, że dzielisz sie na nim swoja wiedzą. Pech chciał, że odkąd zaczęłam interesować się prowadzeniem zdrowego trybu życia zaczęłam mieć problemy z egzemą. Jednak moje zainteresowanie nie przekładało się w 100% na praktykę, miałam okresy niezdrowego objadanie się, zwłaszcza słodyczami. Postanowiłam sobie wtedy, że muszę udowodnić innym, że to co mówię o uzdrawiającej mocy warzyw i owoców jest prawdą i przeszłam na pokarm wyłącznie roślinny. Przez kilka miesięcy były tylko warzywa (oprócz skrobiowych) i owoce. W przeciągu miesiąca pozbyłam się egzemy. Wprowadziłam później pozostałe warzywa, kasze, orzechy, nasionka i w niedużych ilościach chleb żytni na zakwasie. Bez problemów było ok 10 miesięcy. Ostatnie pół roku jest dla mnie zaskoczeniem, zaczęłam chorować (3 razy w ciągu 6 miesięcy, lekarstw nie brałam). Pojawiła się znowu egzema, przeszłam więc na dietę Dąbrowskiej. Wytrzymałam na niej miesiąc, ale znowu dopadło mnie przeziębienie, więc ją przerwałam. Egzema na dloniach się nasiliła, mam wypryski na twarzy. Znajomi mówią: „taki okaz zdrowia jak pani, a chora. Trzeba zacząć odżywiać się prawidłowo, a nie tylko sałatą”. Nigdy już nie wrócę do „jedzenia jak wszyscy”. Twardo trzymam się menu roślinnego, odstawiłam tylko chleb, suplementuję D3+K2, B12, bior spiruline i chlorelle. Marleno o co chodzi? Co moge jeszcze zrobic ?
Marlena napisał(a):
Zdrowe żywienie nie polega ani na jedzeniu samej sałaty ani na „jedzeniu jak wszyscy”. Słodycze rujnują mikroflorę jelit. Problem skóry jest problemem jelit, a nie skóry. Pomocne mogą być probiotyki, prebiotyki, cynk, kurkuma, a witamina D musi być na przyzwoitym poziomie, aby zapobiec „przeciekaniu” jelit i reakcjom skórnym (być może suplementujesz za mało).
Zobacz też jak swoją skórę naprawił Paweł: https://akademiawitalnosci.pl/jak-jedzenie-naprawia-skore-historia-pawla-i-jego-azs/
O swoim zapaleniu skóry pisała też nasza czytelniczka: https://akademiawitalnosci.pl/jak-sie-pozbyc-azs-oraz-domowy-sposob-na-kurzajki-od-naszej-czytelniczki/
Bernadetta napisał(a):
Marleno, właśnie o to chodzi, że nie jem tak”jak wszyscy”, nie jem też samej sałaty. Od 1,5 roku jestem na zdrowej diecie, jem warzywa, owoce, kaszę jaglaną i gryczaną, orzechy, siemię i inne nasionka, jem też kiszonki (nawet ocet jabłkowy robię sama). Nie jem nic przetworzonego oprócz małych ilości chleba żytniego (który 2 miesiące temu odstawiłam zupełnie). Od 5 lat nie używam drogeryjnych kosmetyków. Smaruję się olejami i używam oliwy magnezowej, pastę do zębów stosuję „Neobio” lub robię sama. Na początku zdrowej diety było fajnie, bo już po miesiącu zniknęła egzema i nie dokuczała mi 10 miesięcy. Dlaczego po tych 10 miesiącach znowu wróciła egzema i zaczęłam chorować, przecież nie zmieniłam nic w odżywianiu?
Marlena napisał(a):
A kiedy ostatnio badałaś sobie poziom witaminy D? Ona ma spory wpływ na przepuszczalność jelit. To może być jakiś trop. Zimą spada poziom witaminy D więc i przepuszczalność barier jelitowych wzrasta. Ma ona też wpływ na odporność – gdy są niedobory D to spada odporność. Zbadaj sobie poziom bo trudno mi cokolwiek powiedzieć, nie znam ani poziomu ani nie wiem ile aktualnie suplementujesz i czy regularnie.
ela napisał(a):
Witam
Chcę suplementować krzem. Co polecisz?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Polecam warzywa i owoce, bogate w krzem wody zdrojowe, grube kasze, płatki owsiane: https://akademiawitalnosci.pl/krzem-w-pozywieniu-gdzie-go-znajdziemy/
Bernadetta napisał(a):
Niestety nigdy nie badalam poziomu wit.D. Suplementuję wit. D dopiero od 2 miesięcy. Biorę 3000IU, firmy Aura Herbals D3+K2mk7 w kroplach. A ja stawiałam na chleb, że to on mi szkodzi, ale wprowadzalam go stopniowo i przez 3 miesiące nie widziałam nic złego . Dziękuję za odpowiedź. Zwiększę branie wit. D.
Marlena napisał(a):
Ten suplement jest słaby i drogi w przeliczeniu na każde 1000 j.m., bo w jednej kropli jest 400 IU, a buteleczka kosztuje ok. 70 zł (900 kropli po 400 IU witaminy D3 = 360 000 IU w buteleczce, co nam daje 0,19 zł za każde tysiąc j.m.) .
Jeśli mogę coś doradzić to sprawdzona przeze mnie witamina D3 + K2 FORTE od dra Jacobsa, mamy ją w naszym sklepiku Akademii: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/witamina-d3-k2-forte-krople-20-ml
Tutaj w jednej kropli jest 2000 IU, opakowanie zawiera 600 kropli czyli 1.200.000 IU w buteleczce za 89 zł, co nam daje ok. 0,07 zł za każde tysiąc j.m. Płacisz prawie półtora raza więcej za Aura Herbals. Ponadto dr Ludwig Manfred Jacob jest w Niemczech niezwykle cenionym lekarzem i lipy na rynek nie wypuszcza, bo dba o swoje dobre imię i swoją renomę. Stosunek ceny do jakości jego produktów jest bezapelacyjnie najlepszy!
Owszem, przy niedoborze witaminy D chleb będzie Ci szkodził, szczególnie jeśli ma w sobie białka glutenowe (pszenica, żyto, jęczmień), ponieważ one powodują większe wydzielanie zonuliny (jest to białko którego rolą jest modulowanie przepuszczalności ścisłych połączeń pomiędzy komórkami w ściance przewodu pokarmowego). O zonulinie poczytaj tutaj: https://biotechnologia.pl/farmacja/zonulina-marker-dobrostanu-jelita,17150
U ludzi zdrowych gluten to nie problem (zobaczmy ile pszenicy jedzą stulatkowie na Sardynii, ile jęczmienia stulatkowie na Okinawie, ale oni cały dzień spędzają na słońcu, pasąc kozy, uprawiając ogródek itd. – cały dzień na dworzu). Problem pojawia się lub narasta gdy mamy niedobór witaminy D.
Tutaj pisałam o dawkowaniu witaminy D: https://www.akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Zacytuję fragment: Zalecane jest najpierw zbadać swój wyjściowy poziom witaminy D, aby wiedzieć od czego zacząć. Jeśli jednak chwilowo nie masz możliwości wykonania takiego badania, to dr Zaidi sugeruje wykorzystać następujący przelicznik: 1000 j.m. na każde 10 kg masy ciała na dobę.
Czyli na razie bierzesz tyle ile jest dobre dla dziecka ważącego 30 kg. W ten sposób uzupełnianie niedoboru witaminy D zajmie Ci czas do emerytury! 🙂 Koniecznie bierz więcej (jeśli masz nadwagę to nawet 2 razy tyle), a przy najbliższej okazji zrób sobie badania krwi na poziom witaminy D i wapnia.
Gdy wprowadzałaś chleb do menu, to mogłaś jeszcze mieć zapasy witaminy D z lata, potem się wyczerpały, a mierna suplementacja nie uzupełniała tego co organizm codziennie zużywał w procesach metabolicznych (to trochę jak z oszczędnościami w banku – jak nie uzupełnisz stanu konta, a wydasz kasę, to po jakimś czasie jesteś bankrutem), co wzmogło z kolei przepuszczalność barier jelitowych (bez witaminy D bariery jelitowe leżą i kwiczą), do krwi zaczęły się wtedy dostawać obce cząstki z pokarmu i „wywaliło” to wszystko na skórę w postaci egzemy.
W międzyczasie możesz upiec sobie magnezowo-cynkowy bezglutenowy chlebek z kaszy gryczanej i jaglanej: namocz w dwóch osobnych słoikach po szklance każdej kaszy na 1-2 doby, potem odlej wodę w której się moczyły i przepłucz kasze na sitku, włóż je do miski, dodaj ok. 1/3 szklanki wody, płaską łyżeczkę soli himalajskiej, po łyżeczce ziół jakie lubisz (np. czarnuszka, zioła prowansalskie, czosnek w proszku, cebula w proszku), a jeśli wlało się za dużo wody to dodaj trochę otrębów owsianych albo zmielonych płatków owsianych. Mikserem typu „żyrafa” zmiksuj kasze na ciasto. Ciasto ma być gęstości jak chlebowe. Na koniec sypnij do ciasta garść lub dwie zdrowych nasion (dynia, słonecznik, siemię) i wymieszaj łyżką. Przełóż ciasto do foremki silikonowej (albo zwykłej wyłożonej papierem do pieczenia), posyp wierzch pestkami dyni. Włóż do zimnego piekarnika na noc i rano włącz piekarnik (góra-dół) na 180 stopni, piecz 55-60 minut licząc od chwili jak piekarnik osiągnął temperaturę. Albo możesz to zrobić rano i upiec wieczorem. Chodzi o to by ciasto stało w zimnym piekarniku aby odbyła się fermentacja. On wychodzi taki płaski trochę, ale w smaku dobry, ma malutkie pęcherzyki w środku, ale jest raczej zbity. Skórka przyjemnie chrupka. Ogólnie bardzo smaczny, moja rodzina go lubi, zimą dosyć często go piekę. Przechowuje się dobrze przez kilka dni w chlebaku zawinięty w lnianą ściereczkę. Najsmaczniejszy gdy świeży, ale nawet lekko czerstwy jest OK.
Bernadetta napisał(a):
Bardzo dziękuję Ci za wyczerpującą odpowiedź. Bardzo mi pomoglas, rozjasnilas mi w głowie.
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno w świąteczny czas jeszcze raz dziękuję Pani za wszelkie działania na rzecz zdrowia i radowania się jedzeniem od Matki Natury :-). Życzę, aby Wielkanoc przyniosła dużo radosnej energii życia i wiosny. Pozdrawiam ciepło 🙂
Marlena napisał(a):
Wzajemnie, Agnieszko, wiele radości, miłości i przewlekłego zdrowia dla Ciebie i dla Twoich bliskich! 🙂
Ryc napisał(a):
Marleno co sądzisz o analizatorze składu ciała bes quantum. Ponoć dzięki niemu w minutę można ocenić zawartość m.in. witamin, pierwiastków, minerałów, enzymów w organizmie. Z góry serdecznie dziękuję za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia, nigdy z czegoś takiego nie korzystałam.
Ryc napisał(a):
Marleno, moja córka po diecie Dąbrowskiej przy wstawaniu z łóżka ma mroczki przed oczami i zawroty głowy. Wcześniej tego nie miała. Czy wiesz co może być przyczyną?
Marlena napisał(a):
Wszystkie informacje na ten temat są w książkach pani doktor, polecam też jej wykład: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Trzeba dużo wypoczywać podczas postu. Zawroty głowy mogą wynikać też z niedoboru witaminy D.
Monika napisał(a):
Czy mogłabyś podać jaką witaminę D Ty Marleno stosujesz? Jaka jest godna polecenia? (dokładna nazwa itp.)
Marlena napisał(a):
Moniko, stosuję witaminę dr Jacob’s w kroplach, nie zawiera zbędnych dodatków i co najważniejsze – na pewno działa. Jest produkowana w wersji standardowej (800 j.m. w kropli) albo forte (2000 j.m. w kropli), zarówno w wersji D3+K2 albo jako samodzielna d3 i wtedy K2 osobno (K2 jest tutaj z olejków eterycznych, nie sojowa).
Produkty od dr Jacob’s, które osobiście przetestowałam i jestem pewna ich jakości znajdziesz tutaj: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/producenci/dr-jacobs
Marta napisał(a):
Witam Pani Marleno.
Piszę z prośbą o pomoc.
Po wielu latach cierpień, biegania od lekarza do lekarza, specjalistycznych badaniach, dietach eliminacyjnych, przejściu na tryb życia eko i bio, stwierdzono u mnie nietolerancję fruktozy.
Jak zatem mam teraz żyć skoro nie mogę jeść owoców i większości warzyw?
Tak naprawdę dobrze czuję się tylko po mięsie. Co mam teraz począć?
Proszę o jakieś wskazówki, rady.
Może ma Pani jakąś szerszą wiedzę na temat jak postępować w takie chorobie.
Pozdrawiam – Marta.
Marlena napisał(a):
Marto, ale czy urodziłaś się już z wadliwym genem (fruktozemia)? Jeśli tak, to już nic nie zrobisz, bo sprawa jest genetyczna, a jeśli nie, to Twoja nietolerancja jest nabyta i nabawiłaś się jej poprzednim złym stylem życia (za dużo cukru, słodyczy, białej mąki, napojów słodzonych itp.).
Jeśli rzecz jest nabyta to jest duża szansa się jej pozbyć. Wysłuchaj wykładu dr Dąbrowskiej, tam ona opowiada o swojej ciotce, która „nie mogła” jabłek czy w ogóle owoców, ale po odbyciu diety warzywno-owocowej zjadła jabłko i nic jej nie było – układ pokarmowy został naprawiony poprzez post. Od tej pory mogła jeść wszystko, każdy owoc i każde warzywo. Ten wykład jest tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Jeśli nigdy w życiu nie pościłaś to może powinnaś spróbować? Jedząc głównie mięso daleko nie zajedziesz – zakwasisz sobie organizm i przeciążysz nerki.
U pacjentów gastrycznych z zaburzeniami trawienia dr Dąbrowska stosuje najpierw kilka dni postu na świeżo wyciskanym soku marchwiowym, potem włącza zupę marchwiankę (tarta marchew wrzucona na wrzątek ze szczyptą soli) i w czasie tej diety płynnej ustrój odpoczywa, a układ pokarmowy regeneruje się: wznawia produkcję enzymów, regeneruje nabłonek jelitowy, poprawia się mikroflora jelit.
A po diecie płynnej pacjenci przechodzą już bez problemu na dietę warzywno-owocową, bo wtedy już wszystko jeść mogą, choć wcześniej im coś szkodziło – ich zniszczony układ pokarmowy nie mógł sobie poradzić z trawieniem (niedobór enzymów, niedobór dobrej mikroflory jelitowej, niedobór kwasów żołądkowych itd.).
Marta napisał(a):
Witam.
Wysłuchałam wykładu Pani Doktor i niebawem zaczynam post.
Mam pytanie, czy w razie potrzeby wykonania lewatywy, może być to lewatywa z kawy Gersona?
Tę znam i tę stosuję tylko nie wiem, czy można jej używać w poście.
Jeśli nie to proszę o podpowiedź, jaką można.
Proszę też o podpowiedź co do olejowania ciała, które teraz stosuję. Używam ekologicznych olei np. z konopii. Czy mogę to robić w poście?
Liczę na odpowiedź.
Pozdrawiam – Marta.
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że raczej nie ma przeszkód aby to była lewatywa z kawy, choć dr Dąbrowska o tym nie pisze. Co do olejowania to ja unikam wszelkich kosmetyków w tym czasie, również tak naturalnych jak oleje.
Monika napisał(a):
Witaj Marleno!
Mam nadzieje, ze bedziesz mogła mi doradzić. Stwierdzono u mnie dwie mutacje genu MTFHR, a co za tym idxie zaburzenia metylacja, od zawsze braki żelaza , kwasu foliowego i B12, których nie mogłam uzupełnić, teraz wiem, ze to ze względu na te zaburzenia. ( wadliwy gen po tacie , który w wieku 31 lat zmarł na udar. )
Oprócz tego dowiedziałam sie, ze dotychczasowe suplementy, które brałam były bardziej dla mnie toksyczne niż pomagały, ponieważ powinnam brać tylko te metylowane. Czy dostanę je w Twoim sklepie?
Wiem tez , ze moj organizm zle wydała toksyny przez ta mutacje, czy moglabys mi doradzić co robic w takiej sytuacji? Próbowałam znalezc wpis w temacie, ale mi sie nie udało.
Do tego doszła jeszcze menopauza w wieku 37 lat i zwyczajnie sie boje, chce byc zdrowa mam troje dzieci , a boje sie przyszłości .
Intuicyjnie od dziecka nie cierpiałam przetworów mlecznych i mięsa , teraz wiem, ze przy tej mutacji jest zaburzone trawienie białek odzwierzęcych i bardzo sie ciesze , ze ich nie jadłam.
Bardzo Cie prosze o jakieś wskazówki co jeść, co robic, aby sie dobrze czuć , jak sie suplementowac.
Pozdrawiam serdecznie Monika
Marlena napisał(a):
Jeść dużo zieleniny! Dla osób z mutacją genu MTHFR potrzebne są foliany, a nie syntetyczny kwas foliowy z tabletki. Matka Natura na pewno nie chciała, abyśmy po potrzebne nam substancje odżywcze biegli do apteki. Wszystko czego do szczęścia potrzebujemy umieściła w pożywieniu. Foliany znajdziemy w strączkach, owocach i przede wszystkim roślinach zielonych ( z łaciny folium=liść!). Nie znajdziemy ich natomiast w syntetycznym kwasie foliowym z tabletki – taka rzecz zresztą w naturze nie występuje, choć ginekolodzy zapisują to kobietom nawet nie badając ich ewentualnych mutacji genowych!
Co do suplementacji czy ustawienia diety to najlepiej skonsultować to z dobrym dietetykiem klinicznym lub lekarzem. Witaminy B oczywiście tylko metylowane.
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno, jak cieszyć się smakiem ogórka w koktajlach, w połączeniu z innymi warzywami czy owocami, żeby zachować witaminę C (którą ponoć ogórek „wymiata”).? Czytałam, że można dodać sok z cytryny. Choć przyznam że kwaśny smak cytryny w koktajlach, nie koniecznie mi pasuje.
O occie jabłkowym nie wspomnę :-). Jest na to jakaś rada? Czy może wtedy blendowwać sam ogórek z nasionami i orzechami? Cz po prostu łączyć go z warzywami zielonolistnymi i nie przejmować się? Proszę o radę. Dziękuję i ślę pozdrowienia 😀
Marlena napisał(a):
Enzym askorbinazę zawiera nie tylko ogórek, ale tylko ogórkowi się dostało po głowie i powstał mit pod tytułem „nie łączyć ogórka z pomidorem”. Nie ma co jednak się tym przejmować. Niech mit żyje swoim życiem. 🙂
My wiemy, że askorbinaza rozkłada się w środowisku kwasowym. Ale nikt nie każe nikomu pić kwaśnych koktajli, bo to przecież nie to chodzi. 😉
Można do koktajlu gdzie występuje ogórek dodać odrobinę soku z cytryny (i np. jakiegoś daktyla więcej czy garść słodkich owoców dla zrównoważenia smaku).
user1 napisał(a):
„W pokarmach występuje w postaci folianów czyli soli kwasu foliowego. Nie można jej przedawkować pobierając z pokarmów (…)”
Wygląda na to, że jednak można:
„And when it comes to methyl folate, it’s not a better form, it’s simply a different form.
In other words, if you are undermethylated, you need to be very careful with folate because it is a serotonin reuptake promoter, (antidepressants (SSRI’s) are reuptake inhibitors and undermethylated persons respond well to these medications) so it will make you feel worse. This explains why my years as a raw vegan on a high folate diet yielded devastating results for me.
Now I know what all that green juice was really doing to my body. And why one man’s food is another man’s poison.”
Źródło: „Folate: Friend or Foe”
Marlena napisał(a):
No nie wiem – dr Axe pisze zupełnie coś innego: gdy występują problemy z metylacją, to spożywanie zielonolistnych roślin bogatych w NATURALNE foliany jest korzystne i zalecane, ponieważ może wspomagać metylację;
„Acquiring more folate (not folic acid, which is synthetic vitamin B9) can help with methylation.”
I na końcu artykułu wymienia rzeczy, które mogą pomóc gdy stwierdzimy objawy problemów z metylacją: „improving gut health, getting more natural folate from your diet, acquiring more vitamin B6 and B12, exercising, lowering intake of inflammatory foods, and managing stress.”
W sumie wina zlego samopoczucia została zwalona na soki warzywne, ale tak naprawdę przecież nie wiadomo co autorka artykułu jeszcze robiła, może brała pigułki antykoncepcyjne, może miała problem z nadmiarem metali w ustroju, z niedoborem B6 i B12, z kiepską mikroflorą itd. – po prostu nie wiemy, ale to nie jest tak, że spożywanie pokarmów zawierających naturalne foliany jest zabronione lub szkodliwe gdy występują problemy z metylacją. Raczej jest odwrotnie – spożywanie takich pokarmów (ale nie suplementów czy też pokarmów wzbogaconych o syntetyczny kwas foliowy) jest z tego co pisze dr Axe korzystne i zalecane.
Pamiętam już tak przy okazji, iż dr Hoffer pisał, że suplementacja lecytyny jest pomocna przy zaburzeniach metylacji (cholina zawarta w lecytynie jest donorem grup metylowych).
Kasia napisał(a):
Pani Marleno, jak to jest z suplementowaniem kwasu foliowego w ciąży? Poleca się suplementowanie jeszcze przed zajściem w ciążę. Na pewno najlepiej w postaci naturalnej, ale czy warto dodatkowo tabletki brać?Niektórzy wręcz twierdzą, że to może zaszkodzić.
Marlena napisał(a):
Owszem, może szkodzić: podejrzewa się, że dzieci matek przyjmujących sztuczny kwas foliowy podczas ciąży mają większe ryzyko alergii i astmy. Jednak żaden ginekolog nie powie kobiecie „Proszę jeść więcej zieleniny, soczewicy, awokado i pomarańczy”, tylko z marszu wypisuje receptę na sztuczny kwas foliowy (postać jaka jest w suplementach nie występuje w naturze, bo w naturze mamy foliany). Nie wiadomo też czy te suplementy nie podwyższają ryzyka raka: https://oczymlekarze.pl/porady/detektyw-medyczny/2099-kwas-foliowy-suplement-diety-czy-czynnik-rakotworczy
Tak to jest jak chcemy być mądrzejsi od natury i ją przechytrzyć. Trzymajmy się natury, a wszystko będzie dobrze: będziemy rodzić zdrowe kolejne pokolenia zamiast zastępów alergików, astmatyków i dzieci od małego chorujących na raka.
Stokrotka napisał(a):
”….Siedem plag egipskich 😉 zarówno fizycznie jak i psychicznie byłam wrakiem, złe trawienie, złe spanie….”
To moge jeszcze ja zapytac?Co pomoglo Ci z problemami ze snem?
Czy dobralas sobie jakies szczegolowe suplementy czy problemy samoistnie sie rozwiazaly dzieki zdrowej diecie?
Marlena napisał(a):
Moje suplementy pochodziły głównie z natury, czyli były to soki warzywno-owocowe oraz zielone koktajle w ilościach do nasycenia, pewien okres diety na surowo, również potem post według dr Dąbrowskiej. Do dzisiaj robię sobie regularnie zarówno sesje diety raw food (ale to tylko latem) jak i przypominajki postu Daniela. Jak do tej pory żadne z moich dawnych dolegliwości nie powróciły.
Stokrotka napisał(a):
Dzieki za odpowiedz.
Mam nadzieje na wyzdrowienie z moich chorob.
Marlena napisał(a):
Stokrotko, nigdy nie jest za późno, chyba że doszło do zmian już nieodwracalnych, ale to są rzadkie przypadki.
Organizm sam wie jak ma prawidłowo działać, wszystkie ustawienia systemowe mamy zapisane w genach i urodziliśmy się już z nimi. A to, że nie działają, to z reguły nasza wina i środowiska w jakim przyszło mu funkcjonować. To tak jak z komputerem – jak masz dysk zawalony śmieciami, wirusami, wiatraki zawalone wieloletnim starym kurzem itd. to owszem, system dalej „jako-tako” pracuje, ale zupełnie nie tak jak byśmy się tego spodziewali.
A jeśli jeszcze mogę coś zasugerować: skup się na budowaniu zdrowia, a nie na chorobie. Zdrowie i choroba nie mogą istnieć jednocześnie, albo jest jedno, albo drugie. Energia idzie za uwagą, więc skupiajmy się na budowaniu zdrowia, cegiełka po cegiełce, posiłek po posiłku. Celem nie jest walka z chorobą, lecz zbudowanie zdrowia: najdoskonalszego jakie w danym momencie jest możliwe.
Stokrotka napisał(a):
To prawda,ze skupiam sie na chorobach moze dlatego,ze na lekarza malo co moge liczyc.Jedynie jakies badania,diagnoza a potem musze sama sie leczyc.Jutro ide na wizyte bo znow cos sie przypaletalo.Podejrzewam cysty gdzies w brzuchu.Mam nadzieje,ze to nic gorszego.Ale cysty mam juz w piersiach stad moje podejrzenia.Ostatnio zaczelam sie zastanawiac czy pijac 2 litry sokow warzywnych nie obciazam tym watroby albo czy te soki nie uwalniaja toksyn,ktorymi dalej sie organizm truje .Gerson mowil,ze skoro pijemy soki to i lewatywy musza byc.Na razie jednak nie robie bo boje sie ze brzuch mi eksploduje .Nawet boje sie o to lekarza pytac bo powie,ze zwariowalam.Z reszta juz nie raz mi powiedziano,ze oni nie lecza naturalnie i hormonow z powodu cyst nie ma sensu badac.Czlowiek zostaje sam… z internetem.
Marlena napisał(a):
No tak, Gerson tak pisze, ale te lewatywy to przy nowotworach i 13 szklankach soku dziennie (co 2 godziny szklanka soku).
Dwa litry to tylko 4 szklanki. Zobacz: ludzie piją po 4 szklanki Coli, kaw, herbat, piwska, red bulli i innego dziadostwa dziennie i się nie martwią o wątrobę, trzustkę, jelita, żołądek czy inne narządy, więc gdy mamy wypić tyle samo szklanek zdrowego soku z warzyw to po co widzieć od razu z góry jakiś problem? 😉
Oczywiście jeśli czujesz, Stokrotko, że coś jest nie halo, to zawsze możesz zmniejszyć ilość.
Spróbuj też okłady z oleju rycynowego na te cysty. Wielu naszym użytkowniczkom to pomogło. Olej rycynowy „wyciąga” cysty (jajnika, piersi, tarczycy, itd.) i je „zasusza”, choć naukowo ten fenomen nigdy nie został wyjaśniony dlaczego tak się dzieje. Więc od „zwykłego” lekarza tego się nie dowiemy.
Ale… grunt, że działa! Szczegóły (co, jak, gdzie i ile) znajdziesz w moim e-booku „Tajemnice oleju rycynowego”: https://akademiawitalnosci.pl/tajemnice-oleju-rycynowego/
Megan napisał(a):
Witaj,
Wszyscy mówią o niedoborach kwasu foliowego .
A co w przypadku zbyt wysokiego poziomu KWASU FOLIOWEGO w organizmie ( ponad 20)?
Jem ok. 1kg warzyw dziennie głownie brokuły, szpinak , brukselka , kalafior itp ( nie jestem witarianką) jem tez trochę białka zwierzęcego i niewiele węglowodanów.
Mam mutacje genu MTHFR nie suplementuje kwasu foliowego czasami jakis folian ( sporadycznie gdy akurat jest w suplemencie np.B complex) Mam bole mięśni. Czy z jedzenia można przedawkować kwas foliowy? pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Generalnie kwas foliowy pobierany z pożywienia jest bezpieczny, a jego nadmiar wydalany wraz z moczem. Natomiast gdy masz mutację genu, to proces przetwarzania folianów w organizmie może być zakłócony, stąd jego poziom w surowicy może dawać takie wyniki.
Ania napisał(a):
Dzień dobry Pani Marleno. Chciałabym dopytać o mutacje genu MTHFR, trafiłam kiedyś na artykuł, w którym zostało opisane, że mutacje tego genu można poznać u dzieci, które mają problem z zachowaniem i niebieską żyłkę na nosku, między oczami. Co Pani o tym sądzi? Czy trafiła gdzieś Pani na takie informacje? Potwierdzone jakimiś badaniami? W artykule tym był ten podany szereg chorób jakie może powodować mutacja tego genu (min. schizofrenie). Czy zgłębiała Pani kiedyś temat? Czy mutacje genu można rozpoznać na podstawie jednej żyłki? Czy to jakiś chwyt? Na blogu było sporo reklam suplementów, które można zakupić. Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam 🙂
Marlena Bhandari napisał(a):
Niespokojne dzieci to najczęściej dzieci matek mających niedobory składników odżywczych (bardzo często magnezu, kwasów Omega-3 itd.). Na stan zdrowia naszego dziecka wpływa to, co przed ciążą jemy i pijemy my same jako matki, ale też i to, co jadły i piły nasze matki, a nawet nasze babcie i prababcie.
Nie zawsze trzeba zaraz podejrzewać mutację genu MTHFR tylko dlatego, że dziecko jest nadmiernie płaczliwe, niespokojne, nadwrażliwe na sygnały otoczenia.
Mutację genu MTHFR tak naprawdę można stwierdzić na 100% tylko wykonując badania genetyczne.
Aczkolwiek jakąś poszlakę o istnieniu tzw. ukrytego rozszczepu kręgosłupa (spina bifida occulta) i powiązanej z tym mutacji genu MTHFR może stanowić tzw. sacral dimple czyli wyraźnie widoczny dołeczek z kępką włosków (meszkiem) w okolicy krzyżowo-guzicznej, tuż na linią rozdzielającą pośladki. Lekarz, który cokolwiek na ten temat wie, to zamiast ignorować ten dołeczek, zleca w takim przypadku wykonanie badań obrazowych kręgosłupa (np. rezonans magnetyczny), robi się wtedy dodatkowo badania genetyczne na mutację genu MTHFR.
Jeśli chodzi o słynną już w internetach niebieską żyłkę, to znaczenie jej pochodzi z japońskiej medycyny ludowej, nazywano ją Kanmushi lub z angielska Sugar Bug – w wolnym tłumaczeniu „cukrowy robaczek”.
Nie ma na ten temat żadnych badań klinicznych, ponieważ mamy do czynienia z medycyną ludową. Słusznie jednak nadpobudliwość wiązano w tym przypadku z dużym spożyciem/łaknieniem cukru. A my już dzisiaj wiemy, że cukier ograbia organizm z magnezu, wzmagając niepokój i nadpobudliwość.
Jednak niebieska żyłka nie musi oznaczać mutacji genu MTHFR, podobnie jak tzw. „uszczypnięcie bociana” (znamiona naczyniowe na skórze) – naturopaci specjalizujący się w pediatrii są co do tego zgodni: https://naturopathicpediatrics.com/2019/11/22/a-stork-bite-is-not-a-sign-of-mthfr/